Gustawowi trasa przez tereny Imperialne nie podobała się. Nie było na niej cywilizacji a i podejrzewał wzmożone patrole Granicznych. Chciał podążać po stronie najeźdźców gdyż warunki były w tym rejonie bezpieczniejsze i droga wiodła traktem. Niestety musiał zarządzić przekroczenie rzeki czując, że do buntu już blisko.
Teraz w polowych warunkach przyszło im rozbić obozowisko. Było ryzyko, że i Imperialni i Graniczni będą po piętach iść. Gustaw zastanawiał się czemu w ogóle tych pokurczów dopuścili do wojska. Dezorganizowali swoją butnością plany. Niby kulturalnie i bez straszenia ale oportunistami byli olbrzymimi.
~ Przeklęte karyple!~ myślał patrząc na Galeba dyskutującego z Detlefem.
Atak. Zostali zaatakowani i to przez kogo? Ożywieńców!
- Wasze politowania godne doradztwo doprowadzi nas kiedyś w ich szeregi.- Rzucił do oponentów wybrania trasy przez tereny kontrolowane przez Granicznych. Gustaw był wściekły, ale czuł, że nie może poddawać się emocjom.
Stanęli do walki. Ustawili się w szeregu w optymalnym ustawieniu a zombi zbliżali się.
- Matko!- Jęknął sierżant po ciosie mieczem wyprowadzonym przez ożywieńca. Rana była głęboka a krew czuć było, że wypływa. Gustaw jednak stał nadal wiedząc, że muszą trzymać linię bo pochłonie ich fala ożywionych trupów. Sięgnął do pasa po mikstury lecznicze i zręcznie parował ciosy i unikał lecz po wypiciu nic się nie stało.
Żołnierze jeden po drugim łamali szyk próbując się z wrogiem na ich tyłach. Mimo jasnego i klarownego rozkazu te patałachy robili co chcieli.
- Trzymać linię bo powyrywam łby i naszczam do środka!- Krzyknął i kontynuował walkę z przeważającą ilością nieumarłych.