Elena poszła za Wróblicą do domku prezesa. Rzucała pokątne spojrzenia Markowi, zastanawiając się, czy on także ma problemy, żeby wytrzymać w towarzystwie kobiety. Mimo to nie powiedziała na głos niczego, co mogłoby ją do siebie zniechęcić – licho wie do czego babsko było zdolne.
Całkiem szybko okazało się, że było zdolne do bardzo wielu rzeczy.
Smoczyca spojrzała na zdemolowaną psinę z mieszaniną litości i zohydzenia. Było jej go żal, tych wszystkich ran na jego ciele i szkody psychicznej, którą odniósł, ale przede wszystkim nie mogła zrozumieć, jak taka lubiąca zwierzęta – ekhem, „lubiąca” - kobieta jak Krwawa Wróblica mogła się posunąć tak daleko. Ten pies nie był tylko cierpiącym zwierzęciem – był żywym dowodem na to, jak wielkie problemy psychiczne miała jego pożal się Boże właścicielka.
Coś musiało zostać zrobione.
Akurat kiedy Babcia Kwiatek i gangrelka się kłóciły, Elena postanowiła się wtrącić.
- Ja jestem zainteresowana kupnem – odparła hardo – Co Pani chce? Pieniądze? Mam też trochę krwi w lodówce, może być bardziej przydatna wampirowi. Możliwe jednak, że chce Pani coś więcej, jestem otwarta na sugestie – dodała.
Na tyle, na ile Elena rozumiała się na psach, tego dało się jeszcze odratować. Odrobina wampirzej krwi mogłaby uleczyć jego rany, a z czasem czworonóg nauczyłby się znowu ufać ludziom. I kto wie, może ghul-pies przydałby jej się? Mogłaby wychodzić z nim na spacery jakby nigdy nic, a w istocie ruszać z nim na nocne polowania i misje.
Oczywiście, strata całej swojej krwi mogłaby być problematyczna, ale patolog wierzyła, że dałaby sobie z tym radę – każdy wampir jakoś musiał, prędzej czy później. I sądziła, że co jak co, ale obecna sytuacja wymagała tego – nie tak dużego w sumie – poświęcenia. |