Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-10-2018, 21:29   #167
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Księżna wyciągnęła spod mnisiej sukni malutki flakonik. Podała go Agnese.
- Wobec tego to dla ciebie. Mości panie markizie, mój szlachetny gospodarzu, dla ciebie nie mam takiego flakoniku, ale mam propozycję na przyszłość. Jeśli kiedykolwiek będziesz chciał zostać przemieniony, daj mi znać. Postaram się, żebyś otrzymał to samo pokolenie, co twoja narzeczona. Znacznie lepiej jest moim zdaniem, kiedy tutaj nie zachodzą różnice. Jednak oczywiście tylko, jeśli zdecydujesz. Droga Agnese, natomiast ta krew, to nie jest zwyczajna krew. Flaszeczka zawiera ostatnie krople krwi starszego wampira, które zostały tak magią zamknięte, iż są żywe. Zasadniczo jeśli wypijesz je, to tak, jakbyś dopełniła owego uczynku, tyle że bez jego negatywnych konsekwencji na aurze, jednak ze wszystkimi pozytywnymi elementami.
- Płacisz mi Pani cennym darem, a ja nawet nie jestem w stanie dać ci gwarancji, że uda mi się ciebie tutaj ustrzec.
- Agnese uśmiechnęła się lekko smutno.
- Jeśli nie uda ci się, ta flaszka tak czy siak nie będzie mi więcej potrzebna, zaś tobie może się przydać. Bardzo przydać, jeśli użyjesz jeszcze przed tym, co jak przewiduję za jakiś czas właśnie nastąpi.
Agnese przez chwilę obracała w palcach niewielką fiolkę. Ojciec kazał się jej wystrzegać takich sytuacji, równie dobrze księżna mogła chcieć ją związać, ale w sumie… czemu by niby teraz?
- Tak.. to może pomóc. Pozwolisz jednak Pani, że na razie zajmiemy się przygotowaniem leża dla ciebie i Leoncio? - Contarini uśmiechnęła się już cieplej.
- Jak najbardziej, ale nie wiem, czy będziemy mieli czas. Giovanni się lekko wkurzyli i cóż, za dwie doby powrócą moje siły, moje oddziały. Jednak póki co radzę się szykować na ataki, mogą wśród nich być także zombie.
- Moje garderobiane i tak nie będą walczyć.
- Wampirzyca zerknęła na Alessandra - Kochany, proponuję by księżna skorzystała z moich pokoi, co ty na to?
- Oczywiście moja najmilsza. Wasza wysokość, to naprawdę dobre pokoje. Pozwoli pani tylko, że sprzątniemy je co nieco przenosząc rzeczy Agnese - no cóż, wśród rzeczy było tam kilkaset tysięcy dukatów, wystarczająca wielkość, żeby kupić sobie księstwo oraz jeszcze lody malinowe wielkości alpejskich szczytów.
- Tak, dobrze, poczekam tutaj. Czy możecie mi przysłać Leoncio oraz coś odpowiedniego do picia?
- spytała Fredegonda.
Jakby na zawołanie do drzwi ktoś zapukał, zaś chwilkę potem weszła ghulica niosąc złotą tacę ze wspaniałymi kielichami wykonanymi przez szklarzy weneckich. Obok Gilli zaś wkroczył Leoncio, widocznie poproszony przez ghulicę.
- Jak na zawołanie - uśmiechnęła się księżna. - Wasze zdrowie - wypiła nieco. - Dajcie znać, kiedy pokoje będą gotowe. Muszę przemyśleć nieco spraw.
- Na razie mogę zapewnić, że nikt nie będzie was tu niepokoił. Wystawię swoją ochronę przed drzwiami, gdybyście czegoś potrzebowali.
- Agnese wstała z krzesła. Oczywiście za nią markiz, który trochę nie wiedział, jak się zachować dokładnie przy wampirzej księżnej. Chwilkę potem byli już na korytarzach pałacowych we trójkę.
Agnese powstrzymała stary dobry odruch głębszego odetchnięcia i spojrzała na otrzymaną fiolkę. Wypije ją, bo czemu nie, ale powinna najpierw wydać polecenia.
- Gillo, niech garderobiane zaczną zbierać moje rzeczy z sypialni, położą świeże pościele i przewietrzą pokój. Niech Borso przydzieli kilku silnych chłopa do przeniesienia beczek. Weźcie Jeorge. Do ciebie będę miała prośbę byś zabrała wszystkie “akcesoria” z ukrytej sypialni. - Agnese spojrzała na Markiza. - Chciałabym tam przenieść pieniądze, jeśli wyrazisz zgodę.
- Dobry pomysł
- uznał markiz.
- Oczywiście signora. Przypuszczam, iż wystarczy niektóre poprzesuwać na bok, ale łóżko może spokojnie zostać. Tylko zielony konik oraz stojaki na różne drobiazgi. Zsunę je razem na boku, wtedy wszystko ładnie się pomieści.
- Przede wszystkim nie chcemy wywoływać kolejnych plotek u służby, chciałabym by wyglądało to jak sypialnia. Może znajdą się jakieś tkaniny by to przykryć.
- Agnese uśmiechnęła się.
- Zabroniłem tam służbie wchodzić, wiesz, trochę było mi głupio, kiedy odkryliśmy ten pokój. Dlatego zawsze kiedy wychodziłem, zamykałem go. Owszem trochę kurzu się tam zebrało, trzeba będzie przeczyścić, jednak dla służby nic się nie zmieniło. Kiedy wchodzą sprzątać moją komnatę zostają zamknięte drzwi do kolejnej. Skoro była nieotwierana przez dłuuuuugo, właściwie nic się dla nich nie zmieniło wcale.
- Rozumiem, ale teraz muszą tam wnieść beczki, bo żadne z nas tego robić nie będzie. Więc znajdą.
- Ale eee
- może wniosą do mnie, zaś potem wniesiemy sami - widać było, iż markiz jest straszliwie zakłopotany. Przecież takich rzeczy jak klamry na łóżku czy coś zasłonić się nie da zbytnio jakoś.
- Myślę, że Gilla się postara, ma chwilę nim zostaną uprzątnięte moje rzeczy i Borso przydzieli ludzi. Po za tym wszyscy wiedzą, że nie używałeś tamtego pokoju, który i tak większość uznałaby za salę tortur.
- Agnesa objęła swego narzeczonego. - Masz lepszy pomysł?
- Skoro nie możemy wnieść kilku kroków sami, gdyby zostały położone na podłodze mojej sypialni, to nie mam lepszego pomysłu. Niechaj będzie więc, jak powiadasz. Idę się wziąć do roboty
- widać było, że markiz się nie zgadza z Agnese, ale uznał, że może czegoś nie rozumie lub że nie jest czas na spory. - Aha, jeszcze właściwie co miała na myśli księżna co do tej przemiany oraz twojej flaszki?
- Możemy omówić to gdy będzie spokojniej?
- Wampirzyca ucałowała go. - Najchętniej gdy w końcu położę się z tobą w łóżku.
- Dobrze śliczna moja
- ucałował ukochaną oraz ruszył zająć się specjalną komnatą. Gilla zaś ruszyła wykonać polecenia. Agnese pozostała sama. Wampirzyca spytała jeszcze wcześniej swoją ghulicę, gdzie przetrzymywany jest Pazzi i ruszyła w tamtym kierunku.*

Dawny poseł był umieszczony za dobrze zamkniętymi drzwiami w piwnicy. Gilla wspomniała, że go odpowiednio pojono, jednak ze względu na przesłuchanie poprzedniej nocy przestano. Obecnie przed drzwiami stał strażnik, który oczywiście wyprężył się dostrzegając wampirzycę.
- Pani? - spytał.
- Chcę go zobaczyć. - Odparła spokojnie Agnese, stając naprzeciwko drzwi. BYła pewna jednego nie może mieć w swoim domu wroga. Już raz popełniła ten błąd wypuszczając go w gniewie i to o raz za dużo.
Strażnik skłonił się. Wziął zawieszone na kołku klucze, otworzył drzwi. Zawiasy zgrzytnęły rdzą. Wewnątrz powiązany niczym prosię leżał niewątpliwie Pazzi.
- Zamknij drzwi, porozmawiamy sobie tutaj chwilkę. Pukaj jakby coś się działo. - Wampirzyca odwróciła się od strażnika i podeszła do skrępowanego mężczyzny. Oczywiście zaś strażnik wykonał polecenia. Pazzi nie mógł niczego uczynić, poza wściekłymi błyskawicami miotanymi źrednicą, drugą bowiem zakrywała solidna opuchlizna.
Agnese przykucnęła obok. Nie zabije Pazziego, zrobi coś dużo gorszego. Delikatnie oparła mu dłoń o głowę.
- Dawno się nie widzieliśmy. - Uśmiechnęła się ciepło używając prezencji. - Myślę, że czas odrobinę zmienić nasze relacje, co Pazzi?
Nie odpowiedział, ale spojrzał bardziej jakby zainteresowany. Błysnęła jakaś nadzieja wewnątrz oka. Czujnie gapił się oraz słuchał, co powie mu kobieta, którą nienawidził od chwili poznania, albo jeszcze wcześniej.
- Oboje chcemy dbać o swoje interesy, mieliśmy niewielką kolizję, ale toż liczy się przyszłość, czyż nie?
- Czyli?
- udało mu się wychrapać. Niewątpliwie gardło miał wyschnięte, jako bowiem nie dawano mu wiele do picia.
- Na przykład wypuszczę cię, dam powóz i oddam pieniądze i nigdy więcej nie będziemy wchodzić sobie w drogę. - Agnese powoli sączyła myśli w głowę Pazziego.
- Oczywiście przyjmuję - wychrypiał Pazzi. Chyba obiecałby wszystko oraz niczego oczywiście nie dotrzymał później. Chociaż kto wie … może jego myśli zmieniały się nieco, może nawet bardziej niżeli nieco ...
- Źle zaczęliśmy, wiesz? - Agnese ponownie użyła prezencji, choćby miała tu pasć z głodu, zamierzała mu zrobić z mózgu paćkę. Chyba udawało jej się po uderzeniu Dominacją.
- Źle zaczęliśmy - powtórzył bezwiednie. - Źle zaczęliśmy, bardzo źle.
- Bardzo chciałabym to naprawić, ale rozumiesz, że po ostatnim ataku nie jest to łatwe?
- Wampirzyca podtrzymywała pozytywny, raczej ciepły ton. Nie chciała mu grozić, chciała by poczuł, że także dla niej to trudne.
- Nie jest, ale mógłbym od biedy uznać, że jesteśmy kwita - chrypiał dalej. - Biorąc pod uwagę, że zabrano ci twój pałac …
- Oh… Pałac we Florencji?
- Agnese zdziwiła się. - To byłoby dziwne, nie że go zabrano, ale że nie dotarły do niej informacje handlowe, otrzymała list od Machiavellego. Użyła nadwrażliwości by sprawdzić czy Pazzi nie blefuje. Jednak Pazzi był przekonany, że powiada prawdę. Inna kwestia, czy to była prawda. Wampirzyca poczuła jak po jej plecach przebiega nieprzyjemny dreszcz. Musiała to sprawdzić, nie ufała Pazziemu ani odrobinę, jednak możliwość straty Florencji… - To rzeczywiście byłaby równa wymiana. Zostaniesz wypuszczony jutro, teraz poprosze by podano ci coś do picia, dobrze?
- Dobrze, tak, jutro, bardzo dobrze. Umowa stoi - Pazzi chyba był przekonany, baaa, musiał być, iż zostanie utłuczony, tymczasem się go wypuszcza oraz proponuje wspólne zakończenie scysji. Oczywiście taka wymiana była jak najbardziej do przyjęcia. Tak mu się właśnie zdawało.
- Ktoś się niebawem pojawi. - Agnese podeszła do drzwi i zapukała by ją wypuszczono. Oczywiście strażnik natychmiast wykonał to. Spojrzał pytająco.
- Jakieś szczególne rozkazy, pani?
Agnese uśmiechnęła się.
- Niebawem przyślę trzy butelki wina by go nimi napojono. Na razie tyle. - Wampirzyca ruszyła w kierunku swojej sypialni i po drodze poprosiła by ktoś przyniósł jej butelki zwykłego wina. Trzy butelki, na trzy porcje niezbędne dla zawiązania specjalnych więzi.

Sypialnia Agnese już była pusta. Obecnie tylko kilka sprzątaczek naprędce obudzonych, wszak była noc, pucowało komnatę wampirzycy. Apartament miał być wszak oddany księżnej. Rzeczy wampirzycy już nie było. Musiały zostać przeniesione, czyli wszystko szło tak, jak teoretycznie powinno. Oczywiście któryś ze służących przyniósł jej także koszyczek wypełniony trzema butelkami dobrego wina.
Wampirzyca podziękowała mu. Chwilę jeszcze przyglądała się pracy kobiet. Trochę zmniejszało to jej niepokój. Miała dom… bo czuła się tutaj jak w domu. Jednak sama możliwość utratu Pałacu we Florencji, kuła jej martwe serce.

Przeszła do gabinetu. Z wprawą dawnej pani domu, medyceuszy, zdjęła lak z butelek i odkorkowała wino. Naczynia nie były jak zwykle wypełnione po brzegi. Tak wino lepiej leżakowało. Agnese przecięła swoją dłoń i starannie odmierzyła porcję krwi do każdej butelki. Gdy skończyła, poprosiła jedna ze służących by zaniosła je strażnikowi na dole, dając instrukcję, ze wie co powinien z nimi zrobić. Dopiero gdy drzwi za służącą zamknęły się miała chwilę dla siebie. Siedząc w swoim fotelu wpatrywała się we fiolkę. Moc, bez znamion diabolerii… marzenie tylu wampirów i chowa je u siebie księżna Rzymu. W sumie odpowiednia osoba. Fakt, faktem nie miała już wymówek. Niespiesznie odkorkowała fiolkę i powoli wypiła jej zawartość. Wtedy zaś przeżyła prawdopodobnie po raz drugi wampirze narodziny. Może nie aż tak gwałtownie, ale przeszyło ją. Najpierw tam, gdzie zwykle ma się bijące serce. Serce wampirzycy oczywiście nie biło, jednak przez chwilę wydało jej się, że wali niczym szalone. Dłonie zaczęły jej drżeć. Nogi także. Usta wpadały jakoś we wtórną, niekontrolowaną drżączkę. Ponadto przeszył ją niemal piorun gwałtownego pieczenia. Błysnęło światło, uderzyło bolesne, zaś głód krwi sprawił, że niemal oszalała. Zaczęła krzyczeć bez kontroli, albo raczej chciałaby krzyczeć, ale język nie potrafił jej słuchac, stał sparciały niczym szmata. skutkiem krzyku wbiegła jakaś służąca. Agnese rzuciła się na nią ssąc gwałtownie, ale resztka woli trzymająca nad nią władzę kazała kobietę odepchnąć, kiedy żyła, choć straciła przytomność oraz mnóstwo krwi. Krew! Krew! Była obłędnie cudowna, ale jednocześnie przywracała jakieś elementy większej kontroli nad ciałem. widziała przedtem wszystko przez purpurę, obecnie przez zwykły jasnoczerwony róż. Agnese ostatkiem sił woli zalizała rany dziewczyny, co by nie padła z wykrwawienia i sama opadła bez sił z powrotem na fotel. Nie mogła opuścić gabinetu, czuła, że w tym stanie, rzuci się na pierwszą lepszą istotę. Potrzebowała krwi… dużo krwi. Wezwała do siebie Gillę dawno nie używanym sposobem. Ghulica wręcz przybiegła. Nie wiedziała, co się stało. Pewnie przypuszczała, iż Giovanni zaczęli inwazję, ale to nie było to. Agnese leżała, okrwawiona, mając twarz skurczoną bólem, zaś umysł rozsadzany poczuciem olbrzymiej potęgi.
- Potrzebuję krwi. - Niemal wychrypiała, jakby nie piła od tygodnia.
- Tak pani! - wrzasnęła ghulica. Chciała w pierwszej chwili chyba sama oddać swoją, ale zrozumiała, że jej ukochana dama potrzebuje więcej. Wyleciała niczym kamień wystrzelony katapultą. Wampirzyca cierpiała te nieskończoną ilość momentów, aż wreszcie poczuła krew, wspaniałą krew już daleko, zblizajacą się, niesiona przez Gillę. Wreszcie drzwi się otwarły. Potężny dzban krwi, jakiż wspaniały wzywał wampirzycę. Mogłaby utłuc teraz najbliższą osobę, gdyby spróbowała jej odebrać purpurę. Wampirzyca pochwyciła dzban i zaczęła łapczywie pić bezpośrednio z niego. Nie pamiętała kiedy ostatnio czuła taki głód… może gdy tamten demon, prawie oderwał jej pierś? Teraz jednak liczył się głównie smak słodkiej vitae w jej ustach. Wspaniałe naprawdę, cudowne, smaczne, takie, że wychłeptała łapiąc kropelki, usta miała czerwone. Wciągała, piła chaustami niczymże pijaczyna wino. Nie pamiętała, żeby dawno piła tyle jednocześnie krwi. Jednakże wreszcie poczuła zaspokojenie oraz jakąś niezwykłą siłę. Gilla przypatrywała się pełna niepokoju.
Agnese zlizała ostatnie krople ze dzbana, po czym dokładnie oblizała usta.
- Wybacz, kochana. Wypiłam prezent - Wskazała podbródkiem pustą fiolkę, leżącą na ziemi. - i poczułam potworny głód. Będzie się trzeba zająć tą biedulką.
- Czy wszytsko dobrze? Signora, signora
- ghulica wydawała się niespokojna. - Zajmę się nią. Jednak signora, dobrze się czujesz po wypiciu tego?
- Teraz już wspaniale. Zupełnie jakby przemieniono mnie na nowo
. - Agnese wyciągnęła dłoń do Gilli, w zapraszającym geście. Podejdziesz?
- Signora? - Gilla podeszła bezpośrednio stając przy swojej ukohanej damie. - Jakże mogłabym pomóc, co zrobić, czy na pewno wszystko jest tak, jak powinno? - widać było, iż ghulica jest niespokojna.
Agnese przyciągnęła ją do siebie i objęła ją mocno nie wstając z fotela, jej twarz spoczęła tuż pod piersiami ghulicy.
- Teraz jest wspaniale. - Wampirzyca wsłuchiwała się w rozpędzone serce ghulicy. - Mogłabym się jeszcze napić, ale chcę tak chwilę zostać, oswoić się z tą dziwną siłą. - Ucałowała przez materiał brzuch Gilli. - Mogę cię tak niecnie wykorzystać?
- Jestem twoja pani, możesz wykorzystać mnie, ile tylko chcesz oraz jak chcesz
- wyszeptała poddając się jej. Pokrętny umysł Agnese zadziałał po swojemu. Pociągnęła Gillę, tak, że ta musiała usiąść jej na kolanach okrakiem i zaczęła całować jej pulsującą szyję. Czuła, że jest silniejsza, że czuje się pewniej jakby nagle świat mógł wpłynąć na nią mniej i to wszystko było tak wspaniałe.
- Ah Gillo. - Agnese przesunęła językiem po rozpalonej szyi, kochanki.
- Ach, najsłodsza pani kochana. Jestem two …
Nie zdążyła dopowiedzieć, kiedy z hukiem otwarły się drzwi do gabinetu oraz wparował tam markiz. Aż otworzył usta na zakrwawioną totalnie twarz narzeczonej, pokrwawioną suknię, nieprzytomną służącą oraz bliskość Gilli. Właściwie jedynie to było normalne spośród wszystkich spraw. Walnął drzwi zamykając:
- Agnese, kochanie moje - przyskoczył do kobiety. - Co się stało?
- Wypiłam fiolkę i potwornie zgłodniałam. Przyznaję się, że planowałam napić się jeszcze odrobinę z Gilli.
- Agnese odpowiedziała z uśmiechem, poczuła jednak że jej twarz od razu nabrała zalotnego wyrazu, jakby chciała zachęcić Markiza by też jej co nieco oddał. - Troszkę… - Oblizała usta ze smakiem. - … chyba nie do końca nad sobą panuję.
- Wyglądasz rzeczywiście … trochę jakbyś była pobudzona. Właściwie masz rumieńce. Jednak jeśli chcesz, moja kochana zawsze możesz trochę mnie skosztować, byle niezbyt wiele, jeśli liczymy na ewentualną walkę
- dodał chyba nieco niepotrzebnie, bowiem przecież agnese wiedziała. Jednak zwyczajnie wyrwało mu się przy prędkim gadaniu oraz sporym zdenerwowaniu.
Agnese wydała z siebie pomruk zanurzając twarz, między piersiami Gilli. To było szaleństwo. Czuła tak niesamowite spełnienie, że chciałaby całe jej ciało za tym poszło. Powtórzyła sobie kilka razy, że to spuścizna po byciu sukkubem, bo czym całkowicie się temu poddała. Bez wysiłku podniosła Gillę i ułożyła na stole, kładąc się częściowo na niej i wypinając do markiza.
- Weź mnie… błagam. - Niemal wyjęczała między piersi kochanki.
- Pragnę cię wziąć - wyszeptał, zaś Agnese odwracając się na moment dostrzegła omiatające ją spojrzenie. Niezwykle pożądliwe spojrzenie. Podszedł do niej unosząc spódnice sukni oraz narzucając narzeczonej na plecy. Nie miała na sobie reform, które odsłaniałyby jej słodkie cudowności, zaś jedwabne pończochy oraz pantofelki czyniły sytuację jeszcze bardziej podniecającą.
- Kocham cię - opuścił spodnie, reformy unosząc swojego koguta, który zdążył się wyprostować. Wystrzelił raczej, olbrzymi, czerwony, zaczynający wilgotnieć.

Wampirzyca uczuła najpierw jego dłonie, które oparły się na jej biodrach. Potem delikatną końcówkę jego męskości na swoich płateczkach. Przez chwilkę, aż nagle ból. Lekki, kiedy jego penis nacisnął jej szpareczkę zaskakując oraz gwałtownie rozciągając. Płatki zaprotestowały zrazu, ale gwałtownie rozciągnięte napęczniały przyjmując go pomiędzy siebie. Uderzył mocno, głęboko, wariacko, dobijając go samej końcówki. Czy jej się wydawało, czy od czasu inkuba, markiz miał i troszeczkę większego i jakby takiego dającego więcej podniecenia.
Agnese jęknęła wprost między piersi Gilli i zacisnęła na nich swoje dłonie.
- Też cię kocham - wymruczała, próbując uwolnić jedną z piersi kochanki. Gdy tylko zobaczyła śliczną, delikatną skórę, rozgrzaną od swego dotyku, wgryzła się w nią. Długie, chyba dłuższe niżeli zazwyczaj kły wampirzycy wgryzły się w Gillę, zaś męskość markiza wgryzła się w jej głębiny. Czuła szaleństwo. Gorąc spływał po jej zębach oraz równy gorąc prowadził od jej łona. Buchający, wspaniały, przenikający falą rozkoszy całe ciało. Piła oraz była brana, czując, że jej cipka wręcz wybucha coraz większym gorącym, zaś penis markiza staje się czymś niezwykłym.
- Ach, jeszcze trochę! - jęknął za nią markiz, który przyspieszył, zaś Agnese czuła jak jego woreczek dobija do jej ciała opierając się na słodkich, intymnych wargach. Sama była blisko, czuła narastające spełnienie, które doprowadzało ją niemal do szaleństwa, jednak powstrzymywała się by nie napić się z Gilli zbyt dużo. Bardziej sączyła krew, pozwalając pojedynczym kroplom wpływać do swych ust. Gilla jęczała rozdzierająco pełnym rozkoszy jękiem, zaś Agnese, cóż, Agnese czuła, że zaraz też ją ogarnie coś absolutnie niesamowitego. Męskość markiza powoli bardzo pęczniała wewnątrz jej kobiecości. Wiedziała, że zaraz wystrzeli. Słyszała doskonale jak jęczy, czuła, jak mocno wpija w nią swoje palce, aż wreszcie uczuła potężny, gorący strzał, który trafił w najczulsze miejsca jej wewnętrznych ścianek. Czuła potężną rozkosz swojego narzeczonego, który wręcz promieniował nią, strzelając jeszcze parę kolejnych razy. Wampirzyca dochodziłą razem z nim, jednak jej jęki ginęły gdzieś pomiędzy słodkimi piersiami ghulicy. Teraz czuła się doskonale, zupełnie jakby wszystkie elementy, znalazły się na swoim miejscu. Niechętnie wypuściła ze swych ust cycuszek Gilli i zalizała ranki. Narzeczony także wyszedł z niej. Przyklęknął uspokojony. Wydawało mu się, iż Agnese jest jakaś inna, ale obecnie była taka sama, cudownie wspaniała.
Agnese wyprostowała się i oparła o biurko pupą, przesiadając tuż obok Gilli. Jej dłoń spoczęła na udzie kochanki, gładząc je czule.
- Muszę zdradzić księżnej, że nic tak nie pomaga w oswojeniu się z nowymi talentami, jak dobry seks. - Jej roziskrzone spojrzenie skupione było na Alessandrze.
- Wiesz właściwie mi się wydaje, że dobrego nigdy za wiele, nieprawdaż?
- Och tak, pani
- potwierdziła ghulica. - Szkoda, że nie mamy wiele czasu, jednak chciałabym wykorzystać go odpowiednio nawet podczas tak zajętej nocy.
- Może masz jakieś życzenia?
- spytał markiz oraz położył dłoń na własnym penisie, który opadł jedynie troszeczkę. Poruszył ręką ściągając skórkę oraz nasuwając kapturek na część końcówki, później ponownie przesuwając.
- Mmmm… - Wampirzyca przyglądała się dłoniom Alessandra. - Ja mam wiele życzeń, ale chyba powinnam powiedzieć księżnej, że jej pokój jest gotów.
- Wobec tego załatwmy to szybko
- markiz podszedł do niej zdejmując oraz układając tak, by ułożyła się tułowiem na blacie. Oczywiście, jeśli się nie opierała. Rozsądek Agnese wolał, że powinna się zająć czymś innym, jednak jej ciało poddało się dłoniom Alessandra, jakby była marionetką. Jej pupa wypięła się odruchowo, a ciało zadrżało od samego rozpalonego dotyku narzeczonego. Szczególnie, że kiedy jego męskość ponownie wśliznęła się do wewnątrz jej kwiatu, paluszek siedzącej obok Gilli wszedł bezpardonowo do jej pupci oraz zaczął poruszać się do przodu oraz tyłu.

Wampirzyca chwyciła się mocno biurka i poczuła ku swemu zaskoczeniu jak drewno lekko ustępuje, odpuściła więc chwyt, opierając czoło o chłodny blat. Jej głowa odpływała, a ona była całkowicie zdana na igraszki tych dwóch seksownych chochlików. Chochliki zaś szalały zarówno w jej szparce, jak tylnym otworku. Szybko prawdziwie oraz mocno. Słyszała, jak markiz jęczy, jak ponownie dochodzi, jak wewnątrz jej cipki spływającej sokiem czuć, kiedy mijają się penic markiza oraz paluszek ghulicy wywołując najbardziej ekscytujące gejzery wewnątrz jej umysłu. Ponownie się zbliżała, ponownie było wspaniale, ponownie jej wnętrze nagle rozgrzało się gwałtownie pod wpływem wybuchu męskości, który wręcz obezwładniał. Agnese jęczałą już teraz głośno dochodząc. Jej głos przechodził z krzyku w pomruk, by znowu ponieść się echem po całym pokoju. Chyba jeszcze nigdy nie zdarzyło się jej, że ktoś tak cudownie do niej pasował, tak rozkosznie wypełniał, dając spełnienie.
- Kocham was. - Wymruczała w końcu, gdy udało się jej zebrać myśli.
- Kocham cię - rozbrzmiały słowa markiza.
- Kocham cię - usłyszała słowa ghulicy.
Obydwoje jeszcze chwilkę nie wychodzili ze słodkich otworków. Agnese czuła sie teraz wspaniale, zarówno pod względem wampirzej potęgi, jak również nieokiełznanej kobiecej natury.
- Cuda wy moje, jeśli nie zrobimy tu przerwy, obiecuję, że póki nie usnę, nie wypuszczę was z tego gabinetu, naruszając na szwank reputację własną i waszą. - Powiedziała lekko rozbawionym tonem, czując jak podniecenie wcale nie odpuszcza. Ba! Od dotyku chochlików, zaczyna się ponownie rozgrzewać.
- Hm, wiesz kochanie …
Nagle rozległo się stukanie do drzwi, raczej walenie.
- Signora, przed pałacem zbiera się jakaś dziwna grupa! - usłyszała krzyk Borso.
Agnese podniosła się gwałtownie nie zważając na obecne w jej otworkach, cudowności. Oczywiście keidy zerwała się, one samoistnie wyszły.
- Zaraz przyjdę. - Położyła dłoń na udzie, siedzącej obok Gilli. - Pobawimy się później, kochani.
- Idę z tobą!
- Ja też
- dodała Giilla.
Agnese przeszła do znajdującej się tuż obok garderoby i wydobyła sztylety, ofiarowanej jej jakiś czas temu przez Alessio. Czas sprawdzić co tak naprawdę dała jej ta krew. Uzbrojona ruszyła w stronę bramy.
- Zobaczmy z góry, z okna - zaproponował markiz. Wychodząc słyszeli zamieszanie oraz bieganie po korytarzach. Wszyscy mężczyźni pędzili do okien. Kobiety również, ale na najwyższe piętra. Część miała gotować wrzącą wodę i zajmować się rannymi. Wszystko zostało zorganizowane. Wampirzyca poczuła rękę Borso. Agnese obejrzała się na swego ghula.
- Jak sytuacja?
- Pod psem - odparł Borso. - Popatrz tam, pani, zbierają się - wskazał jej odległą część placu, gdzie przy wyjściu na ulicę faktycznie mieszał się rosnący tłumek. Agnese doskonale rozpoznawała go. Częściowo byli to ludzie, parę ghuli oraz, ciekawe bardzo, wiele zombich wyglądających podobnie do ludzi, jednak niewątpliwie zombie.

[MEDIA]https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/736x/39/5b/34/395b3431523845a9a250869f3bedd5f5--fantasy-town-fantasy-art.jpg[/MEDIA]

- Mogę znów spróbować udać się na tyły i wybić ich od pleców. - Powiedziała wampirzyca, wyostrzając zmysły. Ghule, ludzie, nawet zombie, nie byli istotni. Gdzieś musiały być wampiry, które sterują tą bandą. - Utrzymamy pałac?
- Przed tymi?
- popatrzył Borso. - Utrzymamy. Wprowadziliśmy parę nowości - uśmiechnął się wrednie. - Jednak jeżeliby gromadziło się ich więcej, jeśliby pojawiły się jakieś potężniejsze istoty … - przerwał na moment. - Wtedy moglibyśmy mieć jakiś kłopocik. Jednak bądźmy dobrej myśli, signora.
- Znajdźcie mi tego norda do pomocy i pójdziemy się zabawić.
- Agnese uśmiechnęła się szeroko.
 
Aiko jest offline