Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-10-2018, 08:05   #2
Mi Raaz
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Sporej wielkości sowa wylądowała na niskim dachu jednego z zabudowań. Flat Rock nie było wielkim miasteczkiem, ale zajmowało dość spory obszar. Lubiła takie miejsca dużo bardziej niż miasta pełne blokowisk i wieżowców.

Puchacz wyciągnął się, a jego ciało zaczęło przypominać kobietę średniego wzrostu. Zgrabną brunetkę o włosach spiętych w koński ogon. Puma już nie pamiętała jak często zmieniała swój image. Czasy się zmieniały, a ona posiadła niesamowitą zdolność dostosowywania się do otaczającego ją środowiska.

Miała na sobie czarną ramoneskę, która towarzyszyła jej już od przeszło dekady. Ślady znoszenia były wyraźnie widoczne. Pod kurtką miała bluzę z kapturem, który teraz zaciągnęła na głowę. Nie przykładała się specjalnie do doboru ubrań do obowiązującej mody. Dla niej strój miał być przede wszystkim wygodny. Dlatego zamiast butów na obcasie miała trampki wyraźnie kontrastujące z czarnymi legginsami.

Rozejrzała się uważnie po czym zeskoczyła z dachu budynku na kontener na śmieci. Przetoczyła się po nim i wylądowała na ziemi. Budynek na jakim lądowała był warsztatem samochodowym. Jednym z kilku we Flat Rock. Miasto zdawało się opierać na przemyśle samochodowym. Puma niejasno kojarzyła fabrykę części Mazdy. Poprawiła kaptur.


Szła spokojnie w stronę parku Civic Center.

Nie myślała o tym, który to już raz zaczyna swoje życie od początku. Wszak była Pumą. Wielkim drapieżnym kotem. Czyż koty nie miały dziewięciu żyć?

Park nie był specjalnie uczęszczany w nocy. Minęła jakąś parkę, która celebrowała romantyczne spotkanie uskuteczniając felatio na jednej z ławek. Ich zmieszanie i poruszenie było tak zabawne, że wampirzyca aż prychnęła ze śmiechu. Gdy się zbliżyła, to parka udawała, że faktycznie tylko się przytulali, a wcześniej ona szukała pod ławką kolczyka.

Jakby miało to mieć jakiekolwiek znaczenie dla Pumy. Była wampirem już zbyt długo. Damsko męskie zabawy już jej nie kręciły. Chyba, że kończyły się przebijaniem tętnicy i spijaniem krwi z ciała ofiary. Szła dalej szybkim i sprężystym krokiem. Kolejna osoba, którą zobaczyła była sama. Mężczyzna. To mógł być ten, z którym miała się spotkać.

Zatrzymała się w odległości powszechnie uznawanej za bezpieczną. Zapach tytoniu był wyraźny.

- Ciężko się pozbyć przyzwyczajeń? - zaczęła komentując papierosa. W zasadzie zastanawiała się czy jej rozmówca skojarzy. Nie potrafiła zrozumieć tego kurczowego trzymania się człowieczeństwa. Tego udawania, że jest się kimś, kto dawno umarł. Jednak to nie był dobry moment na falę krytyki wobec nowopoznanego mężczyzny.
- Jestem Puma. Hidalgo wspominał mi o Cleo - i tyle. Jedno zdanie, które mówiło wszystko. Żadnego „przykro mi”. Puma głęboko wierzyła w selekcję naturalną. Wierzyła, że najsilniejsi zasługują na przetrwanie. Wierzyła, że to ona zalicza się do tej właśnie grupy najsilniejszych.
- Wiesz, że jestem tu, żeby dołączyć do polowania. Prawda?

Czas targał Pumą po różnych miejscach i różnych grupach. I choć dziewczyna była raczej samotnikiem, to zawsze było jakieś tło. Ktoś, kogo uważała za przyjaciół, rodzinę… czy może raczej stado. Sforę jak ją nazywał Sabbat. Minęła już dekada odkąd poprzednie tło Pumy przepadło. Ale to było inne życie. To nie była Puma. Teraz wszystko zaczynało się na nowo.

Miała zostać Mordercą Kruka. I miała na to tylko jedną szansę.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline