Arnold słuchał kobieciny i do jednego wniosku dochodził z cichym zadowoleniem. Szlachta, ta niższa i zapewne i część wyższych, upadała. Kiedyś powstanie świat kiedy rządzić będą wybrani na mocy zasług. Kiedyś tak będzie... oj, będzie.
- Prawdę rzeczesz, dobra kobieto, prawdę rzeczesz... - przytaknął kobiecie - ...interesa mnie gonią, jak nas wszystkich, niech bogowie pani sprzyjają.
Byli gotowi odpływać, lecz pojawienie się uczonego w piśmie, zaskoczyło go lekko. To jest do czasu kiedy przypomniał sobie jego miano i sferę zainteresowań. Tak, może i wśród szlachty popularny był... kiedyś, i właśnie to kiedyś pewnie uratowało mu skórę przed ogniem inkwizycji. Co zrobić? Kim on był by odmówić darmowej monecie? Jeśli cena będzie dobra, a trasa nie długa to czemu by nie?
- Magister Tymotheus Hupfnudel. - powiedział wyważenie w pewnej formie zadumy - Tak, słyszałem. Widać bogowie Panu błogosławią, tak, płynę w dół rzeki do Reitwein odebrać spóźniny ładunek na którym niebotycznie tracę z każdą mijającą małą klepsydrą.
Pokiwał powoli głową. Tak, wolał grać w na swego rodzaju otwarte karty. niech wie, że niewielką trasę płynie i wiele traci. To wymusi wyższą cenę za transport. Prawdę mówiąc, mół go zabrać nawet do Borkum jeśli w koronach dzień drogi będzie liczony, plus łądunek rzecz jasna. Wełnę można sprzedać wszędzie po drodze, nie koniecznie musi tu wracać.
- Niestety, mamy wszystkie koje zajęte. Ich cztery, nas czterech, ale za dobrą opłatę odstąpię moją. Jak daleka droga i jaki ładunek? Zastrzegam, że sprawdzić będę musiał na wypadek kontrabandy. Za bardzo lubię mój... wehikuł... by go "tracić" na mocy prawa.