Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-10-2018, 04:16   #18
Driada
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=gtAbfFd9hiw[/MEDIA]
Pierwsze wrażenie to ciepła, jędrna wilgoć na ustach i zapach jabłkowego szamponu w nozdrzach. Drugie to odblask światła w okularach i ciepło bieli uśmiechu.
- Dzień dobry Księżniczko. Ślicznie razem wyglądacie. Aż przyjemnie popatrzeć. - wyszeptała siostra przełożona. Teraz Lamia zorientowała się, że ma całkiem ładny wgląd w jej dekolt i wystające spod niego łapki czarnej wdowy. A widziała to tak wyraźnie bo Betty się nachylała ponad wciąż śpiąca blondynką.
Nachylała ale sama też nieco uniosła kołdrę. Gdy Lamia spojrzała w dół wciąż leżącej siebie dojrzała co tak rozbawiło kasztankę. Amy spała na boku z czołem opartym o ramię starszej sierżant. Ale jedną dłoń schowała pod kołdrę pewnie tam gdzie ciepło. I ta dłoń spoczywają teraz na spodniach Mazzi. Zupełnie jakby zasnęła próbując się dobrać do spodni kumpeli czy tego co ona miała pod kawałkiem materiału ściągniętego gumką.
Z drugiej strony spał Daniel. Cicho pochrapywał leżąc prawie symetrycznie jak blondi po przeciwnej stronie Księżniczki. Ten z kolei jedna dłoń miał zahaczona o jej korpus tak jakby też próbował się do niej dobrać tylko preferował górne przednie partie korpusu starszej sierżant.

- Kurwa zaspaliśmy… - najpierw pojawiło się napięcie, bo wszak mieli do rana się rozejść do swoich pokoi i posprzątać żeby śladu nie było,ale chyba się nie udało. Po dość intensywnym poprzednim dniu przynajmniej dwójka z trójgłowego tworu spod trzynastki zasnęła jak kamień. Sierżant popatrzyła do góry na rozbawioną pielęgniarkę i na ten widok jej ulżyło. Nie wściekała się, ani nie ciskała gromów. Rozbawił ją widok zastany w pokoju… fakt. Mazzi też parsknęła pod nosem kiedy już ogarnęła co kto i jak trzyma. Zrobiło się jej smutno, gdy przez głowę przeleciała jej myśl że to tylko czasowe, możliwe że jednorazowe. Szkoda.
- Dzień dobry Betty, jak ci minął wieczór? Dobrze cię widzieć. - nadrobiła kulturalny nietakt - Będą kłopoty czy… możemy jeszcze pospać pięć minut? I fakt, są uroczy - uśmiechnęła się ospale zerkając na dwie śpiące głowy po obu stronach - Są uroczy.

- Spokojnie, na wszelki wypadek przyjechałam trochę wcześniej. Ale dużo czasu do śniadania nie ma.
- pielęgniarka uspokoiła Lamię wciąż nachylona nad jej twarzą. Przyglądała się całej trójce i uśmiechnęła się jakoś podejrzanie wrednie.
- O tak, są uroczy. Jak śpią. Ale troszkę nad tym popracować to do tego będą jeszcze zabawni. Mówiłam już, że kręci mnie rozbieranie kogoś na kogo mam ochotę? - szepnęła pytająco i zaczęła rozpinać górne guziki piżamy czarnowłosej. Potem ruch czy dwa i już dłoń kaprala była zagłębia w tak utworzonym dekolcie dziewczyny.

Podobnie postąpiła delikatnie łapiąc nadgarstek blondyny, odciągając nieco spodnie piżamy Lamii i ponownie ją delikatnie odkładając na miejsce. Teraz jak nic obydwie dłonie śpiących jeszcze partnerów Mazzi buszowały pod jej piżama.
- Pięknie. Teraz mogę ich obudzić. - powiedziała szeptem z szatańskim błyskiem w oku.

- A może weźmy go ze sobą? - Lamii też coraz bardziej podobał się pomysł na poranna pobudkę. Wzrokiem pokazała śpiącego faceta - Weźmy go, dobrze? Dobrze? Obiecuję że się nim zajmę. Będę wyprowadzać, karmić i wyczesywać pchły - zamrugała parokrotnie, a potem puściła pielęgniarce oczko - To… symuluję sen, a ty ich budź. Nas budź - posłała w powietrze buziaka nim zamknęła oczy.

Betty nie trzeba było powtarzać. Przez zamknięte oczy Lamia czuła jak nadal się nad nimi pochyla ale tym razem potrząsnęła delikatnie najpierw ramieniem leżącej z brzegu blondyny.
- Pobudka. Wstawać śpiochy. - całkiem udanie symulowała pobudkę potrząsając kolejno ramieniem Księżniczki a potem Daniela.

- No nie. A co ja tu widzę? No mówiłam przecież bez burdeli. A tu proszę, typowy facet, za grosz zaufania mieć nie można. - mówiła tak jak zirytowana, surowa siostra przełożona mówić powinna gdy odkrywa złamanie zasad jakie ustalili ledwo zruszyła trochę kołdrę i jej oczom ukazała się rozchełstana piżama starszej sierżant i dłoń sprawcy który ja tak urządził. Daniel miał zaspana i mało mądra minę gdy powoli uniósł dłoń i przyglądał się i jej i dekoltowi Mazzi.

- To ja? - zdziwił się kompletnie skołowany wciąż wodząc wzrokiem od ręki do piersi.

- Nie, ja. - warknęła zirytowana pielęgniarka tak udanie, że kapral chyba uznał swoją winę bo zamilkł. - No ale wiesz Amy, po tobie to się nie spodziewałam. Z was dwóch to już prędzej Księżniczkę bym podejrzewała, że to ona zacznie ciebie. - Betty nie kryla zaskoczenia zachowaniem zaspanej blondynki.

- Ale, że co? - wymruczała mętnie Amelia powstając do względnego pionu. Ale że przy tym odruchowo oparła się na ramieniu a te będąc na końcu korpusu Księżniczki ześlizgnęło się na sam dół szorując po najwrażliwszym jej miejscu i zatrzymując się dopiero na materii materaca. Tylko wewnątrz spodni od piżamy czarnowłosej kumpeli. Blondynka momentalnie otrzeźwiała zdając sobie sprawę w jakiej znalazła się sytuacji i równie prędko cofnęła rękę do siebie jak oparzona.
- Ale to przez sen! Ja nie wiedziałam! Przez sen się nie liczy! - momentalnie się zaczerwieniła i wodziła spłoszonym wzrokiem na pozostałą trójkę.

- No widzi siostra, widzi? Ledwo człowiek oczy zamknie a tu o… - Lamia westchnęła cierpiętniczo, patrząc smutnymi oczami basseta na okularnicę - A ja tak się starałam, żeby było miło… i chyba było - w jednej chwili przestała rozpaczać i zaczęła myśleć z błyskiem w oczach którymi gapiła się to na Amy, to na Daniela - Na razie to wykorzystanie… bo jak przez sen to nie pamiętam i się nie liczy ,a też chcę mieć jakąś radochę i przyjemność. Może siostra przyniosła jakąś obrożę, albo szpicrutę… dla dyscypliny oczywiście - wydęła wargi kryjąc rozbawienie i gapiąc się na Betty. Pamiętała też aby oboje wrabianych objąć troskliwie, ot dla komfortu nie tylko swojego. Jedna przerażona blondyna i niemniej zagubiony trep… oboje musieli przywyknąć do żartów jeśli kiedyś mieli wrócić do normalnego świata. O ile dało się tak nazwać ich teraźniejszą rzeczywistość.

- Szpicruta, obroża i dyscyplina. No chyba rzeczywiście trzeba będzie wozić że sobą. - Betty jak zwykle świetnie odnajdywała się w roli surowej matrony.

- Jaką radochę? Jaka przyjemność? Nie pamiętam, żebym cię rozbierał - Keith spojrzał z zastanowieniem na biust Lamii.

- Ja przepraszam, to było niechcący. To pewnie taki odruch… - pasowa dziewczyna próbowała jakoś się wytłumaczyć..

- Masz odruch wyciskania łapki w majtki innej kobiety. - zapytała kasztanka blondynki - Ciekawe, ciekawe… Może jakieś działanie podprogowe. - z lubością kontynuowała ten wątek. Amy zamilkła ze strasznie nieszczęśliwa minka, że nie wiedziała już gdzie spojrzeniem się podziać.

- Dobrze robaczki, widzę, że z dyscypliną i dotrzymywaniem obietnic u was krucho ale siostra Betty dotrzymała danego słowa. - siostra schylila się po coś co dotąd było na podłodze. Zaszeleścił jakiś papier i na łóżku wylądowała jakaś papierowa torba.
- Jedzcie póki ciepłe. - rzekła z już ciepłym uśmiechem pielęgniarka. W torbie okazały się być pączki i drożdżówki. Cieplutkie, z apetycznym wyglądem i jeszcze apetyczniejszym aromatem któremu nie szło się oprzeć. Prosto z piekarni. Starsza sierżant nie pamiętała kiedy ostatni raz jadła coś podobnego. Właściwie przy frontowych realiach nie była pewna czy kiedykolwiek jadła coś podobnego. Może na jakiś przepustkach w większych miastach ale i tak wieki temu.

- Jezu… - nie mogła uwierzyć w to co widzi, a widziała cud. Nos niby utwierdzał, że to nie sen, że rzeczywiście ma przed sobą masę słodkości… i to jakich. Pączki, jagodzianki, rożki francuskie…
- Z jabłkiem - wydusiła drewnianym głosem przez zaciśnięte szczęki, biorąc jeden do ręki ostrożnie jakby chodziło o bombę, albo świętego graala. Walczyła z gulem w gardle, obracając ciastko i przyglądając mu się z każdej strony.
- Dziękuję - chrypnęła wzruszona, woląc nie myśleć że wygląda jak debil, rozklejając się nad bułką z owocami. Ciepłą, świeżą, jasną, słodką bułką z czymś co uwielbiała. Ugryzła kawałek, ruszyła szczęką i zaraz ugryzła jeszcze raz, przełykając szybko i tylko cudem nie odgryzła sobie palców. Przy drugim rogaliku zwolniła, już na spokojnie delektując się śniadaniem z błogością wymalowana na twarzy.

Kapral z Dakota Rangers zareagował podobnie jak frontowa sierżant. Też z niedowierzaniem sięgnął do torby, ostrożnie i podejrzliwie obejrzał lukrowany obwarzanek a gdy w końcu się w niego wgryzł to ten prawie wyparował w jego szybko poruszających się szczekach.

Najbardziej stonowana okazała się reakcja blondynki. Po prostu sięgnęła po paczka i zaczęła go jeść. Ale i tak wydawała się zachwycona prezentem jak i pozostała dwójka pacjentów.

- Jakie pyszne! - zawołała podekscytowana blondynka. Betty obserwowała trójkę szamiących słodkości pacjentów z ciepłym uśmiechem satysfakcji. Przysiadła się na skraj łóżka od strony Amelii. W tym momencie jakoś w ogóle nie przypominała surowej siostry przełożonej.

- To z piekarni Mario. Jest po drugiej stronie mojego domu więc często korzystam. Zabiorę was tam po pracy. Zamówiłam już coś dla was gołąbeczki. Myślę że jutro na śniadanie też da się z Mario dogadać. - Betty też wydawała się w świetnym humorze widząc, że słodki prezent zrobił furorę na trójce pacjentów.

Mazzi kiwała głową, żując pączka olanego lukrem i jeszcze z różanym nadzieniem. Brzmiało pięknie, niczym najlepsza muzyka. Przełykając ostatni kęs i oblizując palce obiecała sobie, że jak tylko odbierze żołd od razu kupi całą reklamówkę podobnych wypieków i zeżre wszystkie, popijając piwem… albo mlekiem bo chyba z alkoholem musiała jeszcze poczekać. Od pysznego jedzenia zrobiło się jej dobrze do tego stopnia, że nie widziała tego że wstanie przez najbliższe minuty. Podpatrywała z ciepłym uśmieszkiem na Daniela, również pożerającego słodkości aż mu się uszy trzęsły. Sięgnęła po ostatniego pączka, lecz zanim go ugryzła, popatrzyła na kasztankę.
- Pamiętałaś o nas, a co z tobą? Jadłaś coś? Cokolwiek? - spytała machając ciastkiem na boki i udając że wcale nie dostaje ślinotoku - Jeszcze nam tu zemdlejesz i będzie cię trzeba reanimować, a… - zarobiła przerwę, a na jej gębę wszedł drapieżny uśmieszek - Chociaż z drugiej strony nie będę miała nic przeciwko ratowaniu majestatu szlachetnej pani… tym razem ja - parsknęła i zlizała lukier z warg - Przyznaj się, chcesz nas utuczyć żebyśmy siły nie miały i nie mogły uciec… przez drzwi.

- Utuczyć i skosztować takie słodkości jak wy? I to jeszcze z lukrem?
- Betty uniosła brwi do góry rozważając pomysł czarnowłosej pacjentki. Jak to umiała, niby nie mówiła nic nadzwyczajnego a jakoś dzięki spojrzeniu i barwie głosu ciężko było nie dostrzec kosmatego podtekstu.
Bez pośpiechu nachyliła się ku siedzącej w centrum pacjentce przez co ta znów miała okazję zajrzeć jej w dekolt. Pielęgniarka równie ospałym ruchem oblizała swój kciuk i sięgnęła dłonią ku twarzy Lamii. Tam niespiesznie zmiotła tym mokrym kciukiem zapomniane okruszki z brody i dolnej wargi czarnowłosej. - Podobają mi się twoje pomysły Księżniczko. Są wysmakowane idealnie pod mój smak. - wymruczała cicho i zlizała zgarnięte okruszki z własnego kciuka. Blondynka nieco nerwowo przygryzła wargi wstrzymując nieświadomie oddech a Keith najpierw wytrzeszczał oczy z wrażenia a potem nerwowo podrapał się po wygolonej głowie.

- No ale robaczki, nie mamy całego dnia. Jeszcze śniadanie was czeka i macie mi zostawić puste talerze! - zaordynowała pielęgniarka, niczym jakiś sierżant i wstając z łóżka. Znów wróciła do roli siostry przełożonej której lepiej nie popaść. - Ja idę teraz po te śniadanie i wrócimy tu z Marią. Ma do tego czasu wszystko być na swoim miejscu i wy też. - rzuciła dalszą część polecenia i zebrała się do odejścia.

- A dostaniemy klapsa jeżeli nie zjemy wszystkiego? - Mazzi zapytała niewinnym tonem i dorzuciła już niskim głosem - Albo dwa klapsy - pokiwała głową, potem tą głowę zwróciła wpierw ku blondynie, potem ku Rangerowi - Dawajcie, ogarniamy na biegu. Wtedy jeszcze zdążymy cię odprowadzić - tu spojrzała na mężczyzną, dziwnym trafem zatrzymując dłużej wzrok na jego oczach. Teraz, bez niechęci i zaszczucia, gdy patrzył bystro, błyszczały hipnotyzująco… aż chciało się je wydłubać i schować do słoika na pamiątkę.
- Amy mam prośbę - ocknęła się z zamyślenia i przeniosła wzrok na kumpelę, od razu przechodząc do rzeczy - Spokojnie, nic zdrożnego… tym razem - parsknęła krótko - Chodzi o to, że będzie zabawnie jeżeli obie odprowadzimy Daniela. Leży z typkiem co dużo gada, więc dobrze mu zamknąć gębę żeby nie psioczył. Takie odprowadzenie i buziak w policzek na dobry dzień… myślę że będzie miał o czym gadać - puściła oko Keithowi i już miała wstać, gdy zmieniła plan i zamiast tego przewaliła się na kaprala, wbijając mu ramiona w materac.

Amy po chwili zastanowienia również przystała na jej prośbę. I chyba nawet z ulgą przywitała to, że nic o porannym trzymaniu swoich łapek w nie swoich majtkach.
- Tylko buziak w policzek? Dobrze, może być. -
zgodziła się blondynka z tym swoim łagodnym, nieśmiałym uśmiechem.

-Świetnie. W takim razie jeszcze jeden mały… tyci szczegół - Mazzi wymruczała przez urywany oddech, nachylając się żeby pocałować go wpierw w usta. Krótki to był pocałunek, chociaż mokry i intensywny. Po nim nastąpił drugi, choć jego celem była szyja, którą sierżant przygryzła zostawiając ślad.. i drugi trochę niżej. Trzeci po przeciwnej stronie, a czwarty na zarośniętej grdyce. Tak dla równowagi.

Keith chyba dał się zaskoczyć podstępnym atakiem starszej stopniem kobiety ale szybko mimo tego, że znalazł się pod nią to odnalazł się w sytuacji i objął ją odwzajemniając uścisk i pocałunek. Pieczątkowanie ustami szyi chyba przypadło do gustu mu trochę mniej bo trochę wierzgał ale mimo wszystko zniósł ten zabieg mężnie.

Na trzy pary rąk uporządkowanie sali poszło szybko i sprawnie. W końcu trzeba było tylko odstawić łóżko Mazzi na miejsce i z powrotem ustawić parawan między jej a łóżkiem blondyny.

Zostało odprowadzić kaprala do jego sali. Wyszli we trójkę i za sobą słyszeli już odgłos wózków że śniadaniem. Pewnie już był na urazówce. Uzgodnili, że pożegnają się w progu bo w końcu łóżko docelowego adresata widowiska było przy samej ścianie czyli tuż przy wejściu. Gdy więc kapral wrócił do sali i odwrócił się aby się pożegnać Amy dała się chyba ponieść dobremu humorowi po tych paczkach i miłym poranku bo wczuła się w to pożegnanie.

- Szkoda, że musisz już iść, było razem cudownie. - uśmiechnęła się ciepło i sympatycznie i pocałowała Rangera w policzek. Było na tyle dobrze zrobione, że jak ktoś chciał mógł pewnie ujrzeć tylko przyjacielskie pożegnanie ale jak chciał mógł się dopatrzeć i bardziej kosmatych podtekstów. Potem blondi odsunęła się aby zrobić miejsce dla kolejnej scenki.

Mazzi wówczas zdążyła złapać spojrzenie Halseya. Najpierw chyba go zamurowało ale teraz widząc te kobiece czułości pod nie swoim adresem zaczął przybierać minę focha śmiertelnego.

W praktyce wykonanie pomysłu pożegnania nie było skomplikowane. Sam zamysł do skomplikowanych nie należał, bo co trudnego mogło być w odegraniu małej szopki przed pożegnaniem? Nic wymagającego wielkiego wysiłku. Amelii poszło świetnie, co sierżant wyłapała kątem oka. Kapral też wyglądał na zadowolonego… a wtedy przyszła kolei na nią i czar prysł ledwo zrobiła krok do przodu. Wystarczył on, aby dobry humor pękł w drzazgi. Na jego miejscu pojawiło się zdenerwowanie, podskórny lęk drapiąc ciało od wewnątrz i pierwsze czarne macki paniki pełzające za plecami. Lamia spoglądała w napięciu na mężczyznę przed sobą, zaciskając i rozluźniając bezwiednie dłonie, przełknęła z trudem ślinę. Wychodziła na całe dwa dni, nikt nie gwarantował że przez ten czas Daniel nie odwali niczego głupiego, ani nie zrobi krzywdy sobie bądź komuś przypadkowemu… a jej nie będzie obok, aby ewentualnie spróbować mu pomóc. Co jeśli pojawi się w środę w szpitalu i dowie się, że kaprala z Dakota Rangers już nie ma? Albo że uciekł i nigdy więcej…
Otworzyła usta aby powiedzieć aby na siebie uważał, nie robił głupot. Odstawił te przeklęte prochy, olał Fusha… zamiast słów wydobyła z siebie głuche stęknięcie, stojąc jak kołek wrośnięty w ziemię. Wreszcie po nieskończenie długiej chwili jej ciało drgnęło, impulsem skacząc do przodu prosto na większą i masywniejszą sylwetkę. Objęła ją ramionami z całej siły, zaciskając drżące palce na piżamie i milcząc, z twarzą ukrytą między włosami, a materiałem na piersi kaprala.

Nie do końca tak się umawiali na te pożegnanie to i pewnie dlatego Keith najpierw zmarszczył brwi zastanawiając się nad przyczyną tej zwłoki a potem nieco nim szarpnęło gdy kobiece ciało bez ostrzeżenia wbiło się w jego. Po tej chwili zaskoczenia i wahania objął ją przyciągając do siebie i tak stali dobrą chwilę. Halsey udawał, że wcale się na nich nie patrzy a w ogóle to nic a nic go to nie obchodzi.

W końcu rozstali się i obie kobiety wróciły same do 13-ki w jakiej miały łóżka.
- Czemu jesteś taka smutna? Do obiadu jeszcze tu będziemy. Jak chcesz to ci mogę jeszcze raz wsadzić rękę w majtki. - blondi wyczuwając zmianę w humorze kumpeli chciała ją widocznie jakoś pocieszyć i rozweselić.

Razem wróciły na własne łóżka i niedługo potem odgłosy pielęgniarek i ich wózka zdradził y nadejście śniadania. Do sali wróciła Betty. Tym razem z Marią i śniadaniem. I jako siostra przełożona. Otaksowała spojrzeniem salę i pokiwała z zadowoleniem głową. Razem z Marią jak co posiłek rozdały talerze i kubki każdemu pacjentowi zaczynając od Amy a kończąc na facecie od okna. Już wychodziły gdy Betty przywołała do siebie Księżniczkę ruchem głowy i tajemniczym uśmiechem.

- Ach Amy! Prawie zapomniałam. Mamy tu coś jeszcze dla ciebie do tego śniadania. - okularnica pacnęła się w głowę i sięgnęła po coś do wózka. Wyjęła z niego coś kanciastego i przykrytego jakimś ręcznikiem po czym postawiła przed umierająca z ciekawości blondyna. Ta patrzyła na trójkę stojących przy jej łóżku kobiet, na to coś na swoich kolanach a gdy zobaczyła zachęcające spojrzenia w końcu zdjęła ten ręcznik z tego czegoś.

- Murzynek! - zawołała zachwycona wpatrując się w ciemny prostokąt ciasta. Pisnęła z radości i objęła Betty bardzo mocno.

Nastąpił etap krojenia ciasta a okularnica opowiadała jak za nic w świecie nie miała pomysłu skąd przy końcówce niedzieli wytrzasnąć kakao. W domu nie miała ani grama. I nie miała pojęcia kto tak awaryjnie mógłby mieć i to na zbyciu. I wtedy uratowała ją Maria która użyczyła jej kakao ze swoich zapasów dlatego wczoraj wieczorem Betty mogła upiec to ciasto i przywieźć dziś rano. Jednooka blondynka prawie popłakała się ze wzruszenia.

Mazzi usunęła się w kąt, dając blondynce nacieszyć się prezentem, a Betty błyszczeć z uciechy jak najbardziej zasłużonej. Zasługiwały na trochę radości, sierżant tylko by to zepsuła, nie umiejąc się otrząsnąć. Z jednej strony była na siebie wściekła, że reaguje… dziwnie. Chyba nie powinna się rozklejać, nic tragicznego się nie działo. Z drugiej strony przytłoczona zagubieniem zaszyła się w swoim kącie za parawanem, udając zajęcie czymkolwiek. Symulowała pracę, poprawiając pościel i wyrównując ją pod idealny kant, w głowie mając pustkę… ale tak było dobrze.

Zza pleców i zza kurtyny dochodziły do starszej sierżant odgłosy naturalnej radości. Amelia była zachwycona prezentem jak mała dziewczynka tortem na własne urodziny. A pielęgniarki czerpały radość z jej radości i tak ten układ zdawał się płynnie zazębiać.

- Księżniczko. Może pomożesz Amy pokroić ciasto? - usłyszała za swoimi plecami kroki na płaskim obcasie i ciepły głos siostry przełożonej.

- Tak, Lamia, chodź! Zobacz co dostałam! - zza parawanu doszedł do niej zapraszający głos rozradowanej blondynki.

Strzepana poduszka nie chciała dać się ułożyć bez przechylania na jedna stronę, a nie mogła tak zostać. Burzyła porządek… porządek był ważny. Precyzyjność, poukładanie… przynajmniej łóżka, jeśli własnej głowy i życia się na razie nie dało, bo przypominały zapuszczony burdel.
- Już idę, chwila - odpowiedziała na tyle pogodnie, na ile dała radę. Parawan był jak zbawienie, jeszcze przez chwilę pozwalał się nie uśmiechać. Kroki za to zwiastowały rychły kres beztroski i powrót do… czegoś, co się wymagało. Pogody ducha, kosmatych żartów, chociaż Lamia najbardziej na świecie chciała schować się gdzieś gdzie nikt jej nie znajdzie. Trzepnęła raz jeszcze poduszką i wreszcie ustawiła ją porządnie. Zadowolona z efektu wzięła porządny wdech, a potem przywołała na twarz uśmiech, odsuwając szarpnięciem zasłonę.

- Wrzuć luz dziewczyno. - szepnęła do niej Betty gdy pacjentka przechodziła obok niej. Nie zapomniała też uściskać jej pośladek gdy sama sobą zasłoniła dłoń pielęgniarki przed uśmiechniętym wzrokiem pulchnej koleżanki z dyżuru.

Gdy zaś czarnulka dosiadła się do blondynki ta była tak szczęśliwa i jak na nią wybitnie rozgadana, że mówiła więcej niż pozostała trójka. Ciasto dało się pokroić mimo, że Betty ostrzegała przed zakalcem jaki pewnie się zrobił. Pielęgniarki zostały skosztować razem z pacjentkami wypieku okularnicy ale szybko się zmyły aby dokończyć rozdawanie śniadania. Betty na pożegnanie wspomniała tylko, że dziś jest Labor Day więc pewnie będzie trudno przejechać przez miasto. Ale za to wieczorem będą fajerwerki a w dzień parady.

Święto pracy… racja. Normalni ludzie obchodzili święta, częściowo będące pozostałością po dawnym świecie. Mazzi uśmiechała się, kiwała głową i jadła ciasto ze smakiem. Dla niej w żaden sposób nie było zakalcowate. Słodkie, czekoladowe i wilgotne, znikało momentalnie jakby wcale przed kwadransem w brzuchu sierżant nie rozgościły się rogale z jabłkami i drożdżówki.
- Pyszne - mruknęła z uznaniem, sięgając po nowy kawałek i kończąc żuć co miała w ustach. Na blasze zostało jeszcze masę słodkości, wbrew pozorom za dużo nawet na wygłodniałego trepa i blond amatorkę murzynków - Nie zjemy teraz wszystkiego… no ale możemy próbować - zakończyła z żywszym uśmiechem pakując między szczęki nową porcję przysmaku.

- Noo! Ale dobre nie? - blondi wydawała się najszczęśliwszą blondynką na świecie. We dwie mogły spokojnie się rozsiąść na jej łóżku i delektować się smakiem.

- Jeejjj… Zrobiła mi ciasto. Myślałam, że tak tylko gadała wczoraj, żeby mnie uspokoić. I to zobacz, prawdziwego murzynka, tak jak chciałam… Naprawdę to zrobiła. Przecież nie musiała, tak tylko walnęłam wczoraj tym murzynkiem… - Amelia była pod niesamowitym wrażeniem wyczynu siostry Betty i przeżywała to wszystko żywo i na żywo.
- I co? Chcesz coś zanieść Danielowi? - uśmiechnęła się łobuzowato do kumpeli na łóżku.

- Takiej świetnej dziewczynie też bym upiekła ciasto - Mazzi wyszczerzyła się pokazując oblepione słodyczami zęby - Znaczy… jakbym nie siedziała w szpitalu… i umiała piec. - zaśmiała się krótko - Więc pewnie skończy się na tym, że cię zabiorę na zakupy. Tylko odbiorę zaległy żołd. Coś kojarzę… zakupy dobra rzecz. No i będziesz musiała mi doradzić - zmrużyła oczy, udając że się pilnie blondynce przygląda - Nie pamiętam w czym dobrze… w czym się teraz chodzi, nie wiem. - wzruszyła ramionami i przełknęła - Czuję się jak… kaleka i pewnie jeśli pójdę na zakupy sama wrócę z nowym mundurem - prychnęła i chociaż była już pełna, wzięła jeszcze kawałek ciasta - Aż tak łatwo mnie przejrzeć co? - odpowiedziała pytaniem na pytanie Amy i dorzuciła z westchnieniem - To znaczy że chyba ze mną źle…

- No daj spokój, widać, że go lubisz. Chodźcie razem “na szluga” i pół dnia przesiedzieliście razem. Raczej takich rzeczy się nie robi jak się kogoś nie lubi.
- poparzona na twarzy dziewczyna uśmiechnęła się z łagodną, przyjacielska ironią. Widocznie nie do końca wierzyła, że wczoraj wieczorem sierżant wymknęła się z kapralem tylko na szluga.
- Ale z Betty masz świetny pomysł! Upieczemy jej ciasto! I tak będziemy siedzieć cały dzień w domu czekając aż wróci z pracy to możemy jej coś upiec. - dziewczyna znów dała się ponieść entuzjazmowi i radości. Pomysł kumpeli przypadł jej do gustu i z miejsca się do niego zapaliła.

- Ohh… Ta Betty jest super… - blondynka wyglądała, że nawet jeśli dotąd miała jakieś “ale” co do siostry przełożonej to ten obiecany a jednak niespodziewany murzynek przegnał te “ale” całkowicie.

- Lubię przed snem pociągnąć fajkę, co poradzę? - sierżant przewróciła oczami z niewinną miną, oblizując zaraz potem palce z okruszków - A Daniel akurat ma… niezły asortyment - czego nie zlizała, wytarła w nogawkę od piżamy i mówiła dalej chociaż mniej wesoło, ale się starała nie zamulić - On jest sam, ja jestem sama. Ostatni z oddziałów. Dręczy nas to samo… taka terapia. Pomagać sobie, wspierać. Nie zostawiać w potrzebie - zapatrzyła się w blachę wciąż tak przyjemnie pełną ciemnobrązowego ciasta - Lubię go i się martwię. Nadużywa prochów żeby… nie pamiętać. Nikt normalny nie chce pamiętać… tego co tam - machnęła głową symbolicznie na północ - Tu przynajmniej nic go nie zabije przez te dwa dni - odetchnęła lekko i uśmiechnęła blado - Tam maszyny, tu nałóg. Front w Ruinach, Front w głowie. Szkoda żeby się zmarnował, ma potencjał - drgnęła i jakby się ocknęła, wracając do szerokiego uśmiechu i weselszych tematów.
- Betty jest zajebista! I jasne, upieczemy jej coś… to nie może być takie trudne - wyszczerzyła się, tym razem wskazując blachę ciasta - Są książki kucharskie… w bibliotece. Wpadniemy tam, coś wyszukamy. A potem na targ po składniki i do roboty. chociaż z tym siedzeniem cały dzień w domu to raczej… - parsknęła - Chcę znaleźć bar Garry’ego. Tam gdzie się spiłam ostatnio. Obiecałam jednemu palantowi że mu zajrzę pod maskę pickupa. Rozrusznik mu siada… no ale wiem jak wyglądał ten bar w środku. Nie za bardzo gdzie jest. Więc zaliczymy wszystkie bary w mieście, co ty na to?

- Tak?
- Amy popatrzyła na kumpele z zafascynowaniem gdy ta rozstała przed nią swoją wizję spędzania wolnego dnia do powrotu Betty. - Ale w dzień to bary są raczej puste. Chyba, że takie z szama. - tubylcza pacjentka zastanawiała się na głos nad tą propozycją. W końcu jednak machnęła ręką - A co mi tam! Jak pójdziesz ze mną to mogę iść i do baru, i biblioteki, i gdziekolwiek! - zawołał wesoło blondynka i uściskała swoją kumpele. - I masz rację, Betty jest zajebista! - powiedziała jej prawie do ucha jakby dzieliła się z nią tym sekretem. Chwilę tak milczała trzymając ja w objęciach nim odezwała się ponownie.
- Lamia… - zaczęła z wyraźnym wahaniem wahaniem ale postanowiła dokończyć. - A ty to właściwie chodzisz z Betty czy Danielem? Znaczy tak tylko pytam, z ciekawości, jak nie chcesz to nie mów. - Amelia speszyła się reakcji na własne pytanie dodając od razu szybkie zapewnienie.

Pytanie ją zdziwiło. Chodzić z kimś? Znaczy być w związku? Takim długim, na poważnie i z planami na przyszłość? Dobra rzecz… dla cywila.
- Biorę co dają… żeby potem nie żałować straconej okazji - odparła szczerze, odwzajemniając uścisk i kładąc blondynie głowę na ramieniu - Może jak skończę służbę pomyślę… nad czymś poważnym, a teraz… teraz jest teraz. Póki trwa… mogę mieć chyba i chłopaka i dziewczynę. No ale nie słyszałam jeszcze aby ktoś o te chodzenie prosił, więc chyba mam wolny wybór - zmrużyła ironicznie oko - Z Danielem w pokoju leży Dave, myślisz że starczy ciasta i dla niego? Wczoraj rozpaczał że zamiast z nim się bajerować, szukałam… no wiesz kogo - parsknęła - Może mu tym razem serce nie pęknie jeśli sie zatka czymś słodkim. A jak z tobą, masz chłopaka Amy?

- Ja?
- pytanie tak zaskoczyło blondynkę, że ciemnowłosa kumpela poczuła na sobie i pod dłońmi jak drgnęła niespokojnie. - Tak… To znaczy nie… No już nie… Oj chodźmy do chłopaków może już mają po śniadaniu. - pytanie wyraźnie zmieszało blondynkę i wydawało się, że złapała się pierwszego powodu aby zmienić temat. Złapała więc za blachę i zaczęła gramolić się z łóżka.

- Jej jak ja ci zazdroszczę. Tak się nie przejmować. I mieć i chłopaka i dziewczynę. No i w ogóle. Ja to bym się bała i bym się zastanawiała tysiąc razy i nic bym nie wymyśliła pewnie. A ty to tak łazisz gdzie chcesz, sypiasz i chodzisz z kim chcesz no i w ogóle robisz co chcesz. - blondynka mówiła z mieszanina zazdrości i uznania jakby siedząca obok kobieta była jakimś jej ideałem albo chociaż lepszym modelem.

Temat byłych wyglądał na śmierdzący, Lamia zapamiętała by wrócić do niego gdy blondi się upije. Na razie odpuściła, czekając na dogodny moment ktory nie będzie przypominał przesłuchania. Za to końcówka ją zdziwiła. Spojrzała na kumpelę z miną jakby sprawdzała czy tamta nie robi sobie jaj.

- Kochana a czym się przejmować? Ludzkim pierdoleniem? Minami oburzenia? Każdy ma coś za uszami, nikt nie jest święty, a ci co udają zwykle okazują się najgorszymi szujami. Jesteś od nich sto razy lepsza - dźgnęła ją palcem w pierś - I to twoje życie. Od ciebie zależy jak je przeżyjesz, a jest tylko jedno. Więc nie warto marnować czasu na przejmowanie się zawistnikami. Pierdol ich i rób to co ci sprawia radość. Reszta niech zazdrości - wzmocniła uścisk na krótki moment - Jesteś śliczna, zabawna, mądra i z dobrym serduchem, no czego chcieć więcej? Nie zastanawiaj się, idź na żywioł. I niczego nie żałuj. - cmoknęła ją w skroń.

- Śliczna? Teraz też? Ja w ogóle przecież prawie cycków nie mam. I śliczna to ty jesteś. A to źle. Niedobrze jest być śliczną teraz. Wszyscy widzą tylko śliczną buzię i nic więcej. - blondynka westchnęła. Wydawało się, że ruszyło ją to co powiedziała Lamia.

- I to nie takie łatwe jak mieszkasz tutaj i znasz wszystkich i wszyscy znają ciebie. Tobie łatwiej bo jesteś nowa. No i taka odważna jesteś. No i najwyżej robisz to z dziewczynami albo chodzisz w obroży. To jeszcze w sumie nie takie straszne. - powiedziała trochę się tłumacząc i znów usiadła na skraju łóżka z którego właśnie wstała i jedna ręką trzymała blachę ciasta a drugą machinalnie przesuwalna palcem okruszki na jej dnie.

- Straciłam pamięć, kto wie? Może któryś z moich byłych szczekał albo był nie do końca żywy - sierżant rozłożyła bezradnie ręce - Tak teraz też niczego ci nie brakuje. Nie daj sobie wmówić że jest inaczej… i co z tego że tu mieszkasz? Niech gadają. Zobaczą że masz to w dupie to im się znudzi. A co niby takiego strasznego ty zrobiłaś, hm?

Dziewczyna o blond włosach pokiwała nieco głową i zaśmiała się nerwowo gdy sierżant rzuciła swoje żarciki. Ale na ostatnie pytanie zareagowała żywiołowo. - Nic! Nic nikomu nie zrobiłam! Naprawdę! Nie zrobiłam nikomu żadnej krzywdy! - zapewniła czarnulkę żarliwie. Przełknęła nerwowo ślinę i przesunęła opadający w dół kosmyk z powrotem za ucho.

- No coś ty… Wytykali by mnie palcami jakbym robiła to przy wszystkich… Znaczy wiesz, tak jak ty z Betty. Nikt nie traktowałby mnie poważnie. Ja to chyba nawet pocałować z dziewczyną bym się bała. Nie tak jak ty i Betty. - blondynka żaliła się przyjaciółce że spraw które nie umiała traktować tak lekko jak ona.

Podobno lękom najlepiej było stawić czoła, tak się wydawało Lamii że kiedyś słyszała. Za dużo niewiadomych, twardych reguł i jeszcze strachu :co ludzie powiedzą… jakby nie było gorszych powodów do zmartwień.
- Wiem że nikomu nic nie zrobiłaś - uspokoiła Amelię, a potem uśmiechnęła się i bez ostrzeżenia ją pocałowała .Tym razem nie w policzek, ani nie w skroń, tylko prosto w usta.
- I co, takie straszne? - spytała odsuwając się parę centymetrów gdy skończyła.

Amelie chyba ośmielił ten niespodziewany pocałunek i dodał jej otuchy. Ale Lamia widziała jak w jej wnętrzu toczy że sobą walkę. Zaczerwieniła się cała chyba jeszcze bardziej niż rano i skron pokryła jej się potem.

- Ale nie powiesz nikomu? Nawet Betty. - zapytała cicho zerkając uważnie i poważnie na kumpelę. - Powiem Ci na ucho. - szepnęła i rzeczywiście przystawiła swoje usta do jej ucha i po chwili finałowej walki speszona i zestresowana dziewczyna w końcu zdradziła jej swój straszny sekret.
- Bo ja lubię jak się na mnie sika. - wyszeptała trwożliwie blondynka z zabandażowaną twarzą i bez tchu czekała na reakcję drugiej kobiety.

Cóż… było wiele rzeczy które Lamia spodziewała się usłyszeć, no ale nie czegoś takiego. Jakimś cudem zachowała kamienną twarz słuchając rewelacji blondynki o zamiłowaniu do złotego deszczu. Dobra, ludzie miewali różne upodobania i skłonności. Zresztą kim była starsza sierżant aby osądzać kogokolwiek akurat w płaszczyźnie moralnej?
- To już wiem jak ci poprawić humor gdy będziesz smutna - uśmiechnęła się wesoło, obejmując Amelię gestem pocieszenia i niesienia otuchy. - Słuchaj, to nic złego… nie robisz nikomu tym krzywdy, a jeżeli druga strona też się zgadza… to jaki problem? - spytała i potem dopowiedziała - Żaden. I jeszcze raz powtórzę, nie słuchaj ludzkiego, zawistnego pierdolenia. Nudzi się taki w życiu, to siedzi sąsiadowi pod kołdrą. Pewnie takiemu żona nie daje, albo tak szpetna że na samą myśl o numerku z nią gadzina rozważa poważnie wstąpienie do klasztoru. - pokiwała głową z ironiczną miną - Ktoś ci będzie coś gadał to mi powiedz. Porozmawiam sobie z takim. Zresztą mnie też tu nie raz zapewne nazwą kurwą, dziwką bo lubię się pieprzyć… no ale jak mówiłam - rozłożyła ręce parodiując bezradność - Wyjebane.

Blondynka z grubym opatrunkiem założonym na połowę twarzy patrzyła na czarnowłosa kobietę jakby zaraz miała zejść na zawał z tego stresu, przejęcia i nerwów. Gdy ta ją uściskała kojąco blondynka nie tyle odwzajemniła uścisk ile wpiła się w nią jak tonący w drugie ciało. Nawet gdy pokiwała blond głową to spojrzenie miała jakieś mało obecne a usta jakby zapomniały jak się ułożyć w uśmiech. Nawet taki krótki i nerwowy. Ale chyba tak właśnie próbowały się ułożyć.

- T-t-to nie będziesz się śmiać? Obgadywać? Dalej będziesz się ze mną kumplować? Jak już wiesz? Ale nie powiesz nikomu? I jak chcesz mi poprawić humor? To znaczy wiesz, jak nikomu nie powiesz to super. - Amelia wydawała się nadal przeżywać każde słowo i reagowała jakby była w szoku, chaotycznie i z opóźnieniem. Obserwowała Lamię z obawą i uwagą jakby ta miała w każdej chwili wybuchnąć śmiechem albo rozgłosić jej tajemnice.

- A zobaczysz w jaki, to będzie niespodzianka - wyszczerzyła się naraz najniewinniejszym wyszczerzem na świecie, a potem doprecyzowała - Ale żadna zła, nie bój się. Kumpli się nie wystawia i.. hm, ja o niczym nie wiem - zabujała brwiami klepiąc rytmicznie palcami po ramieniu blondynki - Trafiłaś nie niezłe gnidy, co? Fałszywych parchów udających kolegów albo i przyjaciół… nie bój się - powtórzyła najważniejsze - Jesteś z oddziału, o swoich się dba na pierwszym miejscu. Chodź, zaniesiemy chłopakom ciasto. Zobaczysz, zaślinią się ze szczęścia - na koniec pociągnęła towarzyszkę i zmieniła temat aby przestała sie stresować.

- I nikomu nie powiesz? - obawa blondynki zaczęła wreszcie gdzieś odpływać pod wpływem słów i działań czarnulki. Nagle wyrzuciła ramiona do przodu i bez ostrzeżenia objęła i przycisnęła drugą pacjentkę mocno do siebie. - Och, dziękuję! Bo ja tak się bałam komuś powiedzieć nawet! - Amelia przez chwilę wydawała się bliska płaczu gdy musiała odreagować ten nadmiar stresu. Ale w końcu czułe słowa i dotyk pomogły jej się pozbierać. Pokiwała blond głową, ogarnęła się, odetchnęła i znowu zaczęła wyglądać jak cicha, obandażowana blondyneczka.


Wizyta ci ciastem u chłopaków spod 3-ki okazała się strzałem w dziesiątkę. Akurat złapały ich wszystkich trzech, jak wbrew regulaminowi jarali fajki przy oknie. W pierwszej chwili więc jak grupka uczniaków starali się wyglądać jakby robili cokolwiek innego tylko nie jarali fajki przy oknie. I chyba im ulżyło to, że to żadna z pielęgniarek a zwłaszcza ta sroga kosa - Betty. Amelia spojrzała na czarnulkę i sama chyba wolała jej zostawić gadanie a sobie zostawić na razie trzymanie blachy z ciemnym ciastem. Halsey wyglądał na trochę rozdartego. Tak jakby miał dylemat czy bardziej wybrać focha na niecne i podstępne kobiety, zwłaszcza tą czarnowłosą, czy jednak dać się skusić na ciasto jakie jedna z nich trzymała. Ale i tak dominowało zaciekawienie u całej trójki po co te dwie laski przyszły tym razem i czemu przyszły z ciastem.

Wyglądali zabawnie, tak z dekadę młodsi w tej jednej sekundzie strachu gdy skrzypnęły drzwi Na ich szczęście, albo i nieszczęście, pojawił się tylko zestaw cukierniczy. Mazzi ucieszyło, że cała trójka coś maluje wspólnie, bez wykluczania Daniela - uspokajający fakt, opowiadający za tym że Ranger poradzi sobie te dwa dni bez nadopiekuńczej sierżant.
- Co tam kapralu, teraz wolicie chodzić zajarać z kolegami? - nie mogła sobie podarować drobnego żarciku, patrząc z udawaną powagą na Keitha - No ale przynajmniej wybierasz dobre towarzystwo - posłała uśmiech do Rambo, do ostatniego z trójki puściła oko - Betty z Marią sprzątają po śniadaniu, macie trochę żeby dopalić i wywietrzyć… a w międzyczasie coś na osłodę - wskazała brodą na blachę i blondynkę - Razem z Amelią pomyślałyśmy, że możecie mieć ochotę - znów wróciła rozbawionym spojrzeniem do nocnego towarzysza, już dość dobrze poznanego i zrobiła minimalną przerwę zanim gadała dalej - Na coś słodkiego… no ale skoro jesteście tacy niegrzeczni… - wskazała ich zbite przy okiennicy trio, marszcząc brwi i przyjmując ton z odpraw - Niesubordynowani, sabotujący odgórnie przyjęte w placówce wytyczne… chyba będziecie musieli wpierw wy nas poczęstować - końcówkę rzuciła już lekko, z równie lekkim uśmiechem ruchem brody pokazując na paczkę papierosów na parapecie.
 

Ostatnio edytowane przez Driada : 07-10-2018 o 00:35.
Driada jest offline