Von Thohrnl uśmiechnął się delikatnym, acz przyjemnym uśmiechem odbierając sakiewkę. Tak, to mogła być znajomość której potrzebował by szerzyć swoje plany. Uczeni mieli to do siebie, że lubowali się w szerzeniu swoich teorii... co szkodzi robić za zaciekawionego młodzika i zadawać pytania? Zręczne, owiane niewiedzą pytania które w rzeczywistości były nakierowane na ukierunkowanie toku myślenia człowieka pióra! Ha! Jak się uda, to głupiec sam wpadnie w swoim toku myślowym na "niebezpieczną ścieżkę" prowadzącą ku Mrocznym Potęgom!
- Zapewniam pana, że kontrola ładunku powinna być niczym więcej, niż formalnością. - poinformował Hupfnudela i zwrócił swoje baczne oko na pomagierów, znaczy się żaków, uczonego.
Jego ojciec, niech Tzeentch dołączy go do swojego orszaku, wiele mu mówił o Mrocznych Potęgach. Sam nawet miał swego rodzaju powiązania z jednym z wielu kultów Slaanesha, Pana Rozkoszy. Tu widział właśnie... i to go olśniło. Zrobił na sekundę wielkie oczy. Magister Tymotheus i jego pomagierzy mogli doznać łaski Pana Perfekcji. To było przegniłe przeczucie poparte delikatną nutą obserwacji. Objawy były, subtelne, ale jednak... zdecydowanie będzie musiał mieć na całą trójkę baczenie!
Kiedy z pomocą jego ludzi wnieśli skrzynie. Spojrzał srogo na żaków, których z imienia nie znał i dając znak swoim ludziom powiedział prosto z mostu. Bez ogródek. Wiedzieli co robić.
- Jesteście na pokładzie rodu von Thohrnl. Jeśli narazicie statek, załogę, czy ładunek... osobiście przeciągnę was pod kilem. Mam umowę z waszym Belfrem, ale wiedzcie, że nie toleruję, żadnej, najmniejszej, szkody. Się rozumiemy?