Julius zapalił pochodnię, unosząc ją wysoko nad głowę, aby oświetlić jak najwięcej pomieszczenia i chwilę poświęcając na obejrzeniu komnaty i przeszukaniu wszelkich śladów sugerujących tożsamość atakujących.
Rayla wyciągnęła broń, żeby być w gotowości w razie ataku.
- No hej maleńkie, dawno się nie widziałyśmy - powiedziała po cichu, spoglądając na sztylety.
Rycerz spojrzał na łotrzycę i rozejrzał się dokoła, szukając przeciwnika. Pochodnia, którą machał na prawo i lewo, szukając zagrożenia furkotała głośno.
- Rayla... oświeć mnie. Po cholerę wyciągasz żelazo - mruknął rycerz, na tyle jednak głośno, by dotarło to do elfki. Sam mocniej zacisnął opancerzone palce na wrednie wyglądającym, okutym metalem młotku rycerskim.
- Wolę być zawsze przygotowana - odparła spokojnie. - Przezorny zawsze ubezpieczony.
Rycerz uśmiechnął się lekko, po czym umieścił pochodnię na metalowym uchwycie na ścianie, chwycił ręką uchwyt klapy i podniósł ją do góry.
- Ktoś efektownie wkroczył do siedziby klanu - powiedział Shayn. - Lepiej być gotowym na niemiłe niespodzianki.
- O! Czarodziej rozumie mój tok myślenia. - Elfka wskazała ręką na zaklinacza, po czym podeszła do wojownika i zaglądając mu przez ramię spytała.
- Coś ciekawego pod tą klapą?
Rycerz zajrzał do środka, zdejmując pochodnię ze ściany i świecąc w głąb klapy.
- Przezorny zawsze ubezpieczony? Co, jeśli przeciwnik czeka już w zasadzce? - zapytał sam siebie rycerz cichym i spokojnym głosem. - Hmm... wdepnąć w nią i sprawić, by połamał sobie zęby - mruknął.