Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-10-2018, 19:31   #542
Szaine
 
Szaine's Avatar
 
Reputacja: 1 Szaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputację
- Emmm - zaczęła Lotte biorąc głębszy oddech. Cieszyła się, że widzi Tallah, która przybyła z odsieczą. Wreszcie było wsparcie i osoby, które dołożą wszelkich starań, aby ogarnąć ten burdel z Valkoinen. Nie była jednostką bojową, tylko taktyczną, więc jej obecność faktycznie była tu kompletnie zbędna. Przeważnie w takich momentach wycofywała się bez żalu i oddawała sprawę w ręce odpowiednich osób, nie można być dobrym we wszystkim. Teraz jednak miała dylemat. - Gdzieś na wyspie jest Ismo i ma kłopoty. Rozdzieliło nas jak tu trafiliśmy i wiem tylko tyle, że potrzebuje pomocy. Wiem co powiesz, ale nie mogę zostawić go samego, muszę go znaleźć.
Tallah lekko skrzywiła się.
- Lotte… jak będziemy biegać za wieloma srokami, to żadnej nie złapiemy - westchnęła. - Wybacz mi te metafory - mruknęła po chwili. - Nawet nie wiem, jak do końca poprowadzić tę sprawę - dodała. - Mam wrażenie, że te helikoptery są jak biały zając w tej bajce o dziewczynce z Krainy Czarów. Wsiądę w nie, zaczniemy gonić Valkoinen i wnet trafiły do prawdziwego innego wymiaru. Bo nad Jeziorem Alue wszystko może się zdarzyć…
Jennifer dyskretnie spojrzała na twarz Lotte i mocniej chwyciła jej ramię.
- Słyszałaś, co powiedziała? - szepnęła.
Tymczasem Zaira kontynuowała, kompletnie niezrażona.
- Myślę, że większe szanse masz znaleźć chłopaka, ewakuując wojskowych. Będziecie poruszać się drogą naziemną i jeśli chłopak znajduje się gdzieś na wyspie, to macie większe szanse znaleźć go tu, niż tam, gdzie zmierzamy - dodała.
- Tak, chyba tak - odparła spoglądając kątem oka na Jenn. Rozumiała, że w słowach Zairy była jakaś wskazówka, ale nie umiała jej odczytać, co zapewne zrobiła Konsumentka. - A ty, co zamierzasz?
- To zależy od tego, co Egzekutor ode mnie oczekuje. A tego mi jeszcze nie powiedział. Dlatego też… - kobieta zawiesiła głos. - Myślę, że mogłybyśmy skierować się w jego stronę. Wspominałam o nim temu wojskowemu. Znajduje się obecnie przy helikopterach i robi swoje rzeczy… czyli chyba nie tak wiele, szczerze mówiąc. Głównie zleca ludziom różne zadania i problemy do rozwiązania. Jednak odpowiedzialność za wszystko leży na jego barkach, a to… całkiem dużo. Jeżeli gra jest rzeczywiście o tak dużą stawkę.
- Myślałam, że ty dowodzisz - uśmiechnęła się nieznacznie, rozumiejąc swój błąd myślenia. Zrobiła minę jakby nagle sobie o czymś przypomniała. - Dostałaś wiadomość od Demonico? Zastanawiałam się czy udało mu się z tobą skontaktować - w duchu dopowiedziała "w końcu po to został".
- Tak, zajęliśmy się sytuacją w tamtym mieście. Wysłaliśmy ludzi to czyszczenia pamięci, ale budynek uległ pewnym zniszczeniom, które trudno jest tak po prostu przemilczeć. Najbardziej pasowałoby nam trzęsienie ziemi, to mogłoby je wytłumaczyć. Ale reszta mieszkańców wioski raczej pamiętałaby o nim - rzekła Tallah.
- Przepraszam, a czym zajmuje się Mary?
- Koordynuje współpracę Kościoła Konsumentów i IBPI, panno…
- de Trafford - Jennifer przedstawiła się. - Mogłabym z nią porozmawiać?
- Powinna znajdować się w którymś z namiotów - czarnoskóra obróciła się w stronę obozowiska i wskazała ręką odpowiedni kierunek. - Ostatni raz tam ją widziałam - dodała.
Jennifer obróciła się i pomknęła biegiem, nawet nie dziękując, ani nie żegnając się z Lotte.
- Em, budynek uległ zniszczeniom? - zapytała niepewnie, próbując sobie przypomnieć kiedy budowla została uszkodzona na tyle żeby musieć przypisywać to trzęsieniu ziemi. Przyjrzała się jeszcze oddalającej się sylwetce Jennifer. - Zostawiliśmy mały bałagan, ale nie aż taki.
- W sali koncertowej, czy też audytorium spadły i roztrzaskały się wszystkie lampy wiszące z sufitu i ciężko to wytłumaczyć to w jakikolwiek racjonalny sposób. Może ktoś uderzał w nie kijem bejsbolowym, niszcząc jedna po drugiej, ale do tego potrzebowałby wysokiej drabiny, dużej ilości czasu oraz… jakiejś motywacji. Poza tym w piwnicy było kilka porozbijanych ścian, myślę, że ta bestia z kimś walczyła. Znaleziono tam zwłoki Konsumenta o nazwisko McHartman. No i też tuż nad obeliskiem jest dziura w suficie, która ciągnie się aż do dachu. Zniszczyła jedną ze ścian podporowych, przez co zawaliła się część pierwszego piętra. Niewielka, ale wciąż.
- No tak - odparła lekko zakłopotana. Nie zdawała sobie sprawy z tego, że aż tak dużo zniszczeń było. Kompletnie umknęło jej to z pamięci. - Chyba zbyt skupiłam się na przeżyciu tam, wydawało mi się, że nie było aż tak źle... Jednak jak sobie przypominam, to faktycznie nie wygląda tak jak jeszcze przed chwilą myślałam. - Westchnęła, po czym dodała - patrząc na to, że część surmy połączona z haltiją, w sekundę potrafiła rozszarpać czy to świetnie przeszkolonego komandosa czy zabić rosłego McHartmana... Mogło mi się wydawać, że zniszczenia były mniejsze.
- To musiało być naprawdę straszliwe stworzenie - mruknęła Tallah. - Myślę, że część zniszczeń w piwnicach dokonał sam Konsument, po przeobrażeniu w formę Szakala. Z tego, co wiem, był jednym z najsilniejszych członków tej organizacji i też najbardziej potężnym, przynajmniej jeśli chodzi o wymiary fizyczne. Pan Dora rzekł, że lampy w audytorium strzaskały się jakby same, może wyładowaniem energii chimery. A dziurę w suficie zrobiła moc płynąca z obelisku. Dobrze, to w każdym razie nie ma większego znaczenia już.

Wnet dotarły do samolotów.
- Proszę poznaj pana Egzekutora Miloša Obilića - rzekła, wskazując dojrzałego mężczyznę o ciemniejszej karnacji. Na pierwszy rzut oka wyglądał na osobę do bólu konkretną, nie znającą się ani trochę na sztuce dyplomacji. Chyba chodziło o sposób, w jaki patrzył na otoczenie. Wydawał się bezczelny i kipiący pewnością siebie. - Panie Egzekutorze, to moja dobra znajoma i detektyw, Lotte Visser z Oddziału w Portland.
- Dzień dobry - odparła krótko Lotte, czekając czy mężczyzna poda jej rękę. Lubiła trzymać się zasad savoir-vivre, które pomagały uniknąć poczucia zażenowania, albo przynajmniej minimalizować ich ilość. Niestety międzynarodowe towarzystwo, w którym obracała się, nie ułatwiało jej życia. Egzegutor był wyżej w hierarchii i to on powinien pierwszy wyciągnąć rękę w geście przywitania. Wydawał się jednak kompletnie niezainteresowany zasadami dobrego wychowania i konwenansami. Visser skinęła więc tylko głową i zapadła niezręczna cisza.
- Dzień dobry - rzekł krótko. Wyciągnął komórkę i zaczął coś sprawdzać na niej i odpisywać. - Wiem, że jesteś najdłużej z nas wszystkich na tej wyspie. Czy możesz powiedzieć nam, czego możemy się spodziewać? Jakie zagrożenia wydają ci się najbardziej oczywiste i prawdopodobne do napotkania?
Tymczasem Tallah nie odeszła na bok, ale ktoś podszedł do niej i zaczął z nią rozmawiać. Wyglądało na to, że brakowało załogi w kilku helikopterach.
- Których? - zapytała kobieta.
- A09 kryptonim Zielony Wąż, A12 Brązowy niedźwiedź i A13 Biały Zając - odpowiedział mężczyzna w uniformie IBPI. - W każdym jest tylko dwóch pilotów. Brakuje osób do obsługiwania działka. Co znaczyłoby, że nie śmigłowce nie będą mogły strzelać zamontowaną bronią…
- I tak udało nam się błyskawicznie zmobilizować tylu ludzi - westchnęła, zastanawiając się nad rozwiązaniem tego problemu.
- Raczej nie mogę powiedzieć za wiele - odparła ignorując swojego rozmówcę i przysłuchując się, z lekkim niedowierzaniem, rozmowie Talli. - Najbardziej oczywiste... to nic tutaj nie jest. Wszystko żyje tu swoim specyficznym życiem, które nie mieści się w znanych mi ramach. Przynajmniej za krótko tu jestem, aby móc to stwierdzić. Na pewno wyspa istniała na długo przed tym jak się ukazała.
- Rozumiem - odpowiedział krótko Egzekutor.
Tymczasem Tallah spojrzała na detektyw.
- Wiem, że ćwiczyłaś strzelanie. To oczywiście zupełnie inna broń, ale zasady są podobne. Trafić w cel - rzekła. - Przydałabyś się w którymś z helikopterów. Jeżeli tylko czujesz się na siłach.
- Musimy już teraz wylatywać - rzekł mężczyzna. - Więc szybko decyduj się, czy zostajesz tutaj, czy chcesz nam pomóc w odzyskaniu Korony Nieba.
- To zabieram się z Białym Zającem - odparła szybko. W jej głowie kłębiły się różne myśli, nawet te sprzeczne. Zarówno, nie chciała się pchać w niebezpieczeństwo, ale obiecała znaleźć Ismo. - Przynajmniej przydam się na coś, a ostatnio celność to moje drugie imię…
 
__________________
"Promise me this
If I lose to myself
You won't mourn a day
And you'll move onto someone else."
Szaine jest offline