Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-07-2007, 03:31   #4
Niles Elmwood
 
Reputacja: 0 Niles Elmwood nie jest za bardzo znanyNiles Elmwood nie jest za bardzo znanyNiles Elmwood nie jest za bardzo znany
Przewrócił się na plecy. "Cakiem niezły strzał" - pomyślał, w podziękowaniu gładząc zamek zdobycznego karabinu. Oczy piekły mu jakby solą czy popiołem posypane. Brak snu, wszechobecny dym, pył i chyba najbardziej ze wszystkiego męcząca źrenice soczewka optyka.

Białe obłoki leniwie przetaczały się po błękitnej pościeli nieba.
Trzy „stukasy” mozolnie drążyły dzieło zniszczenia. Czasami wydawało mu się, że to wciąż te same maszyny orały z nieba ziemię Warszawy. Nie jeden raz, w chwilach złości miał ochotę do nich strzelać, gdy zniżały swój lot nad celem. Rozkaz jest rozkaz, a ona ma jeszcze dokładnie trzydzieści dziewięć naboi. Jak dobrze pójdzie nakarmi nimi Ukraińców z „Dirlewanki”.

„Jak na niewidzialnej smyczy latawca...” – pomyślał przyglądając się kołującym ptakom. Podniebna ławica wzbijała się i opadała nad Starym Miastem, kołysząc jego wzrok do snu, jak do ukojenia. Łagodną falą nawracały tuż nad Jezuicką, by wzbić się wysoko ku słońcu. Sięgnął po lornetkę i przyglądał się długo przewodnikowi. Okazały biały gołąb z charakterystycznym czarnym skrzydłem. A może czerwonym? Chłopak westchnął i z powrotem przeturlał się na brzuch podnosząc polską, „wrześniową” artyleryjkę do oczu.

Kamienice wzdłuż Kołłątaja zniknęły z powierzchni ziemi. W ich miejscu piętrzyły się szare wzniesienia gruzów, spod których wciąż wydobywał się siwy dym. Spokój, nie licząc rozklekotanego ckm’u gdzieś z lewej strony od Wisły. Na Jezuickiej w oknie, gdzie jeszcze niedawno szkop składał się do strzału, okno świeciło pustką. „Teraz minie dobra chwila, nim który wystawi łepetynę...” – zdawał sobie sprawę, że w tym momencie gołębiarze z pewnością omiatają budynki barykady. Świadomość nieustającego polowania przestała podniecać go już dawno w takim stopniu, jak w pierwszych dniach powstania. Przyzwyczaił się do oczekiwania. Nakrył się dokładniej zsuwającą się uparcie płachtą i jakby szczelniej przytulił się do częściowo zacienionego strychu. Jedna część dachu przeminęła z wiatrem wybuchów, zaś ta druga zawaliła do środka, tworząc zawieszone rumowisko desek i dachówek.

W kącie stał sztywno, z wypiętą piersią na baczność, drewniany koń na biegunach. Malowany na biało, z czarnym siodełkiem. Kiedy kolejny raz „Stuka” nawracała trzęsąc ziemią starego miasta, zabawka trzeszcząc z cicha kołysała się kilka razy, a konik z ociosanym łbem do połowy, smutno nim kiwał w milczącej zadumie.

„Daniel” spokojnie śledził pozycje niemieckie. Kilkakrotnie w oknach kamienicy na Jezuickiej rejestrował obecność wroga. Nie decydował się na strzał. Zastanawiał się nad zmianą piętra, lub okna. Wiedział, że kolejny strzał niemal z pewnością zdradzi jego kryjówkę. W oknach doliczył się w sumie co najmniej trzech „schutzów” ss-mańskiej swołoczy, jednak nie miał czystego strzału, na chwilę dłuższą jak sekunda. Gdyby w ramach okiennego obrazu ukazał się jakiś oficer, to wtedy, kto wie... Być może wystarczy mrugnięcie oka, jedno uderzenie serca, jeden oddech, by zdjąć na powitanie „zgniecioną” z jego głowy. Inaczej czynna obrona, albo jak zwykł to sobie mawiać "polowanie na grubego zwierza".

Oko piekło go niesamowicie. Wyobraził sobie siebie samego z poważnym binoklem ojca w oku. Uśmiechnął się blado pod kolbą SWT, marszcząc nos, w którym czuł napływający słony katar letniego wzruszenia.. Wiedział, że śmieszna korekta wzroku, jak i połączenie z Kawęczynem go nie dotyczy.
 

Ostatnio edytowane przez Niles Elmwood : 15-07-2007 o 03:41.
Niles Elmwood jest offline