Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-10-2018, 03:39   #3
Amduat
 
Amduat's Avatar
 
Reputacja: 1 Amduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputację
Różne kataklizmy nawiedzały Zasrane Stany. Czasem były to powodzie, innym razem susze i szarańcza, albo najazdy bandytów. Jeszcze za innym razem któryś z blaszaków Molocha zapuszczał się zdecydowanie za daleko poza terytorium tatusia i zrobił rzeź, lub niszczył zbiory. Vesna poznała każde z powyższych po trochu, a nawet jeszcze więcej. Wiedziała czym jest skażenie niegdyś zamieszkałych terenów, braki podstawowych artykułów niezbędnych do życia takich jak leki i jedzenie. Widziała ludzi zabijających się o marne ochłapy, szalonych od chorób popromiennych. Był jednak jeszcze jeden kataklizm, swoim ogromem potrafiący przyćmić nawet epidemię tyfusu. Zjawisko to przybierało często formę bomby z opóźnionym zapłonem, bywało też bardziej niezrozumiałe niż instrukcja do pralki pisana po koreańsku. Narastało z czasem, zadziwiając swoim pojawieniem się w najbardziej nieoczekiwanym momencie… normalnie hiszpańska inkwizycja chowała się głęboko i jeszcze zatrzaskiwała ze wstydu w ciemnym miejscu. Po okresie utajonym nadchodził moment eskalacji, serii wybuchów równie łagodnych co dzika letnia burza… po tej niestety rzadko pojawiała się tęcza. Tylko ciężkie milczenie i odpowiedzi półsłówkami do miny obrażonego majestatu. Tak… wiele świat znał klęsk, lecz męski foch bywał w tym wszystkim najtragiczniejszy.

Vesna widziała go w całym majestacie, siedzącego naprzeciwko Alexa i udającego że wcale przecież nie jest zły, a tym bardziej zazdrosny o czym świadczyło że bąknął o zakazie powrotu dziewczyny na farmę Gomesów i dokończenia roboty… a to przez Patricka. Całkiem miłego, sympatycznego i zabawnego cowboya który wygrał rodeo z charakterystyczną chustką w kwiaty, należącą do Ves. Całe miasto widziało jak podjechał, poprosił o ten fragment garderoby, a potem rozwalił konkurentów. Ona piszczała i dopingowała z trybun, on pokazał klasę… a “Fox” wyglądał jakby miał zamiar wyjąć broń i ubić problem. Na miejscu.

Potem przez całą drogę do baru nie odezwał się ani słowem poza “nie, nie jestem wkurwiony”, gdy spytała czy aby przypadkiem się o coś nie gniewa. W progu budynku rzucił jeszcze, że koniec z naprawianiem klimatyzacji, a siadając do pierwszego piwa pomamrotał pod nosem… pokazując bardzo, ale to bardzo sugestywnie że oczywiście nic się nie dzieje.
- Chcesz porcelanową miseczkę kochanie? - spytała wreszcie, upijając łyk piwa z kufla i patrząc na Runnera z ciepłą uwagą.

- Po cholerę mi jakaś durna miska? - odpowiedział a raczej odwarczał pytanie znowu upijając zielonkawego napoju. Rozglądał się po sali ale takim dość chaotycznym i rozkojarzonym spojrzeniem. I jakoś dziwnie unikał patrzenia na nią. Ledwo od czasu do czasu zerkał na nią gdy coś jej odpowiadał albo do niego mówiła. Czyli widać gul był już dojrzały ale wciąż świeży.

- Żeby ten żmijowy jad z twoich kłów nie skapywał na stół i nie wypalał w nim dziur - technik odstawiła kufel i oparła łokcie o blat, łącząc dłonie żeby położyć na nich brodę - Albo co gorsza w kurtce. Nie chce mi się jej znowu cerować skoro można temu zapobiec…

- Co się tak przyczepiłaś? Zejdź ze mnie. To nie ja się obściskuję z jakimiś palantami w kapeluszach! Dobrze, że chciał tylko jakąś cholerną chustkę!
- wypalił w końcu Alex wreszcie patrząc na nią bezpośrednio. I to z wyraźną urazą i pretensją. Machnął przy tym ręką gdzieś w bok gdzie pewnie były stajnie i te wszystkie imprezy na jakich spędzili dziś większość dnia.

- Na oczy ci padło, czy już wkurw cię tak zaślepił? - Vesna zmrużyła oczy - Nie obściskiwałam się z nikim. Niby gdzie i kiedy? Co się czepiasz? To nie ja rysuje nosem po suficie i roje sobie coś czego nie było! - zaczęła mówić szybciej też robiąc się zła - Mają tu taki zwyczaj i tyle! Znam go z roboty. Którą ty mi nagrałeś - przypomniała jakby przypadkiem zapomniał - Dobra fucha, nieźle płacą. Tak, gadałam z nim trochę… i co z tego? Czy ja ci robię awanturę za każdą laskę co ci tyłek obcina jak idziesz ulicą?! To znajomy. Tylko znajomy! Chcesz to na piśmie?!

- Ta, znajomy, akurat, już to widzę. I tam po tych stajniach całe dnie byliście tylko znajomymi tak?
- parsknął ironicznie kierowca z Det wskazując kciukiem za siebie na drzwi wejściowe przez które niedawno weszli. - A teraz taki “tylko znajomy” podjeżdża do ciebie jak do swojej i przy wszystkich chce od ciebie chustkę. A ty mu dajesz! - wyrzucił z wyraźną pretensją uderzając ze złości pięścią w stół. Jakiś dwóch typków przy stoliku obok spojrzało na niego czy na nich widząc i słysząc rodzącą się awanturę.
- Na co się kurwa gapisz?! - rzucił im zaczepnie i agresywnie Runner jak na szukającego zaczepki gangera przystało. Tamci chyba niezbyt byli nastawieni na szukanie kłopotów bo wzruszyli ramionami i wrócili do swoich spraw.

- A co ty myślisz, że rżnęłam się z nim na każdym stogu siana w tej oborze?! To skąd by się wzięło tyle naprawionego szpeju?! Sam się zrobił jak ja się prułam po kątach?! - dziewczyna wyrzuciła ramiona w górę, prostując się na krześle. Chociaż miała ochotę rozwalić rozwalić komuś kufel na głowie dla otrzeźwienia - Chciał być miły, bo jestem tu nowa, to podjechał… a ty węszysz aferę! Masz coś na sumieniu że taki cyrk odstawiasz? Może to ja się powinnam spytać co robiłeś kiedy ja byłam u Gomesów?! Sam mnie tam wysłałeś, specjalnie! Już sobie przygruchałeś dupę na boku i musiałeś się pozbyć balastu?! Znudziłam ci się, a może za głupia jestem, albo za młoda i nie wyglądam jak Patty! Do Kociaka też mi daleko! - wyrzuciła podniesionym głosem, pod koniec celując palcem w pierś bruneta - Widziały gały co brały!

- A skąd miałem wiedzieć, że tam będzie taki cholerny goguś w kapeluszu! Jakbym wiedział to bym cię tam nie wysyłał!
- Alex zrewanżował się błyskawiczną ripostą unosząc się i nieco nawet rzeczywiście unosząc się na swoim krześle. Ze złości znowu uderzył w stół tym razem dłonią. Siadł z impetem z powrotem na swoim krześle i wpatrywał się gdzieś w podstawę swojej szklanki.
- “Chciał być miły bo jestem tu nowa”. Akurat… - warknął rozzłoszczonym i rozżalonym tonem przedrzeźniając słowa Vesny. Pokręcił przecząco głową jakby sam nie mógł uwierzyć jak to się wszystko poplątało w ciągu tych ostatnich dni w tym mieście. - Już ja wiem kiedy facet “chce być miły bo ona jest tu nowa…”- wyrzucił z siebie z rozgoryczeniem nie mogąc przełknąć tej guli. - I do mnie się jeszcze pruje. Jakbym to ja się obściskiwał przy wszystkich z jakimiś lachonami… - mamrotał dalej rozeźlonym tonem.

- Nie obściskiwałam się z nikim, ty łosiu! - Vesnie puściły nerwy i w końcu wydarła się, też waląc pięścią w stół - Niby, kurde, kiedy?! Gdzie?! Ani przy wszystkich, ani przy nikim się z nim nie obściskiwałam! Nie pij tyle bo ci na dekiel siada! I czepiam się, bo najpierw mnie wykopujesz na robotę, a potem nagle roisz problemy. To tylko chustka. Głupia chustka, tyle! Dotarło?!

- Taa… tylko chustka… chustka to to samo co obściskiwanie… od tego się zaczyna…
- odparł naburmuszony Alex żłobiąc paznokciem po drewnie stołu. Wydawało się, że ten gest absorbuje go całkowicie. Nie patrzył już ani na Vesnę, ani na typków przy stoliku obok, ani na resztę sali, tylko na to jak jego paznokieć mozolnie żłobi rysę w miękkim drewnie.

- Zaczyna od chustki tak… a co potem? Pójdę w krzaki i się popruję, tak? Z obcym frajerem który może i jest miły i coś chce, ale to jego problem? - Vesna ściszyła ton głosu, mówiła teraz powoli i zimno - Aż tak nisko mnie cenisz i nie ufasz?

Bezpośrednie pytanie spowodowało, że Alex poruszył się niespokojnie na krześle jakby nagle zrobiło mu się niewygodnie. Chwilę żłobił dalej stół, w końcu wzruszył ramionami, dopił piwo ze szklanki dość głośno stukając nią o blat stołu i chwilę się nią bawił przekręcając ją na różne strony.
- Po prostu już tam nie chodź. I nie dawaj mu żadnych cholernych chustek ani nic. I właściwie nie musisz z nim gadać. Zawody się skończyły, no niech sobie weźmie tą cholerną chustkę i się nią wypcha. - powiedział w końcu przełykając z trudem największego gula. - A w ogóle to się zgłosiłem jutro na ten rajd za miastem i jedziesz ze mną. - wreszcie podniósł wzrok znowu na Ves i wskazał ją palcem. Ożywił się na tyle, że zamachał ręką aby przywołać kelnerkę.

- Teraz będziesz mi wybierał z kim mogę, a z kim nie wolno mi rozmawiać? - dziewczyna nie zmieniła tonu, ale już na niego nie patrzyła, tylko na okno. Siedziała sztywno i ściskała kufel z którego niewiele ubyło - Do kogo wolno mi podchodzić, z kim się zadawać. Jak się zachowywać, co mówić, co myśleć. - zrobiła krótką przerwę żeby zabrać i wypuścić nosem powietrze - Zbierają się po ten czołg, potrzebują ludzi. Mapy nie kupimy na aukcji, bo nas na to nie stać. Trzeba będzie dołączyć do tych co wygrają. Gomesowie są dziani i zawzięci. Wiem to od Patricka. Poza tym czołg… zależy od modelu, ale wątpię żeby jedna ciężarówka go wyciągnęła z tego błota. Inna rzecz to transport przez bagna. Jeżeli myślimy poważnie, albo zamierzamy poważnie myśleć o tym żeby się za tematem zakręcić nie wolno nam palić mostów. Patrick jest miły, ja będę miła dla niego i zobaczymy co się da na tym ugrać. Nie będę go spławiać bo jesteś zazdrosny. Traktuj to jak wyścig. Poza tym dzięki, nie wiedziałam że masz mnie za puszczalską dziwkę, która poleci na pierwsza gładką gębę w okolicy i byle redneck może jej zawrócić w głowie… to miłe z twojej strony - wstała powoli wciąż gapiąc się w okno.
- Jakbyś kurwa nie wiedział że już wybrałam. Wtedy w Det. Między tob… tobą i papą. Ale skoro to nic nie znaczy - machnęła ręką, odwracając się i zbierając do wyjścia.

- Oj Ves noo… - jęknął ledwo zrobiła ze dwa kroki od stołu. Dogonił ją i zatrzymał łapiąc za ramę by ją zatrzymać. Gdy ją tak zatrzymał chwilę jeszcze bił się z myślami. Ale wreszcie objął ją przytulając do siebie. - Nie no co ty, daj spokój, jaka puszczalska dziwka co? - zapytał raczej chyba pytaniem nie wymagającym odpowiedzi. Nieco pocierał dłonią po jej plecach jakby chciał dodać jej otuchy czy pocieszyć.
- Po prostu… - zaczął i urwał gdy szukał odpowiednich słów. To, że się zastanawia co powiedzieć poznała po bardziej machinalnych i wolniejszych ruchach jego dłoni na swoich plecach. - Noo jej noo… Jak zobaczyłem jak podjeżdża do ciebie jak do swojej to mnie szlag trafił. Ale jak mówisz, że to tylko taki frajer w kapeluszu okey Ves, to będzie tylko frajer w kapeluszu. Nie wywalę go jutro po cichu w bagna z łańcuchem u nóg jak zamierzałem gdyby nie był byle frajerem w kapeluszu. - mówił z takim przejęciem, że naprawdę miała trudności by rozpoznać czy z tym bagnem i łańcuchem to tak ją bajerował czy naprawdę rozważał już taki numer w swojej głowie.
- Noo chodź. Postawię ci piwo czy co chcesz. Pogadamy. - puścił ją i złapał za rękę prowadząc z powrotem do stołu od jakiego właśnie wstali.

- Zjadłabym coś - mruknęła obejmując go i dopowiadając spokojniej. Tematu łańcucha wolała nie poruszać. Fox miewał nierówno pod kopułą, więc lepiej losu nie kusić, ale i tak zrobiło się jej ciepło na sercu. Chciał kogoś topić… dla niej. To było całkiem romantyczne. Usiedli znowu przy tym samym stole, ale foch przebrzmiał i uleciał gdzieś w dal, zostawiając po sobie marne echo obecności.

- Zgłosiłam się jutro do… paru konkursów, ale z tobą też się przejadę. - uśmiechnęła się wesoło, łapiąc go za rękę i grymas zrobił się zaczepny - Czeka nas ciężki dzień. Wiesz kochanie… dziś położę się wcześniej. Żeby się wyspać,sił nabrać. Mieć pewne ręce - skończyła przygryzając wargę.- I naprawdę chciałeś go wrzucić w bagno?

- Tego leszcza? No pewnie. Takich leszczy to ja załatwiam na jedno tankowanie.
- Alex wydawał się znacznie uspokojony i dobry humor mu wracał. W międzyczasie podeszła wezwana przez niego wcześniej kelnerka więc wspaniałomyślnym gestem pozwolił Vesnie zamówić co chce a sobie też domówił kolacje i kolejne piwo.

- Owinąłbym go łańcuchem i przeciągnął trochę przez te bagna co mamy się ścigać. Potem by się gdzieś “zgubił” i nikt by nawet nie zaczaił co i jak. - wyjaśniał nonszalancko własną, błyskotliwą strategię gdy kelnerka już poszła zrealizować ich zamówienie.
- I chcesz się dziś wcześniej położyć? - przejechał ciekawie po jej sylwetce wcale się z tym nie kryjąc. - No tak samej to trochę szkoda nie? - zerknął z powrotem na jej twarz i zaczął się wreszcie uśmiechać z jakimś kosmatym odcieniem.
- A w ogóle na co chcesz się jutro zgłosić? - zapytał w przypływie dobrego humoru.

Z poprzedniego obiadu technik pamiętała, że w knajpie serwowali całkiem niezłe setki z pieczonymi ziemniakami, więc zamówiła podwójną porcję jak już nie ona płaciła, a dało się najeść aż do następnego poranka. Potem słuchała przechwałek Runnera, uśmiechając się do niego miną wyrażającą podziw i rozanielenie. Niech już będzie, byle foch mu nie wrócił, a poza tym co to mówił było urocze, przypominało też dom.

- Szkoda, prawda. Możesz dołączyć jeżeli poczujesz się zmęczony. Adres znasz - odpowiedziała trącając go stopą w łydkę gdzieś pod stołem - Pomyślałam że jak już tu siedzimy… co się szkodzi zabawić, co? Biorę udział w konkursie pieczenia, jedzenia, w loterii. Zgłosiłam się też do dowcipów, tego mierzenia wzrokiem, walki w kisielu, quizów z wiedzy ogólnej, pamięciówce, pokazie pierwszej pomocy, miss mokrego podkoszulka i starciu mechaników - wyliczyła beztrosko na jednym wydechu i odbiła piłkę - A ty co prócz wyścigu? Chcę wiedzieć żeby czas zaplanować i zdążyć ci kibicować.

Alex wydawał się już całkiem udobruchany i nawet nakręcony na tą wspólną noc co się dopiero szykowała, chociaż wieczór był jeszcze całkiem młody.
- A ja myślę, zgłoszę się na te szamanie na czas. To się chociaż naszamię za darmola. - prychnął z zadowoleniem dla własnego, przebiegłego pomysłu. Trochę przesunął krzesło aby być bliżej Vesny. - Spróbuję pokopać tą piłkę, to nie powinno być trudne. I może w niedzielę postrzelam sobie trochę i sklepię machę jakimś frajerom. - Runner wydawał się być w naprawdę świetnym, pogodnym i miłującym pokój nastroju a ona sama wydawała się być sercem tego pogodnego nastroju. - A ty, no widzę zajęty weekend ci się szykuje. - powiedział opierając się o stół promieniejąc zadowoleniem jak najedzony kocur.
- Znaczy serio? Z tym podkoszulkiem? - zapytał jakby dopiero teraz przetrawił co do swojej wiązanki dorzuciła Ves.

- Podkoszulek… wcześniej tarmoszenie w kiślu. Sam mówiłeś że mam najlepsze cycki w całym Downtown, a i w waszej strefie ciężko o konkurencję - też przesunęła trochę krzesło w jego stronę i uśmiechała się niewinnie - Albo tylko bajerowałeś, ale to i tak nieważne. No ej… będzie zabawnie. Nie chcesz się pogapić jak się okładam ze śliskimi foczami?

- No pewnie!
- zapewnił gorąco Runner zerkając znacznie poniżej twarzy Ves, tak gdzieś na kawałek jej anatomii o jakim właśnie mówili. Na razie skryty pod ubraniem. Wydawał się mówić jednocześnie i o swoich wcześniejszych komplementach pod właśnie adresem tego kawałka anatomii Ves jak i o jej pomyśle na jutrzejszy dzień z głównym udziałem właśnie tego fragmentu własnej anatomii.
- Hmm… Ale ty tak na serio? Wiesz, to pewnie będzie sporo ludzi… - Alex wrócił spojrzeniem w górę, na twarz Vesny i mówił jakby się upewniał czy wie na co się pisze.

- To co? Niech się gapią, ale dotykać możesz tylko ty - wzruszyła ramionami i używając rozbrajającego uśmiechu - Tez tam będziesz, nie? W razie czego obijesz komuś facjatę tak na rozgrzewkę przed konkursem na mordobicia - klasnęła w ręce i zaśmiała się wesoło - Oj daj spokój, będzie fajnie, zobaczysz.

- No pewnie!
- Runner zapewnił ją żywiołowo i złapał jej dłoń dla dodania otuchy i dodatkowej gwarancji jakości swojej obecności i opieki. - Ktoś ci coś, to ja mu coś! - popatrzył buńczucznie dookoła sali jakby już teraz szukał zaczepki czy kogoś co miałby coś do Ves i jej cycków. Potem nie napotkawszy godnego przeciwnika wrócił spojrzeniem do brunetki, zerkając na przemian to na jej twarz to gdzieś na szyję i niżej.
- Jesteś zarąbista Ves! - powiedział w końcu z zachwytem i pocałował ją.

Foch uleciał w siną dal, dziewczynie ulżyło i zrobiło się ciepło na sercu. Bez grama żenady przeniosła się z krzesła na kolana gangera i objęła go za szyję, nie przerywając całowania. Usiadła na nim bokiem.
- Też cię kocham - szepnęła odsuwając głowę do tyłu i spoglądając mu w oczy - Zagrasz mi coś… po kolacji? - spytała żałując że jednak zamówili żarcie. Ale i na to był sposób. - Chyba że jemy na górze.

- O! Genialne! I dlatego cię uwielbiam, masz zawsze takie genialne pomysły! No i te cycki… -
Alex wyglądał na tak rozradowanego jakby nigdy, w życiu, a na pewno nie przed kwadransem ani przez pół dnia, żadnego focha na siedzącą mu teraz na kolanach w ogóle nie miał. Widocznie podobało mu się zachowanie Ves i popierał je całkowicie co widziała w ruchach i spojrzeniach.
- To chodź na górę, nie ma na co czekać! - zawołał i wstał z krzesła razem z nią. Złapał ją trochę inaczej i zaczął nieść jak pannę młodą, przez całą salę by skierować się ku schodom. Po drodze akurat szła do nich “ich” kelnerka już z talerzami i piwem ale Alex rzucił jej tylko, że zjedzą na górze. Więc dziewczyna chociaż nie miała szans z tą całą tacą i zamówieniem na niej, nadążyć za nimi to podreptała za nimi ku schodom, a gdy wreszcie dotarła pod właściwy próg zastała część ubrań rozrzuconych już po ziemi i dwójkę ludzi zajętych sobą i specjalnie nie przejmujących się tym, że ktoś patrzy, albo że drzwi są ciągle otwarte.

 
__________________
Coca-Cola, sometimes WAR
Amduat jest offline