Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-10-2018, 01:49   #656
Driada
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=JS2BhIaHXZQ[/MEDIA]
Las o tej porze był cichym, spokojnym miejscem. Nocne drapieżniki właśnie kładły się do legowisk aby odpocząć po intensywnej nocy, a dzienne zwierzęta zdążyły przeprowadzić poranną toaletę i dopiero wychodziły żerować. Wysoko w szumiących wiatrem gałęziach ćwierkały ptaki, czasem pomiędzy zaroślami przemknął się królik, może nawet lis. Gdzieś z oddali dochodziło echo wilczego wycia, jeżeli zaś nocowało się przy wodzie dochodził plusk kropli o kamienie… był też deszcz siąpiący z nieba i kapiący monotonnie w tym specyficznym, usypiającym rytmie. Ale powietrze było rześkie, pełne nowych zapachów budzącego się do życia świata. Natura rozkwitała z całą wiosenną mocą, zaczynały się pierwsze gody…

Za to w magazynie gdzie przebywała Luca ze stadem panował zaduch wielu stłoczonych pod niewielkim dachem ludzi, ciężki zapach potu, smaru… dźwięki były też zupełnie inne. Na przykład Stanley mówiąca praktycznie bez przerwy przez ostatnie… długo. Tyle słów, ludzkich słów którymi zalewała tropicielkę tak jak deszcz zalewałby ją gdyby jednak zdecydowała się na inny nocleg i teraz zmierzała do Cheb jako wolny człowiek. Wybrała jednak inaczej, dlatego tonęła w słowach, czując się jak osaczone zwierzę. Pomógł spacer, pomogło zobaczenie stalowo szarego nieba nad głową. Pomógł Sony i pomógł Vito, którzy wyczuli zmianę legowiska i ledwo pokryty sierścią śpiwór wylądował na nowym miejscu, już zaraz zwaliły się na niego dwa kudłate cielska. Stan też przestała mówić, zrobiło się cicho… tak cicho, jak mogło być w miejscu pełnym ludzi.

- Maść? - tropicielka kucnęła przy ogniu zabierając się za rozwiązywanie butów. Płaszcz odrzuciła na kołki przy ogniu i aż się skrzywiła patrząc na prowizoryczne obozowisko.
- Świerk… mech… ostrokół. - powiedziała nagle ochryple, wzdychając znużona - Dajcie mi iść do lasu, nie muszę sama, mogę z tobą. Przynieść materiały do zrobienia obozu. Tak… no tak się nie da - pomachała ręką na śpiwory rozłożone na gołej ziemi. Zagryzła wargi i wróciła do rozwiązywania sznurowadeł - A to dobra maść? Pomoże? Boli trochę, ale idzie wytrzymać. Ufasz temu doktorowi?

- Doc? Tak, doc jest w porządku. Niby kapitan i oficer no ale w porządku.
- przytaknęła dziewczyna już bez munduru i dalej trzymając tubkę maści z trochę niepewną miną. - Słuchaj ja mogę z tobą iść do lasu czy gdzie no ale musi się na to zgodzić jakiś starszy. Właściwie to stary by musiał. Bez tego to będziemy mieć przechlapane. - dodała w końcu z wyraźnym wahaniem w minie i głosie.

- Chyba że pójdę w nocy i wrócę zanim się ktoś zorientuje - Seaver zdjęła buty i położyła je przy ogniu. Płaszcz też tam wylądował, po nim sweter z grubej wełny, spodnie, skarpetki i bielizna razem z koszulą. Sama kobieta kucnęła koło ogniska wyciągając do niego ręce. Coś swędziało ją przy potylicy. Podrapała tamten obszar a kiedy zabrała rękę miała wrażenie, że ze skóry odskoczył mały, czarny robaczek wyglądający podejrzanie do pchły. Tropicielka od razu przeniosła pełne wyrzutu spojrzenie na dwa worki sierści grzejące się w najlepsze na jej śpiworze, które oczywiście nic sobie nie zrobiły z tego przejawu wzrokowego niezadowolenia.

Luca warknęła krótko pod nosem, prychnęła i podjęła temat człowieka.
- To głupota. Bez pozwolenia tamtego. Wrócę z zapasami, wasz zobaczy że wyszłam i będzie zły. Na was, że mnie nie upilnowaliście. Bo ja szpieg, od tych w skórach. Nie… nie będę wam robić kłopotów. Nie warto - skrzywiła się, rozcierając dłonie nad płomieniami - Teraz gada z tamtym kutasem. Jest wściekły… poczekam. Albo tamten sierżant - ostatnie wydukała niepewnie, łypiąc czujnie na Stan czy tamta się nie zaśmieje - Ten od płonącego plecaka co… no co nas wyciągnął. To byłoby dwoje do pilnowania… jak zbieram mech i gałęzie - usta jej drgnęły, jednak nie uśmiechnęła się.
- Ufasz temu lekarzowi, tak? Dobrze. Pomożesz? - pokazała palcem na dziwną maść a potem na swój goły bark.

- Niee, weeź nie idź… Wszyscy są nerwowi przez te śmigłowce… Coś zobaczą, że coś się czy ktoś kręci to od razu będą strzelać. - powiedziała prosząco dziewczyna w brązowym podkoszulku i samych majtkach która też grzała się od przyjemnego ciepła ogniska.
- Połóż się na płask. - powiedziała podnosząc się i klepiąc śpiwór pokazując miejsce gdzie nowa kumpela ma się położyć. Sama odkręciła tubkę, i wycisnęła trochę na dłoń. Sprawdziła zapach. Wzruszyła ramionami i dała do sprawdzenia pacjentce. Zapach był taki sobie. Pachniał specyficzną wonią właśnie jakiejś maści. Dłoń drugiej kobiety dotknęła poturbowanego barku Luci. - Mów jakby bolało. - powiedziała Stan odchylając się nieco by zerknąć na twarz opiekunki stada. Dłoń zaczęła poczynać sobie śmielej, po chwili dołączyła do niej druga, rozprowadzając śliską maść na skórze. Ta przyjemnie wcierała się w ciało więc nie było tego niekoniecznie miłego tarcia suchej skóry o drugą suchą skórę.

- Odpocznij dzisiaj. W nocy też. Może pozwolą pochodzić nam gdzieś w pobliżu. Po lotnisku. Ale poza to no bez rozkazu za duże ryzyko. - Stan rozsmarowując maść na łopatce Seaver tłumaczyła jakby zależało jej aby ta sobie darowała takie eskapady.
- Może coś znajdziemy na lotnisku? Pójdę z tobą. I tak mam wolne. Jak już tak bardzo ci zależy to ja pójdę sama do lasu, powiesz jakie te gałęzie to ci spróbuję jakieś przynieść. No ale weź nie wyłaź nigdzie, zwłaszcza poza lotnisko. - tłumaczyła dalej, klęcząc obok tropicieli i rozsmarowując maść na jej barku.
- I ten plecak to miotacz ognia. Plecakowy. W tych butlach jest mieszanka zapalająca. Ale oni są pszczółkami to pewnie będą mieli jakieś swoje rozkazy. One mają pchły? - Stan lekko pochyliła się nad barkiem Luci wcierając maść w obojczyk, nasadę szyi i kark. Wskazała ruchem głowy na dwa, czarne brytany i z ostrożnym podejrzeniem w głosie.

- Mają pchły… brudasy - Seaver odburknęła znowu niechętnie gapiąc się na dwa rozwalone na śpiworze ogary przypominające dwie półtusze z cielaka ułożone równolegle do siebie aby przypadkiem człowiek nie miał za dużo miejsca między nimi - Złapały od zająca, albo tych szczurów w nocy. Nie wiem, też dopiero zauważyłam - doburczała, ale dotyk na plecach nie pozwalał się złościć. Był przyjemny, od razu zachciało się tropicielce spać. Westchnęła błogo rozłożona na derce.
- Dobrze, dziś odpoczynek. - zgodziła się bez większych bóli - Ale napiszesz mi list, dobrze? Wasz szef mówił że mnie nie puści, ale pośle kogoś do Cheb z listem… że czeka tu list… brzmi durno - prychnęła.

- O to super! - radiowcowi o brązowych włosach wyraźnie ulżyło gdy usłyszała zgodę Luci na zaniechanie nieplanowanych eskapad. Z tej uciechy i ulgi pocałowała ją w smarowany bark. Potem znowu wróciła dłońmi ku łopatce, klęcząc przy boku ciemnowłosej tropicielki.
- A list pewnie. Mam w plecaku notes i resztę to ci napiszę. Powiesz tylko co. Hmm… Nie mam koperty… Ale chyba w sztabie coś by mi dali… - mówiła z zastanowieniem obracając w myślach tą sprawę pisania listu. Maść chyba zaczynała działać. Te posmarowane miejsca, które w pierwszej chwili czuło się jako wilgotne chociaż ciepłe od dłoni Stanley, teraz zaczynały promieniować jakby wewnętrznym, błogim ciepłem.

Było tak samo przyjemne jak gorąca kąpiel, albo położenie na słońcu w upalny letni dzień z rodzaju za jakimi tęskni się przez całą jesień, zimę i wczesną wiosnę. Najchętniej Luca już nigdzie by nie szła, ani nawet nie turlała. Zamknęła oczy, tylko na moment. Tak dobrze… było móc po prostu leżeć.
- Mhmm… - mruknęła średnio przytomnie czując jak myśli zwalniają do leniwego biegu starej rzeki. Zmusiła się do uchylenia powiek nim nie nadszedł zdradziecki sen - Jak chcą coś na wymianę to mam… naboje jeszcze. Są w torbie… - mruknęła znowu, a powieki zjechały na dół.

- Przyjemnie, nie? - Stan może widząc, może czując błogie rozleniwienie kumpeli prawie się roześmiała z radości. Wydawało się, że też ma kupę radochy z tego zabiegu terapeutycznego zaleconego Luce przez doktora.
- Wiesz, właściwie to już ci posmarowałam tą łopatkę. Ale jak chcesz to ci zrobię całe plecy. Chcesz? - zaproponowała wesoło pochylając się trochę niżej ku twarzy traperki. - A tym listem się nie przejmuj, ja to wezmę na siebie. Jak będą mieli jakieś koperty to mi dadzą, jak nie no to się coś wymyśli. Nie przejmuj się tym Luca. - Stan machnęła ręką zbywając ten problem jakby to była jakaś niewiele znacząca drobnostka.

- Mhmm - Seaver wymruczała nie otwierając oczu, idealnie obojętna na całe późnowiosenne zło padające z nieba, na chłód, kutasów w mundurach, rany, natłok obcych ludzi… jej przyjaciel z dzieciństwa mówił na to “stan totalnego wyjebania” - piękna rzecz.
- Mhmm - powtórzyła gdy padło pytanie o plecy, albo o list i koperty. Albo o jedno i drugie.

- Fajna rzecz. - ucieszyła się Stan i skoro miała smarować kumpeli całe plecy to usiadła na niej okrakiem. Potem jej dłonie zaczęły rozprowadzać żelowatą substancję na drugiej łopatce leżącej i kierować się stopniowo niżej. Ku jej krzyżowi, a potem przechodziły na jej żebra i boki.
- Zawsze chciałam zostać masażystką. Lubię robić takie rzeczy. - wyznała w pewnym momencie, zwierzając się swojej nowej kumpeli.

- Mhm - tym razem mruknięcie tropicielki wyrażało zgodę, albo i nawet zrozumienie dla pasji i zainteresowania żołnierki. Ułożyła wygodniej tułów, układając twarz wygodnie policzkiem na przedramieniu.
- Mhmmmm… - drugie mruknięcie informowało, że nie tylko strona masująca czerpie przyjemność z zabiegu, ale i masowana niemniej się z tego cieszy.

- Fajne nie? - radiowiec wydawała się zachwycona, że jej nowa kumpela podziela jej pasję i tak ciepło reaguje na te zabiegi.
- Noo alee… - mimo zamkniętych Luca oczy wyczuła w głosie tej drugiej zakłopotanie. Jej dłonie zaś doszły już do rozcierania jej krzyża już na granicy z pośladkami. - Właściwie to plecy już masz zrobione… - przyznała z wyczuwalnym żalem brunetka. - Ale jak chcesz to ci zrobię jeszcze raz. Albo coś innego. - zaproponowała nachylając się nad tropicielką tak, że oparła się o własne ramię i popatrzyła z bliska na jej twarz z figlarnym uśmiechem. Wydawało się, że ten masaż jej się spodobał i nie ma za bardzo ochoty tak wcześnie go kończyć.

- Jeszcze... raz... proszę... - Seaver dała radę wymamrotać chociaż jedna nogą była już w krainie snów. To co robiła Stan unieruchamiało skuteczniej niż więzy. Nie dało rady się ruszyć, co gorsza nawet się nie chciało. Można było tak leżeć i nic nie czuć, prócz przyjemności i ciepła grzejącej maści. Kojące słowa, kojący dotyk. Nienormalne poczucie bezpieczeństwa i odprężenia.
Ledwo masaż się wznowił tropicielka westchnęła cicho... a potem zasnęła nim zdążyła wrócić do tematu listów, zobowiązań, chłodu, deszczu, rozkazów... albo pcheł.

 
Driada jest offline