- Ładujcie się do samochodu. - nakazał towarzyszom Frank. - Za mały bagażnik, w pięciu się nie zmieścimy. - rzucił Mike. - Więc zostaniesz ze mną. I tak w nocy nikt ciebie nie dostrzeże. Bierzcie nasze strzelby, dajcie magazynki do pistoletów.
Ekipa załadowała się do środka w całkiem przyzwoitym czasie. Przed odjazdem Hateemelson rzucił jeszcze Hodowskim rolkę folii aluminiowej. - Owińcie tym komóry. Klatka Faradaya. Jakby korzystali z namierzania. - sam swoje holo jeszcze w szkole zaraz po telefonie na policję owinął w "sreberko".
Frank tylko machnął ręką na pożegnanie i po chwili Hodowscy byli sami. - Nie ma czasu. Potrzebujemy przebrań. W klasie widziałem barłóg po bezdomnych.
- Stary numer z menelami?
- Oczywiście.
Mike uśmiechnął się szeroko błyskając w nieprzeniknionej ciemności białymi zębami.
***
Mike zwinął płaszcze i wcisnął je pod stertę śmieci, a Frank tymczasem przegrzebał kupę śmierdzących jak jasna cholera ciuchów. Po chwili miał dla swojego kuzyna grube ponczo z dziurawego koca oraz beret, a dla siebie poplamioną kurtkę z kapturem. Przebrać dopełniała jeszcze kartonowa zawieszka "Ninja porwali moją rodzinę, potrzebuję 5$ na lekcję karate".
Wyszli ze szkoły na mniej odsłonięty teren i przemknęli do najbliższego z budynków, byle dalej od policyjnego helikoptera, dronów i lokalsów. Musieli się wydostać poza teren obławy. Mogli mieć tylko nadzieję że zmiana powierzchowności zapewni im łatwiejsze wyjście z opresji. Na pewno natomiast było im lżej po oddaniu strzelb. |