Limhandil odjechał kawałek i ciągle czujny zeskoczył z siodła. Jedną ręką przywiązał wierzchowca do małego drzewka rosnącego przy trakcie i skoczył rozglądając się na boki w las.
Elf zamierzał upewnić się, że nie są blisko jakiejś zasadzki. Czy więcej zielonoskórych nie dybie na ich życie. Przemierzał ostępy leśne powoli i bezszelestnie ufając wszystkim swoim zmysłom.
Limhandil nie raz po lasach szukał goblinów i ich większych rodaków, orków. Wiedział, że te stworzenia raczej nie potrafią zakamuflować swojej obecności, niemniej Limhandil wolał nie ryzykować i czujnym cały czas był.