-
Wiedźma musi przeżyć, Twoja w tym głowa – Saadi zganił Ianusa. –
Nie wiem czemu tak Ci zależy na jej życiu. W każdym razie ja mam wobec niej poważne plany, a do ich realizacji musi być żywa. Znów masz dużo sił i energii toś chętny do czarowania, co? Mamy wspólnotę interesów, więc jak dojdzie do czegoś, to trzymaj się mocno i nie stawiaj oporu.
Uciekinierzy odbili na wschód, jednak wciąż przybliżając się do odległej linii górskich szczytów. Przejechali nie więcej niż cztery ligi [niecałe 20 km], jadąc na zmianę kłusem i stępa, gdy dotarli do suchego koryta jakiegoś potoku. Zagłębienie wypełnione kamieniami biegło z północy na południowy wschód, ginąc gdzieś w trawach.
Takie ukształtowanie terenu, z punktu widzenia uciekających było nad wyraz korzystne. Jadąc korytem można było nie pozostawiać śladów i w ten sposób zmylić pościg. Szczególnie w sytuacji, gdyby pojechało się w zupełnie inną stronę, niż ścigający się spodziewali lub uciekinierzy rozdzieliliby się…
Słońce wolno zmierzało na nocny spoczynek, ubierając step w pomarańczową szatę. Do zapadnięcia całkowitych ciemności pozostało jednak jeszcze trochę czasu. Choć nie było tego widać, pościg nie obciążony rannymi musiał zbliżyć się znacznie i szybko trzeba było podjąć decyzję co dalej.
-
Gmiqdif leży dalej na wschód, nad kolejną spływającą z gór rzeczką - wyjaśnił Rami ibn Hassan. –
Tym korytem tam nie dotrzemy, trzeba dalej w step jechać. Boję się, że nas dościgną…
Livia i Torstig wrócili na trakt. Dalej nie mieli pomysłu, gdzie i w jaki sposób szukać zbiegłego złodzieja. Znali tylko przybliżony kierunek, w którym się udał, więc jechali. Poruszanie się po wyznaczonej drodze miało kilka zalet. Jechało się szybciej niż po trawiastych wertepach, można było napotkać kogoś podróżującego i zamienić parę słów, a miejsca wyznaczone pod obozowiska zapewniały nieco komfortu i bezpieczeństwa. Ale czy były to zalety dla uciekającego z miasta złodzieja?
Pod wieczór dwójka jeźdźców usłyszała gwar głosów i poczuła zapach dymu. Zbliżali się do obozowiska, w którym ktoś już przebywał. Słychać było rusanamańską mowę, rżenie zwierząt i szczekanie psa. Ktoś pobrzękiwał na tamburynie. Za niewysokim, kamiennym murkiem, którym otoczony był plac i wiata płonęło ognisko. Wokół niego siedziało kilku mężczyzn zajętych spożywaniem posiłku. Dwie kobiety w hidżabach krzątały się wokoło.
-
Saalam – usłyszeli pozdrowienie, gdy zbliżyli się do obozowiska. –
Mówią Prorocy, że nie godzi się nie poczęstować posiłkiem podróżnego, a Fahim błogosławi tym, którzy tak czynią. Zapraszamy do nas na wieczerzę.