Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-10-2018, 13:59   #122
Sindarin
DeDeczki i PFy
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
VII dzień miesiąca Arodus, Fangwood, 6 dni po ucieczce z Phaendar

Poranek był ciepły i przyjemny – pogoda wciąż sprzyjała uciekinierom, pytanie tylko, jak długo? Arodusowe burze były nagłe i gwałtowne, siejąc spustoszenie nawet w lesie. Kiedy Phaendarczycy zabrali się do codziennych prac, ich wybawcy spakowali się pospiesznie i wyruszyli w stronę Gristledawn. Droga miała potrwać prawie dwa dni w jedną stronę, a wedle słów znającego puszczę Sulima, najlepszym pomysłem było zbliżenie się do zachodniej krawędzi Fangwood i zmierzanie wzdłuż niej dalej na północ. By nie tracić czasu na polowanie, zabrali ze sobą część zapasów grupy.
Właśnie opuszczali polanę, gdy dogonił ich Poryn, gnomi asystent z faktorii handlowej Kining. Miał jak zwykle trochę przerażone spojrzenie, podobnie jak wtedy, gdy jego krasnoludzka szefowa pomiatała nim w Phaendar.
- Ssłuchajcie ppanowie – zaczął, jąkając się jak zawsze - Skoro b.będziemy tu pprzez kilka dni pprzynajmniej, mam nnarzędzia i ttrochę materiałów i mogę pp..pracować. Jeśli ch..cecie, cośś spróóbuję wykonać. - gnom nauczył się od Kining fachu i był niezłym kowalem, radził sobie też z pancerzami i bronią.


Wieczór tego samego dnia

Skraj Fangwood musiał być już niedaleko – wśród drzew dało się dostrzec przebłyski otwartej przestrzeni, a w oddali słychać było szum wzburzonej rzeki Maredith. Z samej granicy lasu, na horyzoncie, w świetle zachodzącego słońca widać było zabudowania Phaendar, nad którymi unosiło się kilka smug dymu. Miasteczko wciąż było zajęte przez armię hobgoblinów, ale przynajmniej najeźdźcy nie zrównali go z ziemią. Z drugiej strony, wyglądało na to, że postawiono wokół niego coś w rodzaju murów czy umocnień, a nad budynkami górowała wieża z czarnego kamienia. Legion najwyraźniej planował zostać tu na dłużej.

Słońce było tuż nad horyzontem, gdy Psotnik nagle zaczął intensywnie węszyć, po czym wyrwał do przodu, w stronę niedalekiego płytkiego wąwozu, przez który płynął strumyk zasilający Maredith. Wewnątrz, częściowo zanurzone w wodzie leżały zwłoki, należące kiedyś do ludzkiej kobiety, ubranej w strój podróżny z porządnym plecakiem. Ciężko było rozpoznać choć trochę więcej szczegółów, gdyż zostały zmasakrowane do granic rozpoznawalności. Dziesiątki ran, w których zaczynało się już gdzieździć robactwo, pokrywają całe ciało: głębokie i płytkie cięcia, pchnięcia, a nawet ślady po pazurach. Brakowało kilku palców u dłoni, druga zaś została zmiażdżona. Twarzy nie oszczędzono: znaczyły ją wielkie sińce, jedno zostało wyłupione, a ucho odcięto i rzucono na ziemię obok. Wokół roztaczał się słodkawy, mdlący smród zgnilizny.
 

Ostatnio edytowane przez Sindarin : 25-10-2018 o 20:27.
Sindarin jest offline