Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-10-2018, 21:09   #5
Cedryk
 
Cedryk's Avatar
 
Reputacja: 1 Cedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputację
Wojownik widząc, że nowi napastnicy nie rozpoczęli spotkania od ataku. Podniósł się na proste nogi i dalej stojąc w pełnej gotowości do walki odpowiedział:
- Nazywają mnie Huai Ren. Jestem mnichem i sługą wyższych celów - mówił ze specyficznym, charakterystycznym dla Lhobańczykow akcentem i zaśpiewną intonacją.
Mnich rozglądnął się dookoła widząc coraz większe zbiegowisko gapiów, częściowo rozganianych szorstkimi poleceniami bosmana. Przeniósł spojrzenie na nawigatora, którego słowa wywołały kolejny spazmatyczny pisk kobiety za plecami mnicha, spojrzenie miało wagę solidnego topora abordażowego. Nie odwracając wzroku od nawigatora kontynuował.
- Kapitanie mam wrażenie, że jesteś osobą inteligentną i honorową. Liczę również, że pragnie Pan zachować w jak najlepszym zdrowiu i liczebności Pańską załogę. - Przeniósł swoje chłodne spojrzenie na kapitana. - Mam propozycję. Za obietnicę nietykalności dla mnie i tej damy, zdradzę wam pewne możliwości znacznego wzbogacenia. Jeśli jednak mylę się co do Pańskiego charakteru możemy spróbować zakończyć to kontynuując to co zaczął poprzedni kapitan, którego ciało leży gdzieś na spodzie tego stosu - wskazał końcem kija najliczniejszy stos ciał pod burtą. Po czym zakręcił nim i stanął ponownie w pozycji gotowości.
W między czasie obok kapitana wyrosła Mamba i sucho zrelacjonowała
- Mamy jednego martwego, tego co dostał strzałą w oko, trzech rannych, jeden ciężko, reszcie nic nie będzie.
Obok Mamby zmaterializowała się Marica i powiedziała cicho
- Kapitanie chyba nas znosi na skały. - wskazała ręką kołyszące się może 200 metrów od nich skały wyrastające zaraz przy linii brzegowej i wgryzające się w morze przy ujściu z zatoki. Był odpływ i naprawdę znosiło ich na te przeklęte skały. Kapitan błyskawicznie obejrzał powiązaną konstrukcję trzech złączonych na przemian ze sobą statków. Jedno wiedział od razu, taką konstrukcją nie da się sterować, a już na pewno nie z ograniczoną załoga na pokładach śliskich od krwi!
- Gadasz o złocie, chłopcze, mówisz moim językiem – zainteresował się Heist, puściwszy mimo uszu wzmiankę o honorze. - Rzeknij mi co więcej o tych możliwościach znacznego wzbogacenia się. Jeśli uznam, że to prawda, to szanse, że nie zostaniesz na tej opuszczonej krypie znacznie wzrosną..

Zwrócił się do Mamby:

- Ranni niech wracają na Wiedźmę, może się wyliżą. Ze statku Rogu weźcie skrzynię i włóżcie do niej trupa. Jak kto z załogi jest kaznodzieją, niech odklepie modły czym prędzej i może iść na zimne, ciemne i błotniste dno. Znaczy się, do miejsca, gdzie wszyscy w końcu się znajdziemy.

Na uwagę Marici, skinął głową i zwrócił się do pierwszego:

- Gówniarz z tyką zaraz zdecyduje się, czy idzie z nami, czy nie. Do tego czasu trzeba zebrać ludzi z powrotem na Wiedźmę. Statki zostawić, rozbiją się na skałach. Cośmy zdołali splądrować, to nasze. Jeńców dodać do załogi, jeśli zechcą pracować. Jeśli nie, pod pokład, sprzedamy ich w niewolę, kiedy dobijemy do portu.

- Wrona! - krzyknął Heist. - Złap za ster, zaraz się odhaczymy i zrobimy zwrot.

Kapitan, wydawszy rozkazy, sam począł wolno iść w stronę burty statku kupieckiego. Odwrócił się w końcu w stronę dziwnego wojownika i zapytał:

- No? Gadaj szybko o tym złocie, albo zostawiam was tutaj. Warunki mam proste: jesteś na moim pokładzie, zostawiasz moją załogę w spokoju.

- To nie jest rozmowa przy wszystkich. Im mniej uszu słyszy tym lepiej Kapitanie - odrzekł spokojnie przyciszonym głosem mnich. - Moja osoba jest oazą spokoju Panie. - ukłonił się usłużnie - Jeśli Twoi ludzie nie będą nastawać na mnie ani na tych, których biorę pod swoją opiekę z mojej strony nic im nie zagrozi.

- Niech będzie - rzekł Heist. - Zaaran, miej oko na tego tutaj. Co do ciebie, masz moje słowo, że ty i twoja panna nie będziecie nękani na Wiedźmie. A teraz rusz dupę, bo zaraz rozbijemy się.

Dario rozejrzał się. Trzeba było zbierać się.
- Zaraan zagnaj te leniwe psy do roboty. Co to jeszcze na zime cycki robią. Dobra przenosić mi zaraz na “Morska wiedźmę”, a który będzie się obijał pozna mój “gniew”.
Wymownie wskazał na flaszki wiszące na bandolecie.
Sam ruszył by przejrzeć kajuty kapitańskie, w końcu tam musiały być ukryte znaczne łupy. Cenne też były logi, przyrządy nawigacyjne mapy.

- Każdy niech się zajmie swoją robotą - odparł pierwszemu - Jeśli ktoś ma im łby poopierdalać to tylko ja, bo to mój obowiązek. Odwrócił się do załogi i ryknął:
- Ruszać się leniwe małpy, zaraz zniesie nas na skały.

Nawigator ruszył błyskawicznie w kierunku rufy statku kupieckiego. Szarpnął i otworzył drzwi kajuty kapitana. W środku było ciemno. Wpadł i zdarł kotarę zasłaniająca okienko. Światło zalało zakurzone pomieszczenie. Zawalane butelkami, resztkami posiłku i zapchlonymi łachami. Pod ścianą wisiał hamak. Większość pomieszczenia zajmował dość duży stół, a na nim parę map. Jednak były w tragicznym stanie i nie zauważył na pierwszy rzut oka na nich nic nadzwyczajnego. Poziom bałaganu mógł wskazywać na to, że ktoś z załogi wiedźmy wpadł już na ten pomysł, albo kapitan był niechlujem. Ponaglany okrzykami wycofującej się załogi Nawigator wyskoczył z powrotem na pokład i ruszył biegiem w kierunku drugiej kajuty. Kajuta na Rogu Demona była otwarta, w środku również panował solidny rozgardiasz. Kufer był otwarty a ciuchy porozrzucane dookoła. Na mapę na stole wylana została potrącona butelka wina. Nagle Dario usłyszał odgłos rąbanych lin i ponaglające wrzaski bosmana. Nawigator w paru susach dopadł burty i wybił się w powietrze lądując na pokładzie wiedźmy razem z ostatnimi maruderami opuszczającymi szczepione okręty. Marynarze odpychali bosakami burtę rogu starając się wyjść z wartkiego prądu pchającego na coraz bliższe skały. Wiosła wylądowały w dulkach a głos bosmana zlał się w jedno z potężnym grzmotem. Piorun uderzył gdzieś niedaleko wywołując przerażające echo, deszcz ciął coraz mocniej. Tak że marynarze musieli osłaniać oczy by cokolwiek zobaczyć.

- Wrona, zrób zwrot do środka cypla – rzekł kapitan do siostry. - Wody nie będą zbyt niespokojne tam.

Po czym zwrócił się do bosmana:

- Wyciągnij żagle pod sztorm, zresztą, sam, kurwa, wiesz. Chcę przetrzymać sztorm we wnętrzu cypla. Pewnie gówno i tak rozgoni wiatr, zanim rozpęta się cośkolwiek poważnego. Znajdź Mambę, niech doglądnie rannych, jeśli już tego nie robi. Wypytam młodzika o te bogactwa, co niby dostaniemy.

Heist spodziewał się, że Huai Ren był strażnikiem dziewczyny, wysłanym na misję. Po co i przez kogo, tego zamierzał się dowiedzieć zaraz. Kapitan nie miał żadnych skrupułów, żeby posłać ich do piachu, jednak bezsensowna strata życia ludzkiego nie była mu w smak. Ostatecznie, mogli się wzbogacić.


Zwrócił się do pierwszego:

- Dopilnuj, żeby psubraty rozumiały, że dziewczyny ruszać nie można. Mnich pewnie wszcząłby burdę. Strzał by nie umknął, ale dobry z niego wojownik. Kij w grdykę tak samo dobry jak sztylet w serce. Ludzi tracić nie chcę.

I dodał, przysunąwszy się bliżej:

- Jeśli będzie się stawiał, użyczę sobie jednego z tych twoich flakonów.

W końcu, zawołał:

- Kabo! Daj nieco żarcia i wina do moich kwater, mamy gości wszakże. Trzeba mi wyszykować jedną z kajut dla damy i mnicha. Ruszać dziewczyny nie może nikt, a kto ruszy, temu pozwolę, by dostał w mordę od Huai.

Skok był trudny, lecz wyszedł. Nawigator pewnie wylądował na nogach. Maricia zajmowała się już drobnymi naprawami. Po abordażu zawsze jest coś do naprawy. Asystowała jej z wypiekami na twarzy Sara. Nawigator szybko sprawdził kierunek wiatru. Mieli szczęście. Prąd spychał ich na skały, lecz mieli pełny wiatr od strony skał.
- Zaraan pogoń tam ich mamy pełen wiatr, lecz prąd silny, resztę daj do wioseł. Potem łupy ze statków na kupę do podziału. Twoja głowa w tym, by nikt niczego cennego nie ukrył.
Potem przypatrzył się młodej kobiecie i jej obrońcy.
- Nie ma takowej, lecz kobieta może zamieszkać ze mną i Maricą, Taki wątły kwiatuszek pewnie będzie musiał za każdym razem wymykać się na pokład, gdy zapragnę pofiglować z ukochaną. Phyy. Dobre wychowanie. Dla jej obrońcy nie ma miejsca już w kajucie, może spać pod drzwiami.
Potem podszedł do kobiety.
- Macie wybór panno albo ze mna i moją ukochaną tu wskazał na pracującą z Sarą, przy uszkodzonym nadburciu, Marice. - I jej wychowanicą Sarą, albo pod pokładem lub na pokładzie wśród marynarzy, lecz ze swoim obrońcą. Wybierajcie.
Po tych słowach wskazał na barwną zbieraninę, korsarzy, piratów, morderców i gwałcicieli, stanowiącą załogę statku.
Czekając dłuższą chwilę, nie uzyskasz odpowiedzi od kobiety zwrócił się do mnicha.
- Czy twoja pani to niemowa, jeśli tak to ty zdecyduj. Mam nadzieję, że w sprawie złota to ty nie będziesz niemową, bo jak nas oszukasz źle skończysz. Poza tym głupiś. Jak faktycznie złota nie ma, lepiej ci było by dołączyć do naszej wesołej gromadki, zwłaszcza, że mamy brak jednego załoganta. Na pokładzie nikt się nie leni, twoja pani też by coś użytecznego robić, choćby łatać żagle.

Poganiana przez bosmana załoga ruszyła na maszt i do wioseł.
- Na twój znak sterniku - gdy sternik dał znak Zaran uderzył w bęben nadając rytm wioślarzom.
 
__________________
Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę.
Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem.
gg 643974
Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975
Cedryk jest offline