Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-10-2018, 20:20   #13
Jacques69
 
Jacques69's Avatar
 
Reputacja: 1 Jacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputację
Piątek, wieczór

Anka wstała, oburzona zachowaniem Vesny. Sięgnęła po chusteczki z ławki i zaczęła pomagać Colonelowi się wycierać.

- Ciekawe, co ty byś zrobiła, gdybyś miała odmówić Vegas, siedząc zamknięta w ich bagażniku! Colonel nie miał innego wyjścia i sam tego nie odkręci. - Po tym zniżyła głos, by kontynuować znowu konspiracyjnym tonem. Mimo iż w środku panował istny hałas, wywołany imprezującym tłumem, to nie chciała by wszyscy wszystko usłyszeli. - Jeśli tak bardzo nie chcecie robić zlecenia dla Vegas, to sprawmy chociaż, żeby myśleli, że się zgodziliśmy, okej? Jeśli teraz im odmówimy, nie pozwolą nam nawet opuścić Nice City. A jak już zdobędziemy, o ile zdobędziemy, ten czołg, będziemy mogli wykonać woltę. I nie musimy z nimi walczyć osobiście, możemy wykorzystać do tego którąś z innych stron. Na razie jednak dalej nie zdecydowaliśmy, komu innemu mielibyśmy dostarczyć ten czołg. Akiro chciałby pomóc swemu rodowi z Appalachów i nie chciałby przeciwko nim walczyć, Daniel ma znajomych z Nowego Jorku, a Colonela zmusiło Vegas pod groźbą śmierci. Jeśli dobrze rozumuję, ludzie z Nowego Jorku chcieliby wykorzystać ten czołg do walki z Molochem, pozostali nie wiadomo po co go potrzebują, więc jeśli mielibyśmy się kierować ideami, to powinniśmy pomóc NY. Ja osobiście nie kieruję się ideami, chyba że idą w parze z dobrym zarobkiem… Drugi fakt jest taki, że tylko Teksańczycy albo Nowojorczycy byliby nas w stanie obronić przed zemstą Vegas… ale tylko do momentu, gdy nie oddamy im czołgu. Jeśli zostaniemy w Teksasie, to ci mafiozi będą mieli do nas diabelnie blisko ze swoim płatnymi zabójcami. A do Nowego Jorku jest do przebycia cały kontynent. Na razie widzę tu dwa punkty dla Nowego Jorku. Ktoś ma jeszcze coś do dodania albo z czymś się nie zgadza?

Akiro odpowiedział Annie - Twoje argumenty za Nowym Jorkiem powinny przekonać moich ziomków, tylko muszę unikać okolice Apallachów dopóki nie wykonamy tego zlecenia i nie odbierzemy nagrody, abym mógł się podzielić moją działką z moim klanem. - i zaczął się patrzyć po reszcie rozmówców.

- Gdybym was sprzedał Vegas tfarda panjenko z Detu. - głos Henry’ego ociekał wręcz sarkazmem i ironią. - To byś się o tym nie dowiedziała. Ale co ty wiesz o życiu co? W mieście chronił cię tatuś, tu chowasz się za plecami Alexa, a kolejny gach lepi się do twej rączki. Łatwo zgrywać twardziela kryjąc się za plecami kolejnych amantów. Ale wiesz, co… twoja dobra passa może się skończyć. I wtedy zobaczymy czy naprawdę jesteś twarda, gdy nie będzie zauroczonych tobą rycerzy księżniczko z Det. - skłonił się w parodii ukłonu przed nią. - Ale spełnię twoje życzenie i jak będzie okazja powiem Straussowi że wypinamy się na niego. A jak potem wpadniemy w gówno z tego powodu, to będziesz miała satysfakcję z tego że sama je wysrałaś. -
Po tych słowach, wściekły jak szerszeń Colonel opuścił lokal.

Vesna obserwowała rozbawiona jak wychodzi i nawet tego nie ukrywała. Przypominał pekińczyka, irytującego kundelka znanego z tego że jest głośny i nic poza tym.
- A mówią że to kobiety walą fochy o byle gówno jak cioty dostaną - parsknęła, kręcąc głową z krzywym uśmiechem - Niech idzie, zjedzie na ręcznym po raz kolejny i wróci z opowieścią jaki nie jest z niego ruchacz. Czyli jak zwykle - parsknęła jeszcze raz i wróciła uwagą do pozostałych przy stole. Zaczęła od Indianki - Co bym zrobiła gdyby ktoś zapakował mnie do bagażnika i pod groźbą śmierci gdzieś wywiózł? Przede wszystkim bym myślała i nie przyklaskiwała wszystkiemu co powiedzą. Niestety ciężko teraz wyhodować jaja, ale modne są atrapy - rozłożyła ręce bezradnie - To że mu grozili pod karą śmierci wiemy od niego, więc nie ma gwarancji że to nie kolejna wygodna bajeczka. Co bym zrobiła, gdyby się okazało że jednak nie ma wyjścia? To chyba oczywiste - przestała się uśmiechać i zamiast tego zmrużyła oczy - Nie pieprzyłabym bzdur, ani z nikogo ze swoich nie robiła debila, wmawiając i strasząc że oto jest tylko jedna słuszna droga. Zaczęcie od “wybaczcie, ale”... tak. Tak bym zaczęła, bo nie lubię decydować za innych. I nie lubię gdy ktoś to robi za mnie. Colonel wpierdolił nas w kłopoty i z uśmiechem próbuje się leszcz wywinąć, że to niby nie on. A najlepiej, zwalić winę na kogoś innego. Ma do mnie ból dupy bo nie tacy próbowali mnie bez skutku wyfrajerzyć, jego problem. Chcecie dać mu się robić w wała, wasza sprawa. Jesteście dorośli - machnęła ręką kończąc ten wątek i zaczynając kolejny - Tak, mam coś do dodania. Jutro się okaże kto wygra mapę, chcecie podpinać się pod Nowojorczyków? Idźcie jutro z nimi zagadać, spytać o warunki. Nie my to znajdą kogoś innego. Takich leszczy do roboty jak my będzie tu na pęczki. - patrzyła na Annę i Akiro - Byliście u tej Federatki, wiecie gdzie jej szukać. U niej też można wypytać co i jak z płacą. Daniel zna kogoś z NY, więcej ugra. Każdą stawkę można negocjować, bez względu na to czy negocjuje się z betonowymi butami czy w wygodnym fotelu. Tylko idiota zgadza się na deal w ciemno. Jeżeli się rozdzielimy więcej się dowiemy i więcej załatwimy. Ja biorę na siebie CSA. Chcecie NY idźcie do NY, ale serio, o Fedkę też warto zahaczyć. Będzie pełny obraz. W niedzielę możemy skleić co się uda wywiedzieć do kupy i pomyślimy na trzeźwo, z pełnym pakietem danych co dalej… i wiedzą kto wygra mapę. Mapę którą można ukraść albo zrobić zdjęcie, albo skopiować. Ten kto ją wygra nie musi od razu być jedynym kto pozna jej treść. Coś jeszcze? - spytała zakładając ręce na piersi i unosząc jedną brew.

- Nie, już nic… - westchnęła cicho Anka. Przesiadła się bliżej Daniela, bodła go łokciem pod żebrami. - Daniel, opowiedz coś więcej o Nowojorczykach i o tych twoich znajomych mechanikach.

- Oferują dobrą zapłatę za wykonanie misji, oczywiście nie oczekują że dowieziemy im czołg do samego miasta, a raczej jak reszta graczy chcą mieć go w połowie drogi do siebie. - Daniel zamyślił się nad dalszą odpowiedzią i pogłaskał Szarika za uchem.
- Dodatkowo jeśli dobrze się z nimi rozmówimy to zaoferują ciepłe posadki, chociaż mi i Saszy bardziej przypadło do gustu propozycja objęcia dowództwa nad odnowionym czołgiem, może tym razem coś ugramy, ale sam nie wiem.

- A jeśli czołg nie trafi w ich ręce, tylko do kogoś innego… Myślisz, że będą dalej się upierać, żeby go zdobyć, choćby go mieli wyrwać komuś z rąk? Byliby zdolni nas zaatakować, gdybyśmy ten czołg zawieźli powiedzmy do Teksasu zamiast im? - drążyła dalej Anne.

- O ile wiem to w przeciwieństwie do Vegas niczym nam nie grozili. - Upił długi łyk z kufla i rzucił kość Szarikowi do podgryzania.

- Ale mogą nam zacząć grozić, jeśli pojedziemy z czołgiem w swoją stronę. No dobra, pogadam jeszcze z Amari. Nowojorczyków nie ruszam, żeby mnie nie kojarzyli.

Dalsza rozmowa nie przyniosła niczego nowego. Do stolika przysiadali się jedni ludzi, odchodzili następni. Anne z otwartością witała zarówno znajomych jak i obcych. Mimo że mieszkała w tym mieście ledwo parę tygodni, zdążyła się już zapoznać z wieloma osobami. Przybyło też sporo ludzi z okolicy oraz dalszych krain, wśród których również pojawiły się pewne znajome twarze. Praca kurierki i otwartość indianki miały swoje zalety. Miały też swoje wady, niemal z każdym Anka uchylała szklanicę jakiegoś trunku. Rozcieńczała jak się dało, ale i tak poczuła na sobie silne działanie alkoholu. Powoli zatracała kontakt z rzeczywistością, przestawała panować nad swoimi czynami. Nim było za późno, opanowała się i uciekła przed towarzystwem do swojego pokoju na piętrze.

Sobota, rano

Anne po piątkowej imprezie wstała dosyć późno, przespała konkurs pieczenia ciasta oraz jego usilnej konsumpcji. Jakaż szkoda. Zastanawiała się czy wziąć udział w wyścigach, w końcu była zawodowym kierowcą, ale wolała nie prowadzić na kacu, tym bardziej że nawet nie wiedziała czy do końca wytrzeźwiała. Rzadko piła, właśnie ze względu na pracę, ale jak już zaczynała, to nie umiała przestać. Brakowało jej pewnych hamulców. Zwłaszcza, gdy miała dobre towarzystwo. Miała wyrwy w pamięci po dzisiejszej nocy, ale raczej niczego głupiego nie zrobiła. Za bardzo przejęta była walką o czołg. Miała ciężki orzech do zgryzienia. Osobiście nie miała nic do Vegas i nawet chciałaby tam pojechać, zobaczyć tę metropolię, która ponoć w większości ostała się nienaruszona po apokalipsie. A po zdobyciu czołgu nie musiałaby się szczególnie bać.
W głębi duszy wiedziała jednak, że to trochę igranie z ogniem. Nie wiadomo, kiedy takiemu gangsterowi coś odbije. I nawet w Vegas mogłaby się w końcu znudzić. A wyrwać się z takiego środowiska to nie łatwa sprawa. Nie mogłaby tak łatwo wrócić do swoich poprzednich zajęć. Vegas ciągnęłoby się za nią już całe życie. Nie, to nie było dobre rozwiązanie sprzymierzać się ze Straussem...
Teksańczycy byli dla niej nudni. Uczciwi, ale nieciekawi. Gdyby miała skorzystać z ich przywilejów i dostać okazję wypasania bydła, prowadzenia własnego rancza... Nie bardzo ją to ciekawiło. Sama zapłata też wymagała wielkich zabiegów, żeby ją dobrze spieniężyć. Dostałaby to, co w Teksasie najpospolitsze, a więc i mało warte na miejscu. Musiałaby przejechać spory kawał Stanów, żeby to sprzedać w dobrej cenie. Niewątpliwie dużo by zarobiła, ale prościej było przyjąć coś drogocennego z Nowego Jorku albo Appalachów.
Ostatecznie dała się przekonać Akiro, by jednak spróbować rozmów z Lady Amari. Nowy York był silny i wydawał się być najlepszym wyborem, ale mimo wszystko Anne poczuła pewną więź z Appalachami. Nie miała szczególnie dobrych wspomnień z rodzinnymi stronami, ale może dałoby się to jeszcze naprawić? Jej ród nigdy nie był zbyt ważny i nie czuła się szlachcianką, ale może gdyby związała się z jakimś innym rodem? W końcu była panną, a po przywiezieniu czołgu zdobyłaby pewną sławę. Chyba znaleźliby się chętni na małżeństwo... Na przykład... Akiro? Anne wybiła sobie z głowy tę myśl. Ciężko jej było sobie wyobrazić, by jej relacje z jakimkolwiek przyjacielem miały się zmienić w małżeńską miłość, a co dopiero z Akiro. Zresztą... za dużo myślała. Najpierw trzeba było się zdecydować dla kogo pracować i w ogóle znaleźć ten czołg. A więc tak - trzeba porozmawiać z Lady Amari.

 
Jacques69 jest offline