Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-10-2018, 23:05   #98
corax
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
Po pierwsze Wronę gnała ciekawość. Co znajduje się w środku i czy można coś z tego zrobić użytek od razu.
Po drugie chciała zagonić do roboty Kła i Zosię. Ale to musiało poczekać aż uda jej się znaleźć i deaktywować urządzenia nadawcze. Na pewno nie puścili tatry z materiałami o wadze państwowej bez własnych wersji Niuchacza.

- Wojteeeeeek - Żenia przeciągłym tonem zaanonsowała Kłu, że ma deala - A dasz rady sprawdzić czy tutaj nie ma jakichś ustrojstw naprowadzających i je deaktywować? Mogę sama ale pewnie są w środku. Albo coś… Dasz radę?


- Otwórz maskę. Zerknę co i jak. A Ty sprawdź co wieziemy - starszy mężczyzna zdjął kurtkę i podwinął rękawy.

Skoda parkowała na leśnej drodze za ciężarówką. Zmrok zapadł kilkadziesiąt minut temu, a na okolicznych drogach słychać było wycie syren. Raz słyszeli nawet helikopter, ale Wojtek powiedział, żeby się nim nie przejmować bo po zachodzie słońca muszą latać na wysokim pułapie.

Żenia otworzyła pakę ciężarówki kluczykami. Z ciemnością poradziła sobie latarka z telefonu.

Wewnątrz było sporo miejsca i dość niewiele towaru. Trzy skrzynie o wymiarze metr na metr i wysokości około pół metra. Obok stalowa szafka na dokumenty. Głęboka i szeroka na pół metra. Wysoka na półtorej.

Ciekawość dziewczyny prowadziła ją dalej.
Omiotła wnętrze tatry w poszukiwaniu jakichś zabezpieczeń a potem skoncentrowała się na skrzyniach i ich zamknięciach. Serwery? Dokumenty? Dla pewności kliknęła kilka fotek.

Podeszła do piramidy trzech skrzyni i sprawdziła, czy da rady otworzyć górną z nich. Łomu nie miała ale miała siłę Nahajki.

Najtrudniej było jej dobrze pochwycić wieko. Gdy już jej się to udało to wbite w nie gwiżdże wysuwały się prawie bez oporu, a wieko odeszło niczym magnes doczepiany od lodówki. Wewnątrz leżało siedem komputerów stacjonarnych, ułożonych równo jeden przy drugim. Przestrzeń między nimi wypełniały styropianowe kulki.

Żeńka zestawiła skrzynię by obejrzeć kolejne pudło i jeszcze kolejne.
Znaleziska nie były żadnymi cudami a po prostu kolejną porcją elektroniki. Najwyraźniej Pentex nie miał czasu na rozkładanie wszystkich komputerów na elementy pierwsze. Widać to było po mieszaninie komputerów i samych dysków znajdujących się w dwóch kolejnych skrzyniach. Ciekawsza okazała się szafa. Siła, której ostatnimi dniami dziewczynie nie brakowało, okazała się znowu zaskakująco przydatna, gdy Wrona otwierała kilka zamków broniących desperacko dostępu do wnętrza. Szafa wypchana była dokumentami i sejfem. Niewielkie pudło na oko prawie kwadratowa kostka około trzydzieści centymetrów w każdą stronę.
Wrona przez chwilę rozważała dwie opcje: rozwalić na miejscu lub wspiąć się na wyżyny subtelności.
Zdecydowała się na to drugie i zgarniając wielką porcję papierzysk i skrzynię sejfu ruszyła by pomęczyć Wojtka po raz kolejny tego wieczora.
- Kieł, tutaj jest kupa elektroniki i sejf. Lepiej przeładować to wszystko do skody i spieprzać zamiast siedzieć do rana na głodniaka? Co powiesz na przespanie się w wygodnym łóżku i porządnej kolacji? Hę - brunetka w zasadzie stwierdziła to maszerując do wypożyczonego auta piastując pudło sejfu pod pachą.

- Nie mieli dość czasu na rozkładanie. Część kompów załadowali w całości, część to same dyski. I szafa serwerowa. Ten sejf można by obadać - Żenia wychynęła zza otwartego bagażnika - A dasz rady go otworzyć?

Kieł wziął pancerne pudło od Żenii i w zamian dał jej coś co wyglądało jak puszka po śledziach w sosie z wystającymi sześcioma kablami. Dziewczyna obróciła ‘prezent’ kilka razy z ustami ściągniętymi w kaczy dzióbek.

- Nic subtelnego. Standardowy nadajnik podpięty za deską rozdzielczą, odczytujący dane w trybie rzeczywistym. Mieli informacje o prędkości, zużyciu paliwa, aktualnym biegu. W zasadzie mają nas na widelcu. I jeżeli ktoś się zorientował, że to zdjąłem, to będą tu zaraz. Także chodź, przerzucimy wszystko, a potem popracuję z tym - uniósł smukły, czarny, pancerny prostopadłościan.

- OK - Żenia zebrała się by wziąć mocny zamach i rzucić nadajnik w cholerę w las - No to do dzieła, Wojtek, do dzieła.

Ronin nie czekając zmienił się w Crino i rozszarpał kilka obudow wyjmując same dyski twarde. Później wrócił do ludzkiej formy i zaczął upychać wszystko w wypożyczonej Skodzie. Nawet przy położonych siedzeniach dysków było multum. Papiery z szafy zdawały się napisane w obcych językach, ale i tak popchnięte nogą zmieściły się w końcu.

I wtedy nadjechały samochody. Kieł szybko wskoczył za kierownicę i ruszył z piskiem opon, o włos mijając jeden z Jeepów. Gdyby uwinęli się kilka minut szybciej, to uniknęliby pościgu. Teraz zaś jechali Skodą obładowaną niczym juczny wół, ścigani przez kordon jakichś samochodów, których przynależności nie szło określić w ciemności.

- Szybciej! - Żenia nie zamierzała bawić się w powtórkę z rozrywki. Skupiła się by pogłębić ciemność i wprowadzić dezorientację w szeregi ścigających.

Wilkołaczka z radością obserwowała jak światła samochodów znikają za rozwiniętą zasłoną z ciemności i mroku. Poczuła wielką radość na myśl o tym jak zaczną hamować przerażeni brakiem widoczności. Gdy przez otwarte okno usłyszała pierwszy pisk opon i dźwięk zderzających się pojazdów to radość stała się jeszcze większa.

Jednak po chwili wyłoniło się za nimi jedno auto. Tylko jedno. Być może kierowca jechał za szybko? A może przez to, że jako jedyny nie widział przed sobą znikających czerwonych świateł kolegów? W każdym razie przejechał przez barierę mroku i gonił ich skodę. Kieł mocował się ze światłami. Chciał je wyłączyć, ale systemy elektroniki odmawiały. Na razie przełączył na światła do jazdy dziennej, przez co ścigający widzieli ich głównie w czasie wciskania hamulca. Jego światło dawało intensywny czerwony blask na tle wygaszonego samochodu. Oczy Wojtka były jakieś takie srebrzyste. Jak u wilków w nocy. Żenia musiała przyznać, że w świetle rzucanym przez ich Skodę prawie nic nie widziała.

- Odbij za najbliższym zakrętem. Schowam nas w ciemności i załatwię ich. Niepotrzebny nam ogon. - Wrona planowała na biegu.

Ronin skinął głową. Był bardzo skupiony na jeździe. Za zakrętem ostro zredukował bieg i rozejrzał się. Po chwili przyspieszył.

- Nie było gdzie odbić - wyjaśnił tylko. Sytuacja powtórzyła się jeszcze dwa razy. Jechali lokalną drogą w środku lasu, a przy drodze był rów, który pewnie miał utrudniać zwierzętom wybieganie na jezdnię. Po chwili Wojtek zredukował mocno i na ręcznym odbił w lewo prawie pod kątem prostym. Tył skody zarzuciło i Żenia usłyszała jak o coś przytarli. Z jednej strony była pewna, że manewr przeprowadziłaby lepiej. Z drugiej… nie widziała tego zjazdu aż do momentu gdy Kieł skończył manewr.

Krycie się w mroku zaczynało wchodzić dziewczynie w krew. A może zawsze tam było?
Żenia zmieniała się i rosła gdy Kieł dokonywał trików rodem z Mistrza Kierownicy.
Próbowała oceniać kilka opcji na raz: ścięcie drzew i ułożenie z nich pułapki na drodze, użycia Nahajki do przebicia opon. Ostatnia opcja czyli po prostu przeczekanie ścigającego ich jeepa pojawiła się ostatnia i to dość nieśmiało. Dziewczyna już otworzyła drzwi by wysiąść.

Czekała aż otoczy ich bezpieczny mrok.

A jeśli jakimś cudem przeciwnik się zatrzyma to cóż…

Nahajka na ramieniu buzowała mrukliwym vibratto.

- Przeczekajmy ich.

Auto, które za nimi jechało zwolniło nieco, choć nie zatrzymało się. Była noc i choć mieli włączone światła drogowe, to prowadził zapewne człowiek. Nie wilkołak o nadludzkich zmysłach. Toteż przejechali i już po trzydziestu sekundach byli jedynie oddalającym się warkotem silnika. Samochód z pewnością był wojskowy. Wskazywały na to zielonkawe barwy i tablice zaczynające się od U.

- Dajmy im jeszcze chwilę - Żenia sięgnęła po swój telefon i wybrała mapę google. - Trzeba by znaleźć jakąś inną drogę do domu, co?

W mroku rozległo się przerażające wycie. Jakby wilk… ale było w tym coś przerażającego. Coś, co wyrwałoby ze snu nawet umarłego. Kieł odruchowo zaczął pociągać nosem, jakby szukając zapachu drapieżnika, ale ludzka forma w jakiej siedział za kierownicą skody nie była najlepszym wyborem do tropienia.

- Tak… trzeba… za nim znajdzie nas ten wyjec.

- Mam wrażenie, że bardzo chce nas znaleźć coś mi mòwi, że może też być ich więcej niż jeden. Ruszaj… - dziewczyna wciągnęła zapach próbując wyczuć swoich… żmijowych.

Dar od Smoka miał się okazać przydatny kolejny już raz. I jakoś nigdy nie przysparzał jej sojuszników. Wyczuła cztery niewyraźne zapachy. Byli ponad kilometr od nich. Ale zdawali się zbliżać. W tym wyciu było coś paraliżującego. Coś, co dawało do zrozumienia, że długo nie zaśnie tej nocy.

- Czwórka. Jakiś kilometr od nas. Ruszaj, Kieł, ruszaj - warknęła Żenia.
To nie był czas na przekonywanie. Musiała wywieźć dane. To była amunicja do dalszej walki.

Wojtek patrzył przed siebie trzymając dłonie na kierownicy.
- A może moglibyśmy się zamienić? Nie widzę drogi, wiesz? - powiedział patrząc gdzieś obok wilkołaczki i uśmiechając się głupio.

- Ehhh. Szybko staruszku. Chyba, że chcesz spotkać te cztery banshee? - Żenia wyskoczyła z miejsca i obiegła auto by pomóc Roninowi się przesiąść - Serio, następnym razem wynajmujemy monstertruck.

Wsiadła za kierownicę i ruszyła z początku z wolna by nabrać szybko prędkości z niższego biegu.

- Sprawdź alternatywne trasy. - mruknęła napiętym tonem. Oczekiwała, że z lasu wyskoczy albo Pieśń albo własny brat albo może też pobratymiec Fryza, Fuza czy jak mu tam było. Z tego wszystkiego Marek zdawał się być najbliższą z możliwych opcji, a Żenia, ku swemu zdziwieniu, musiała zwalczać rosnącą w gardle chęć przyjęcia wyzwania. Nie była już pewna od czego skóra cierpnie jej bardziej.

Ruszyła krętą drogą, po trasie, którą chwilę temu pokonywał Jeep. Chwilę też musiała się pomęczyć ze światłami. Nie była w stanie jechać w warunkach jakie zaaranżował sobie Bury. Czuła, jak się zbliżali. Cała czwórka. Dziwnie znajoma. Dziwnie przyjemna woń Żmija. Tak podobna do jej własnej.

Przejechała może z trzysta metrów gdy wielki czarny wilk zastąpił jej drogę. Jego ślepia świeciły na zielono. Warknął i w tym samym momencie wszystko zgasło. Skoda zamarła. Żenia poczuła, że wspomaganie kierownicy zniknęło. Zniknął też wilk, którego nie sposób było dojrzeć bez włączonych świateł. Auto jechało gnane rozpędem, ale to mialo się za chwile skończyć.

- Wyłączyli nas - powiedział Ronin. Bladoniebieska poświata z jego telefonu była teraz jedynym źródłem światła.

Pozostałe trzy wilki zbliżały się gdzieś z tyłu. Wtedy rozległo się dziwne wycie. Przekaz wibrował pod skórą dziewczyny. A może to wibrował zaklęty artefakt.
„Nikt nie musi dziś zginąć” przekazywał ich alfa. W lusterku zaś Żenia dojrzała kolejną parę zielonych ślepi.

“ Fuck off” - pomyślała serdecznie Żenia i siegnęła po swój plecak.
- Spadamy stąd Kieł. Jakby co, nie zgrywaj bohatera tylko spierdalaj. Ok?

Żenia złapała Ronina za rękę I zaczęła zmieniać formę w formę bestii. Wolną ręką szarpnęła za “tatuaż” na ramieniu. Nie miała pojęcia czy tak to działa ale… kiedyś trzeba było spróbować.

- Nie musisz mi powtarzać - powiedział tylko chowając telefon i rzucając się za nią biegiem.

Obserwujące ją wilkołaki zamarły w bezruchu. Pojawiający się znikąd ogromny bicz robił wrażenie. Zwłaszcza, że dzierżył go ponad trzymetrowa bestia. Teraz widziała ich wyraźniej. Trzech miało formy Crinos. Ten, który „wyłączył” skodę był wielkim bojowym wilkiem. Jak Czarny przy pierwszej przemianie jaką pamiętała Żenia. Każdemu oczy świeciły się na zielono.

Po chwili Ronin również przybrał swoją bojową formę i stłumił chichot. Stał za Żenią i nie mógł się opanować widząc malutki plecaczek na umięśnionych i porośniętych sierścią plecach.

Z gardła wadery wyrwał się groźny warkot, adrenalina buzowała jej w żyłach i była gotowa do walki. Czuła się jak lwica broniąca młodych. W tym przypadku mlodym był Kieł i trochę gratów w zwalniającej skodzie. Albo może gotowa była Nahajka?
Chichot Wojtka nieco zbił młodą wilkołaczkę z pantałyku. Warkot nagle przemienił się w urwany dźwięk. Ramię trzymające bicz miotnęło nim w górę i w dół.

“Czego chcecie?” - wywarczała władczo Żenia ukazując kły, wysiłkiem woli powstrzymując się przed atakiem. Nie mogła uciec? Czy nie chciała? W myślach widziała ciała zastygłych Spiral przecięte na pół. Czuła gniew, mniej strachu.

Jeden z Crinosów ruszył powoli w ich stronę.
Żenia poczuła, że Bury Kieł wyraźnie się cofnął, nieco skołowana Wrona postąpiła za nim chowając siebie i auto w ciemności.
Cień otoczył ich momentalnie. Ten wielki Crino który się zbliżał zatrzymał się nagle przed granicą ciemności. Za nim podszedł drugi. Ten drugi w dłoniach miał ogromny szeroki miecz. Bardzo podobny do broni noszonej przez Harada, czy Pieśń Udręki. Warknął coś.

Stojący najdalej potwór spojrzał na coś w swoich dłoniach i zaczął się rozpływać. Hipso zaś zaczął ostrożnie zbliżać się do granicy ciemności.

Bicz zatoczył łuk dźwięcząc wibrująco w swej wędrówce na ramię Żenii, gdy wilkołaczka odwracała się ku Roninowi. Stawiała wiele na jedną kartę. Może było to szaleństwo, a może ta nieprzewidywalność stanowiła jej największą z broni? Bez ostrzeżenia walnęła Kła by go ogłuszyć. Musiała improwizować jeśli chciała go ocalić.

Zgodnie z jej definicją ocalenia, władowała mu z pięści wprost w czoło. Usłyszała pękające kości w wilczym łbie. Wojtek osuwał się wprost na trawę z lekkim zezem.

Mieszanina hiterycznecznego śmiechu, zmartwienia i napięcia wycisnęła z Wroniego gardła chichot niemal obłąkańczy, godny martwego Parcha czy też innej hieny. To byłoby na tyle jeśli chodzi o manifest potęgi Pasikonika…

- Któryś ze mną pogada czy będziemy dalej warczeć?- spytała grubym warkotliwym głosem zmieniając postać na postawną kobietę. W międzyczasie miażdżyła w dłoni komórkę. Wolała nie zostawiać takich ogonów gdyby rozmowa skończyła się nie tak jak planowała.

Ten z wielkim mieczem przyjmował formę wysokiego blondyna z długą brodą. Jego nagi tors przyozdabiał mały pojedynczy miedziany medalik i wiszący obok niego długi ząb.
- Odejdź od samochodu - powiedział długowłosy.
- Słuchaj, no, z chęcią, ale wolę pogadać z kimś kto podejmuje u Was decyzje. Fajnie, że udało mi się was w końcu znaleźć. Nie było lekko. To jak? - Żeńka dopytała zachęcająco.

- Ja podejmuję decyzje! - Parsknął głośno, niemal warcząc. Z jego ust poleciała ślina, a Żenia wyraźnie zobaczyła połyskujące zęby, które nawet w postaci Glabro wydawały się niezwykle ostre. Coś tam w głowie pobrzmiewało o negocjacjach pod światłem księżyca. Zwłaszcza księżyca tuż przed pełnią.

- Aha. - Dziewczyna obserwowała pozostałych i ich reakcje. Szczególnie reakcje hipso. - No to jak tak to pozwól, że dokonam prezentacji. Jestem - przez myśl Żeńki przeleciało “Złośliwość” - Zygzag z ekipy Pieśni Udręki z watahy Dzieci Szmaragdowego Smoka - wyprysnęło za to z ust Ragabash. Gdyby była w wilczej postaci, zastrzygłaby zaskoczona uszami jak prawdziwie to wszystko brzmiało. Ścierpła jej skóra na myśl, że cierpi na rozdwojenie jaźni - i potrzebuję Waszej pomocy.

- Pieśń Udręki powiadasz - wycedził blondyn - wyjdź z cienia.
Był nadal nieufny. Wszyscy zerkali bardziej lub mniej wyraźnie w jego stronę i to on zdawał się decydować. Czyli nie kłamał na temat tego kto podejmuje decyzje. Ten największy za to wydawał się niezwykle zaciekawiony sytuacją. Jakby wszystko miało jakieś drugie dno, które nagle zaczynało docierać do wielkiej bestii. Hipso zaś wydawał się niezwykle skupiony. W zasadzie Żenia i to co powiedziała mogłoby nie istnieć, bo i tak nie zwrócił na to uwagi. Wyraźnie nad czymś pracował. Czyżby usiłował usunąć ciemność?

- W geście dobrej woli wyjdę, ale wykażcie się wszyscy równie dobrą wolą i odsuńcie się ździebko. - Żenia była grzeczna i uprzejma. Zazwyczaj takie podejście działało na alfy. Dziewczynę zastanowiło, czy Ryk Gromu sam nie grzeszył pychą i butą skoro w zasadzie każdy z przywódców tym siał na prawo i lewo? No może prócz Czarnego. Ale on w zasadzie był Alfą z przypadku. Może Żenia powinna mieć ksywkę “Przypadek”?

Oba wilkołaki spojrzała na blondyna, który w milczeniu skinął głową. Po chwili ten wielki zrobił krok do tyłu i zatrzymał się obok swojego szefa.
- Wyjdź. Jak wspomniałem, nikt nie musi ginąć tej nocy - mówił blondyn.

- Wiem. - Żenia wyszła nieco z prawej strony niemal wprost na wielkiego crinosa - Wy chcecie tylko chłam z auta.

- Nie tylko - przerwał jej blondyn. Nie był wyższy od Żenii, mimo formy Glabro. - Gdzie jest Pieśń Udręki? - mierzył ją dokładnie wzrokiem.

- Nie wiem. Rozstaliśmy się jakiś czas temu, bo działam nad zleceniem totemu. Złośliwość znalazłam w łódzkiej placówce Bionanolabu zamkniętą w słoju. Fedir też zniknął… - Żenia warknęła cicho na samą myśl o klekocie.

- A ty z Bionanolabu wyszłaś jak? - zapytał z jeszcze większą nieufnością blondyn. Żenia zauważyła też, że jego dłoń trzymana na ostrzu drgnęła.

- Wyjechałam windą a później wyjechałam z budynku. Mogę zwrócić uwagę na fakt, że są ważniejsze pytania? Na przykład czemu was szukałam?

Wielki czarny wilkołak wyszczerzył zęby, ale Żenia dojrzała w tym coś jakby cień uśmiechu. Tymczasem blondyn dający się kompletnie zmanipulować zapytał:
- Dlaczego nas szukałaś?

Żenia westchnęła ciężko:
- Jak mówiłam Złośliwość znalazłam w słoiku, Parch i Eugh nie żyją. PIeśń Udręki gdzieś zniknął razem z Fedirem. A do zgarnięcia jest całkiem spory fant przy okazji ustanowienia nie tylko pierwszej ale i silnej placówki Tancerzy w Polsce. Tancerzy niezależnych od Pentexu i wszystkich tych naukowych przekrętów. No i szukam kogoś silnego i mocno zmotywowanego. Skoro jesteście tutaj, znaczy, że jesteście dość silni. I dość zmotywowani. Chcesz posłuchać dalej?

- I nie wiesz gdzie jest Pieśń Udręki, tak? - podsumował blondyn. - Wygodne. Setus, bierz paczkę. Spieprzamy.

Żenia usłyszała otwieranie drzwi skody. Jeden z Crinosów, zapewne ten, który wskoczył wcześniej do Umbry był teraz za jej plecami między nieprzytomnym Kłem a ich Skodą. Wrona zareagowała błyskawicznie:
- Nie - warknęła i cofnęła się w ciemność sięgając równocześnie po nahajkę i robiąc lekki zamach biczem. Chciała odstraszyć Setusa od auta. - Setus, zostaw - poprosiła tonem jak używa się do szkolonych psów.
Btk'uthoklnto owinęło się wokół kostek Crinosa i szarpnięciem powaliło go na glebę tuż obok auta. Żenia usłyszała za sobą warknięcia dwóch wilkołaków. Widocznie Blondyn i jego wielki czarny kolega mieli zamiar wyrazić swoje niezadowolenie.

- Panowie naprawdę… wystarczyło poprosić o sejf. Oddałabym go wam z dobrej woli. - Żenia pociągnęła powalonego Setusa i szpurnęła nim w stronę dwóch pobratymców. - Sami powiedzieliście, że nikt nie musi dziś ginąć. - dodała z rozczarowaniem wyraźnie słyszalnym w głosie. - Będę jednak musiała pogadać z bratem. Może Mazut będzie zainteresowany. - dodała w przebłysku jakiejś desperacji. Plan z wmanewrowaniem Spiral w ogarnięcie Torunia dość jej się spodobał.

Blondyn z brodą schylił się do leżącej Setus i zaczął ją podnosić.
- W takim razie prosimy o sejf - powiedział. W tym czasie wielki czarny Crino zaczął przybierać formę Glabro. Jego pysk zaczynał przypominać znajomą twarz.
- To czym miałbym być zainteresowany, siostrzyczko? - powiedział Marek Mazut wprost w ciemność stojąc z rękami wciśniętymi do kieszeni czarnej, skórzanej kurtki.

- W końcu - Żenia mruknęła pod nosem z westchnieniem ulgi. Brak zaskoczenia zaskoczył ją samą. Cała scena w lesie przypominała jej rozmowę z Pieśnią Udręki albo Haradem. Wpatrywała się w oblicze brata z ciekawością, wyciągając sejf z auta. Bicz zawinęła wokół ramienia i naparła dłonią na niewielkie drzwiczki. Nie udało jej się go otworzyć ale usłyszała kliknięcie. Blokada sejfu zapadła i dziewczyna uśmiechnęła się złośliwie w ciemności. Będą potrzebować specjalisty by dobrać się do zawartości sejfu.

- Powiedz mi czemu mielibyście przepuścić okazję przejęcia mocnego i od dawna nieużywanego miejsca mocy w Polsce na rzecz wysługiwania się Pentexowi?

- Bo mamy teraz inne zajęcia. Wyjdź z ciemności, Żabo - mówił spokojnie Marek. Za to blondyn zdawał się tracić cierpliwość.
- Sejf! Już! - przy wykrzyczeniu tych dwóch słów znów ślina rozlała się wokół zraszający między innymi dochodzącą do siebie Setus.

- Aha. No dobra - Żenia zachichotała pod nosem przed oczyma mając sejf lecący wprost w zaplutą twarz blondyna - No to będziemy w kontakcie, czy coś. Proszę…

Podobnie jak Setus, sejf przejechał po ziemi kawałek w okolice nóg Marka.

Blondyn ruszał się gwałtownie zerkając raz w ciemność, raz na sejf. Innym znów razem na spokojnie schylącego się Marka, który podniósł mały czarny sejf. Oddech blondyna był szarpany. W każdej chwili mógł wybuchnąć.

- Dzięki, Żabo - powiedział Marek - Odezwę się jak już znajdę bandę Pieśni Udręki. I lepiej dla Ciebie, żebyś wtedy nie była z nimi.

- Ech bratyku, bratyku. - Żeńka pokręciła głową aż zawirowały czarne pasma, rzucając po ukraińsku - W krew Ci weszło grożenie mi, co? Kiedyś tak nie było.

Marek westchnął, a wilkołaki zaczęły się wycofywać.
- Żabo… stary był, jaki był, ale jeszcze się nie pogodziłem z tym, że go zarąbałaś. Jest to drobna zadra na naszych relacjach - powiedział również po ukraińsku i zacisnął szczękę.

Spotkanie w głębi lasu zaczynało nabierać rumieńców. Żenia osłupiała na rewelacje brata.
- Aha - mruknęła jakby przyjmując na klatę stwierdzenie Marka z obojętnością. Cieszyła się w głębi duszy, że Kieł leży w trawie bez czucia. Nie była pewna skąd znalazła w sobie ten mrowiący chłód, który pozwalał jej nie tylko wykrztusić z siebie jakiekolwiek słowa a nawet dobrać je dość płynnie:
- Nikt nie jest bez wad, braciszku. Ale ja nadal trzymam dla Ciebie miejsce obok siebie.

Marek skinął głową. Nie wiedzieć czy na pożegnanie, czy na to, że zrozumiał to co mu przekazała i będzie pamiętał. Po chwili Hipso puścił się biegiem w ich stronę. Setus pokazała mu niewielki kawałek błyszczący element i zaczęli się rozpływać w powietrzu.

***


Minęła długa chwila a po niej kolejna i jeszcze jedna nim zamieniona w słup soli dziewczyna w końcu mrugnęła i nabrała powietrza jak topielec wynurzający się na powierzchnię. Światła na nowo działającej Skody nie rozpraszały mroku otaczającego brunetkę i leżącego na ściółce leśnej Kła.

Wargi jej drżały i trzęsły się ręce, gdy wciągała nieprzytomnego Ronina do auta i zapinała mu pasy, rozkładała siedzenie i z troską podkładała pod obitą głowę zwiniętą kurtkę.

Wrona wsiadła za kierownicę i skupiła jedynie na prowadzeniu. Miała pustkę w głowie, która błyskawicznie rozprzestrzeniła się w niej samej. Rozpełzła i przeniknęła chłodem aż do szpiku.

Jadąc w nocy pokonywała kolejne kilometry starając się nie mrugać. Bała się wizji i obrazów jakie widziała za każdym przymknięciem oczu.
Krew, ciemna komnata w Bionanolabie, wciąż pełgające uczucie wściekłości…
Kogo jeszcze zabiła?
Kim była?

Żenia nie wiedziała kiedy z jej oczu zaczęły cieknąć łzy.
Z początku leniwie toczyły się to jedna, to druga by niedługo przemienić się w ciągły strumyk.

Zabiła własnego ojca.
Nie była żadnym kami.
Była potworem.
Była przepełniona złem.
Była złem.
I tak bardzo, bardzo mocno tęskniła za Czarnym.
Ale i jego wpuściła w piekło.
Razem z innymi.
Ilu jeszcze zabije?

Wrzask bezsilności i rozpaczy wypełnił jej głowę i przez chwilę Żenia miała wrażenie, że rozerwie ją na drobne kawałki.

Z jakiego powodu robi to co robi? Czy jest tylko bezsilną kukiełką Żmija? A może jest Spiralą skoro tańczy w szaleńczej, zygzakowej spirali?

Spotkanie z bratem okazało się inne niż zakładała, że będzie. To nie skowyt alfy tancerzy, a słowa starszego brata odebrały dziewczynie nadzieję i zastąpiły ją bólem i poczuciem bezwartościowości. Tym bardziej, że podświadomie Żenia wiedziała, że to dzięki jego pomocy nadal żyje.

A potem zapadł obezwładniający nienaturalny spokój, gdy wyczerpana ragabash odepchnęła wszystko.

Ból, plany na mocarstwo pisane palcem na piasku, ambicje na zmiażdżenie Pentexu.

Nie była już pewna niczego.
W myślach wirował jej korowód wilkołaków poznanych w ostatnich tygodniach i Żenia poczuła wstyd, głęboki, niemal parzący.

Chciała zamknąć oczy, schować się i zniknąć.

I wtedy Kieł chrapnął i zamamrotał coś pod nosem niemrawo.

A Żenię zalało przekonanie, ze zasługuje na to co nastąpi za kilka godzin. Że Kieł ją zostawi.
Nie mogła go winić. Mimo, że nadal była przekonana, że działała chcąc go ochronić, to była przeświadczona, że on będzie miał na ten temat odmienną opinię. Nie mogła go winić.

Nie zasługiwała na niego.

Nie po tym, jak zabiła własnego ojca.
Jak zabijała i wykorzystywała w jakiś sposób wszystkich wokół.

Nawet Czarnego.
Nawet Zaara, Tucholaków i całą resztę.

- Zatrzymamy się w hotelu, żeby się przespać. Dobrze? - wychrypiała cicho w kierunku Wojtka. W zasadzie nie oczekiwała odpowiedzi. Na GPSie wybrała najbliższy zajazd.

Pomogła Kłu wysiąść z auta a gdy w końcu doczłapali się do pookoju, padła bez czucia na łóżko.
Była całkowicie wydrenowana i mimo, że bardzo chciała zasnąć wtulona w Kła, to nie śmiała nawet tego zaproponować.
Czuła się straszliwie samotna.
Odpłynęła w litościwy sen z twarzą na nowo zalaną łzami.
 
corax jest offline