W trakcie rozmowy telefonicznej Hernana Martinez krążył po pomieszczeniu i przyglądał się otoczeniu, marszcząc brwi. Było niemal pewne, że nie pomoże Edemu w sprzątaniu osobiście. O nie, to nie pasowało do wymuskanego gangstera z ambicjami. Jednak co by nie mówić, Martinezowi też nie dało się zarzucić, że migał się od roboty.
Jego oczy wypatrzyły wreszcie to, czego szukał - torebkę gumowych rękawiczek, trochę nylonowych toreb i kilka prześcieradeł. Rzucił prześcieradła Edemu.
- Zapakujcie ciała. Ja przygotuję bagażnik. - powiedział, zakładając rękawiczki. Następnie wziął plastikowe torby, którymi zamierzał wyłożyć zgrabną dupcię corvetty, by ta się nie ubrudziła. Następnie wprowadził auto do garażu i tam bez sentymentów “upakował” ciała. Zmieściły się na styk dzięki złamaniu nogi Cammilo w dwóch miejscach. Cóż, on już i tak tego nie czuł. Martinez wypalił szluga przyglądając się jeszcze raz samochodowi, jakby szukał w karoserii odbicia oczu węża, po czym pokręcił głową nad własnym szaleństwem i wrócił do Hernana. Ten akurat skończył rozmawiać przez telefon.
- Jadę z nimi nad jeziorko. Pomożesz mi? - zapytał i zmierzył kompana wzrokiem. Po chwili dodał też - Potem mam randkę z jedną chiką z urzędu. W sumie jak masz ochotę na trójkąt, to ona pewnie będzie chętna. Nie powinniśmy tej nocy łazić samotnie...
- Na chuj nad jeziorko? – westchnął Selcado – Mówiłem ci, że znam kolesia, który pracuje w krematorium. Zaraz zadzwonię do niego, żeby napalił w piecu.
Hernan szukając w telefonie numeru do Lionela przypomniał sobie o drugim pytaniu
- Nie bardzo mi się widzi krzyżować z tobą miecze Angel. Mógłbyś się nabawić kompleksów– uśmiechnął się pełną gębą – Ale ktoś musi tą panienkę porządnie wydupczyć, żeby nie rozpowiadała potem koleżankom, że Węże to pedały.
W sumie propozycja Angelo była dla niego wybawieniem. Choć przez sprawę tych pierdolonych halucynacji zapomniał na chwilę o puchnących jajach, dolegliwości się nasilały. Wiedział czyja to jest wina. Głupia kurwa Juanita nie dość, że podcięła sobie żyły to kazała m spierdalać. Gdy skończy się ten syf z Narwańcami i braćmi Uccoz, trzeba będzie poważnie się rozmówić z suką i jej tatuśkiem.
Martinez chwilę mu się przypatrywał bez słowa, po czym skinął głową.
- Krematorium brzmi dobrze, zdążymy się jeszcze ogarnąć przed randką. Zasada jest jedna w sumie, przy ludziach traktujemy ją jak damę, sam na sam... - uśmiechnął się krzywo - Cóż, suka zawsze pozostanie suką i jedyny jej cel to zostać dobrze wyjebaną.*
- Czasem jednak powiesz coś mądrego –Hernan znów wyszczerzył zęby w paskudnym uśmiechu – Jest jeszcze jedna sprawa. Te jebane pseudo czarnuchy z „Los Negras” twierdzą, że kto wziął Węży na celownik i chcą się spotkać o dwudziestej w Shrimp & Tacos. Proponuję wysłać w obstawie paru chłopaków. Pogadaj o tym z Ede a ja zadzwonię do Lionela i załatwię dla nas wolny piec. A potem pojedziemy do tej twojej chętnej suni.
Hernan wybrał numer pracownika krematorium i poczekał na połączenie.
- To może być zasadzka... ale nikt nie powiedział, że też nie możemy się na nich zasadzić. Napiszę do chłopaków.
Po tych słowach wystukał wiadomość do pozostałych Węży:
Cytat:
O 20 schadzka z czarnuchami w Shrimp & Tacos. Proponuję ich rypać na dwie tury. Kilku z nas otwarcie, kilku zaczai się, gdyby trzeba ich wyjebać dodatkowo w kakaowe oczko. |