Klara nie rozumiała, dlaczego wiatry magii wpływały na nią z taką siłą. Dlaczego czuła przytłoczenie. Nie była czarodziejką, ani nie praktykowała sztuki magicznej, po prostu... widziała czasami więcej, niż ludzkie oko powinno pozwalać, a jej modlitwy miały zbawienne właściwości. Zawsze myślała, że ma bardzo bliską więź z boginią, która przez Klarę postanowiła zasiać nieco więcej ziarna niż zwykle, na przekór jej ojcu Morrowi. Może mroczne siły to wyczuwały i reagowały?
Słyszała również podszepty. Pierścień zdawał się być pułapką, sztuczką mającą znęcić naiwnych. Nie chciała zabierać go Otwinowi, był jego własnością i najwyraźniej do tej pory nie padł w sidła pierścienia skoro nosił go w kieszeni. Jednocześnie czuła, że to może być zbyt spaczony przedmiot, który należało zniszczyć. Na razie wrzuciła go to torby, bojąc się, że wyślizgnie jej się ze spoconej dłoni.
- Nie wiem co nas czeka w posiadłości, ale musimy iść. Czuję bardzo silną obecność złych sił. Niech Shalya ma nas w opiece i odgoni plugawe wiatry.
Z modlitwą na ustach, kapłanka postanowiła przeć w stronę posiadłości.