Zingger zrezygnowany postanowił przybić do pomostu.
- Nie da rady kamraci. Tylko to miejsce się do tego nadaje. Reszta do niebezpieczeństwo dla naszej Syrenki. Jakby jakieś fatum nad nami zawisło...
Plany przybycia po kryjomu i incognito spełzły na niczym. Toteż Bernhardt zarzucił pomysł wmieszania się w tłum. Rzucił cumy jakiemuś chłystkowi i niepewnie stanął na pomoście.
- Gorzej wygląda niż w rzeczywistości! - zawyrokował tupiąc nogą na deskach i zachęcając kompanów do wmaszerowania na spróchniały pomost.
Nie było sensu się chować. Po prawdzie Zinggerowi zbrzydło wartowanie na barce, zatem pozostawił je komu innemu. Uzbrojony, ruszył w kierunku zbiegowiska, które powoli tworzyło się w centralnym miejscu wioski. Zapewnie gospody lub, gorzej, domu sołtysa.
- Witajcie, dobrzy ludzie - zagaił kapłan. - Pan Szczęścia Wam błogosławi! - zaintonował śpiewnie na powitanie tłuszczy. - Można tu się u Was czymś najeść, sprzedajecie jakieś towary, rękodzieło? - szukał z kmiotkami wspólnego języka. - Coś ciekawego się tutaj dzieje? |