- Jak się jest wobec ludzi uprzejmym to zwykle łatwo dostać od nich coś co ich nic nie kosztuje - powiedziała Bena do Białego, gdy tylko pomógł jej wydostać się z piwnicy. Zapamiętała sobie też wszystko, co wydarzyło się w nawiedzonym domu. Wiedza o tym miejscu może się przydać w przyszłości.
- Dziękuję - dodała jeszcze i przysłuchała się opowieści elfa o jego ostatnich przygodach. Najbardziej zainteresowały ją pieniądze wręczone przez dowódcę straży i doszła do wniosku, że to właśnie o taką pracę jej chodziło. Przynajmniej na dobry początek.
Wystrzeliła więc do przodu niczym błyskawica i pognała do karczmy zrobić porządki. Sprawdziła, czy osioł ma jedzenie, schowała kolczugę i dzienną sukienkę, a w ciemnobrązowej skórzni z mocno przypasaną do pleców kuszą wróciła na miejsce wyjścia wycieczki. Dysząc ciężko wręczyła Białemu kanapkę zrobioną rano.
- Jedzenie jest ważne - wzmocniła swój przekaz kiwnięciem głowy.
Potem już nic nie było takie jak powinno. Mieli tropić niedbałego wielbiciela wnętrzności. Logicznie rzecz biorąc zabójca nie był zbyt uważny. Nic nie planował i nie myślał wiele podczas morderstwa, ani chwilę potem. Był raczej zwierzęciem lub potworem i jako taki powinien być traktowany z największą ostrożnością. Zwłaszcza, że nie byli w mieście. Tymczasem tropiciele robili tyle hałasu, że mogliby z powodzeniem dać o sobie znać zwierzynie przebywającej dzień drogi stąd. Gdy więc strażnicy sami postanowili ruszyć przodem ucieszyła się bardzo. Będzie się kim zasłonić. Praktyczna rzecz.
Obserwowała sunącego niczym cień Białego i patrzyła na niego z zazdrością. Stawiał stopy tak, jakby poszycie nie było mieszaniną liści i luźnych gałązek, ale rzeźbą w metalu. Nic nie drgało, nic nie trzaskało, nic nie poruszało się niepotrzebnie. Miał długie nogi i musiała wykonywać trzy kroki, kiedy on robił jeden. To trzy razy więcej hałasu. Chciała się zachwycić głośno tymi jego nogami, ale speszyła się. Nie wiedziała, czy elfy lubią, żeby mówić o ich nogach. Może to było niegrzeczne?
Usunęła się w cień, gdy przybył Nijaki. Siedział przedtem z nimi w karczmie, a jedynym co go wyróżniało były spacery po lesie w nieznanym celu. Co za pomysł? Szpiegował zombie przez ten czas? Spojrzała na Białego, zagryzła wargi i zachowując największą ostrożność ruszyła za nim. Za wszelką cenę starała się unikać teraz kontaktu ze strażnikami. Jawili się jej jak jarmarkowe kukły obwieszone dzwoneczkami i nasmarowane smalcem. Nawet stary, ślepy, kulawy i głuchy pies odnalazłby ich teraz bez większych problemów. Najlepiej było zachować bezpieczny dystans.