Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-10-2018, 16:55   #547
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
[media]http://www.youtube.com/watch?v=iEhOEDCfrJk[/media]

Lotte straciła poczucie czasu i przestrzeni. Jej orientacja w sytuacji i okolicznościach przestała istnieć. Jedyne, czego była pewna, to to, że istnieje. I może nawet żyje, choć na to akurat dowodów nie miała. Mknęła przez gęstą, ciężką zawiesinę. Czuła mrowienie całego ciała, bo najwyraźniej wciąż je posiadała. Spędziła tak może sekundę, a może wieczność. Wnet otworzyła oczy i zaczerpnęła głęboko powietrze, niczym topielec, który otrzymał drugą szansę.

Wciąż znajdowała się w helikopterze, ale spadali. Czuła pod sobą grawitację. Zdawało się, że teraz to było jej jedyne źródło. Czarny strumień antymaterii zniknął, a przynajmniej przestał ich przyciągać. Może to dlatego, że znaleźli się w jego samym środku… Ale co stało się potem? Nie wiedziała. Faktem pozostawało to, że spadali. Wnet uderzyli w ziemię i to zwaliło ją z nóg. Przeleciała przez podłogę na drugą stronę śmigłowca. Ten wyglądał tak samo, jak nad jeziorem Alue, a jednak… nieco inaczej. Jakby oświetlało go nieco inne światło. Lotte nie była pewna skąd dobiegało, ale nadawało wszystkiemu nieco mistycznego, lekko seledynowego odcienia. Visser przyjęła impakt nadspodziewanie dobrze.

Wstała i sprawdziła, co z pilotem. Ten żył, jednak spał. Chyba nie zniósł zderzenia ze strumieniem tak pomyślnie, jak Visser. Przynajmniej tętno na jego szyi zdawało się prawidłowe. Jednak nie reagował na żadne bodźce. Detektyw musiała go pozostawić. Wyszła ze śmigłowca i mimowolnie rozwarła usta.


Znalazła się w kompletnie innym wymiarze. Otoczenie zapierało dech w piersiach, lecz jednocześnie było onieśmielające i jakby lekko złowrogie. Wysokie góry piętrzyły się wokół niej i kończyły się wysoko w chmurach. Te były ciemne, deszczowe, jednak na razie nie padało. Gdzieś w oddali majaczyło białe niebo, którego fragmenty zdawały się lekko niebieskawe. Lotte rozejrzała się po swoim najbliższym otoczeniu. Był to teren podmokły. Jakby bagna, albo rozlewisko. Zielona roślinność wyglądała na zdrową, wilgotną i tętniącą życiem. Otaczała ją natura w swojej najbardziej pierwotnej formie. Powietrze było tak świeże i orzeźwiające, że detektyw miała wrażenie, że automatycznie usuwa wszystkie miejskie toksyny, spaliny i kurze z jej płuc. Najdziwniejsze były osobliwe wyrośla. Przypominały nieco monolity, jednak Visser nigdy nie widziała w swoim życiu niczego podobnego. Znajdowały się na nich jasne, błękitne linie, które dość jasno świeciły. Nie miała najmniejszego pojęcia, co to mogło być. Wtem uświadomiła sobie, że słyszy muzykę. Od początku rozbrzmiewała, ale dopiero teraz zdała sobie z tego sprawę. Nie dochodziła z żadnego konkretnego punktu. Wydawała się bardziej wszechobecna. Przypominała nieco grę celtyckich instrumentów strunowych. Piękna, jednak zbyt dziwna, aby Lotte mogła rozkoszować się nią. Na pewno nie w takich okolicznościach.

Chyba była bezpieczna. Przynajmniej na razie. W okolicy nie dostrzegła żadnych drapieżników, którzy chcieliby skoczyć jej do gardła. Jako że nie miała nic do roboty, a wyczekiwanie znudziło jej się, ruszyła na drobną przechadzkę. Rozglądała się czujnie. Jej moc informowała ją, że cała okolica tętniła od mistycznej energii. Gdzie dokładnie znalazła się? W jaki sposób będzie mogła stąd uciec? Nie miała najmniejszego pojęcia.

„Tutaj”, nagle usłyszała głos w głowie. Był dziecięcy, znajomy… To musiał być Ismo! „Przyszłaś po mnie… tutaj jestem…”
Lotte podążyła za obcą myślą i wnet dotarła pod wysoki, rozłożysty dąb. Wyglądał na bardzo wiekowy i stary. Zdobił go wieniec ciemnozielonych liści. Kapała z nich woda. Może to wilgoć z atmosfery skraplała się na drzewie. Albo niedawno spadł deszcz. Wtem kobieta spostrzegła dwa duże, owalne obiekty, które zwisały z gałęzi… To były kokony! Przynajmniej takie odniosła wrażenie. I kiedy przymrużyła oczy, ujrzała w nich ludzkie sylwetki. W jednym spoczywała drobniejsza osoba – zapewne Ismo. Natomiast w drugim znajdował się dorosły mężczyzna. Wnętrze lekko fosforyzowało słabym, zielonkawym światłem. Gdyby Lotte podeszła nieco bliżej i stanęła na palcach, mogłaby dotknąć dłonią podstawy kokonów.

„Tutaj, Lotte”, powtórzył Ismo. „Właśnie tutaj…”
 
Ombrose jest offline