Izynyd nie przejmując się faktem, że sierżant Szyszka najwyraźniej nie podziela jego poczucia humoru, wziął się do pracy. Widząc że jeden z żołnierzy ze strzała wbitą w udo obficie krwawi, nie czekał aż kompani rannego go przytaczają do wozu tylko chwycił bandaże i nić do zażywania ran, zrzucił wielki plecak z pleców i ruszył biegiem do niego. - No co z tą wodą?- wykrzyczał w biegu jeszcze i dopadł do rannego. -Połóżcie go na boku. I przytrzymanie. Strzały nie wyciągnę dopóki grotu nie kłamię. Szarpać się będzie.- Wydał polecenia żołnierzom prostym językiem by zrozumieli i zabrał się do roboty. |