Kennick gestem dał znać krasnoludowi, by ten trzymał się w sensownej odległości. Jaki sens zwiadu, skoro ktoś tuż za nim pobrzękiwał zbroją? Drzwi do bojlerowni były otwarte, więc tiefling uchylił je delikatnie i rozejrzał się po pomieszczeniu, nie wchodząc do środka – nie miał zamiaru prowokować swoich towarzyszy.
Potężne miedziane zbiorniki – pojemność przynajmniej tysiąc litrów każdy, przy takich wymiarach mogły zaopatrywać w ciepłą wodę dużą część szpitala. Zajmowały większość pomieszczenia, ale z tej odległości dało się zobaczyć kilka szczegółów tego, co było pod nimi. Dwa słoneczne pręciki, może zaginęły komuś podczas konserwacji bojlerów? Nie, wątpliwe, by wpadły tak głęboko – ciężko będzie je sięgnąć ręką. Błysk oczu w cieniach zwrócił uwagę śledczego, który przyjrzał się znajdującej się tam istocie. Rozmiary i kształt zbliżony do domowego kota, z wyjątkiem szczurzego ogona, chwytnych łap i wystających z pyska macek: Zoog! To dziwactwo podejrzanie pasowało do tego miejsca… A ich zainteresowanie w nietypowych przedmiotach wyjaśniało pręciki pod bojlerem. Szczęśliwie niezauważony, Kennick wycofał się cicho do reszty grupy – te stwory nierzadko występowały w grupach, wolał nie ryzykować od razu.
- W środku brak humanoidów, mamy za to szkodnika – zooga, i prawdopodobnie jakieś podobne mu towarzystwo. W normalnych warunkach nie stanowi zagrożenia, ale skoro tuż obok znajduje się grupa rannych i niestabilnych psychicznie osób, może stanowić dla nich niebezpieczeństwo. Mam zamiar je zlikwidować – idziecie ze mną? - zapytał pozostałych, ściągając chustę i pokazując swoje zębiska.