W klubie o tej porze było niewiele osób, przed dwudziestą w Sin(d)Badzie przesiadywali jedynie pojedynczy klienci. Dopiero późniejszym wieczorem stary kościółek zapełniał się i przez niewielką ilość miejsca zdawał się pękać w szwach. Prócz motocyklistów “Czerwonej Pięści”, przesiadujących tu notorycznie w sali bilardowej i traktujących klubik jako swój, najczęściej bywali tu lokalsi, ale Lex robił wszystko aby rozszerzyć grono klientów.
Pub potrzebował, jak mawiał, “świeżej krwi”.
Trochę pomogła tu Taj rozsławiając o miejsce wśród studentów mieszakających w jej akademiku kilka przystanków stąd. Trochę działało częste bywanie Dejana Damjanović’a, członka niszowego rockbandu. Zdecydowanie najwięcej różnorodność klienteli wynikała jednak z działań Mileny, “Fretki”, managerki Sin(d)Bada. W efekcie klub może nie był miejską atrakcją, ani nie miał warunków by zostać słynną mekką belgradzkich imprezowiczów, ale nie brak tu było gości z zewnątrz.
Lex starał się pijać głównie z takich, ale nie wybrzydzał jak wystawiał mu się na ząb ktoś ze stałych bywalców.
W dolnej sali z barem, przy jednym ze stolików, siedziało dwóch chłopaków rozmawiających cicho, sączących Jelena w kuflach i ciekawie zerkających ku sali bilardowej. Tacy wręcz rozczulali… “Jestem twardziel, bo poszedłem na piwo do knajpy motocyklowego gangu”. Lex pokręcił głową przechodząc przez otwartą boczną salkę z dwoma stołami i niewielkim podestem wykorzystywanym dla grania na żywo. Minął boczne drzwi na zewnątrz i stanął przy barze, gdzie za kontuarem stał młody, chudy rudzielec z nudów czytający gazetę, a dokładniej dział sportowy.
- Hej Lex - odezwał się gdy zauważył zbliżającego się wampira. - Partizan zremisował. Frajerzy mają już dziewięć punktów straty. - Wyszczerzył się jak na fana Crvenej Zvezdy przystało.
- Jebie mnie to - mruknął nieumarły podnosząc kawałek blatu by wejść za bar. Mimo to odruchowo uciekł wzrokiem ku proporczykowi Feyenoordu zawieszonemu na honorowym miejscu między półkami z whiskey i wódką. Tu za barem dominował klub z Rotterdamu.
Rudzielec wzruszył ramionami spoglądając jak Lex odkłada kij bejsbolowy w widocznym miejscu i złożył gazetę.
- Będę potrzebny dziś? - spytał opierając się o kontuar.
- Tak Młody - wampir odpowiedział nie patrząc na chłopaka. - Nikola ma dziś wolne, nie dawałem mu znać, że może być potrzebny - rzekł o drugim barmanie pracującym gdy Lex miał coś do załatwienia na mieście - a ja będę miał dziś pewnie potrzebę posiedzenia trochę na górze. - Kiwnął głową ku piętru, gdzie mieścił się niewielki parkiet do tańczenia i trzy VIP-roomy, w tym jeden zajęty zawsze dla niego, Lwa i Adama.
- Okey - “Młody”, faktycznie nazywający się Luka Brdić, nie wydawał się mieć z tym problemów. Pracował jako pomoc przy barze i w kuchni, wciągnięty w to przez siostrę bliźniaczkę, która zaczepiła się tu jako szatniarka. Dla obojga każdy zarobiony tu dinar był na wagę złota.
- Młody daj dwa Jeleny - odezwał się podchodząc Timur, jeden z bikerów odziany w czarną skórzaną kamizelkę z logiem czerwonej pięści na plecach, z racji sporego brzuszyska nie dopinał jej nigdy. Nie dawało rady. Ogolona na łyso czaszka pokryta tribalami kontrastowała z wielkimi wąsiskami, a tanie imitacje przeciwsłonecznych Ray-Banów sprawiały trochę festyniarskie wrażenie.
- Słuchaj Timur… - Lex pochylił się lekko przez bar gdy Luka zaczął nalewać piwo. - Podzwoń po chłopakach, niech was dziś tu będzie trochę więcej. Zamykam dla was ogródek, ale i na parkingu. Niech ktoś się też kręci w okolicy i kto może niech weźmie ze sobą klamkę.
- No dobra, spoko luz - zgodził się mężczyzna. - Trochę mogą smerfy się przyjebywać bo szukają tego pojeba i ich tu teraz sporo się buja, ale chuj.
- Pojeba? - Wampir ni to powtórzył ni to spytał lekko zamyślony.
- No - kiwnął głową Timur. - To co w telewizji mówią, “wampir”, zboczeniec czy coś.
- Ach… - Lex kiwnął głową w sposób mogący być odczytanym jako “chyba coś tam słyszałem”, choć bez przekonania. - Tym lepiej. Mówcie policji, że taka mobilizacja to właśnie przez niego. Tylko Timur… to wszystko raczej na wszelki wypadek. Żadnych burd dzisiaj czy schlewania się.
- No mecz był… Znaczy, no dobra jasne.
Holender tylko kiwnął głową, a “Młody” podsunął piwa bikerowi. Łysy wąsacz wziął pełne szklanki i zwrócił się na powrót ku sali bilardowej, odprowadzany spojrzeniami przez dwóch młodych ‘śmiałków’ siedzących przy stoliku.
- No dobra, ja już jestem - wampir odezwał się do chudzielca i przerzucił sobie białą szmatkę przez bark. - Masz misję “Młody”. Idź do managerki i przekonaj ją jakoś by zgodziła się zamknąć na dziś ogródek piwny dla chłopaków - dodał uśmiechając się lekko.
Dla wszystkich poza samą “Fretką” oraz Lwem i Adamem, właścicielem był tu niejaki Jovan Jevtić, który po wygraniu sporego szmalu na loterii wyjechał na stałe do Bangkoku. Lex był tu oficjalnie tylko barmanem zarówno dla Luki, jak i dla innych pracowników. Inna sprawa, że przez to nikt tu nie traktował wampira jako kogoś godnego wydawania jakichkolwiek poleceń.
- Bądź kreatywny. Jak się zgodzi to odpalę ci 20% dzisiejszych napiwków.
- Bez ogródka to te dwadzieścia procent to trochę bieda… - kombinował “Młody”.
- A z ogródkiem zero procent. - Lex rozłożył ręce. - Czysta matematyka… - dodał gdy nagle rozdzwoniła się komórka, całkiem
rozpoznawalną muzyczką.
Wampir odebrał i chwilę słuchał.
- Dziennikarka… - powtórzył za Adamem. - Tego nam kurwa brakowało. Zajmiemy się nią.
Lex schował telefon i wobec chwilowego braku klientów sięgnął po pozostawioną przez Lukę gazetę.