Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-10-2018, 11:00   #168
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Po zaledwie kilku minutach dwa wampiry wydostały się na tyłach pałacu i ruszyły na łowy wyglądając pierwszych ofiar. Agnese czuła się silna, bardzo i chciała sprawdzić na ile była to prawda a na ile odczucia. Trafił się pierwszy, całkiem miły, który przypadkiem tam stał chcąc się zająć rabunkiem, kiedy pozostali będą atakować.


Kiedy pojawiły się dwa wampiry wymruczał coś na temat cycków później spróbował uderzyć Agnese, ale miał równą szansę, jak mrówka przeskoczenia słonia. Jednak za nim znalazło się trochę innych podobnej kondycji. Chyba chcieli sobie poigrać.


Agnese wyszeptała kilka słów temporis. Nigdy nie walczyła z zombie i nie licząc wiedzy, że dobry jest na nich ogień nie była pewna jak ich zabić. Wyprowadziła cios długim nożem chcąc odciąć głowę pierwszemu. Spokojnie jej się udało. Mężczyzna kompletnie zaskoczony padł pod ciosem wampirzycy wystrzeliwując fontanną purpury, zaś jego kompani widząc to, najnormalniej uciekli. Obydwa wampiry jednak miały ochotę je dorwać, gdyby nie to, że pojawiły się kolejne grupy przeciwników. Pierwszą stanowiła grupa ghuli prowadzona przez wampirzycę. Kobieta należała do takich, które Agnese wolałaby spotykać w łożu, a nie na polu walki: obfite piersi, pełne usta, wąska talia, krągłe biodra. Przy niej szła prawie dziesiątka ghuli, najprawdopodobniej najemników, potężnie umięśnionych, paskudnie wyglądających oraz swoim wyglądem trochę przypominających jej wampirzego towarzysza. Prawdopodobnie musieli wywodzić się spośród północnych plemion.


Gupa ghuli szła nieco od lewej strony, natomiast od prawej nadchodziła trójka wampirów. Signorze Contarini przypominały te, które ubiła wraz ze wspaniałym faerie na egipskim statku. Czyżby Setyci także maczali więc swoje paskudne paluchy? Jednakże tego jeszcze nie wiedziała.


Skórę mieli brązowawą, zaś miny paskudne.

Obydwie grupy ewidentnie zamierzały zaatakować pałac od tylca, tymczasem same natknęły się na dywersję.
- Którą grupę wolisz signora? - spytał Jeorge Thorgalson.
- Zajmę się wampirami - Powiedziała bardzo powoli, nie przerywając temporis i nie zważając na ghule ruszyłą w kierunku wampirów. Użyła potencji i cięła w błyskawicznym tempie szyję pierwszego wampira. Ten próbował zablokować, ale nie wyrobił się, albo raczej wyrobił, jednak uderzenie wampirzycy było tak mocne, że odcięło rękę wraz z szyją. Jednak pozostałe wampiry nie czekały oraz nie obchodził ich los towarzysza. Musiały uruchomić akcelerację, bowiem poruszyły się nieco szybciej, chociaż wolniej niż signora. Wystrzeliły swoimi językami rozdwojonymi prosto w nią. doskonale pamiętała ten sposób walki. Agnese cięła jeden z poruszających się w lekko zwolnionym tempie języków, jednocześnie tnąc drugą ręką szyję drugiego wampira. Obydwa uderzenia trafiły, ale pierwszy trochę słabiej, zahaczając jedynie o język, który jakoś dziwnie się wygiął przy ciosie. Drugie trafienie było jednak zdecydowanie lepsze, krew bluznęła niczym fontanna. Wspaniały cios rozłożył wampira wręcz natychmiast. Nie miał szans. Został więc jeszcze jeden, któremu Agnese udziabała język. Wściekły niesamowicie, bowiem jego oczy błysnęły czerwienią, zresztą kto by nie był po przycięciu języka? Agnese strzepnęła ze sztyletów śmierdzącą krew i zamierzyła się na ostatniego żywego przeciwnika, ponownie używając potencji. Trafiła go bez mydła dobijając tak, że zwinął się jedynie na jej wspaniałej klindze. Zaś tymczasem Jeorge dalej naparzał się z ghulami. Dwójkę już załatwił na dobre, kilka poranił, ale pozostałe go jednak otaczały oraz ostro nacierały, także owa szybka wampirzyca. Problemem przy okazji była kolejna grupa dziwacznych istot, których było co najmniej kilkadziesiąt.

Podchodzili powoli ku wampirom. dodatkowo słyszała odgłosy walki jakowejś od przodu pałacu. Agnese rzuciła się ku przeciwniczce Jeorge i cięła ją od tyłu. Kobieta jednak zdołała odskoczyć. Contarini przecięła jej jedynie spinkę utrzymującą z tyłu metalowo skórzany biustonosz. Rzeczywiście, przeciwniczka Agnese miała co nieco do noszenia. Odskoczyła na bok pozostawiając ową część zbrojo - garderoby na ziemi.

Wampirzyca przyjrzała się swojej przeciwniczce z uśmiechem i nagle wyraz twarzy Agnese nabrał drapieżnego wyrazu, stała się dziwnie blada i zaczęła bardziej przypominać demona niż człowieka. Rzeczywiście przerażające, okropne, straszne aż tak, że najtwardsze serce mogłoby zadrżeć. Urodziwa oraz hojnie wyposażona przez naturę przeciwniczka Agnese zatrzymała się oraz padła przed nią bijąc wręcz pokłon. Natomiast szóstka pozostałych ghuli w większości wytrzymała, Oczywiście chwila zdziwienia, jednak tylko jeden nie wytrzymał, rzucił topór oraz wrzeszcząc pod nosem coś typu Kurrr … zaczął uciekać. Pozostali trzymając zacięte miny dalej chcieli walki. Jeorge tylko uśmiechnął się do swojej pani pakując topór swój jednemu spośród tych ghuli. Zombie oczywiście szli niczym machiny. Jednak zdecydowanie pozytywnym było, że cały tłum najemników, który stał jeszcze dalej oraz szykował się, zwyczajnie uciekł wrzeszcząc przerażony. Nawet ktoś zaczął krzyczeć, że objawił się nowy papież - kobieta, nawiązując do konklawe.
Agnese podeszła do wampirzycy, rozcinając sobie po drodze rękę, wyciągnęła zakrwawioną dłoń w stronę bijącej pokłon przeciwniczki.
- Możesz walczyć po mojej stronie, albo zginąć. - Powiedziała ciepłym głosem, tak bardzo nie pasującym do jej wizerunku.
Wampirzyca poderwała głowę tak szybko, że aż piersi jej seksownie zadrgały.
- Wspaniała pani. Jestem twoja - polizała jej dłoń ociekającą krwią. - Jestem Analtea. Rozkaż mi, uczynię wszystko.

Przy okazji kątem spojrzenia można było dostrzec, iż Jeorge utłukł kolejnego ghula. Nie mając wampirzycy za przeciwniczkę radził sobie zdecydowanie lepiej, chociaż sam ociekał także krwią.
- Pomóż mi ochronić pałac. - Powiedziała Agnese i pochwyciła pierwszego lepszego ghula i wgryzła się w jego szyję. Piła, aż ten nie padł martwy, regenerując przy tym siły. Tymczasem jej nowa sojusznika imponująca wspaniałymi piersiami dorwała się do drugiego, zaś Jeorge hucząc niczym berserker stuknął trzeciego. Ghule leżały już padnięte, lecz teraz zbliżały się powoli zombie, dużo zombie. Agnese chwyciła długi miecz, jednego z ghuli, chowając sztylety, do pochew, które wzięła z sobą. Zważyła go w ręce i ruszyła na ghuli szepcząc słowa temporis. Czas wrócić do grobu coś co z niego uciekło.

Gdy tylko pierwszy umarlak znalazł się na odległość miecza, cięła przez jego korpus, by już z tego ruchu wyprowadzić kolejny atak. Przy zombie właściwie można spokojnie walić bez większego narażenia. Problem jest jedynie taki, że co z tego, jak rozetniesz kogoś na pół, kiedy każda połowa osobno także próbuje cię rozszarpać. Gangrel oraz Analtea oczywiście rzucili się także na te stwory, lecz wyglądało to tak, iż co rozwalali, to właściwie nie było różnicy. Odcięte łapska chwytały za kostki, odcięte głowy gryzły, odcięte nogi usiłowały podhaczać. Także nawet Contarini zaczęła się pokrywać niewielkimi rankami, ukąśnięciami, ugryzieniami, które rosły.
- Wycofujemy się! - Rzuciła do swych towarzyszy. Puściła w obieg krew by zaleczyć ranki. Wycofała sie spory kawałek, czekając na Jeorge i Analtee. Dwójka ruszyła za nią. Wycofanie się przez zombie to nie problem, bowiem są zwyczajnie okropnie wolne. Więc dla skocznych wampirów to nie problem, tyle, że są uparte niczym osioł. Zwyczajnie idą bo idą. Niczym machiny oblężnicze.
- Musimy dopaść Giovannich, taka walka nie ma sensu. - Agnese zerknęła na Analte. - Gdzie oni są?
- Na pewno nie tutaj
- parsknął Jeorge - sprytnie..
- Nie wiem, moja pani
- odrzekła Analtea. - Byłam swobodną najemniczką na usługach księżnej Neapolu. Po prostu dostałam rozkaz zaatakowania pałacu. Nic nie wiem na temat Giovannich.
- Wyminiemy te zombie bocznymi uliczkami i spróbujemy podejść na tyły oddziałów atakujących front.
- A co jeśli zombie dostaną się do pałacu, przecież pójdą na pałac? Jeśli nie powstrzymamy ich, uderzą od tyłu na naszych
- widać było powagę na twarzy Jeorge Hhorgalsona.
- Jest jeden sposób na zombie, który znam. Trzeba ich spalić. - Agnese rozejrzała się w poszukiwaniu czegoś co pomogłoby jej zrealizować ten plan.
- Hm, kiedy szłam tutaj - stwierdziła Analte przygniatając butem jakąś łapę, która właśnie do niej podpełzła - jest sklep oliwny. Ponadto słomy sporo, jako podkład dla koni, ale przede wszystkim beczki oliwy.
- Ogień jest
… - wydusił Jeorge spięty. Wiadomo bowiem, wampiry boją się ognia.
- Wiem jaki jest dlatego zamierzam je podpalić z dużej odległości, najlepiej dachu. - Agnese rozejrzała się w poszukiwaniu jakiegoś łuku. - Jeorge rozsyp słomę na nich i przed nimi. Analte zdobądź oliwę i polej ich solidnie, a ja zajmę się rozpałką. Jak skończycie zwiewajcie na front pałacu i do walki, dobrze?

Owszem, gdyby posypać snopem słomy, to jak najbardziej. zombiaki mogłyby się łatwo zająć, ale przecież słoma to nie klej. wręcz przeciwnie, jest śliska. Jednak rozkaz to rozkaz. Obydwoje podwładnych skoczyło do uliczki przy placu, gdzie Analtea widziała sklep wypełniony oliwą. Tam były też kopy słomy. Oczywiście przez ten czas jednak ktoś musiał powstrzymać zombie, bowiem wszystko to całe słomiano - oliwne przygotowanie musiało pewnie potrwać minimum kwadrans albo spokojnie dwa. Wampirzyca ruszyła w kierunku, w którym widziała, że udawała Analtea. Potrzebowała co nieco oliwy by podpalić bełty. No owszem, bez problemu przebiła się przez zombie ryzykujac mocno, że któreś dolezą do pałacu. Jednak ruszyła ku uliczce oraz znalazła nawet nie tak daleko Analteę, która zwyczajnie włamała się do sklepu, kazała stać pod ścianą gospodarzom oraz zabrała się za wytaczanie oliwy beczkami. Handlarze, albo raczej pomocnicy sklepu stali pod ścianą zastraszeni. Aczkolwiek mężczyzna gapił się non stop na cycki wampirzycy.


Było oczywiste, iż beczułki mniej więcej po 50 litrów, czyli całkiem spore, najlepiej przewozić wózkiem.
Agnese zerknęła czy może w okolicy nie stoi coś co mogłoby się przydać do przewiezienia beczek. Rozejrzała się też czy gdzieś nie stoją jacyś gapie. Spojrzała na handlarza.
- Pomóż jej. - Wydała rozkaz.
Oczywiście pomógł, wbrew pozorom był całkiem silny.
- Tylko się nie gap na jej cycki! -wrzasnęła nagle kobieta. - Co, moich ci nie wystarczy? - mężczyzna akurat gramolący beczkę na znaleziony obok wózek, który stał na boku oraz służył właśnie do transportu, nawet nie zwrócił uwagi. Oczywiście jeszcze bardziej rozwścieczyło to pół wystraszoną, pół wkurzoną kobitę.
- Daj mi szmatę i odrobinę oliwy. - Agnese wydała polecenie kobiecie, nie zważając na jej krzyki. Sama chętnie popatrzyłaby na obfite piersi Analte.

Ciekawe jak markiz zareagowałby na takie zapędy. Handlarka coś tam wymruczała, jednak przepojona strachem wykonała wszelkie polecenia. Podała wampirzycy jakieś pakuły oraz dzban oliwy. Podająca owe rzeczy dłoń wyraźnie drgała dygocząc mocno.
- Zabieraj się stąd. - Agnese podarła szmatę i owinęła ją wokół bełtów, po czym namoczyła je w oliwie. Teraz tylko potrzebowała czegoś, od czego będzie w stanie je odpalić. Rozejrzała się za jakąś pochodnią, upewniła się nawet czy w sklepie nie pali się jakaś lampka oliwna, lub świeca. Właśnie paliła się pochodnia na ścianie, włożona do specjalnego dzbana glinianego. Tymczasem kobieta krzycząc zwiała, zaś mąż nawet pełen zapału ładował na wózek beczki. Było tego może ze sześć razem, czyli jakieś 300 litrów oliwy. dużo oraz niedużo zarazem. Można było spokojnie dociągnąć wózek do zombie, aczkolwiek mogły już dojść do pałacu, zresztą tak jak było przypuszczane.
- Ruszajcie, za kilka minut wystrzelę strzałę. Polej po prostu ile możesz, dobrze? - Zwróciła się do Analte i ruszyła w stronę tylnego wejścia do zamku. Mogła go chronić choćby przez chwilę, nim jej towarzysze skończą.

Właściwie zamek potrzebował ochrony, bowiem pierwsze zombiaki już do niego dotarły zaczynając przełamywać drzwi. Było ich dużo, zwyczajnie, tłum, więc sprawa nie wyglądała dobrze. Gdzieś tam za nią podwładna wampirzyca ciągnęła wypełniony wózek, zaś handlarz zdominowany popychał go, coby było szybciej. Agnese ukryła kuszę i bełty za winklem. Ustawiła też pochodnię tak by nie zgasła i sięgnęła po miecz. Odrąbanie im rączek i nóżek stanowczo spowolni forsowanie wejścia. Wyszeptała kilka słów temporis i ruszyła do ataku. Waliła gdzie popadnie, ale nec Hercules contra plures, czyli nawet wampir trąba, kiedy wrogów bomba, albo coś podobnego. Zombiaki wręcz obłapiały wampirzycę. Cięte, rozwalane, rozgniatane rzucały się na nią. Jeszcze wcześniej, czuła, iż byłaby dawno wręcz zasypana tym wszystkim, jednak teraz jakoś się jeszcze wytrzymała, ale krwawiła, zaś jej ubranie już dawno wyglądało niczym strzępy. Bardziej przypominała potwornie zakrwawioną wersję Analtei. W dodatku czuła, że już dłużej nie wytrzyma, bowiem robiła co mogła, czuła swoją potęgę, ale miała zbyt wielu przeciwko sobie. Ponadto co więcej, na niej siedziała dosłownie jedna wielka grupa, zaś druga pomimo jej wysiłków pełzała ku pałacowi jakoś. Coraz bardziej przypominała choinkę oblepiona urwanymi dłońmi, które zaciskały na niej szpony, jakaś odcięta czacha właśnie próbowała odgryźć jej lewą pierś. Słowem masakra, tym bardziej, że kolejne ciągle napierały. Gdzieś tam Analtea targała wózek, ale Jeorge miał większy problem mieć co najmniej wóz siana, więc póki co na niego nie można było liczyć.
 
Kelly jest offline