Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-10-2018, 20:38   #126
Sindarin
DeDeczki i PFy
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
Chociaż było to zdecydowanie nieprzyjemne zajęcie, sumienie nie pozwoliło żadnemu z mężczyzn na po prostu pozostawienie ciała nieszczęsnej kobiety na pastwę padlinożerców. Wykopanie płytkiego grobu i późniejsze przysypanie go otoczakami zajęło sporo czasu - kiedy skończyli, było już niemal zupełnie ciemno. Na szczęście kilkaset kroków dalej udało im się znaleźć głęboki wykrot po powalonym wyrośniętym świerku, w którym Sulim sobie tylko znanymi sposobami rozpalił niewielkie, dobrze zamaskowane ognisko. Noc spędzili bezpiecznie, lecz z pewnością nie spokojnie - czy to ze względu na bliskość okupowanego Phaendar, czy świadomość, że hobgobliny dostały się już do Fangwood, czy zobaczenie na własne oczy, do jakich okrucieństw zdolni są najeźdźcy. Wystarczało głośniejsze pohukiwanie sowy lub trzask gałęzi, by stojący akurat na warcie podskakiwali z niepokojem. Jedynym, któremu nic nie przeszkadzało we śnie, był Psotnik - młody niedźwiedź spał w najlepsze, zapewniając przy okazji świetne źródło ciepła.


VIII dzień miesiąca Arodus, Fangwood, 7 dni po ucieczce z Phaendar

Letnie słońce szybko obudziło bohaterów, którzy mimo niewyspania zebrali się pośpiesznie i ruszyli w dalszą drogę przez puszczę. Do Gristledawn zostało jeszcze prawie dwadzieścia mil w górę rzeki, a jak się okazało, nie byli już tutaj sami. Pozostawanie tak blisko Phaendar zapewne skończyłoby się śmiercią lub pojmaniem przez hobgobliny - a nie wiadomo, co byłoby gorsze.

Po kilku godzinach marszu, gdy słońce wspinało się na szczyt nieboskłonu, puszcza zmieniła się trochę, stare i masywne drzewa ustąpiły miejsca rzadszemu młodnikowi, wśród którego wyrastały pojedyncze kępki zbóż. Kilkadziesiąt kroków dalej, otoczone niewielką przerwą w roślinności, stały resztki kiedyś porządnego, ceglanego komina – zaskakujące, że wciąż trzymał się mniej więcej pionowo, kiedy wokół ledwie widać było ślady domostwa, do którego należał. Dawno temu musiała stać tu niewielka farma, z poletkiem i sadem, jednak opuszczono ją przynajmniej kilka dekad wcześniej. Jedynym, co poza kominem wskazywało, że ktoś tu kiedyś mieszkał, był dziko rozrośnięty przez te wszystkie lata sad, w którym rosły pokrzywione jabłonie, gęsto obwieszone apetycznie wyglądającymi jabłkami. To właśnie stamtąd słychać było głośne i intensywne buczenie, brzmiące jak wielkie gniazdo os. Możliwe, że to był właśnie powód, dla którego ta masa owoców wygląda na nietkniętą.
 
Sindarin jest offline