Victor
292015416SH
-
Ja nigdy nie kłamię. - zapewniła białowłosa kobieta. -
W tej galaktyce znana jestem jako Louise Cypher-Queen, kapitan zwalczająca piratów. - uśmiechnęła się. -
W Andromedzie, jestem Cesarzową zwaną April. - zamyśliła się. -
Tęskno mi za tym imieniem. Chyba do niego wrócę.
March zaczął się śmiać, na tyle mocno, że musiał zaczesać włosy z dala od oczu. -
Nie mogłaś mnie po prostu wyciągnąć. Musiałaś po drodze zrobić jakiś dramat.
-
Heh. A to jest March. Mój adoptowany syn.
-
Yo, Hideki. - uwolniony mężczyzna położył dłoń na barku Victora. -
Uważam nasz kontrakt za rozwiązany. Dzięki za pomoc.
W tym momencie już wystarczająco rozkojarzony Victor stracił wizję. Oślepiła go czysta biel i zaczął odczuwać obecność czegoś wokół siebie. Czegoś przepełnionego energią. Czegoś pełnego możliwości. Zrozumiał też język tego czegoś. Słowa, jakimi to operowało. Chwilę później był jednak z powrotem w rzeczywistości. Wydawało się, że czas nie minął w ogóle. Do reszty ocucił go dźwięk wgniecionego żelaza. Wszyscy zgromadzeni jednocześnie spojrzeli za siebie. Gerard zeskoczył w głąb dziury i stał na jej końcu, skierowany w stronę zebranych.
Victor nie wiedział co ma właściwie powiedzieć. Zanim otworzył usta pojawił się problem z przed chwili w postaci tego potwora Gerarda.
-
Ten potwór jest silny. - Wycedził przez zęby Victor zaciskając pięści i szykując się do walki. Czerwone wyładowania od razu pokryły jego ciało, był gotów do strzału.
-
Ale nie głupi. - skomentował March, a Gerard przytaknął skinieniem głowy.
-
Nie będę z wami walczył. - oznajmił Ojciec Naczelny. -
Chcę tylko wiedzieć, co teraz? Co zamierzacie zrobić?
March wzruszył ramionami. -
Fuck shit up? - zaśmiał się. -
Muszę się rozgrzać, potem pomyślę.
-
W każdym razie nasza dwójka potrzebuje przerwy. - wyjaśniła Louise. -
A co z tobą? - spytała, spoglądając w stronę Victora.
Corvus opuścił dłonie spoglądając na nie.
-
Nie wiem… obiecałem dośmiertną służbę cesarzowej. A teraz czuje że zrobiłem coś złego. - Były szlachcic nadal był zagubiony w tej sytuacji. To że przez tyle czasu był na usługach kseno strasznie zraniło jego dumę. Wręcz ją usunęło. -
Chcę iść z wami o ile to możliwe. -
March spojrzał na Victora -
Pierwsze co zrobimy, to wyrżniemy jakąś cesarską kolonię. Pasuje ci to?
Gerard krzyknął ostrzegawczo w jego stronę. -
To moc diabła! Ta kobieta wznieca miłość we wszystkim, co jest przy niej. Nawet maszyny nie mogą się jej oprzeć!
Corvus wzruszył ramionami. Po czym wskazał na Gerarda.
-
Możemy zacząć od niego? - Sam nie był wstanie powiedzieć skąd ta zmiana w jego… motywacjach. Postanowił że niech się dzieje co ma się dziać. Miał tylko nadzieje że kiedyś zobaczy jeszcze Johannę.
-
Nie. On jeszcze mi się przyda. - Stwierdziła...April. -
Ciebie też już mam, co...eh?
Gdy nikt nie zwracał na niego uwagi, Syno przybrał postać Marcha. Powolnym, chwiejnym krokiem cofał się pod ścianę. -
Nie...nie... - jakiekolwiek uroki miała nad nim April, Syno się z nich otrząsnął. Co innego jednak wytrącało go z równowagi.
April wzruszyła ramionami. -
To może być ciekawe. Nie molestuj go za bardzo Gerard, drugiego wam nie dam. - zwyzywała klechę, po czym spojrzała na Victora i Marcha. -
To co, idziemy?
-
Syno… jesteś z nami lub przeciwko nam. Zastanów się. - Spojrzał ostro na chłopaka mimo że maska kompletnie zakrywałą jego mimikę. Wystawił rękę w jego stronę w zapraszającym geście. -
Więc? -
Syno zacisnął zęby -
Zastanowiłem się. - wycedził stając prosto i patrząc Victorowi w oczy. -
Popełniasz błąd. - ostrzegł go.
-
Bywaj. - Odparł jedynie Corvus odwracając się w stronę April. -
Jestem gotów. -
Drużyna w ciszy opuściła loch i pośród spojrzeń setek zdruzgotanych owiec, udała się do statku Victora. Tam, April skinęła głową na Alberta, a robotyczny lokaj uruchomił maszynę i skierował ich w odmęty galaktyki.