Wątek: Agenci Spectrum
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-10-2018, 23:19   #123
Loucipher
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Loucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputację
What the bloody, thrice-blasted hell do you think you're doing?!?
John sklął się w myślach, gdy zdał sobie sprawę, że jego ciało zareagowało instynktownie, niemal bez udziału umysłu. W jednej chwili siedział przy kontuarze jakby nigdy nic, próbując wyłowić wśród gwaru rozmów tą jedną, toczącą się przy stoliku, do którego podeszło dwóch nieznajomych w długich płaszczach, w drugiej chwili długimi krokami biegł co sił w nogach w kierunku tegoż stolika, z nożem myśliwskim zaciśniętym w wyciągniętej z kieszeni dłoni. Ciało ruszyło do akcji momentalnie, gdy tylko przy stoliku, przy którym siedziała Gabrielle, rozpętało się prawdziwe pandemonium.
Ruchy walczących postaci były zrazu zbyt szybkie, by angielski agent zdołał cokolwiek rozróżnić. Ktoś kogoś popchnął, ktoś rzucił komuś w twarz trzymanym w rękach płaszczem, ktoś zerwał się gwałtownie z miejsca, odtrącając krzesło, które z głuchym stukiem uderzyło o podłogę. Ktoś zamachnął się na kogoś ręką, w której trzymał...
...pistolet.
Bloody hell!
Przez jeden ociekający adrenaliną moment John zdał sobie sprawę, że obaj stojący przy stoliku napastnicy mają broń. Jeden z nich właśnie trafił rękojeścią pistoletu w głowę towarzysza Gabrielle - w którym Anglik teraz dopiero rozpoznał Maurice'a Lapointe'a - drugi zaś z identyczną intencją użył swojej broni na francuskiej agentce, rozcinając jej łuk brwiowy. Szczupła twarz Francuzki zalała się krwią. Gabrielle w ostatniej chwili zdążyła złapać rękę napastnika szykującą się do zadania kolejnego, obezwładniającego uderzenia, i boleśnie ją wykręcić. Napastnik wrzasnął i wypuścił broń z ręki.
Wzrok obserwującego to wszystko Johna również przesłoniła czerwona mgła, spowodowana jednak nie raną głowy, a narastającą wściekłością.
Bloody bastard!
John szedł z nożem w ręce wprost na napastnika.
Uderzył kobietę. Zapłaci za to.

Zanim jednak Anglik zdążył wcielić w życie swój morderczy plan, drzwi do knajpy otworzyły się z trzaskiem. Stanął w nich mężczyzna, który śledził Johna na ulicy. Jego mina nie wróżyła nic dobrego, a w garści ściskał pistolet podobny do tych, w które uzbrojeni byli dwaj jego koledzy. John był niemal pewien, że działają wspólnie i w porozumieniu.

Na niesłychanie krótką chwilę oczy Johna i nowo przybyłego mężczyzny spotkały się. John sam nie wiedział, skąd przyszło mu to do głowy, ale w tej samej chwili zdał sobie sprawę, że nieznajomy jest Niemcem. Prochowiec, który nosił, sposób, w jaki trzymał broń, aroganckie, złowrogie spojrzenie, jakim patrzył... John pamiętał, jak prezentowali się szkoleni przez niemiecką Abwehrę agenci, których nieraz gubił na ulicach Berlina i innych miast Europy. Ten tutaj był jak odrysowany od nich przez kalkę.

Wściekłość, jaką odczuwał John, przybrała jeszcze na sile. Pamiętał, jak z rąk sukinsynów podobnych temu stojącemu naprzeciw niego zginął jeden z jego partnerów podczas misji wywiadowczej w Monachium. Polubili się z Harrym na tyle, że gdy Harry wpadł w zastawione przez Gestapo i Abwehrę sidła, John z rozpaczy nie trzeźwiał przez tydzień.

A teraz taki sam sukinkot stał naprzeciwko niego i właśnie unosił pistolet do strzału.

Ryk wściekłości wyrwał się spomiędzy zaciśniętych zębów Anglika. Ostrze trzymanego pewną, marynarską ręką myśliwskiego noża zalśniło w świetle elektrycznej lampy oświetlającej wnętrze lokalu, po czym poszybowało w stronę szyi gotującego się do strzału niemieckiego agenta.

John był pewien jednego: ktoś tu dzisiaj zginie... i miał zamiar dopilnować, by tym kimś były te niemieckie gnidy, które ośmieliły się zaatakować jego i jego towarzyszkę w samym środku norweskiej ziemi.
 
Loucipher jest offline