Odpowiedź na pytanie starszego mężczyzny była prosta, ale nie mogła paść. Zamiast niej Vesna westchnęła cicho i spojrzała za okno.
- Ostatnia wojna dużo nam zabrała, cofnęła jako gatunek… żyjemy na tym co zostało. Pan powinien wiedzieć o czym mówię - skrzywiła się, w głosie zabrzmiała nostalgia - Afryka, Australia, Europa, Azja… teraz to tylko nazwy. Legendarny miejsca na mapie. Miejsca których nigdy nikt stąd już nie zobaczy - wróciła twarzą do Duranda - Siedzenie całe życie w jednym miejscu zamyka perspektywy. W patrzeniu na świat też. Podróżując poznajemy innych ludzi, ich zwyczaje. Inne prawa, faunę i florę. Uczymy się, trenujemy umysł każąc mu zapamiętywać nowe informacje. Gromadzimy wiedzę, doświadczenia. Stajemy się mądrzejsi… wiedzy zostało tak niewiele - przymknęła oczy i wzruszyła ramionami, a potem uśmiechnęła się i otworzyła powieki - Należy zbierać co się da, budować zamiast niszczyć. W Detroit… - uśmiechnęła się tym razem cynicznie - Powiedzmy że w Mieście Szaleńców się nie buduje… nie dosłownie. Inne priorytety, a ja zawsze miałam… - znowu wzruszyła ramionami - Wyjątkowo abstrakcyjne marzenia. Dom, rodzina, spokój i możliwość spisania i skatalogowania tego co zobaczę, co uda się zdobyć. Dla tych co przyjdą po nas. Kiedyś… - chciała powiedzieć coś jeszcze, ale wzdrygnęła się i posłała gospodarzowi przepraszającą minę.
- Jesteś taka młoda. - starzec zmrużył oczy i na chwilę nawet je przymknął. Powiedział to krótkie zdanie tak sugestywnie, że jego gość też poczuła jak bardzo między ich dwójką ta różnica wieku i doświadczenia jest drastyczna. Durand pokiwał głową jakby toczył ze sobą jakiś wewnętrzny dialog.
- Veess! Chcesz z cukrem i mlekiem!? Albo dobra to przyniosę, już nic, zaraz wracam! - w nastala ciszę wdarł się radośnie ekspresyjny głos blondynki buszującej po kuchni gospodarza. Ten zaśmiał się cicho słysząc jej samo rozwiązujące się herbaciane problemy.
- A ona jest taka pocieszna. Jak promyk Słońca na twarzy. - uśmiechnął się łagodnie znów kiwając głową. Popatrzył w bok na swojego ciemnowłosego gościa i chwilę lustrował ją wzrokiem.
- No ładnie powiedziane. Ale co to ma do Nice City i wizyty u mnie? - zapytał mężczyzna patrząc na Vesnę z uprzejmym zainteresowaniem.
- Kristin ciągle mówi jakie to cudowne miasto i jacy wspaniali ludzie - też spojrzała w kierunku kuchni i uśmiechnęła się - Chciałabym tu zostać, mieć w końcu… normalny dom. Tak, jestem młoda. To problem? - spytała patrząc na Duranda niepewnie i z niezrozumieniem, a potem westchnęła jakoś ciężko - Chodzi o zachowanie? Powinnam uganiać się za chłopakami, ścigać się, chodzić na imprezy i wracać pijana nad ranem. Myśleć co założyć za kieckę, a nie jaki rodzaj szwu założyć przy ranie postrzałowej - parsknęła - Tak, wiem. Stara dusza - pokręciła głową i machnęła symbolicznie ręką - Chciałyśmy z Kristin spytać czy pokazałby nam pan mapę. Tę o którą będzie dziś aukcja. Jestem zbyt błahą płotką żeby konkurować z grubymi rybami jakie ostrzą sobie na nią zęby. Rozumiem też na czym polegają aukcje i to nie tak, że zostanie odwołana. Nadal by się odbyła, nadal brałyby w niej udział wielkie ryby. Ale gdyby do jednej z tych ryb przed aukcja przypłynęła płotka która mapę widziała, wtedy… może tej płotce starczyłoby po całym zamieszaniu aby kupić tu kawałek jeziora i zostać. Chciałabym zostać… tylko mnie nie stać. I pewnie jeszcze długo by nie było - skrzywiła się dość ponuro i sapnęła.
Mężczyzna o ogorzałej i pomarszczonej, brodatej twarzy pokiwał głową jakby z uznaniem. Milczał chwilę, w końcu uśmiechnął się i pokręcił głową.
- A byłem ciekaw czy się przyznasz. - powiedział z łagodnym uśmiechem. Milczał chwilę trawiąc słowa swojego gościa.
- Już idę! Tylko tacę znajdę… - doszedł ich głos blondynki która chyba chciała jak najszybciej uwinąć się z tym herbacianym zadaniem.
- Na zamrażarce! - krzyknął do niej przybrany wujek i w odpowiedzi doszedł głos blondyni ale zbyt niewyraźny aby dało się go zrozumieć. Starzec wrócił tematem i spojrzeniem do Vesny.
- A młodość nie, to nie jest żadna wada tylko prawo i etap. Ja swoją, miałem tak dawno, że świat był wtedy jeszcze młody razem ze mną. Nie taki jak teraz. I by sobie przypomnieć co to jest młodość muszę popatrzeć i porozmawiać z kimś tak młodym jak wy. - wyjaśnił wcześniejsze pytanie Vesny o jej młody wiek.
- A powiedz mi jeszcze młoda damo z wielkimi i pięknymi planami, jaka w tym wszystkim jest rola Kristin? - zapytał wskazując siwą głową w bok, w stronę otwartych drzwi do korytarza prowadzącego do kuchni.
- Był pan kiedyś w Detroit, już po wojnie? Na wyścigach albo w Mechstone? Spotykałam gwiazdy z Ligii. A nawet Verę Mason... chociaż przy bliższym poznaniu okazuje się straszną paranoiczką - parsknęła krótko i wzruszyła ramionami - Każdy w Det i wielu poza Det ich zna… a każde z nich jest bucem, zakręconym na punkcie własnej sławy. - skrzywiła się kwaśno - Tak naprawdę ciężko z nimi rozmawiać, bardzo egocentryczni i narcystyczni ludzie. Kristin za to… jest inna. Normalna. Mimo tego, że znają ją od wschodniego do zachodniego wybrzeża - popatrzyła na kuchnię - Lubię ją, bardzo. Umie sprawić, że… dzień staje się jaśniejszy - rozłożyła trochę ręce nie umiejąc opisać dokładnie tego zjawiska - Jeszcze w Det byłyśmy na pączkach, myślałam że mnie nie pamięta. Przecież byłam jedną z setek fanek… - zaśmiała się krótko i pokręciła głową, a potem dodała dziwnie miękko - Pamiętała. Dla pana to pewnie głupie, dziecinne… - popatrzyła mu w oczy - Ale dla mnie to coś… bardzo ważnego. Cennego. Ludzie zwykle o mnie zapominają kiedy przestaję być potrzebna, ale nie Kristin. Nie zamierzam jej wykorzystywać, ani robić krzywdy. Trochę gadałyśmy wczoraj i dziś. Takie plotki babskie. Nie jest moim pionkiem, proszę się nie obawiać. Nie jestem jak ojcie… - kaszlnęła sucho i posłała gospodarzowi sztywny uśmiech - Nie bawię się ludźmi, bo to nie zabawki.
Mężczyzna znowu trawił słowa rozmówczyni w oszczędny sposób. Z kuchni słychać było już powracające kroki blondynki.
- Tak, ludzie to nie zabawki. Na pewno nie Kristin. Niestety nie mam pewności co do intencji wielu osób którzy ją otaczają a często są zwykłymi pijawkami. - pokręcił głową z niesmakiem mocniej zaciskając szczęki i warki. Niespodziewanie spojrzał wprost na Vesnę. - Zapamiętaj sobie młoda damo. Może i jestem stary i trochę zdekompletowany. Ale jeśli dowiem się, że przez ciebie albo przez kogoś innego ona płacze to ja już znajdę sposób aby się odpłacić. A wierz mi, prędzej czy później się dowiem i prędzej czy później się odpłacę. - wskazał na nią ojcowskim gestem palcem akurat gdy blondynka z tacą wróciła do salonu.
- Już jestem! O czym gadacie? - zapytała wesoło panna Black stawiając tacę z prawdziwymi, prześlicznie malowanymi filiżankami z herbatą. Przyniosła cały zestaw. Filiżanki, talerzyki, dzbanek na kawę czy herbatę, drugi na mleko i jeszcze cukiernicę. Cały komplet z jakiejś zapomnianej wojną i dekadami zniszczeń zastawy. - Wujek Durand pozwala mi go używać jak go odwiedzam. Jest prześliczny! - zawołała radośnie blondynka chwaląc się kumpeli tym przyniesionym cackiem na co starzec z dobrodusznym uśmiechem potwierdził ruchem głowy.
- A nic takiego Kristin, właśnie cię obgadywaliśmy jak poszłaś i nie mogłaś się bronić przed oszczerstwami. - uśmiechnął się Durand i nagle zmarszczył brwi jakby dostrzegł coś dziwnego.
- Noo niee! Wyy teeżż?! No niee, no to już chyba wszyscy mnie obgadują! - blondwłosa dziewczyna udała, że się obraża kończąc rozdawać filiżanki i biorąc się za dzbanek z mlekiem. Nalała trochę do filiżanki swojego wujka i w końcu machnęła ręką. - Ale to dobrze! Póki gadają to znaczy, że jestem na topie! - zawołała wesoło w ogóle się tym chyba nie przejmując.
- Kristin a co ty masz na nodze? - zapytał gospodarz patrząc na odkryte od szortów w dół nogi dziewczyny. Wczorajszy autograf Vesny nie był od frontu tak wyraźnie widoczny ale nadal było widać, że coś tam jest napisane. Zaskoczona blondynka w pierwszej chwili zamarła z uniesionym dzbaneczkiem na mleko jaki właśnie miała pewnie zamiar zaproponować brunetce.
- Tooo… to jest… - przygryzła nerwowo wargi jak nastolatka przyłapana na paleniu papierosów. W końcu westchnęła postawiła stopę na stoliku i zaprezentowała wnętrze swojego uda. - Ves mi to wczoraj zrobiła! - pochwaliła się i znów czule pogłaskała napisane literu posyłając brunetce promienny uśmiech. - Strasznie mi się podoba! Jest śliczny! A jakiego kopa mi to dało wieczorem! Dałam czadu, wszyscy byli zachwyceni! - blondyna szybko wystrzelała się wujkowi z kolejnych szczegółów.
- Ah. Taka moda teraz wśród młodych dam? - Durand był chyba tak samo zaskoczony jak blondynka przed chwilą gdy przyłapał ją na tym cielesnym graffiti ale entuzjazm blondyny szybko przełamał to zaskoczenie. Zwłaszcza, że blondynka szybko zaczęła opowiadać o tym jak pomyślała w kuchni i pogada z Lindą aby wpadała do wujka, może jej zapłacić nawet za rok z góry aby dziewczyna nie była stratna i gospodarz dał się ponieść dyskusji chyba darując sobie głębsze dociekania co do zwyczajów młodych dam.
Vesna słuchała, próbując wyglądać na trochę wypłoszoną, ale i tak było jej wesoło. No tak… po usłyszanej deklaracji obrony mężczyzna zobaczył autograf na udzie i jeszcze dowiedział się kto go zrobił. Pozostała część rozmowy za to ją zaintrygowała.
- Stała pomoc… na dłuży czas kłopotliwe - wtrąciła się do dyskusji kiedy na chwile zapanowała cisza. Minę miała nieobecną, patrzyła też na ścianę i kalkulowała w głowie aż w końcu mrugnęła, wychodząc z zamyślenia - Kristi, jeździsz po całych Stanach. Bywasz u chłopaków przy Froncie. Albo w Miami, są tam świetne kliniki transplantacyjne. Bywasz w każdym większym ośrodku cywilizacji. Nowy Jork też… - mówiła powoli, kończąc coś przeliczać w głowie. - Protezy, wszczepy cybernetyczne. Myślę że… nie umiałabym ich zbudować, ale założyć już prędzej - marszczyła czoło, bawiąc się rantem sukienki - Podpięcie sensorów pod sieć nerwową, najprostsze odruchy… wygodniejsze niż liczenie na kogoś trzeciego przez długie lata - popatrzyła na blondynkę - Mówiłam ci wczoraj, że wpadnę po konkursach… nie chwaliłam się. Ten techników wygrałam. Tak samo jak medyków - wzruszyła ramionami - I na pamięć. W wiedzy ogólnej byłam druga. Przegoniła mnie pani Millard. Jeżeli znajdziesz gdzieś na trasie protezy… przywieź je. Zamontowanie ich… biorę na siebie.
- Oooo! No tak! Racja! Przecież mogę pojechać do Miami! Przecież jestem Kristin Black, mogę pojechać dokąd zechcę! - w pierwszej chwili panna Holden zaskoczyć musiała oboje rozmówców bo pomysł z protezami, wszczepami i możliwością ich montażu przez ciemnowłosą technik to w ogóle się nie spodziewali. Ale pierwsza zareagowała żywiołowa i energiczna blondyna przyklaskując pomysłowi z radością.
- I właśnie dlatego tak lubię Ves, wujku Durandzie! Ona jest taka mądra! Ja to nawet bym nie wpadła pewnie w ogóle na te protezy! A Ves się zna! Dziś rano, znaczy jak wstałam, to Ves mnie… eee… noo ten… - blondynka zaczęła z entuzjazmem i pewnie ale gdy pewnie sobie przypomniała co robiły z Ves po jej poranku troszkę sie zarumieniła i straciła wątek. Ale brnęła dalej.
- Znaczy ten, no, bo źle się czułam… eee… znaczy byłam bardzo zmęczona po koncercie. - wybrnęła z trudem i chyba z trudem próbując nie zaczerwienić się na całego. - I Ves mi pomogła! Wykąpała mnie i w ogóle postawiła na nogi! I właśnie! Tyle konkursów wygrała! Jest taka mądra! - gdy gwiazda estrady wróciła na względnie bezpieczne tory tej rozmowy to i wrócił jej entuzjazm i pewność siebie.
- Imponujące. Zwłaszcza na kogoś w tak młodym wieku. Chyba miałaś bardzo zapracowane młode lata, żeby osiągnąć ten poziom już w tym wieku. - Durand odezwał się wreszcie i chyba im obydwu udało się przekonać go do swoich intencji. - A Roxy tak, niezła z niej platformowa spryciula. Też muszą mieć tam ciekawe rzeczy, że tyle nauczyła. I ambitna musi być i niezła bo za samą ładną buzię i zgrabne nóżki to by jej tutaj nie trzymali. Albo ma niezłe plecy albo potrafi podejmować właściwe decyzje we właściwym czasie i z właściwymi ludźmi ta nasza mała Roxy. - myśli i słowa gospodarza podryfowały trochę w kierunku refleksji na temat czarnoskórej szefowej hurtowni paliw.
- Zapracowane... tak - Vesna wzdrygnęła się, a potem skrzywiła usta w uśmiechu, chociaż oczy pozostały smutne - Papa dobrze dbał o swoje... inwestycje.
- Kristin, przynieś proszę, kuferek z mapami. Z mojego gabinetu. - gospodarz chyba zdołał się przekonać co do intencji swoich gości bo poprosił blondynkę o pomoc. Dziewczyna pisnęła coś radośnie i szybko pobiegła gdzieś w korytarz i potem na górę po schodach. Słychać było jej kroki, skrzypienia coś chyba przewróciła, Durand westchnął, z góry doszło blondwłose “Przepraszam!”, znów jakieś szuranie i wreszcie szybkie kroki i zbieganie po schodach. Panna Black rączo wbiegła do salonu trzymając w obydwu dłoniach kanciasty, solidny kuferek o wielkości przeciętnej mikrofalówki.
Wedle instrukcji gospodarza wyjęła jakieś mapy, atlasy i stare zdjęcia lotnicze. - Niestety cudów nie ma. Już na tym etapie dopadła mnie gorączka bagienna. Więc nie jestem na 100% pewien. Ale to jest najbardziej prawdopodobny rejon. Weź jeszcze notes Kristin to sobie będziecie mogły zapisać. - w końcu blondynka rozpostarła na herbacianym stoliku mapę. Całkiem dokładną mapę Louisiany. Palec gospodarza kreślił na niej linie i tłumaczył trasę aby mogły sporządzić notatki. Ves szybko oszacowała, że szykuje się spora i trudna trasa chociaż tutaj przydałoby się doświadczenie Alexa bo on zwykle zajmował się w ich dwójce takimi rzeczami. Durand zgodził się nawet na zrobienie zdjęcia mapy chociaż przyznał, że tej nie sprzeda a odda jakąś inną chociaż z tą samą lokalizacją.
- Strasznie dziękujemy wujku Durandzie! - blondynka wydawała się rozradowana zupełnie jak wtedy gdy Ves ją trzaskała ręcznikiem po gołym tyłku. Zarzuciła ramiona na szyję siedzącego mężczyzny ściskając go mocno i gorąco a on uśmiechał się tonem dobrotliwego wujaszka.
- Ale teraz musimy już jechać. Nie obraź się proszę. Ja załatwię to protezę, Ves mi wszystko powie co trzeba do niej a ja na razie pogadam z Lindą! Ale teraz Ves mnie prosiła by podrzucić ją na arenę bo tam startuje jej chłopak w walkach gladiatorów! On też jest z Detroit. - wyrzuciła z siebie szybko blondynka i wydawała się zmieszana i rozdarta, że ledwo co uzyskały z Vesną to po co przyjechały i już muszą spadać co pewnie nie wyglądało zbyt dobrze.
- Tak? - Durand popatrzył na ciemnowłosą dziewczynę i uśmiechnął się łagodnie. - No to grzejcie! Pamiętaj młoda damo, że facet może mieć w życiu a nawet na raz wiele kobiet. Ale krwawi i umiera tylko dla jednej. I ostatnią suką jest ta która nie umie tego docenić. Więc grzejcie śmiało, ja tu sobie troszkę posiedzę i powspominam stare czasy jak na starego piernika przystało. - starzec zrobił ponaglający ruch ręką jakby chciał je obie wygonić i spławić ze swojego domu. Blondynka jeszcze raz nachyliła się nad nim i pocałowała go w policzek po czym machając mu na pożegnanie ruszyła w kierunku wyjścia.
- Dziękuję panu... - technik podniosłą się i dygnęła przed wyjściem ciągle nie wierząc że ma w garści zdjęcie mapy i jeszcze dokładne namiary w notesie. - Za radę też... staram się. On... jest wyjątkowy - mina zrobiła się jej maślana, a potem spaliła buraka, kaszlnęła w pięść i szybko pobiegła za blondynką. Powinna zdążyć na Arenę i walki gladiatorów... chyba że...
- Kristi chodź ze mną na Arenę - złapała dziewczynę za rękę i mocno ścisnęła - Poznasz Alexa, a on się ucieszy z drugiej laski do kibicowania - ściszył głos i mruknęła jej do ucha - Zwłaszcza takiej gorącej i niegrzecznej.