Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-10-2018, 04:24   #21
Amduat
 
Amduat's Avatar
 
Reputacja: 1 Amduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputację
Odpowiedź na pytanie starszego mężczyzny była prosta, ale nie mogła paść. Zamiast niej Vesna westchnęła cicho i spojrzała za okno.
- Ostatnia wojna dużo nam zabrała, cofnęła jako gatunek… żyjemy na tym co zostało. Pan powinien wiedzieć o czym mówię - skrzywiła się, w głosie zabrzmiała nostalgia - Afryka, Australia, Europa, Azja… teraz to tylko nazwy. Legendarny miejsca na mapie. Miejsca których nigdy nikt stąd już nie zobaczy - wróciła twarzą do Duranda - Siedzenie całe życie w jednym miejscu zamyka perspektywy. W patrzeniu na świat też. Podróżując poznajemy innych ludzi, ich zwyczaje. Inne prawa, faunę i florę. Uczymy się, trenujemy umysł każąc mu zapamiętywać nowe informacje. Gromadzimy wiedzę, doświadczenia. Stajemy się mądrzejsi… wiedzy zostało tak niewiele - przymknęła oczy i wzruszyła ramionami, a potem uśmiechnęła się i otworzyła powieki - Należy zbierać co się da, budować zamiast niszczyć. W Detroit… - uśmiechnęła się tym razem cynicznie - Powiedzmy że w Mieście Szaleńców się nie buduje… nie dosłownie. Inne priorytety, a ja zawsze miałam… - znowu wzruszyła ramionami - Wyjątkowo abstrakcyjne marzenia. Dom, rodzina, spokój i możliwość spisania i skatalogowania tego co zobaczę, co uda się zdobyć. Dla tych co przyjdą po nas. Kiedyś… - chciała powiedzieć coś jeszcze, ale wzdrygnęła się i posłała gospodarzowi przepraszającą minę.

- Jesteś taka młoda. - starzec zmrużył oczy i na chwilę nawet je przymknął. Powiedział to krótkie zdanie tak sugestywnie, że jego gość też poczuła jak bardzo między ich dwójką ta różnica wieku i doświadczenia jest drastyczna. Durand pokiwał głową jakby toczył ze sobą jakiś wewnętrzny dialog.

- Veess! Chcesz z cukrem i mlekiem!? Albo dobra to przyniosę, już nic, zaraz wracam! - w nastala ciszę wdarł się radośnie ekspresyjny głos blondynki buszującej po kuchni gospodarza. Ten zaśmiał się cicho słysząc jej samo rozwiązujące się herbaciane problemy.

- A ona jest taka pocieszna. Jak promyk Słońca na twarzy. - uśmiechnął się łagodnie znów kiwając głową. Popatrzył w bok na swojego ciemnowłosego gościa i chwilę lustrował ją wzrokiem.

- No ładnie powiedziane. Ale co to ma do Nice City i wizyty u mnie? - zapytał mężczyzna patrząc na Vesnę z uprzejmym zainteresowaniem.

- Kristin ciągle mówi jakie to cudowne miasto i jacy wspaniali ludzie - też spojrzała w kierunku kuchni i uśmiechnęła się - Chciałabym tu zostać, mieć w końcu… normalny dom. Tak, jestem młoda. To problem? - spytała patrząc na Duranda niepewnie i z niezrozumieniem, a potem westchnęła jakoś ciężko - Chodzi o zachowanie? Powinnam uganiać się za chłopakami, ścigać się, chodzić na imprezy i wracać pijana nad ranem. Myśleć co założyć za kieckę, a nie jaki rodzaj szwu założyć przy ranie postrzałowej - parsknęła - Tak, wiem. Stara dusza - pokręciła głową i machnęła symbolicznie ręką - Chciałyśmy z Kristin spytać czy pokazałby nam pan mapę. Tę o którą będzie dziś aukcja. Jestem zbyt błahą płotką żeby konkurować z grubymi rybami jakie ostrzą sobie na nią zęby. Rozumiem też na czym polegają aukcje i to nie tak, że zostanie odwołana. Nadal by się odbyła, nadal brałyby w niej udział wielkie ryby. Ale gdyby do jednej z tych ryb przed aukcja przypłynęła płotka która mapę widziała, wtedy… może tej płotce starczyłoby po całym zamieszaniu aby kupić tu kawałek jeziora i zostać. Chciałabym zostać… tylko mnie nie stać. I pewnie jeszcze długo by nie było - skrzywiła się dość ponuro i sapnęła.

Mężczyzna o ogorzałej i pomarszczonej, brodatej twarzy pokiwał głową jakby z uznaniem. Milczał chwilę, w końcu uśmiechnął się i pokręcił głową.
- A byłem ciekaw czy się przyznasz. - powiedział z łagodnym uśmiechem. Milczał chwilę trawiąc słowa swojego gościa.

- Już idę! Tylko tacę znajdę…
- doszedł ich głos blondynki która chyba chciała jak najszybciej uwinąć się z tym herbacianym zadaniem.

- Na zamrażarce! - krzyknął do niej przybrany wujek i w odpowiedzi doszedł głos blondyni ale zbyt niewyraźny aby dało się go zrozumieć. Starzec wrócił tematem i spojrzeniem do Vesny.

- A młodość nie, to nie jest żadna wada tylko prawo i etap. Ja swoją, miałem tak dawno, że świat był wtedy jeszcze młody razem ze mną. Nie taki jak teraz. I by sobie przypomnieć co to jest młodość muszę popatrzeć i porozmawiać z kimś tak młodym jak wy. - wyjaśnił wcześniejsze pytanie Vesny o jej młody wiek.

- A powiedz mi jeszcze młoda damo z wielkimi i pięknymi planami, jaka w tym wszystkim jest rola Kristin? - zapytał wskazując siwą głową w bok, w stronę otwartych drzwi do korytarza prowadzącego do kuchni.

- Był pan kiedyś w Detroit, już po wojnie? Na wyścigach albo w Mechstone? Spotykałam gwiazdy z Ligii. A nawet Verę Mason... chociaż przy bliższym poznaniu okazuje się straszną paranoiczką - parsknęła krótko i wzruszyła ramionami - Każdy w Det i wielu poza Det ich zna… a każde z nich jest bucem, zakręconym na punkcie własnej sławy. - skrzywiła się kwaśno - Tak naprawdę ciężko z nimi rozmawiać, bardzo egocentryczni i narcystyczni ludzie. Kristin za to… jest inna. Normalna. Mimo tego, że znają ją od wschodniego do zachodniego wybrzeża - popatrzyła na kuchnię - Lubię ją, bardzo. Umie sprawić, że… dzień staje się jaśniejszy - rozłożyła trochę ręce nie umiejąc opisać dokładnie tego zjawiska - Jeszcze w Det byłyśmy na pączkach, myślałam że mnie nie pamięta. Przecież byłam jedną z setek fanek… - zaśmiała się krótko i pokręciła głową, a potem dodała dziwnie miękko - Pamiętała. Dla pana to pewnie głupie, dziecinne… - popatrzyła mu w oczy - Ale dla mnie to coś… bardzo ważnego. Cennego. Ludzie zwykle o mnie zapominają kiedy przestaję być potrzebna, ale nie Kristin. Nie zamierzam jej wykorzystywać, ani robić krzywdy. Trochę gadałyśmy wczoraj i dziś. Takie plotki babskie. Nie jest moim pionkiem, proszę się nie obawiać. Nie jestem jak ojcie… - kaszlnęła sucho i posłała gospodarzowi sztywny uśmiech - Nie bawię się ludźmi, bo to nie zabawki.

Mężczyzna znowu trawił słowa rozmówczyni w oszczędny sposób. Z kuchni słychać było już powracające kroki blondynki.
- Tak, ludzie to nie zabawki. Na pewno nie Kristin. Niestety nie mam pewności co do intencji wielu osób którzy ją otaczają a często są zwykłymi pijawkami. - pokręcił głową z niesmakiem mocniej zaciskając szczęki i warki. Niespodziewanie spojrzał wprost na Vesnę. - Zapamiętaj sobie młoda damo. Może i jestem stary i trochę zdekompletowany. Ale jeśli dowiem się, że przez ciebie albo przez kogoś innego ona płacze to ja już znajdę sposób aby się odpłacić. A wierz mi, prędzej czy później się dowiem i prędzej czy później się odpłacę. - wskazał na nią ojcowskim gestem palcem akurat gdy blondynka z tacą wróciła do salonu.

- Już jestem! O czym gadacie? - zapytała wesoło panna Black stawiając tacę z prawdziwymi, prześlicznie malowanymi filiżankami z herbatą. Przyniosła cały zestaw. Filiżanki, talerzyki, dzbanek na kawę czy herbatę, drugi na mleko i jeszcze cukiernicę. Cały komplet z jakiejś zapomnianej wojną i dekadami zniszczeń zastawy. - Wujek Durand pozwala mi go używać jak go odwiedzam. Jest prześliczny! - zawołała radośnie blondynka chwaląc się kumpeli tym przyniesionym cackiem na co starzec z dobrodusznym uśmiechem potwierdził ruchem głowy.

- A nic takiego Kristin, właśnie cię obgadywaliśmy jak poszłaś i nie mogłaś się bronić przed oszczerstwami. - uśmiechnął się Durand i nagle zmarszczył brwi jakby dostrzegł coś dziwnego.

- Noo niee! Wyy teeżż?! No niee, no to już chyba wszyscy mnie obgadują! - blondwłosa dziewczyna udała, że się obraża kończąc rozdawać filiżanki i biorąc się za dzbanek z mlekiem. Nalała trochę do filiżanki swojego wujka i w końcu machnęła ręką. - Ale to dobrze! Póki gadają to znaczy, że jestem na topie! - zawołała wesoło w ogóle się tym chyba nie przejmując.

- Kristin a co ty masz na nodze? - zapytał gospodarz patrząc na odkryte od szortów w dół nogi dziewczyny. Wczorajszy autograf Vesny nie był od frontu tak wyraźnie widoczny ale nadal było widać, że coś tam jest napisane. Zaskoczona blondynka w pierwszej chwili zamarła z uniesionym dzbaneczkiem na mleko jaki właśnie miała pewnie zamiar zaproponować brunetce.

- Tooo… to jest… - przygryzła nerwowo wargi jak nastolatka przyłapana na paleniu papierosów. W końcu westchnęła postawiła stopę na stoliku i zaprezentowała wnętrze swojego uda. - Ves mi to wczoraj zrobiła! - pochwaliła się i znów czule pogłaskała napisane literu posyłając brunetce promienny uśmiech. - Strasznie mi się podoba! Jest śliczny! A jakiego kopa mi to dało wieczorem! Dałam czadu, wszyscy byli zachwyceni! - blondyna szybko wystrzelała się wujkowi z kolejnych szczegółów.

- Ah. Taka moda teraz wśród młodych dam? - Durand był chyba tak samo zaskoczony jak blondynka przed chwilą gdy przyłapał ją na tym cielesnym graffiti ale entuzjazm blondyny szybko przełamał to zaskoczenie. Zwłaszcza, że blondynka szybko zaczęła opowiadać o tym jak pomyślała w kuchni i pogada z Lindą aby wpadała do wujka, może jej zapłacić nawet za rok z góry aby dziewczyna nie była stratna i gospodarz dał się ponieść dyskusji chyba darując sobie głębsze dociekania co do zwyczajów młodych dam.

Vesna słuchała, próbując wyglądać na trochę wypłoszoną, ale i tak było jej wesoło. No tak… po usłyszanej deklaracji obrony mężczyzna zobaczył autograf na udzie i jeszcze dowiedział się kto go zrobił. Pozostała część rozmowy za to ją zaintrygowała.
- Stała pomoc… na dłuży czas kłopotliwe - wtrąciła się do dyskusji kiedy na chwile zapanowała cisza. Minę miała nieobecną, patrzyła też na ścianę i kalkulowała w głowie aż w końcu mrugnęła, wychodząc z zamyślenia - Kristi, jeździsz po całych Stanach. Bywasz u chłopaków przy Froncie. Albo w Miami, są tam świetne kliniki transplantacyjne. Bywasz w każdym większym ośrodku cywilizacji. Nowy Jork też… - mówiła powoli, kończąc coś przeliczać w głowie. - Protezy, wszczepy cybernetyczne. Myślę że… nie umiałabym ich zbudować, ale założyć już prędzej - marszczyła czoło, bawiąc się rantem sukienki - Podpięcie sensorów pod sieć nerwową, najprostsze odruchy… wygodniejsze niż liczenie na kogoś trzeciego przez długie lata - popatrzyła na blondynkę - Mówiłam ci wczoraj, że wpadnę po konkursach… nie chwaliłam się. Ten techników wygrałam. Tak samo jak medyków - wzruszyła ramionami - I na pamięć. W wiedzy ogólnej byłam druga. Przegoniła mnie pani Millard. Jeżeli znajdziesz gdzieś na trasie protezy… przywieź je. Zamontowanie ich… biorę na siebie.

- Oooo! No tak! Racja! Przecież mogę pojechać do Miami! Przecież jestem Kristin Black, mogę pojechać dokąd zechcę!
- w pierwszej chwili panna Holden zaskoczyć musiała oboje rozmówców bo pomysł z protezami, wszczepami i możliwością ich montażu przez ciemnowłosą technik to w ogóle się nie spodziewali. Ale pierwsza zareagowała żywiołowa i energiczna blondyna przyklaskując pomysłowi z radością.

- I właśnie dlatego tak lubię Ves, wujku Durandzie! Ona jest taka mądra! Ja to nawet bym nie wpadła pewnie w ogóle na te protezy! A Ves się zna! Dziś rano, znaczy jak wstałam, to Ves mnie… eee… noo ten… - blondynka zaczęła z entuzjazmem i pewnie ale gdy pewnie sobie przypomniała co robiły z Ves po jej poranku troszkę sie zarumieniła i straciła wątek. Ale brnęła dalej.

- Znaczy ten, no, bo źle się czułam… eee… znaczy byłam bardzo zmęczona po koncercie. - wybrnęła z trudem i chyba z trudem próbując nie zaczerwienić się na całego. - I Ves mi pomogła! Wykąpała mnie i w ogóle postawiła na nogi! I właśnie! Tyle konkursów wygrała! Jest taka mądra! - gdy gwiazda estrady wróciła na względnie bezpieczne tory tej rozmowy to i wrócił jej entuzjazm i pewność siebie.

- Imponujące. Zwłaszcza na kogoś w tak młodym wieku. Chyba miałaś bardzo zapracowane młode lata, żeby osiągnąć ten poziom już w tym wieku. - Durand odezwał się wreszcie i chyba im obydwu udało się przekonać go do swoich intencji. - A Roxy tak, niezła z niej platformowa spryciula. Też muszą mieć tam ciekawe rzeczy, że tyle nauczyła. I ambitna musi być i niezła bo za samą ładną buzię i zgrabne nóżki to by jej tutaj nie trzymali. Albo ma niezłe plecy albo potrafi podejmować właściwe decyzje we właściwym czasie i z właściwymi ludźmi ta nasza mała Roxy. - myśli i słowa gospodarza podryfowały trochę w kierunku refleksji na temat czarnoskórej szefowej hurtowni paliw.

- Zapracowane... tak - Vesna wzdrygnęła się, a potem skrzywiła usta w uśmiechu, chociaż oczy pozostały smutne - Papa dobrze dbał o swoje... inwestycje.

- Kristin, przynieś proszę, kuferek z mapami. Z mojego gabinetu. -
gospodarz chyba zdołał się przekonać co do intencji swoich gości bo poprosił blondynkę o pomoc. Dziewczyna pisnęła coś radośnie i szybko pobiegła gdzieś w korytarz i potem na górę po schodach. Słychać było jej kroki, skrzypienia coś chyba przewróciła, Durand westchnął, z góry doszło blondwłose “Przepraszam!”, znów jakieś szuranie i wreszcie szybkie kroki i zbieganie po schodach. Panna Black rączo wbiegła do salonu trzymając w obydwu dłoniach kanciasty, solidny kuferek o wielkości przeciętnej mikrofalówki.

Wedle instrukcji gospodarza wyjęła jakieś mapy, atlasy i stare zdjęcia lotnicze. - Niestety cudów nie ma. Już na tym etapie dopadła mnie gorączka bagienna. Więc nie jestem na 100% pewien. Ale to jest najbardziej prawdopodobny rejon. Weź jeszcze notes Kristin to sobie będziecie mogły zapisać. - w końcu blondynka rozpostarła na herbacianym stoliku mapę. Całkiem dokładną mapę Louisiany. Palec gospodarza kreślił na niej linie i tłumaczył trasę aby mogły sporządzić notatki. Ves szybko oszacowała, że szykuje się spora i trudna trasa chociaż tutaj przydałoby się doświadczenie Alexa bo on zwykle zajmował się w ich dwójce takimi rzeczami. Durand zgodził się nawet na zrobienie zdjęcia mapy chociaż przyznał, że tej nie sprzeda a odda jakąś inną chociaż z tą samą lokalizacją.

- Strasznie dziękujemy wujku Durandzie! - blondynka wydawała się rozradowana zupełnie jak wtedy gdy Ves ją trzaskała ręcznikiem po gołym tyłku. Zarzuciła ramiona na szyję siedzącego mężczyzny ściskając go mocno i gorąco a on uśmiechał się tonem dobrotliwego wujaszka.

- Ale teraz musimy już jechać. Nie obraź się proszę. Ja załatwię to protezę, Ves mi wszystko powie co trzeba do niej a ja na razie pogadam z Lindą! Ale teraz Ves mnie prosiła by podrzucić ją na arenę bo tam startuje jej chłopak w walkach gladiatorów! On też jest z Detroit. - wyrzuciła z siebie szybko blondynka i wydawała się zmieszana i rozdarta, że ledwo co uzyskały z Vesną to po co przyjechały i już muszą spadać co pewnie nie wyglądało zbyt dobrze.

- Tak? - Durand popatrzył na ciemnowłosą dziewczynę i uśmiechnął się łagodnie. - No to grzejcie! Pamiętaj młoda damo, że facet może mieć w życiu a nawet na raz wiele kobiet. Ale krwawi i umiera tylko dla jednej. I ostatnią suką jest ta która nie umie tego docenić. Więc grzejcie śmiało, ja tu sobie troszkę posiedzę i powspominam stare czasy jak na starego piernika przystało. - starzec zrobił ponaglający ruch ręką jakby chciał je obie wygonić i spławić ze swojego domu. Blondynka jeszcze raz nachyliła się nad nim i pocałowała go w policzek po czym machając mu na pożegnanie ruszyła w kierunku wyjścia.

- Dziękuję panu... - technik podniosłą się i dygnęła przed wyjściem ciągle nie wierząc że ma w garści zdjęcie mapy i jeszcze dokładne namiary w notesie. - Za radę też... staram się. On... jest wyjątkowy - mina zrobiła się jej maślana, a potem spaliła buraka, kaszlnęła w pięść i szybko pobiegła za blondynką. Powinna zdążyć na Arenę i walki gladiatorów... chyba że...
- Kristi chodź ze mną na Arenę - złapała dziewczynę za rękę i mocno ścisnęła - Poznasz Alexa, a on się ucieszy z drugiej laski do kibicowania - ściszył głos i mruknęła jej do ucha - Zwłaszcza takiej gorącej i niegrzecznej.
 
__________________
Coca-Cola, sometimes WAR
Amduat jest offline