Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-10-2018, 05:50   #24
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 4 - VIII.28; nd; popołudnie - wieczór; Nice City; Arena





Leniwa pora sjesty zaczynała się kończyć i ludzie stopniowo odpływali z chroniących przed południowym Słońcem domów z powrotem na arenę gdzie w drugiej połowie dnia miały być wznowione ostatnie konkurencje w tegorocznym festynie dożynkowym. Arena “Razora” Rizzo łapczywie pochłaniała kolejne wlewające się przez jej bramy tłumy. Robiło się coraz gwarniej, głośniej i tłoczniej aż na chwilę wszystko ucichło gdy na główną część areny wyszedł znany już wszystkim mistrz ceremonii który prowadził większość konkursów i konkurencji do tej pory. Ze zwykłą sobie swadą i wprawą, zaczął ogłaszać i zapraszać widzów i uczestników na kolejną porcję zabawy.

Na rozbudzenie rozleniwionych po sjeście zmysłów rzucono dziewczyny. A dokładniej młode, zgrabne i wesołe dziewczyny aby ku uciesze widzów uprawiały zapasy w błotnistym podłożu areny. Wszystko było podobnie jak wczoraj zapasy w klubowym kisielu tylko teraz kisiel został zastąpiony błotem. Ale było na co popatrzeć! Dziewczyny czyste, ładne i kolorowe były tylko na początku pierwszej swojej “walki”. Potem pochłonęło je błoto i radosne, nieskrępowane się w błocie z innymi zawodniczkami. Śmiechu, kosmatego rechotu, dopingu, gwizdów i głupich ale szczerych okrzyków było całkiem sporo. Zwłaszcza jak podczas walki zdarzyło się jednej czy drugiej z dziewczyn stracić skromną część garderoby co same przywitały z zaskoczonym piskiem a widownia gorącym aplauzem.

Daniel czy Vesna mogły rozpoznać część dziewczyn jakie wczoraj brały udział w równie radosnym i widowiskowym przewalaniu się w kisielu. Ale było też z połowa chyba była całkiem nowa, jakie widzieli po raz pierwszy. Gdy ktoś miał wprawę w okładaniu pięścią czy nogą bliźniego mógł bez trudu oszacować, że te całe “zapasy” to raczej radosna rozrywka ciesząca oko i zmysły a nie prawdziwa walka niemniej jednak znajomość tego krwawego rzemiosła pewnie była tutaj pomocna. Chociaż widać i wyczuć się dało bez trudu, że rywalizujące ze sobą panie, nie chciały sobie nawzajem zrobić krzywdy co najbardziej złośliwe mogły być próby ściągnięcia tego czy owego tej drugiej no ale za to były dodatkowe punkty więc nie było się co dziwić, że dziewczyny chociaż próbowały to zrobić.

Pod koniec walk okazało się, że dopchały się dwie dziewczyny z wczorajszych zapasów w klubie, Vesna bez trudu rozpoznała i krótkowłosą pracownicę zakładu Lady M, Jasmine i dziewczynę pracującą w hurtowni paliw, ciemnowłosą Christine. Daniel aż tak ich nie rozróżniał chociaż rozpoznawał, że obie startowały we wczorajszej porcji zapasów. Poza tym dwójka pozostałych finalistek była całkiem nowa.

Po półfinale okazało się, że ubłocona brunetka z “Petro” zajęła ze swoją dotąd przeciwniczką wspólnie trzecie miejsce. Obie się zmachały tak bardzo, że nie miały już siły kontynuować walki i leżąc w błocie wspólnie zgodziły się z propozycją wodzireja na remis. Walka o pierwsze miejsce była o wiele bardziej widowiskowa i zacięta. Jasmine zupełnie jakby pozazdrościła wczoraj ciemnowłosej kumpeli z pracy zwycięstwa w zapasach bo walczyła wybitnie zażarcie próbując zdominować pole walki. Jej przeciwniczka zaś też nie odpuszczała i dziewczyny energicznie i z werwą tarzały się nawzajem w błocie, próbowały w nim przytrzymać czy jakoś wykręcić nogę czy rękę aby zmusić tą drugą do odklepania walki. Wydawało się, że przeciwniczka blondynki jest technicznie od niej lepsza ale miała trochę mniej szczęścia. A to gdy miała wsadzić twarz blondyny w błoto to się potknęła na czymś w tym błocie, a to tamta całkiem przypadkowo kopnęła ją tak, że straciła równowagę i upadła a to prawie jej uciekła z chwytu ale tamta jakoś prawie cudem w ostatniej chwili złapała ją za ubranie. I w końcu, na samym końcu Jasmine okazała się o włos lepsza lub bardziej fartowna. Wreszcie usiadła na powalonej przeciwniczce i zmusiła ją do poddania walki.

Tym samym kolejna dziewczyna z “Fleurs du mal” wygrała kolejne zawody z zapasami w nazwie. Zwyciężczyni cieszyła się niesamowicie. Pomogła wstać swojej niedawnej przeciwniczce i uściskała ją po przyjacielsku a potem zaczęła obchodzić arenę zbierając aplauz i wiwaty widowni na swoją cześć. Na sam koniec została udekorowana przez wodzireja szarfą z dumnym napisem “The Best Mud Wrestler Girl NC 2050” który jak na zawody w błocie praktycznie od razu zachlapał się tym błotem.

Gdy na koniec zawodów wszystkie startujące dziewczyny jeszcze raz wyszły na scenę aby podziękować i zebrać podziękowania od widowni a potem wreszcie zeszły ze sceny pewne było, że udało im się skutecznie rozgrzać i przykuć uwagę widowni. Podobnie jak obecność wśród widzów ich ulubionej blondwłosej gwiazdy, Kristin Black oraz jej bliskiej kumpeli, wczorajszej miss mokrego podkoszulka, Vesny z Detroit które również bawiły się na widowni chociaż zdążyły już tylko na ostatnie błotne walki dziewczyn.



Kolejną konkurencją zapowiedzianą przez prezentera był konkurs łapania prosiaka na czas. Na arenie w parę chwil obsługa wzniosła przygotowane wcześniej ogrodzenie budując z nich kojec a do niego wniesiono sporą klatkę z żywą, kwiczącą zawartością. Zasady były proste, dorodnego prosiaka wypuszczano z klatki a zawodnik miał za zadanie w jak najszybszym czasie go złapać i przenieść z powrotem do klatki. Gdy go tam umieścił, dopiero wtedy, zatrzymywano stoper.

Tym razem Daniel stanął po stronie zawodników a nie widowni. Przez chwilę zobaczył jak z widowni wesoło mu pomachała ta czarnowłosa Rose, którą poznał rano przy zawodach edukacyjnych z udzielania pierwszej pomocy. Tym razem też miał kilkoro wesoło nastawionych chętnych do łapania tego prosiaka.

Okazało się, że proste z pozoru zasady w praktyce są śliskie jak błoto oblepiające własne ręce czy powierzchnię tego cholernego prosiaka. Sam prosiak, niby nie taki duży a fikał i wierzgał jak żywa sprężyna. Gdy się już go dogoniło wcale nie było łatwo go złapać, gdy się złapało wcale nie było łatwo go podnieść a jeszcze przenieść i wrzucić do klatki to już całkiem inna historia. Też śliska.

W konkurencji znowu startowała dziewczyna z hurtowni paliw. Mając w perspektywie kolejne tarzanie się w niezbyt czystej konkurencji tylko twarz sobie trochę przemyła więc wyróżniała się swoją bielą na tle reszty już ze startu ubłoconej sylwetki. Podobnie postąpiła ta dziewczyna, Aria, która niedawno tak zawzięcie walczyła z Jasmine o pierwsze miejsce w mud wrestlingu.

Gdy pierwszy zawodnik wszedł do kojca a obsługa otworzyła klatkę z czego natychmiast skorzystało kwiczące stworzonko zaczęła się cała heca jaka porwała ze sobą widownię. Widzowie dopingowali gorąco każdą próbę złapania żwawego i szybkiego i przeraźliwie kwiczącego stworzonka. A było co kibicować bo gdy już jeden z zawodników wydawało się, że wygra w cuglach bo złapał prosiaka w trymiga i dobiegł do klatki to gdy go wrzucał złośliwy zwierzaj jakoś się odwinął, wierzgnął i zamiast do klatki spadł obok i zaraz dał nura na środek kojca wywołując jęk rozpaczy kowboja który musiał wszystko zaczynać od początku.

Pod koniec gdy porównano czasy okazało się, że Christin uplasowała się gdzieś w połowie stawki. Udało jej się przenieść zwierzaka do klatki w 26 sekund. Druga z zawodniczek mud wrestlingu znów była druga. O sekundę czy dwie udało jej się wyprzedzić kolejnych zawodniczek i rudoblond Arii udało się zmieścić równo w 20 sekund. Zaś poszczęściło się Danielowi który całkiem sprawnie złapał prosiaka i to dość blisko klatki więc miał tylko kilka kroków do niej. Gdy stoper stanął po tym jak kwiczący pocisk wylądował na dnie klatki okazało się, że osiągnął niesamowicie krótki czas 14 sekund. Czołgista więc otrzymał schwytanego zwierzaka w nagrodę i gratulacje zarówno od wodzireja, innych zawodników jak i oklaski przemieszane z wykrzykiwanymi gratulacjami ze strony trybun.



Zrobiono małą przerwę gdy obsługa musiała posprzątać arenę po poprzedniej konkurencji oraz zawodnicy musieli się przygotować do następnej. A nadchodził gwóźdź niedzielnego programu: walki gladiatorów. To na co chyba wszyscy czekali od niedzielnego poranka i teraz, w najlepszej porze oglądalności, gdy skwar wciąż dokuczał ale na to nie było rady zaczynały się pierwsze walki gladiatorów.

Walki na arenie służyły dla rozgrywki dlatego chociaż były w pełni kontaktowe, można było kopać i uderzać przeciwnika, można było też w każdej chwili poddać walkę przez odklepanie jej. Zabronione zaś było czynienie przeciwnikowi trwałej krzywdy i za takie numery groziła natychmiastowa dyskwalifikacja. Takie zasady sprawiały, że turniej przypominał dawny kick boxing. Niestety dla cichego Azjaty z Appalachów oznaczało to zakaz używania jego ulubionej techniki chwytania przeciwnika.

Łącznie do tego prestiżowego konkursu dnia stanęło w szranki prawie tuzin zawodników. Praktycznie sami mężczyźni i jedynie dwie kobiety. W tym owa Aria, tym razem znowu czysta i odświeżona.


W zawodach z obsady furgonetki stanęło również dwóch wojowników i cichy Azjata z Federacji i impulsywny kierowca z Detroit. Dzięki swoim wcześniejszym występom wczorajszy “mud racer” był rozpoznawalny znacznie bardziej niż cichy Akiro. No i rajdowcowi wyraźnie dopingowały z widowni zarówno jego dziewczyna jak jej sławna blond kumpela.

Pierwsze koty za płoty poszły bardzo szybko. Bardzo szybko okazało się, że zawodnicy już od pierwszych sekund walk nie oszczędzają się, nie markują ciosów, nie uchylają się od walki anie nie grają na czas co widownia od razu wychwyciła i z tłumów ku arenie poleciał emocjonujący doping. Wszyscy zawodnicy chcieli się zaprezentować z jak najlepszej strony. Trzech, najsłabszych musiało odpaść by zostało ośmiu do kolejnych etapów walk. I gdy ukończono ten etap grupowych rozgrywek i zostało ich ośmioro okazało się, że Akiro zajmuje bardzo dobre, trzecie miejsce a Alex pierwsze. Pośrodku nich wpasowała się rudoblond Aria która gdy przyszło do prawdziwej walki okazała się też reprezentować całkiem wysoki poziom wytrenowania. Cała ósemka mogła się poczuć jako ci lepsi i tak samo oklaskiwała ich rozgorączkowana emocjami widownia.

Następnym etapem były ćwierćfinały. Należało z tej ósemki odsiać jedną czwórkę i zostawić tą najlepszą część zawodników która będzie walczyć finałowe walki o miejsce na podium. Wszyscy zdawali sobie z tego sprawę więc presja wyraźnie zrobiła się silniejsza i bardziej namacalna. Gladiatorzy znów zwarli się ze sobą w kolejnych pojedynkach. Z potem, mozołem i siniakach wywalczali kolejne punkty nie szczędząc ani siebie ani przeciwników. Gdy skończyły się ostatnie walki i podsumowano punkty wyszło, że do finału zakwalifikował się jakiś ciemnowłosy facet zajmując 3-cie miejsce. Na drugim po tyle samo punktów uzbierali i Alex i Aria. A na prowadzenie wysunął się Akiro. Niemniej podobnie jak w poprzednim etapie punkty z jednego rozdziału nie przechodziły do kolejnych więc były potrzebne tylko do przeprowadzenia sita na lepszą i słabszą połowę a każdy kolejny etap zaczynało się z czystą kartą.

Gdy zaczynano rozgrywać finał pomiędzy czwórką najlepszych zawodników wszyscy zaparli dech w piersiach. Wiadomo było, że zostali sami najlepsi wojownicy. Zostało rozegrać ostatnie walki które miały wyłonić najlepszego gladiatora tegorocznego festynu. Ale emocje sięgały tak bardzo zenitu, że można było się czuć jak podczas finałowych zawodów detroidzkiej Ligi albo mistrzostw Ligi Gladiatorów albo finału pokerowej Wielkiej Gry w Vegas. Teraz już każdy cios, każde odklepanie maty, każde kopnięcie mogło zaowocować, że ktoś wygra lub przegra walkę, każde trafienie osłabiało, kondycja po tylu poprzednich walkach też już zaczynała szwankować. A trzeba było stoczyć kolejne, najtrudniejsze w tych zawodach walki z elitą najlepszych zawodników. Sędzia prosił o granie fair play przed każdą walką i gladiatorzy znów wyszli i stanęli naprzeciw siebie.

Już po pierwszych walkach wyraźnie dało się wyróżnić dwie klasy zawodników. Akiro i Alex byli wyraźnie lepsi od pozostałej dwójki i chociaż ci nie ustępowali im pola i każde zwycięstwo musieli opłacić kolejnymi siniakami i wylanym na piach potem to jednak wyraźnie wygrali z nimi swoje walki. Bardziej wyrównany poziom był między tą dwójką. Ostatecznie finałową walkę o trzecie miejsce zwyciężyła jedyna kobieta w tym elitarnym gronie. Aria wywalczyła sobie w pocie i w bólach 40 punktów podczas swoich trzech walk. Jej ostatni przeciwnik wyraźnie został przy niej w tyle gdy uzyskał 33 punkty.

- No to powodzenia Akiro. Ale uprzedzam, że dam ci teraz wycisk. - Alex uśmiechnął się gdy we dwóch wstali ze wspólnej ławki aby stanąć do ostatniej walki tego wieczoru. Z widowni buchnął aplauz jak ściana żywego dźwięku gdy obydwaj równi sobie gladiatorzy zajmowali pozycję do finałowej walki.

- Gotowi?! Walka! - sędzia zapytał i machnął ręką na znak aby zacząć tą ostatnią walkę wieczoru. Obydwaj najlepsi gladiatorzy w tym sezonie ruszyli na siebie aby sprawdzić który z nich jest chociaż trochę lepszy. I okazało się to morderczo trudnym zadaniem bo tam gdzie jeden miał słabości, drugi miał przewagę albo na odwrót więc ogólnie reprezentowali zbliżony potencjał bojowy na tych zasadach z zawodów.

Obydwaj wydawali się być podobnych gabarytów co sugerowało, że są podobnie silni i odporni na ciosy. W walce Alex jednak męczył się trochę wolniej niż Azjata co wcale nie znaczyło, że walka jest dla niego spacerkiem. Obydwaj pod koniec walki już ledwo zipali z wysiłku a przerwy w kolejnych serii ciosów robiły się dłuższe na zwyczajne złapanie oddechu. Akiro wydawał się mieć zauważalnie lepszy od Alexa refleks. Ale nie aż tak by mogło mu to zagwarantować wyraźną przewagę bo rajdowiec z Detroit też był bardzo szybki. Technicznie obydwaj reprezentowali na tyle zbliżony poziom, że trudno było jednoznacznie powiedzieć który z nich jest bardziej wytrenowany w sztuce swojej walki. Natomiast rajdowiec wyraźnie górował nad człowiekiem z Federacji odpornością na kolejne ciosy. Zdawało się, że kolejne ciosy i kopnięcia Akiro minimalnie stopują go tylko na chwilę zaś gdy samemu udawało mu się całkiem często trafić Azjacie nieźle dzwoniło w uszach i musiał się wziąć resztką sił w garść aby przeciwnik tego nie wykorzystał.

Ani Alex, ani Akiro, mimo, że byli kolegami, wcale się nie oszczędzali. Wiadomo, że zwycięzca finałowej walki mógł być tylko jeden a każdy z nich chciał wygrać i stanąć na zwycięskim podium. Końcówka walki była tak dramatyczna jak na finałową walkę wypadało. Obydwaj przeciwnicy, mokrzy od potu swojego i przeciwnika, uwalani piachem, zakrwawieni, posiniaczeni już ledwo trzymali się na nogach. Jasne było, że są u kresu swoich sił i kto wytrzyma o te ostatnie trafienie dłużej ten pewnie wygra tą walkę. Przypominali zdyszanych rewolwerowców gdzie pod koniec zawziętej strzelaniny każdemu z nich został ostatni nabój w komorze. I wygra z nich ten który pierwszy wpakuje kulkę w przeciwnika.

Agresywny Runner z Detroit potwierdził swoją reputację i wraz z aplauzem publiczności, swojej dziewczyny i jej kumpeli, ruszył do tego ostatniego ataku na przeciwnika. Cichy Azjata przyjął ten atak zasłaniając się już niezbyt dokładnie. Ale napastnik też już nie miał siły atakować równie szybko i precyzyjnie jak na początku walki. Znów wymieniali ciosy i kopnięcia, poruszali się już wolniej jakby jakaś niewidzialna melasa zmęczenia hamowała ich ruchy.

Nieoczekiwanie Japończykowi udało się wyprowadzić fartowny cios. Zdołał uchylić się przed nadlatującą pięścią Alexa i trzasnąć go podbródkowym od dołu. Zaskoczony detroitczyk zachwiał się i odszedł chwiejnie o kilka kroków. Wydawało się, że walka się wreszcie skończy, widownia zamarła oczekując kiedy Azjata zada wykańczający cios. Ten rzeczywiście ruszył na niego i zdzielił go, i jeszcze raz, i znowu. Słabo już broniący się ciemnowłosy Runner przykląkł na kolano ale prawie niechcący i po omacku trzasnął w nieosłoniętą niczym skroń człowieka z gór. Dla widowni cios mógł wydawać się niezdarny i byle jaki ale Azjatę zaskoczył tak samo jak sam przed chwilą zaskoczył rajdowca. Teraz zachwiało zakrwawionym Azjatą, że oddalił się kilka chwiejnych kroków i wydawało się, że zaraz padnie. A gdyby tak się stało to mimo wszystko Alex zostałby zwycięzcą walki.

Widownia zamarła w oczekiwaniu który z nich w tym niespodziewanym finale wymiany ciosów pozbiera się prędzej. Wówczas mógłby wykończyć przeciwnika zanim ten się pozbiera. Ale tak się nie stało. Gdy Alex wreszcie zdołał podźwignąć się do pionu to Akiro już też zdołał odzyskać ostrość widzenia. Znów stali naprzeciw siebie gotowi do dalszej walki. Znów ruszyli na siebie do wymiany kolejnych ciosów. I wreszcie nastąpił ostatni cios tej walki. Japończyk zdzielił bokiem pięści prosto w skroń Alexa i ten padł od razu jak kłoda. Publiczność zamarła ponownie. Sędzia podbiegł i zaczął odliczać Runnerowi kolejne sekundy ale ten chociaż w końcu zaczął dawać znaki życia i ku uciesze i dopingowi publiczności próbował jeszcze wrócić do pionu to zabrakło mu z paru sekund. Skończył się czas i sędzia odkrzyczał nokaut techniczny po czym wreszcie ogłosił zwycięzcę podnosząc brudną, spoconą i zakrwawioną pięść Akiro do góry.

Widownia zerwała się z ławek i krzeseł oklaskując uczestników tej wspaniałej a nawet epickiej walki na stojąco z dobry kwadrans. Jasne było, że obydwaj zostali gwiazdami wieczoru w podziękowaniu za to emocjonujące widowisko. - No stary, nie powiem, jesteś niczego sobie twardzielem. - wysapał ciężko Alex ściskają dłoń zwycięzcy z trudem uśmiechając się przez rozbite wargi. Sędzia jeszcze pro forma ogłosił wyniki. Alex zdobył 50 punktów podczas trzech finałowych walk a Akiro 53 co dobitnie świadczyło jak bardzo wyrównany poziom reprezentowali podczas tych walk.

Na koniec jeszcze raz wyszli wszyscy zawodnicy aby mogli pożegnać się z publicznością po raz ostatni w tym sezonie a potem nastąpiło jedno wielkie zamieszanie gdy widownia spłynęła z trybun na arenę by nacieszyć się bliskością swoich gladiatorów i na gorąco jeszcze raz przeżywać te walki a zwłaszcza epicki finał ostatniej epickiej finałowej walki.




Vesna miała okazję stwierdzić, że co prawda jej facet numer jeden na świecie o włos nie wygrał finałową walkę z azjatyckim samurajem ale wbrew temu co sam mówił, że “to tylko draśnięcie i nic mi nie jest” to jednak Japończyk ostro złoił mu skórę. Na szczęście przyjechała tu z Kristin Black a nawet nadal pod areną stał jej samochód z dwoma ochroniarzami czyli sprawnymi, silnymi mężczyznami i sama zapraszała by skorzystali z jej gościny. I w samochodzie i w burdeli a po koncercie nawet z niej samej. Blondynka była pod niesamowitym wrażeniem widowiska jakie zaprezentowali gladiatorzy, zwłaszcza ci w finałowej walce. I dobrze bo Holden miała wątpliwości czy sama dałaby radę gdzieś sensownie dotrzeć sama z Alexem w tym stanie.

Po drodze Alex coś bredził na tylnym siedzeniu suva i nawet nie było wiadomo do której z nich i co właściwie mówi. Ale widać było, że pęcznieje z dumy i szczęścia. Ino zakrwawiony i spocony ból egzystencjalny troszkę go dopadł na tej kanapie.

Sprawa poszła znacznie sprawniej już w lokalu gdzie bytowała blondwłosa gwiazda estrady. I ochroniarze, i pracownicy kluby byli aż nadto chętni by pomóc więc szybko wylądowali w osobistej wannie Kristin a potem już wyszorowany i wypachniony gladiator spoczął na tym gigantycznym łóżku gospodyni na honorowym miejscu. I zasnął.

Podczas kąpieli Vesna z ulgą zauważyła, ze raczej naprawdę nic mu nie jest. Bezpieczne zasady turniejowych walk sprawiły, że owszem dostał wycisk i miał mnóstwo krwi i siniaków ale to nie było na dłuższą metę bardziej zabójcze niż przeciętna bójka w barze. A krwi najwięcej było pewnie z rozciętego łuku brwiowego czy rozbitego nosa, przygryzienia języka czy wnętrza policzka co dawało mnóstwo widowiskowej krwi no ale groźne tak naprawdę nie było. Więc wyglądało na to, że jutro czekają Alexa i ją jego zakwasy i jojczenie umęczonego mężczyzny ale jak odeśpi swoje to pewnie wystarczy by pozbyć się lub zmniejszyć większość dolegliwości.

- Może zostać u mnie. Ty też. Jak długo chcecie, resztą się nie przejmujcie, wchodźcie jak do swojego. - powiedziała wesoło blondynka widząc, że w parę sekund Runner pospał się jak zabity. I chociaż zapraszała przyjaźnie i szczerze trudno było się nie dopatrzyć bardziej kosmatego dna w jej słowach i prowokującym spojrzeniu.

Obie miały jedna jeszcze swoje sprawy do załatwienia tego wieczoru. Kristin musiała dać koncert w “Blue Star” jaki miał się zacząć zaraz po aukcji a Vesna miała sprawę z pewnym Teksańczyków i jego kamratami do obgadania. Więc jak chciały to załatwić nie mogły tu zostać. Ale blondi zaoferowała wszelaką pomoc Alexowi. I ochroniarzy, i lekarzy, i obsługi, i dziewczynek tak na pocieszenie i wydawała się w szampańskim humorze. Chociaż wydawało się, że Alex przede wszystkim będzie spał przez ten wieczór i potrzebował będzie do tego łóżka i świętego spokoju.


- Czekasz na kogoś? - usłyszała za sobą głos. Męski i znajomy, jakiego nie słyszała od kilkunastu godzin. Może i słyszała jego kroki ale w tym rozweselonym tłumie łatwo było kogoś podejść bo i kroki i sylwetki mieszały się za sobą. - Dobry wieczór Vesno. Miło cię znów widzieć. - Patrick jak zwykle uchylił ronda kapelusza aby się z nią przywitać gdy już odwróciła się w jego stronę i mogli spojrzeć sobie w twarz.

- Gratuluję. Doszły mnie słuchy, że ta wredna małpa Millard szczebiotała do ciebie jak skowronek. - uśmiechnął się ironicznie gdy widać jakoś dowiedział się o jej porannych sukcesach. - No i na arenie. Jestem pod wrażeniem. Na loży vipów razem z Kristin Black. No i Alex z tym drugim dali nieźle czadu. Dawno nie widziałem tak zaciętej walki. - pokiwał głową z uznaniem. Trudno było się zorientować czy bardziej jest pod wrażeniem wyczynu jej czy jego na tej arenie.

- No ale. Nie, żebym nie chciał się z tobą spotkać towarzysko no ale tym razem byliśmy chyba umówieni na coś innego. A dużo czasu do aukcji już nie zostało. - zapytał gdy z góry otaksował spojrzeniem jej sylwetkę. Podstawił jej też ramię niemo zapraszając ją do spaceru. Wieczór się zbliżał wielkimi krokami i skwar stopniowo odchodził w niepamięć wraz z ustępującym dniem. Zaczynało się robić całkiem znośnie.



Latynoska kobieta wydawała się być żywym stereotypem plotek o latynoskich kobietach. Przynajmniej tych w których mówi się jakie są one żywiołowe i z ognistym temperamentem. Tak ognistym, że nawet cała balia wody nie była w stanie go ugasić. Potwierdzała swoją reputację urodzonej w siodle i okazała się mistrzynią w jeździe na wierzchowcu i w rodeo nie tylko na piaskach stajni gdzie popisywała się swoimi umiejętnościami przed publicznością.

Teraz nie było publiczności, nie było piachu ale za to był współuczestnik tego prywatnego rodeo. I Henry, mimo, że był facetem w pełni sił to miał trudności by dorównać temperamentem ognistej kobiecie która zdawała się mieć niespożyte siły. Efekt tych żywiołowych manewrów widać było na podłodze i ścianach gdzie lądowała rozchlapana ich szaleńczymi zabawami woda.

Wreszcie i woda w balii i dwa mokre nie tylko od wody ciała uspokoiły się. Kobieta pozwoliła sobie wreszcie zsiąść z wierzchowca i usiadła opierając się o bok balii. Pozwoliła sobie po chwili bezruchu sięgnąć do tyłu po swoje ubranie. A z niego wyjęła pudełko jak na okulary tylko z niego wyjęła cygaro. Po czym bez pośpiechu odpaliła je wydmuchując dym i w milczeniu kontemplując urok tej chwili. Siedziała trochę z boku tak, że położyła swoje nogi nad nogami Colonela i tak siedziała pozwalając mu się podziwiać nie tylko wzrokiem. Dojrzał teraz to co wcześniej tylko czuł. Czyli, że ma mocne mięśnie bicepsów i ud które nadawały jej silnej, zgrabnej i wysportowanej sylwetki kogoś kto tych mięśni regularnie używa. Musiała być silniejsza niż niejeden mężczyzna. Zauważył, że na skórze żeber na boku ma jaśniejsze przebarwienie. Jakby ktoś w tym miejscu pacnął plamkę jaśniejszej skóry albo ten fragment był pozbawiony pigmentu jaki miała reszta jej latynoskiej karnacji.

Gomes nie była też zbyt rozmowna. Albo niezbyt podpasowały jej tematy. Ledwo Colonel próbował ją o coś zagaić złapała cygaro w zęby i bezceremonialnie wstała i wciąż ociekając wodą wyszła z balii podchodząc do ściany z ręcznikami. Heca z czołgiem? No heca. Zawsze przecież jest jakaś heca prawda? Odpowiedziała wycierając się szybko i sprawnie z nadmiaru wody.

Stary Durand? No to stary Durand. Stary szwendacz. Nie spotkała go odkąd wrócił z bagien więc skąd ma coś wiedzieć o nim i jego mapie? Kowboj z dalekich stron taki ciekawy tego Duranda no to niech z nim pogada. Mówiła obojętnie zakładając na siebie bieliznę która stopniowo zakrywała jej kobiece wdzięki.

Na pewno nie zamierza drałować w jakieś dżungle i bagna. Swój biznes ma tutaj i tutaj zamierza pilnować własnego podwórka. Mówiła zakładając spodnie i koszulę. Zapięła guziki, wsadziła koszulę w spodnie które też zapięła i sięgnęła po pas z bronią na którym była i kabura i pochwa z nożem.

Komu kibicuje i czy w ogóle to jej sprawa. Colonel Henry Mc’Tavish taki ciekawy niech sam się wypruje komu on kibicuje i niech nie zgrywa przed głupiutką wiejską dziewuszką. Zresztą właściwie wcale jej to nie obchodziło. Popatrzyła ironicznie na Henry’ego siadając na stołku aby założyć skarpety i buty. Gdy skończyła wstała i założyła ostatni element swojego ubioru czyli kapelusz. A potem otworzyła drzwi i zamknęła je z przeciwnej strony.




Akiro był wypompowany po tym całym turnieju walk. Zresztą z tego co widział po oddalającym się Alexie jego niedawny przeciwnik tak samo. Na szczęście w miarę bezpieczne zasady walki tego turnieju sprawiły, że chociaż był wykończony to jednak nie doznał trwałych obrażeń. Na szczęście arena była niczego sobie i w jej trzewiach znalazły się również szatnie i prysznice gdzie zawodnicy mogli przygotować się przed walką albo spróbować doprowadzić się do porządku po. I mógł z tego skorzystać.

Dopadła go jednak senność i zmęczenie. Najchętniej po wycisku jaki dostał od innych zawodników ale głównie od Runnera w ich ostatniej walce najchętniej zwinąłby się w kulkę i spał aż się obudzi. A to już się zbliżał wieczór i impreza przeniosła się do “Blue Star” gdzie miały się odbyć dwie ostatnie pozycje na liście czyli aukcja mapy oraz koncert Kristin Black.

Sama sławna gwiazda o blond włosach też była na trybunach areny. Widział ją bo razem z Vesną siedziały w honorowej loży dla VIPów. Ale potem widział ją z całkiem bliska gdy po walce zeszła z tej vip-owskiej loży i przyszła złożyć gratulacje. - Oh co za widowisko! Byliście wspaniali! No i gratuluję najlepszemu gladiatorowi tego sezonu! I zapraszam na mój koncert wieczorem po aukcji! Załatwię ci ekstra miejscówkę! - rozpromieniona blondynka uściskała go i pocałowała i wydawała się naprawdę pod wrażeniem i zachwycona widowiskiem na arenie. Później odeszła gdy razem ze swoją kumpelą Vesną, pomagały słaniającemu się na nogach Alexowi wyczłapać się z areny.

I musiał jeszcze przeżyć swoje 5 minut sławy. Wydawało się, że wszyscy chcą mu uścisnąć rękę, powiedzieć ze dwa słowa albo chociaż poklepać po plecach czy ramieniu. Zupełnie jakby był jakimś totemem przynoszącym szczęście i dobrobyt.

- Dziewczynki zadbają o twoje wygody jeśli potrzebujesz czegoś to im powiedz. - powiedział jeden z ochroniarzy który odprowadzał go już wewnątrz korytarza, z dala od rozwrzeszczanej widowni. Dwie młode i roześmiane dziewczyny rzeczywiście chętnie i ochoczo zaoferowały swoją pomoc. Podeszły do niego każda z jednej strony i pomogły mu usiąść na ławce. - Powiedz tylko czego potrzebujesz. Dla zwycięzcy zrobimy wszystko. Naprawdę wszystko. - zamruczały kusząco proponując mu pomoc w zdjęciu ubrania. Swojego lub ich. Albo pomoc pod prysznicem jeśli sobie życzy. Jakąkolwiek. Może nie były tymi gejszami o jakich słyszał ze stron rodzinnych swoich przodków ale wydały się równie chętnie służyć pomocą strudzonemu wojownikowi i czerpać z tego prawdziwą radość.




Oboje najprędzej wrócili do furgonetki. Reszta towarzystwa się jeszcze nie zebrała zajęta swoimi sprawami. Półindianka z Appallachów mogła sobie pogratulować nosa do interesów. Akiro wygrał! Czyli ona też! Udało jej się jednego wieczora pomnożyć wartość majątku zastawionego a dokładniej pięciu złotych pierścieni które były zaliczką od Federatów. Chociaż ostatnia walka wisiała na włosku do ostatnich sekund. Można było dostać palpitacji serca gdy się postawiło tak ciężką kasę a tu wybrany faworyt albo dostaje łomot, albo pada na piach, albo ten drugi co już miał być wykończony jednak wstaje. Po raz kolejny ale wstaje. Ale ostatecznie można było wreszcie odetchnąć ulgą.

Wreszcie mogli zajechać w takim lub innym składzie do “Blue Star” gdzie miała zacząć się aukcja. Na szczęście była wyznaczona na trochę późniejszą godzinę więc tłum z wolna przewalał się ulicami z areny do klubów i barów a częściowo trafiał również do tego lokalu w którym miała odbyć się aukcja.

Wewnątrz tłum stopniowo gęstniał. Bez trudu dostrzegła lady Amari i jej świtę. Zajmowali, jak na kastę rządzącą przystało, najlepsze miejsca przy scenie na jakiej miała się odbywać aukcja. Niestety ich ochroniarze, podwładni i najęci ludzie mogli już tylko stać. Czyli dokładnie tak jak się to praktykowało w Appalachach co pamiętała z własnych wspomnień i doświadczeń. Od federatów biła wyraźna aura rezerwy i dystansu. Patrzyli na resztę gości jak na władców przystało czyli jak na półwidzialne pospólstwo. Ci rewanżowali im się pogardliwymi sprzeniami i kpiącymi żarcikami słanymi pod adresem ich manier i strojów z dawnej epoki.

Dało się dostrzec też grupkę facetów w kapeluszach. Stali pod ścianą opierając się o nią albo o słupy. Zdradzał ich południowy, teksański akcent i temperament. Wcześniej w dzień udało się Anne dowiedzieć gdzie się stołowali. W knajpie w pobliżu stajni czyli dla konnej ekspedycji jeden z najlepszych możliwych akcentów. Rozpoznawała wśród nich tego mistrza piątkowego rodeo który stał wśród nich i na ich tle niczym szczególnym się nie wyróżniał.

Mundury i drelichy zdradzały zaś NYA. Zresztą był wśród nich ten kapitan który ufundował zwycięzcom konkursu strzeleckiego bokowe szturmówki z arsenału NYA. Siedzieli po przeciwnej stronie sali okupując jeden ze stołów. Było ich trzech a kto z tych którzy stali w ich pobliżu był z nimi nie szło zgadnąć.

Nie była pewna natomiast czy są już ludzie z Vegas. Było kilku krawaciarzy którzy pasowali do stereotypów “biznesmenów” z Miasta Neonów ale można było tylko zgadywać skąd są. A Colonel był coś dziwnie oszczędny w opisie Straussa i jego ludzi więc nawet nie było wiadomo bez niego kogo szukać.

Atmosfera była nerwowa. Wydawało się, że wszyscy oczekują, że aukcja może być beczką prochu i byle iskra wystarczy aby ona eksplodowała. Przybyli najważniejsi gracze aby ugrać pierwszy poważny etap do zdobycia czołgu. Mapę mógł wygrać tylko jeden z nich i nie było wiadomo jak zareagują pozostali. Na to, że zostali bez monopolu na wskazówkę gdzie trzeba zasuwać po ten czołg.

Ponadto panowała atmosfera wzajemnej podejrzliwości i braku zaufania. O ile sami główni gracze byli dość widoczni i łatwi do zidentyfikowania to nie było wiadomo kto z gęstniejącego tłumu jest czyim zwolennikiem i czyja dłoń wypłaca mu gambel do kieszeni. Sąsiad stojący obok mógł okazać się nasłanym przez konkurencję zabójcą więc atmosfera była gorąca i gęsta.

Zapewne właśnie dlatego by temu zaradzić rekwirowano na wejściu każdą broń palną i białą. I ten solidarny i bezwzględnie tego wieczoru przestrzegany przepis sprawiał, że był pewien margines bezpieczeństwa jeśli po kieszeniach i kaburach nie było żadnych luf i ostrzy. Poza tym co każdy oddawał dobrowolnie na wejściu do korytarza prowadzącego do sali z aukcją rewidowali wszystkich strażnicy. Mieli nawet wykrywacz metalu który działał.

Drugim zabezpieczeniem byli licznie pokazujący się w tłumie klubowi ochroniarze i policjanci. Jako jedyni mieli broń i palną i białą. Przechadzali się po sali i stali w newralgicznych miejscach aby widzieć, być widocznymi, i dawać do myślenia gorącym głowom.

Wreszcie zaczęła się właściwa aukcja. Na zewnątrz było już pewnie ciemno chociaż w sali nie było okien więc trudno było zerknąć. Ale też trudno było przez ściany wrzucić do środka granat czy ustrzelić kogoś z zewnątrz. - Dobry wieczór państwu! - przywitała się młoda, czarnoskóra kobieta z dredami. - Jeśli ktoś mnie nie zna, to jestem Smiley, i prowadzę ten lokal. - Smiley uśmiechnęła się promiennie i od razu widać było, że imię czy ksywa świetnie do niej pasują.

- Bardzo się cieszę, że znaleźliście czas aby poświęcić nam swój wieczór. Po aukcji zapraszam na koncert Kristin Black, w głównej sali! A teraz już nie przedłużając, zapraszam naszego największego obieżyświata! Monsignor Durand, prosimy! - właścicielka zapowiedziała główną gwiazdę tej aukcji czyli właściciela owej mapy i głównego autora całej czołgowej hecy. No i zapowiedziała występ kolejnej gwiazdy tego wieczoru tylko już po aukcji.

Rozległy się oklaski które wzmogły się gdy na scenę wkuśtykał starszy, brodaty jegomość który kwiecie wieku musiał mieć dawno za sobą. Przedstawił się krótko jako “monsignor Durand lub Mr. Durand jeśli ktoś woli” i przedstawił krótko jak się sprawy mają. Tak, czołg jest. I wie gdzie jest. Ale z powodu swojego stanu zdrowia nie może już pofatygować się osobiście. Dlatego zrobił mapę na jakiej zaznaczył miejsce tego czołgu. Sprzeda ją temu kto złoży najdogodniejszą ofertę. Musi w końcu uzbierać sobie na emeryturę.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić

Ostatnio edytowane przez Zombianna : 11-11-2018 o 00:51.
Pipboy79 jest offline