Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-10-2018, 09:04   #169
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Niespodziewanie nagle zrobiło się wampirzycy lżej. Dziwne. Właściwie jeszcze przed momentem wręcz siedziało na niej kilkunasto zombie oraz kilkadziesiąt kawałków, jednak powoli zaczynało jakby ich ubywać. Nagle usłyszała głos:
- Interesujący sposób zabawiania się przed własnym ślubem - doskonale wiedziała, czyj to głos oraz kto to własnie powiedział.
Agnese obejrzała się i w ostatniej chwili powstrzymała się by nie rzucić się wampirowi na szyję.

[MEDIA]https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/564x/f2/2f/05/f22f05fd349dff8d1a4d04967d54047c.jpg[/MEDIA]
- Lorenzo! - Krzyknęła radośnie, widząc starego ojca. - Co ty tu robisz?
- Przyjechałem na Twój ślub, a niby co? Siedziałem w twoim pałacu we Florencji, ba podobno poszła nawet jakaś plotka, że ci go odebrałem, ale mniejsza - oczywiście ojciec opowiadając walił ciągle mieczem oraz deptał butami. Ciekawe, iż jego miecz dziwnie działał na zombie, zwyczajnie rozwalał je, jakby były żywe.
- Mam! - usłyszała wrzask Analtei targającej wózek. Wreszcie przyciągnęła go.
Wampirzyca przyglądała się swemu ojcu. Nie widziała go… chyba będzie coś koło 80 lat. Czekała na Jeorga, sięgając po kuszę i przygotowywując się do oddania strzału. Cały czas kontrolowała czy przy pracy jej ojca, będzie to w ogóle potrzebne. Zasadniczo tutaj nie, aczkolwiek całkiem niezła grupa zombie dostała się już do pałacu, to ta druga grupa oraz mogły tam wyrządzić całkiem potężną jatkę.
Agnese wyostrzyła zmysły i rozejrzała się wokół. Gdzieś tutaj musiał być jakiś cholerny wampir, który sterował tym całym ustrojstwem. Na chwilę ogłuszyły ja odgłosy walki, ale zatkała uszy. Przez sekundę miała wrażenie, że coś jej mignęło w domach w pobliżu, więc ruszyła w tamtym kierunku. Miała chwilę nim jej towarzysze sobie poradzą, upuściła miecz i wydobyła czekające w pochwach sztylety. Wyszeptała słowa temporis i puściła się biegiem by sprawdzić swoje przeczucie jak najszybciej. Cóż, podbiegła do budynków. dookoła zamieszanie, walka. Ojciec zastąpił ją jako strażnik oraz razem z Analteą zaatakowali gromadę zombiaków wdzierającą się do pomieszczenia. Agnese znajdując się tuż przy budynkach, ponownie wyostrzyła zmysły szukajac swojej ofiary. Rzeczywiście miała. Teraz wyczuwała znacznie lepiej niżeli poprzednio, wśród zgiełku oraz smrodu mnóstwa przeciwników. Dokładnie tam, po prawej stronie, gdzieś na górze.

[MEDIA]http://img03.deviantart.net/7861/i/2011/271/2/a/medieval_town_2_by_hetman80-d4b70yb.jpg[/MEDIA]

Miała go, choć oczywiście jeszcze zbyt wcześnie było na radochę. Agnese używając potencji wparowała do budynku, wyważając drzwi. Wydobyła sztylet i rozejrzała się, szukając schodów na piętro. Gdy w końcu udało się jej je zlokalizować, puściła się pędem na górę. Musiała dopaść tego wampira, nim komuś w pałacu stanie się krzywda.

Trudno właściwie było nie słyszeć jej wyłamania drzwi oraz pędzenia na górę, Biegła niczym błyskawica, zaś słodki aromat krwi przeciwnika przenikał ją coraz mocniej. wreszcie wbiegła na strych, tam już na nią czekał. Elegancki, potężny, chyba nawet poznała go, chyba był gdzieś podczas balu, który zaszczycili swoją obecnością. Trzymał wielki miecz patrząc na nią.

[MEDIA]https://ae01.alicdn.com/kf/HTB1ZNDQPpXXXXXNaXXXq6xXFXXX5/Book-Long-Hair-Tooth-font-b-Fantasy-b-font-font-b-Vampire-b-font-Man-Novel.jpg[/MEDIA]

Wrednie spoglądał.
- Jesteś zbyt wolna. Od przodu już nasi przełamali obronę - powiedział włączając akcelerację oraz atakując. Nie był tak szybki, jak wampirzyca, ale precyzyjniejszy.
Agnese nie skupiała się na spowolnionej wypowiedzi wampira. Zamachnęła się sztyletem, dodając sobie sił potencją. Traifła, ale skurczybyk musiał mieć arcywysoką Odporność. Cios bowiem wparował w jego rany, ale jakby nie uczynił mu wielkiej krzywdy. Wampirzyca nie przyglądała się, a wyprowadziła atak drugą ręką, celując w szyję. Oooo, bardziej zabolało. Tamten próbował odskoczyć, ale dostał po grdyce, krew bluznęła nieprzyjemnie, póki rana się nie zabliźniła. Ale teraz on sam wybuchnął swoim wielkim mieczem. Agnese poczuła jak miecz przeciął jej suknię i skórę. Nie cofnęła się jednak tylko wymierzyła dwa kolejne ciosy, podkręcając je potencją. Biorąc pod uwagę fakt, że miecz siedział wewnątrz jej boku oraz wywoływał okropne boleści, to zadanie miała ułatwione. Wampir chcąc nie chcąc musiał najpierw wyciągnąć miecz, potem ponownie się zamierzyć, etc. Tymczasem wampirzyca mogła bezkarnie walić. Agnese zamachnęła się od góry wbijając sztylety tuż przy szyi i ścisnęła, odcinając głowę wampira niemal jak nożycami. Patrzyła jak ciało przed nią rozsypuje się w popiół. Zaleczyła rany po mieczu, który wysunął się z jej boku. Na lekko chwiejnych nogach wycofała się z budynku zobaczyć jak sytuacja.

Uderzenie tamtych zombie się natychmiast zatrzymało. Pędzone magicznie istoty rozleciały się. Jednak słodko nie było, od przodu pałac szturmowała potężna gromada ludzko - ghulowa. Przynajmniej jednak tył chwilowo był zabezpieczony. Ponadto wampirzyca otrzebowała krwi! Doskonale czuła, ile musiała zużyć. Ponadto jej ubranie było już kompletnie porwane. Chyba właśnie to zdecydowało, że stojąca we wnęce prostytutka, która się przyglądała walce oraz miała gdzieś całą pokopaną sytuację rzuciła do niej.
- Ej, spadaj mała, to moje miejsce.

[MEDIA]https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/originals/3d/22/25/3d222546b69bfc15f875091b5249881f.jpg[/MEDIA]

Widać wzięła wampirzycę za konkurencję branżową. Agnese uśmiechnęła się zalotnie i objęła kobietę.
- A co jeśli chcę ciebie? - Wgryzła się w szyję i piła, aż kobieta straciła przytomność. Gdy już zaspokoiła pierwszy głów, ruszyła na front pałacu, wyostrzając zmysły i szukając kolejnych ukrytych wampirów. Po drodze zebrała swoich towarzyszy by strzegli tylnego wejścia. Spytała też ojca jaki ma plan.

Lorenzo planu nie miał.
- Przybyłem ot tak. Pomyślałem, że odwiedzę ciebie, bowiem mieszkam u znajomego. Nie będę przecież siedział ci na głowie. Zaś plan, pilnować tyłu trzeba, bowiem nie wygląda to ciekawie - stwierdził - ale zaatakować tamtych od tyłu …

Jakiś zmysł ostrzegł wampirzycę. Skoczyła na bok mając kupę szczęścia, bowiem kolejna groźba uderzyła znad ich głów. Potężna istota niczym chodząca wieża uderzyła w miejsce, gdzie przed chwilą się znajdowali. Jakieś szaleństwo. Napastnicy łamali wszelkie zasady. Gdyby ktoś widział taką straszliwą istotę, właściwie można sobie wyobrazić tylko reakcję ludzi. Oczywiście wiadomo, gdyby został ubity, pewnikiem rozwiałby się, jednak póki co zaatakował Jeorge. Chciał złapać go pyskiem, tamten odskoczył, jednak nie zdążył. Nie został schwytany, jednak wielki pysk trzasnął go, iz poleciał na ścianę. Rozległ się jakiś chrzęst uderzenia. Agnese wydobyła szybko dwa sztylety i wyszeptała słowa temporis. Doskoczyła do bestii, wbijając w nią sztylety. Obydwa weszły niczym w masło, tak potężny był cios wampirzycy. Lorenzo skoczył zaś od drugiej strony, zaś Analea, no cóż, ona uczyniła coś kompletnie niespodziewanego, jakims sposobem wskoczyła na czterometrowej wysokości grzbiet bestii. Zaczęła kłuć ją tam niczym szalona jednocześnie unikając wściekłego uderzenia pyskiem oraz jeszcze wścieklejszego ogonem. Obydwa brujachy używające dyscyplin biły niczym szalone, ale to nie było łatwe, ponieważ musiały się jednocześnie bronić. Jednak wreszcie przyszedł ten cios, nawet nie wiadomo kogo, który doszedł do ostatecznego celu. Potwór padł, właściwie rozdmuchany na wietrze. Jakby kompletnie nieistniejący. Pozostawił po sobie trójkę poranionych wampirów, poobijanych, pokaleczonych, chociaż względnie trzymających się na nogach oraz Jeorge, który powoli leczył się.

Wampiry rozglądały się, kiedy nagle dał się słyszeć okropny rumor, łoskot. Brama oraz broniąca ją barykada uległa przełamaniu. Przez nią zaczął się wlewać strumień atakujących podwaładnych Giovannich. Agnese cały czas używając temporis wbiegła do pałacu, drzwiami, którymi się z niego wydostali i ruszyła by przywitać gości, od środka. Gdy tylko stanęła na dziedzińcy, wbijając ostrza w dwie istoty, które akurat się jej napatoczyły. Po tym brawurowym ataku, zamarła i ponownie użyła majesty, znów przybierając potworny wygląd. Część przeciwników, dodajmy większa, która spoglądała na nią, przestraszona uciekła. Problem wewnątrz zamku polegał jednak na tym, że walki toczyły się po korytarzach, po komnatach etc. czyli niewiele osób jednocześnie widziało wampirzycę. Dodać należy, że napięcia nie wytrzymało nawet kilku sojuszników, którzy zwiali po ławy, nakryli uszy oraz wyli niczym wilki. Jednak znaczna część ghuli nie zwiała. Wręcz przeciwnie, właśnie zaatakowała wampirzycę, zaś ich miecze zalśniły ogniem. Agnese wyszeptała słowa temporis i ruszyła do ataku. Oni również, chociaż wampirzyca była szybsza, ich było więcej, ale nie tyle więcej, by mogli nadrobić przewagę użycia dyscypliny. Pierwszy podskoczył, albo raczej przybliżył się powooooooooli, zaś wampirzyca po prostu przecięła go natychmiast uderzając tak, że jednym ciosem nabiła dwóch. Później jeszcze kolejnego wirując błyskawicznie. Dostrzegła, że Lorenzo zajął się następnymi, zaś dalej walczyła księżna majaca swoją bojową postać blondwłosej wojowniczki. Także inni, chociaż widziała również zarówno rannych, jak wielu ubitych orężem. Właściwie korytarze brodziły krwią. Wszystko było tym gorsze dla napastników, że przerażeni użyciem majestatu uciekali wpadając na swoich towarzyszy, którzy nie wiedzieli co się dzieje. Blokowali tamtym więc ucieczkę, wtedy zas dopadali ich obrońcy siekąc ostro. Ogólna kotłowanina trwała jeszcze, ale nagle coś pękło. Wampirzycy wydało się, że najpierw pojedynczy osobnicy wycofują się, później zaś jakieś grupy, wreszcie wszyscy wrzeszcząc rzucili się do ucieczki pozostawiając wręcz morze swoich. Wielu więcej niżeli poprzednim razem. Wampirzyca przez chwilę dobijała napastników, po czym zabrała się za przeczesywanie korytarzy, upewniając się czy jej bliscy są cali i zdrowi. Podobnie czynili inni, przynajmniej którzy mogli. Bosso natychmiast zebrał ludzi odbudowując barykadę przy wyłamanej bramie. Księżna oraz Leoncio dokańczali napastników, którzy wparowali do środka, ale nie mieli się już jak wycofać. Próbowali się bronić wewnątrz jakiejś komnaty, ale właśnie nimi zajęła się Matalesta. Contarini zwyczajnie poruszała się, sprawdzała komnaty, pokoje oraz czyściła. Kiedy doszła do komnat Sophi przez wielki tumult przebił się głos Kowalskiego dochodzący z komnaty.
- Wynocha stąd, nie przeszkadzać! Pan też markizie. Pańskiej siostrze nic nie będzie, ale muszę się nią natychmiast zająć.
- Wszyscy wynocha!
- Jej władczy ton przebił się przez ogólny harmider. Nie wiedziała co się dzieje ale Kowalskiemu z pewnością nie należało przeszkadzać. - Zająć się innymi rannymi.
- Agnese? - markiz wyskoczył tuląc narzeczoną. Widać było niepokój na jego skrwawionym obliczu. - Sophia jest ranna. Dostała nożem w ramię. Kowalski mówi, że nic jej nie będzie, ale … - widać było, jak bardzo niepokoi się ranieniem siostry. - Podobno ostrze nie było dobre.
- Kochany, jeśli nie Kowalski, to nikt jej z tego nie wyciągnie.
- Agnese jako, że była cała w krwi, starała się nie umorusać za bardzo Alessandra. - Wierzę, że ją wyleczy.Trzeba mu dać pracować.
- Wierzę, ale …
- widać było, iż jest rozdygotany. Agnese dostrzegła, iż sam był ranny w kilku miejscach, jednak raczej niegroźnie. Właściwie zresztą wszyscy, których widziała, nawet jeśli stali na nogach, byli bardziej lub mniej ranieni. Najlepiej wyszły na tym kobiety oraz dzieci, zamknięte na ostatnich piętrach za solidnymi drzwiami. Sophia musiała wyjść, albo coś, skoro dostała ranę. - Jak ty się czujesz, moja kochana piękna?
Ubranie wampirzycy było całe w strzępach, a ewentualne rany ciężko było zobaczyć z uwagi na wszechobecną krew.
- Troszkę oberwałam, ale się zaleczę. Ojciec mi pomógł… a i zjednałam nam też nową kompankę. - Wampirzyca uśmiechała się i mogła sobie tylko wyobrażać jak ten grymas wyglądał pod zasychającą na twarzy krwią. - Wiesz z jakich ran wyleczył ciebie Kowalski, gdy zostałeś porwany. Mi odbudował niemal całą pierś nim tu przybyliśmy. Poradzi sobie.
- Ojciec, kompanka?
- spojrzał na nią niewiele rozumiejąc, aczkolwiek słowa dziewczyny podbudowały go. Faktycznie bowiem, przemęczenie oraz zdenerwowanie spowodowały zbytnią niewiarę. Czarodziej przecież dysponował świetnymi umiejętnościami. Jednak jaki ojciec oraz jaka kompanka, jakoś umknęło mu chyba coś.
 
Aiko jest offline