Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-10-2018, 20:18   #170
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
- Tak pojawił się mój ojciec. Okazuje się, że mieszka w Rzymie. Przybył nam pomóc i chyba kręci się gdzieś po pałacu. - Agnese ucałowała markiza i czując na ustach posmak krwi, poczuła potworny głód. - Chyba powinnam się rozejrzeć za jakimś posiłkiem.
- Szczerze mówiąc
- markiz rozłożył ręce. Dookoła było bardzo wielu rannych strony przeciwnej, także kilku mocno pokaleczonych ghuli. Właściwie raj dla wampirów. - Przyjdź potem oraz wiesz, przedstawisz mnie ojcu, dobrze Agnese - widać było, że pomimo, iż wampirzyca swego czasu uspokajała narzeczonego, Colonna lekko obawiał się wspomnianego spotkania, chciałby bowiem wywrzeć odpowiednie wrażenie.
- Jak tylko go znajdę. - Wampirzyca ucałowała swego narzeczonego. - Zajmij się proszę swymi ranami, martwię się. - Uśmiechnęła się i ruszyła w stronę swych pokoi. Mogła się łatwo posilić, ale nie wypadało jej chodzić prawie nagiej. Oczywiście, bowiem nagość chyba lepiej było ofiarować jako podarunek specjalny wyłącznie wybranym osobom. Ogólnie wampirzyca najadła się naprawdę wspaniale. Zaspokojony głód jakimś blondynem, śniadym brunetem, nawet Murzynem, do wyboru, do koloru. Niestety po stronie obrońców także były pewne straty, ale głównie rany, ponieważ na pierwszej linii walczyły wampiry wspomagane od boków przez ludzi.

Komnaty jej, albo raczej ich wspólne, gdzie niedawno zostały przeniesione jej rzeczy znajdowały się niedaleko od apartamentów Sophi. Tam mogła się spokojnie przebrać. Agnese obmyła się odrobinę w misie z wodą i narzuciła na siebie jakiś lekki stój. Po tym ruszyła na poszukiwanie księżnej i swego ojca. Znalazła na piętrze wraz z ojcem właśnie księżną. Popijali sobie wspólnie delikwenta, śmiali się oraz gawędzili niczym starzy przyjaciele wspominając pradawne czasy. Hm, jeśli wampirzyca właściwie usłyszała, byli kiedyś bardzo blisko. Contarini uśmiechnęła się i przez chwilę przyglądała się swemu Sire i jakby nie patrzeć swemu dawnemu kochankowi. Kilkadziesiąt lat oduczyło ją tego typu sentymentów, ale i tak miło go było widzieć. Dopiero widząc, że skończyli się posilać, podeszła do nich.
- Ojcze, księżno. - Dygnęła lekko.
- Agnese - skinęła księżna.
- Siadaj moja latorośli - huknął ojciec, mający doskonały nastrój. - Właśnie rozmawiamy z Fredegondą, że sprawa jest już wyczyszczona i ten tego, zaprosiła mnie do siebie, ja zaś przyjąłem zaproszenie. Oczywiście będę cię odwiedzał, zresztą ogólnie postanowiłem się przenieść na południe. Nie chciałbym jednak zbytnio przeszkadzać córeczce.

Piękna Agnese poczuła lekkie ukłucie zazdrości, ale nie zmieniła swego uśmiechu. Dosiadła się do dwóch wampirów.
- Udało się zabić organizatora napaści? - Spytała zerkając to na jedno to na drugie. - W tym zamieszaniu ciężko było mi ocenić, co się dzieje.
- Udało oraz nie udało. Oberwał prowodyr, ale ktoś stoi za nim
- wyjaśniła księżna. - Jednak obecnie jej obsługa jest wytłuczona, zaś moja powróci.
- Nie czarujmy się, moja droga. To ta łajdaczka, ale ona niewątpliwie siedzi od tego daleko oraz przygotowała wszystko tak, iż może się lekko wywinąć
- uznał ojciec pani Agnese Contarini.
- Wiem doskonale, wkurzające. Jednak kiedyś … - wiadomo wszystkim, członkowie rodziny są cierpliwi, mają czas.
- Przy okazji, przedstawisz mi tak bliżej narzeczonego? - spytał ojciec.
- Muszę mu podziękować także - stwierdziła księżna - użyczył mi dom, który teraz jest mocno podniszczony.
- Dlatego po was przyszłam. Alessandro bardzo chciał was zobaczyć
. - Agnese wskazała kierunek, w jakim widziała ostatnio markiza. - Poszukamy mego narzeczonego?

Wszyscy zainteresowani chętnie wyrazili zgodę. Znalezienie pośród tego całego zamieszania markiza nie okazało się trudne. Zajmował się tym, czym gospodarz powinien, czyli organizacją wszystkiego na terenie zamku. Zniszczenia wielkie, straty oraz wszystko inne wymagało bardzo zdecydowanego działania. Alessandro stał, albo raczej biegał wśród służby wydając konkretne polecenia. Dostrzegł idącą ku niemu trójkę, wśród nich Agnese oraz odwrócił się do niej, może nie tyle uśmiechnięty, ale po prostu bardzo ciepły. Chyba zmęczony był zbyt mocno na uśmiech lub wstrząśnięty wydarzeniami. Agnese podeszła i ucałowała go delikatnie.
- Księżną Mataleste już znasz, ale pozwól, że przedstawię ci mego ojca. - Cofnęła się tak by mężczyźni mogli na siebie spojrzeć.
- Ojcze to mój narzeczony markiz Alessandro di Colonna, kochanie przedstawiam ci Lorenza Rosso, mego ojca. - Spojrzała z uśmiechem na jednego, a potem na drugiego. Sama także była zmęczona… i nadal głodna, jednak lata doświadczenia nauczyły ją uśmiechać się z dowolnym momencie.

Jadła miała pod dostatkiem, właściwie tyle, że wystarczyłoby dla tuzina najgłośniejszych wampirów. I planowała jeszcze pojeść przed położeniem się spać. Wszystko wrogowie, którzy leżeli ranni.
- Mój drogi markizie, jeśli moja córka wybrała sobie takiego przyszłego męża, akceptuję go pełen radości oraz już teraz gwarantuję, że przed ślubem spotkamy się oraz porozmawiamy tak wiesz, jak teść oraz zięć oraz dwaj mężczyźni – objął go wysuwając kły, jakby chciał dodatkowo go zdeprymować. Szczęśliwie chyba markiz zwyczajnie nie zauważył tego gestu.
Oddał objęcie.
- Signor Rosso, pańska córka jest najcudowniejszą kobietą na świecie dla mnie.
- Tak trzymać, młodzieży, tak trzymać
– widać obściskiwanie markiza przypadło mości Lorenzo do gustu, jednak wreszcie puścił narzeczonego córeczki. - Przy okazji mam już dla was prezent ślubny, ale dostaniecie go dopiero podczas waszej ceremonii.
- Także coś odpowiedniego przygotuję
– wspomniała księżna. - Muszę pana bardzo przeprosić markizie za stan pańskiego domostwa. Członkowie rodziny bardzo doceniają własne siedziby oraz szanują cudze. Proszę mi wierzyć, nie zapomnę panu niniejszej przysługi.
- Jestem do usług, wie pani, skoro Agnese panią lubi, jak mógłbym odmówić
.
Księżna chyba lekko zdziwiła się, zaś Lorenzo parsknął wesolutkim śmiechem.
- Jakież to ludzkie, moja szanowna przyjaciółko.
- Z przyjemnością ugościmy was gdy już zapanujemy nad tym wszystkim
. - Agnese zatoczyła dłonią łuk wskazując na zniszczenia. - Prawda, kochany?
- Oczywiście najdroższa. Chociaż faktycznie, zanim uprzątnie się ten bałagan oraz przygotuje pałac do normalnego użytkowania minie minimum parę dni
– przyznał rozglądając się, bowiem faktycznie, same ślady walki to jedno, ale zniszczenia wyłamanych drzwi, bramy, framug oraz takich tam wymagały zajęcia się już przez fachowców.
- Markizie – wtrącił się Lorenzo Rosso – proponuję naprawić najpierw główną bramę, zaś póki co, mocno trzymać tam straż lub nawet zrobić barykadę. Bowiem mogłyby spróbować osoby nie mające jakiegokolwiek związku politycznego.
- Uczynię tak
– skinął Colonna.
- Co my możemy zrobić, to chyba nie przeszkadzać – uznał Rosso.
- Tak – przyznała księżna – markizie, opuszczę pański pałac wraz ze swoim starym przyjacielem, ale spotkamy się przecież jeszcze. Jak wspomniałam, nie zapomnę twojej gościnności – podała mu dłoń, którą markiz ucałował.
- Cóż moja kochana – ojczulek przytulił signorę Contarini – lepiej pomóż swojemu kochanemu uporządkować wszystko. Proponuję, żebyś zajęła się bramą oraz pilnowaniem wraz ze woimi ludźmi aż do świtu oraz przeszukaniem całego pałacu.
- Taki miałam plan ojcze. Muszę sprawdzić jakie mam straty w swojej załodze
. - Agnese uśmiechnęła się ciepło do ojca. - Dziękuję, że przyszedłeś z pomocą.
- Ależ córeczko, któryż rodzić nie przyszedłby pomóc swojej latorośli
– wesoło śmiał się Lorenzo. Widać doskonale, iże chłop uwielbiał żarty. Faktycznie jednak można było się zastanawiać, jedynie jest to poza, alboli prawdziwy charakter? Trudno zaiste stwierdzić, chyba iż ktoś znałby go osobiście bardzo dobrze, tak jak chociażby Agnese.

Słodkie dowiedzenia trwały jeszcze chwilę, później zaś księżna oraz mości Lorenzo zwyczajnie poszli sobie pozostawiając za sobą kwadratowy bajzel. Ogólnie wyglądało to średnio ciekawie.
- Chyba trzeba sobie poradzić jakoś – mruknął markiz.
- Uruchomimy nasze ukryte fundusze, to powinno znacznie przyśpieszyć naprawy, prawda? - Agnese objęła go. - Martwiłam się o ciebie, cieszę się że nic ci nie jest.

Oddał uścisk bardzo ciepło obejmując mocno ukochaną dziewczynę. Właściwie co z tego, że miała 100 lat, czy coś podobnego? Dla niego była zawsze dziewczyną.
- Myślałem o tobie. Inne fundusze zaś się oczywiście przydadzą – przyznał markiz – jednak nie jestem pewien, czy teraz, bowiem sama wiesz, jak obecnie wygląda wszystko. Dopóki nie będzie konklawe oraz ktoś nie weźmie się za szalejące bandy, wszyscy będą bardzo uważać. Powinniśmy zgromadzić grupę rzemieślników, zwłaszcza cieśli oraz murarzy do naprawienia wszystkiego tego. Obawiam się, czy po prostu ściągnę takie osoby. Czy mógłbym prosić, żebyś na dzień użyczyła mi Gillę lub Bosso oraz kilku swoich wojaków? Chciałbym poszukać odpowiednich ludzi – wyjaśnił ukochanej.
- Mój drogi to są tak moi ludzie jak i twoi. Póki ktoś czuwa nad mym leżem możesz nimi dysponować. - Agnese nie puściła go. - Nie potrzebuję armii by mnie doglądała.
- Hm, wiesz chciałbym do jutra uprzątnąć przynajmniej z grubsza. Jakby nie było, zapowiadał się twój krewny, jeśli dobrze pamiętam
– oczywiście obydwoje zdawali sobie sprawę, że owo uprzątnięcie polegać będzie na usunięciu ubitych oraz jakim takim wymyciu plam krwi, których jednak tak czy siak nie da się usunąć bez kompletnego malowania. - Jest pewnie ponad setka mocno ranionych wrogów, która zalega zamek. Niespecjalnie wiem, jakież mam środki podjąć – przyznał Colonna. - Będący lżej ranni uciekli, ale reszta leży. Kowalski opiekuje się naszymi, nie nastarczy na wszystkich wszak – widać było zafrasowanie markiza.
- Masz dwie opcje albo ich dobijesz albo wyrzucisz za bramę, a kuzynem się nie przejmuj. Poproszę o przesunięcie spotkania. - Oparła o niego głowę, była zmęczona.
- Chyba jednak to drugie uczynię. Doskonale, jeśli udałoby ci się załatwić z tamtym kuzynem. Ewentualnie może ty byś go odwiedziła. Słyszałem, że ta karczma, gdzie mieszka, jest całkiem niezła. Odpocznij kochanie - objął ukochaną dziewczynę.
- Chcę ci pomóc, zobaczę może rzeczywiście udam się do tej karczmy, ale jutro chciałabym wesprzeć cię w pracach. Po za tym… - Przysunęła się i szepnęła mu wprost do ucha, przesuwając wargami po jego małżowinie. - … to ja przesypiam całe dnie, czyż nie?
- Dziękuję najukochańsza
– uśmiechnął się, zaś kobieta wyczuła, jak dreszcz przebiega przez męskie ciało, kiedy zajęła się jego uchem. - Wobec tego kogoś trzeba będzie posłać do tamtej karczmy. Przyznam, że tyle teraz jest roboty, iż wręcz nie wiem, za co się zabrać. Może mogłabyś się zająć umocnieniem bramy wejściowej, wybudowaniem tam barykady za przejściem? - spytał ją, bowiem obecnie kilka dni pewnie muszą stanąć na głowie poświęcając się głównie odnowie pałacu. Szalenie było to istotne choćby dla bezpieczeństwa wszystkich.
- Karczmą też się zajmę. - Szeptała dalej, lekko się z nim drażniąc, jej dłonie lekko zsunęły się, opierając się na jego pośladkach. Pocałowała jego szyję w miejscu, w którym lubiła ją gryźć i odsunęła się. - Poproszę Borso by ci przekazał wszystkie ustalenia, na wypadek gdybyśmy się nie spotkali nim usnę, dobrze?
- Dziękuję. Poczekam więc
– odwrócił się całując ją mocno. Dostrzegła wewnątrz jego uśmiechu uczucie, ale także proste zmęczenie. Widać było, iż markiz bardzo zastanawia się, jak nie dopuścić do takich przypadków, oraz powoli ma ich serdecznie dosyć. Aczkolwiek kwestia inna, że dosyć miało tego dziewięciu na dziesięciu Rzymian, którzy spokojnie chcieli mieszkać bez groźby ataku oszalałych maruderów lub miejscowych gangów. Jednak do tego potrzebny był nowy Ojciec Święty, który mógłby się zająć także administracją miasta.
- Nie przemęczaj się, dobrze? - Agnese ucałowała Alessandra. Nie chciała go zostawiać. - Idę zobaczyć jak sobie radzą z bramą.

Ruszyła w kierunku głównego wejścia do Palazzo, mając nadzieję, że trafi po drodze na swoje ghule. Widząc jakiegoś dogorywającego na boku napastnika, najadła się do syta. Rzeczywiście takich znalazła sporo. Wszytsko wskazywało, iż walka była potworną masakrą, która mogła się jednak skończyć nieciekawie także dla obrońców. Widać było, iż niektórzy mieli pochodnie próbując podpalić budynek, jednak Palazzo di Venezia był właściwie cały kamienny. Spośród swoich ludzi pierwszego dostrzegła Borso, który na czele kilku najemników Kowalskiego sprawdzał kolejno pomieszczenie za pomieszczeniem. widać było, iż został raniony podczas walki, cięciem prawego ramienia. Dostrzegając swoją panią zatrzymał się na moment lekko unosząc lewą dłoń na powitanie. Prawą bowiem miał na naprędce wykonanym temblaku.
Agnese podeszła szybko do ghula.
- Barso, coś poważnego. - Zaniepokojona spojrzała na jego rękę.
- Ano średnio wyszło. Wiesz signora, dostałem kawałkiem rohatyny po skórze, jednak powoli przejdzie - Borso lekceważył standardowo swoje rany, jednak wampirzyca wiedziała, iż musiał oberwać bardzo solidnie. - Jakieś rozkazy dla mnie? Próbujemy sprawdzać pomieszczenie po pomieszczeniu, zaś Gilla jest przy bramie. Właściwie signora, jak postępować przy wrogich rannych? - spytał wskazując lewą dłonią wokoło. - Mnóstwo drani leży na podłogach pałacu.
- Powinieneś dbać o siebie. Zgłoś się potem do Kowalskiego, dobrze
? - Agnese była wyraźnie zaniepokojona. - Umierających dobić, rannych wyrzucić za bramy, to nie szpital.
- Dobrze signora, oczywiście zgłoszę, bowiem wcześniej, sama wiesz, wszyscy mieli zajęcia po uszy. Mogę dalej sprawdzać, czy potrzebujesz mnie przy czymś innym
? - spytał Borso. Jeśli potrzebaby było, oczywiście zostawiłby swój oddział wykonując polecenia Agnese. Niewątpliwie ludzie Kowalskiego stanowili zespół profesjonalistów, jednak jak każdy oficer, Borso lubił nadzorować wszystko osobiście, dlatego właśnie dowodził oddziałem sprawdzającym.
- Markiz jutro poprosi cię o pomoc. Na razie skup się na oczyszczeniu pałacu. - Agnese uśmiechnęła się ciepło do swego ghula i ruszyła w stronę bramy.

Kolejno mijała ranionych, zarówno swoich, jak obcych. Widziała, iż Borso szybko organizuje sprawy. Dowódca jej ochrony był doskonałym organizatorem, lepszym niżeli Gilla, która raczej odpowiadała za zapewnienie wygody swojej ukochanej pani. Wyznaczył grupy służących pod ochroną dwóch wojaków, którzy odpowiadali za wynoszenie wszystkich na zewnątrz, wcześniej zaś za przeszukiwanie wspomnianych osobników. Niewątpliwie wśród nich mogli być ludzie, którzy dysponowali jakimiś ciekawymi materiałami, dokumentami, albo czymkolwiek przydatnym. Natomiast Jeorge zajął się usuwaniem tych, którzy musieli zostać właśnie usunięci.

Brama zamkowa była wyłamana, rozbita kompletnie. Pilnowała jej Gilla oraz kilku wojaków. Kilku służących stało obok. Ghulica zastanawiała się z jednym ze służących markiza nad bramą. Służący ów zwany Merkuccio Paboffi był takim złotą rączką pałacu. Prawdopodobnie mógł więc wymyślić coś na temat chwilowego zabezpieczenia. Wampirzyca zbliżając się dosłyszała właśnie, jak rozmawiają nad stworzeniem chwilowej barykady, bowiem nie tylko brama, ale także ościeżnice ich. Agnese podeszła do nich, przyglądając się swojej ghulicy czy i ona nie została ranna. Cieszyła się, że jej ludzie tak szybko zabrali się za pomoc. Gilla jednak wyglądała nieźle. Oczywiście miała sporo drobnych draśnięć oraz zestaw siniaków, właściwie niemal jak prawie wszyscy. Jednak jakoś udało jej się uniknąć poważniejszych obrażeń. dostrzegając podchodzącą agnese, natychmiast przerwała dyskusję oraz leciutko skłoniła się.
- Signora? - spytała. - Jakieś polecenia?
- Patrzę jakie mamy straty
. - Agnese przyjrzała się uszkodzonej bramie. - Co planujecie zrobić z bramą?
- Nie wygląda to dobrze, właściwie wszyscy są ranni, jednak cóż, jak nasz przyjaciel Jeorge dorwał się do napastników
- Gilla okrasiła wypowiedź wesołym uśmiechem. - Brama natomiast, zastanawiamy się.
- Jest problem signora. Potrzebny jest kowal, cieśle oraz murarze. Bramy nie da się naprawić, ale myśleliśmy, żeby zdjąć ze starej bramy zawiasy, albo raczej z tego, co właśnie z niej zostało. Później przymocowalibyśmy do jakichś innych drzwi oraz wzmocnili bramę metalowymi sztabami. Będzie wszystko brzydkie, prymitywne oraz mało skuteczne, ale lepsze od niczego, zaś zrobienie nowej bramy to długi czas
- wyjaśnił Merkuccio Paboffi.
- Na razie najistotniejsze jest by zamknąć to przejście, ale należałoby od razu zamówić bramę. Znajdziecie materiały w pałacu? - Agnese rozejrzała się po okolicy.
- Nie ma na to szans, signora. Będziemy musieli zamówić w ceglarni, najpewniej zaś za dnia zawołać mistrza murarskiego, który określi potrzeby. Od razu zawołamy również kogoś, kto zna się na bramach. Wewnątrz pałacu możemy tylko tworzyć prowizorkę - odparł Merkuccio.
- Prowizorka wystarczy na te kilka dni nim pojawi się coś konkretnego… trzeba by się jeszcze zająć tylną furtą. - Agnese skinęła głową w kierunku tylnego wyjścia, z którego skorzystali razem z Jeorge.
- Akurat mamy tutaj już plan - wyjaśniła Gilla. - Zamurujemy je. Dałoby się to zrobić szybko. Kiedy ponownie wszystko naprawimy, wtedy ponownie się zrobi ową furtę. Inaczej musielibyśmy jej pilnować, zaś pilnować dwóch przejść, byłaby nieco skomplikowana.
- Gillo, możemy chwilę porozmawiać na osobności
? - Agnese skinęła w kierunku jednego z pobliskich pomieszczeń parteru, jednego w wielu, które miały wyważone drzwi.
- Oczywiście pani - skinęła Gilla odpowiadając Agnese, zaś Merkuccio wziął się za mierzenie. Wprawdzie wydawał się nie mieć formalnego wykształcenia, jednak posiadał zmysł umożliwiający wizualizację pewnych projektów wewnątrz pamięci. Rzeczywiście był doskonałym sługą pałacu.
Gdy znalazły się w oddzielnym pomieszczeniu wampirzyca jeszcze raz obeszła Gillę upewniając się, że nic jej nie jest. Sama skrzętnie ukryła pod suknią wszystkie rany, które u śmiertelnika raczej mogłyby nawet zostać wzięte za poważne.
- Dobrze że nic ci nie jest. Będę miała kilka próśb moja droga. - Uśmiechnęła się ciepło do ghulicy. - Alessandro poprosił mnie, czy mógłby skorzystać z waszej pomocy. Chciałabym byście mu jej udzielili w miarę możliwości. Weź też część pieniędzy z beczek i użyj ich by przyspieszyć cały proces napraw w pałacu, szczególnie tych, od których zależy nasza obronność. Chcę by wykonanie naszej bramy stało na pierwszym miejscu przed wszystkimi innymi zleceniami, dobrze?
- Oczywiście signora, jednak tutaj będzie problem taki, że pewnych rzeczy po prostu się nie da przyspieszyć. Przynajmniej tak tłumaczył Merkuccio. Jeśli kładzie się przykładowo cegły, one muszą odleżeć swoje, żeby mocno zewrzeć całą konstrukcję. Podobnie jest przy wytwarzaniu bramy. Każdą robi się pod wymiar, więc to nie jest to, że wystarczy więcej zapłacić, ale trzeba odczekać swoje, choć niewątpliwie dobra premia powinna zachęcić do usilnego wysiłku - zakończyła Gilla. - Cieszę się, że nic ci nie jest signora - wyszeptała głosem niezwykle pełnym uczucia.
- Moja droga trochę się w życiu nabudowałam. - Agnese mrugnęła do Gilli. - Wiem, że niektórych rzeczy nie przyspieszymy. Ale drewno, które czeka na inną bramę, może być nasze. Murarze, którzy pracują gdzie indziej mogą być u nas. - Zerknęła przez otwór drzwiowy i nie widząc tam nikogo, ucałowała ghulicę otrzymując równie mocny pocałunek w zamian.
- Tak się stanie, signora. Udzielę markizowi wszelkiej pomocy.
- Pani Gillo
- usłyszeli głos Merkuccio - czy można prosić chwilkę. Znalazłem po zastanowieniu pewne drzwi piwniczne. Same właściwie nie pasują, ale jakby je trochę przerobić, byłyby na połowę bramy.
- Zaraz ci ją oddam! - Powiedziała żartobliwym tonem Agnese i pomyśleć, że nie mogła mieć nawet chwili ze swoja przyboczną. - Mam jeszcze dwie prośby Gillo. - Wampirzyca pogładziła ją po twarzy. - Chciałabym byś posłała wiadomość do mego kuzyna, że z uwagi na okoliczności odwiedzę go w jego karczmie, dzień później. Myślałam też by mimo wszystko przyprowadzić tutaj Yangelię, gdyby ją przebrać, skrócić włosy i je pomalować, mogłaby nie robić zbyt dużej furory, a mielibyśmy jeszcze jednego silnego wojownika w pałacu. Myślisz, że uda ci się znaleźć czas na to wszystko, kochana?
- Czas znajdę, aczkolwiek obawiałabym się reakcji pani narzeczonego. Niemniej, służę wyłącznie pani, signora, jeśli takie jest twoje polecenie, dokładnie tak się stanie. Jak pani wie, Yangelia jest na terenie Rzymu. Wystarczy po nią pójść
- Gila starała się utrzymać fason wobec głaskania, jednak jakoś słabo jej wychodziło, biorąc pod uwagę miny oraz westchnienia.
- Uprzedzę go, że Yangelia jest teraz po naszej stronie i że wezwałam ją do pałacu, a skoro większość wojowników jest ranna, chciałabym mieć tu kilku sprawnych ludzi. Tylko proszę przebierzcie ją tak by służba się nie poznała, dobrze? - Agnese zsunęła dłoń po jej szyi, uważnie przyglądając się drobnym skaleczeniom.
- Wykonam polecenie, pani. Drobiazgi - powiedziała ghulica, kiedy wampirzyca zajęła się oglądaniem jej skaleczeń. Właściwie miała rację, faktycznie były dla niej stosunkowo niegroźne.
Agnese nachyliła się i zalizała jedną ranek, sprawiając że ta momentalnie się zagoiła.
- Powinnam sprawdzić czy wszystkie to drobiazgi. - Jej języczek przesunął się po kolejnej ranie. - Ale chyba muszę cię oddać Merrkuciemu.
- Przez najbliższy czas
– przyznała Gilla – wątpię, żeby ktokolwiek miał czas choćby moment odpocząć. Szczególnie markiz oraz Sophia, ponieważ mogę sobie tylko wyobrazić, jak bardzo teraz przejmują się niezwykła dla nich sytuacją. Wydaje mi się, że przed naszym przyjazdem raczej mieszkali spokojnie – powiedziała ghulica zadowolona, iż wampirzyca zaleczyła jej skaleczenie oraz ruszyła do bramy.
 
Kelly jest offline