Nienatarczywe spoglądanie na zamawiającego oraz natychmiastowe sięgnięcie po wódkę, sok pomidorowy i shaker, świadczyły o pełnym zorientowaniu Lexa na klienta. Nie było tu śladu gburowatej pozy rezerwy obecnej wśród niektórych barmanów względem osób nie będących stałymi bywalcami, co nieraz można było zauważyć w niektórych pubach. “Jasne, siadaj, już robię. Wszak jestem tu dla ciebie” wynikało wprost z zachowania i mowy ciała wampira. Jednocześnie niespieszne i naznaczone leniwą rutyną ruchy, oraz brak chęci skrócenia kontaktu na samym wstępie poprzez choćby i niezobowiązujące zagadnięcie, sprzyjały utrzymaniu dystansu. Pomagały utrzymać ślady respektu.
Lex długo już pracował za barem.
Mieszając wódkę z sokiem pomidorowym w shakerze, przysunął sobie pozostałe składniki.
Mężczyzna wyglądał na zadowolonego, przyglądając się procesowi tworzenia koktajlu.
- Ee no widzę, normalnie bez mrugnięcia okiem - pochwalił.
- Mary to nic skomplikowanego. - Lex wycisnął trochę cytryny i dodał resztę aby za chwilę znowu zacząć mieszać w shakerze. - Jest dobra raczej na kaca, nie na starter.
Mężczyzna wzruszył ramionami, rozpiął kurtkę i wyciągnął paczkę papierosów z wewnętrznej kieszeni.
- Mruganie też nie jest skomplikowane - wymamrotał trzymając peta w ustach i szukając czegoś w tylnej kieszeni, najprawdopodobniej zapalniczki.
Faktycznie, nie było. Wystarczyło pamiętać aby robić to od czasu do czasu gdy nie żyjące już ciało nie robiło tego odruchowo. Lex nie skomentował sięgając w bok po popielniczkę. Postawił ją przed gościem razem z paczką zapałek z logiem baru.
Mężczyzna kiwnął z wdzięcznością i sięgnął po zapałki. Uniósł paczkę jednak zatrzymał się w pół drogi.
- W sumie, nie powinienem, można od tego umrzeć. - Uśmiechnął się i odłożył zapałki, po czym wsadził nieodpalonego papierosa do popielniczki.
- No one lives forever - odparł wampir sentencjonalnie i przelał zawartość shakera do wysokiej szklanki. - Czterysta za Marysię - dodał.
Mężczyzna wyciągnął z tylnej kieszeni portfel po czym wręczył Leksowi kilka banknotów. Na jednym z nich, widniał napis “wzór” i zaraz wyłuskany przez nieumarłego z pośród pozostałych wylądował na kontuarze przed klientem.
- Jeszcze ten mi wymień i styknie.
Mężczyzna uśmiechnął się, po prawdzie cały czas trzymał jeszcze portfel w dłoniach.
- Słusznie, o interes trzeba dbać. O to co dzieje się w jego okolicy też. - To powiedziawszy położył na ladzie inny banknot, na którym tym razem nic nie było napisane.
- Mi wystarczy dbanie o to co za barem - Lex odparł leniwie jedynie pobieżnie i pro forma sprawdzając, czy dowcipniś nie przygotował mu innych niespodzianek. Tak niskich nominałów fałszować nie było sensu. - Interes to sprawa managera, a spokój w okolicy naszej dzielnej policji.
Mężczyzna wreszcie wziął do ręki drinka.
- Ale mi nie wystarcza - mówiąc to przestał się uśmiechać - musicie się lepiej postarać. - Facet rozejrzał się po barze opierając łokieć o ladę.
- Musimy? - Lex próbował jeszcze grać niezorientowanie względem tego z kim rozmawia. Pewności może i wciąż nie miał, ale ostatnie słowa gościa baru, oraz ich wymowa, wraz z rewelacjami jakie przekazał wcześniej Adam zaczęły nieprzyjemnie się zazębiać.
Mężczyzna pokiwał głową wciąż patrząc na salę. Leniwie sięgnął po gazetę którą wcześniej przeglądał Lex.
- Nie trzeba takich, smutnych historii - mówił między przekładaniem kolejnych stron. - Biznes trzeba robić dyskretnie, nie zwracać na siebie uwagi. Takie rzeczy… - palec mężczyzny zatrzymał się na artykule o morderstwie - to ma się skończyć w ciągu tygodnia.
- Nie do końca rozumiem. - Lex zaczął myć shaker w zlewie pod blatem. - To tak jakby na dzikim zachodzie, w miasteczku jakiś wariat mordował ludzi i jednego akurat zaszlachtował na tyłach Saloonu. Do tegoż Saloonu przychodzi wstrząśnięty obywatel, albo dajmy na to szeryf i każe barmanowi skończyć z mordami. - Wampir odstawił shaker i wyciągnął komórkę klikając po wyświetlaczu. - Możliwe są dwie opcje, albo barman z saloonu jest podejrzany, albo...
Cytat:
Napisał Lex sms do Adama i Lwa Wyatt Earp przybył do Saloonu. C’mmn, byle szybko… |
- …albo też ktoś chce zwalić na biednego barmana rozwiązanie ogólnomiasteczkowego problemu - dokończył chowając smartfona.
Mężczyzna uśmiechnął się.
- Lubie westerny, tyle tam zawsze słonecznych widoczków. Wszystko wygląda tak prosto. Zbir jest zbirem, indianin indianinem, a barman tylko barmanem, nawet nikt do niego nie strzela. - Mężczyzna przejechał palcem po brzegu swojego szkła. - W biały dzień to się zawsze tak ładnie układa. Może dlatego nie kręcą westernów nocami?
- Aye, noce są od noir - Lex brnął w tematy filmowe. - Mam z westernami inny problem. Poker w sali głównej, nieodłączny dla tego gatunku. Zwykle takowy kończy się mordobiciem albo strzelaniną… Nie to co brydż. Gra dżentelmenów. Taki barman wiedząc co może wyniknąć z pokera, zaproponowałby takowemu obywatelowi, bądź szeryfowi, żeby poczekał na zapleczu, a on załatwi aby było czterech do brydża, gdzie sie na spokojnie o tym pogada. W słonecznych, pokerowych, jankeskich westernach na to miejsca nie ma. - Nieumarły bezradnie rozłożył ręce. - Dlatego wolę noir, tam coś takiego to i owszem. Więcej w tym sensu.
Mężczyzna wzniósł szkło do toastu, po czym znów odstawił na blat.
- Lubię brydża.
- Schodami w wieżyczce na górę - Lex rzekł ciszej machając lekko ręką, aby zwrócić uwagę jednego z ochroniarzy zatrudnionych przez Adama, który akurat pilnował wejścia do ich prywatnego VIP-room. Lekkim ruchem głowy wskazał klienta i drzwi pointując to kciukiem w górę. - Reszta mam nadzieję zaraz dotrze. - Zgrabnym ruchem zgarnął szklankę z krwawą mary, wylewając ją do zlewu i na powrót odstawiając na blat. Jakby gość zostawiał pustą szklankę.
Mężczyzna wstał od blatu i ruszył ale w stronę kibla. Jednak po trzech minutach wyszedł z toalety i ruszył we wczesniej wskazanym kierunku.