Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-10-2018, 20:28   #548
Vesca
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Odsiecz Konsumentów

[media]http://www.youtube.com/watch?v=S9e_INLnJts[/media]

Alice zaczęła słyszeć szepty. Dochodziły z głębi, z jakiegoś miejsca niedostrzegalnego dla nikogo prócz niej. Były zjadliwe, tego była pewna, choć mówiły w jakimś nieznanym, niezrozumiałym dla niej języku. Łzy dalej płynęły z jej oczodołów. Czuła, że jej dusza była rozdzierana. Wreszcie pękała. W jej głowie pojawiał się piekielny chór Tuoneli, który miał zaraz zabrać ją tam, gdzie będzie cierpiała już na wieki. Na wielkie koło stojące na Wzgórzu Cierpień, gdzie Joakim był poddawany torturom. Rytmicznie powtarzane słowa sprawiały, że nie mogła już dłużej wytrzymać… Zaraz… zaraz umrze… a wtedy…

Nagle usłyszała głośny świst gdzieś wysoko nad głową. Podniosła wzrok, aby zobaczyć, co wywołało ten dziwny dźwięk. Ujrzała helikopter. Mknął przez niebo wysoko ponad helikopterem Tuoniego. Nagle otworzyły się z niego drzwi i ktoś wyskoczył. Była to kobieta. Trzymała jakiś pakunek w rękach. Mimo to zdołała na moment jedną wyswobodzić, aby pociagnąć za sznurek i aktywować spadochron. Jej blond włosy wiały targane wiatrem niczym wstęga.

Jennifer zdołała tak pokierować swoim lotem, że wylądowała na śmigłowcu. Ściągnęła zużyty spadochron, po czym założyła kolejny, nieużywany - właśnie to było pakunkiem w jej rękach. Następnie uderzyła zdrową dłonią w ogon helikoptera. Rozległ się wybuch. Skoczyła i ponownie pociągnęła za sznurek. Kiedy blondynka opadała powoli, helikopter Tuoniego zaczął nabierać prędkości, prując w dół. Zaczął wirować wzdłuż własnej osi, mknąc na spotkanie Jeziora Alue.
Śpiewaczka była na skraju pogrążenia w rozpaczy, kiedy nagle nad jej głową rozpętało się swego rodzaju małe piekło. Widząc jak Jennifer skasowała helikopter Tuoniego, Alice natychmiast chwyciła Koronę w dłonie i zaczęła odsuwać się na czworaka od Jellego. Nie wiedziała co zrobi Tuoni, co z Terrym i Kirillem… Co uczyni Jennifer. Umierała i chciała wiedzieć, że jeśli to nastąpi to mimo wszystko wygrają.
Motorówki, które wcześniej widziała, znajdowały się coraz bliżej. Jeszcze kilka chwil i znajdą się tuż przy niej, a wtedy wysiłki blondynki… jak wiele zmienią? Jennifer kierowała w ten sposób spadochron, aby spaść na skały Alice, choć było to trudne z powodu wiatru i stanu, w jakim znajdowała się jej druga ręka. Harper widziała inne śmigłowce, które zaczęły nadlatywać. Rozległ się szczęk broni i huk wystrzałów, kiedy na niebie ponad nimi rozpoczął się głośny festiwal ognia. Kto walczył z Valkoinen?! Jak to możliwe, że helikoptery tak szybko pojawiły się na miejscu?

Tymczasem śmigłowiec Tuoniego powoli zaczął tracić prędkość spadania. Wnet zawisł w powietrzu kilka metrów ponad jeziorem, w ostatniej chwili przed uderzeniem w nie. Terry musiał być na pokładzie! To była jedyna możliwość! Śpiewaczka ujrzała, że ze zniszczonego helikoptera zaczęli wyskakiwać ludzie. Woleli skryć się w jeziorze, niż czekać, aż maszyna wybuchnie z nimi na pokładzie. I Alice wydawało się, że wśród ocaleńców dostrzegła między innymi blond czuprynę Kirilla...

Śpiewaczka nabrała głośno powietrza, kiedy uzmysłowiła sobie, że zaraz pewnie już nie będzie sama z budzącą się Surmą… Miała tę ostatnią chwilę… czy powinna jeszcze raz spróbować skonsumować? Tylko co… koronę niebios… czy może raczej… Jellego?
Harper zawahała się. Zerknęła na koronę, a potem na chłopaka. Przyciskając koronę do siebie, przysunęła się do Jellego. Sięgnęła prawą dłonią do rozcięcia na ramieniu, które krwawiło, mimo że wcześniej wpadła do wody, musiało być głębsze, niż zwykłe otarcie. Przysunęła zakrwawioną dłoń do twarzy i ust chłopaka
- Będzie dobrze… Wszystko będzie dobrze - obiecała mu w jego ojczystym języku i przytrzymała, koncentrując się. Nie miała sama sił, by poradzić sobie z koroną, może mogła jednak choć ponownie wypędzić Surmę…

[media]http://www.youtube.com/watch?v=CjbTEqSdZG4[/media]

Chór piekielnych głosów piekł ją niezwykle mocno, kiedy starała się sięgnąć po moce Dubhe. Jak mogła skorzystać z nich, skoro dusza gwiazdy trwała w ostatnim drgawkach agonii? Słońce zaszło już jakiś czas temu, a życie Alice właśnie teraz znikało za horyzontem. Harper zrozumiała, że coś poszło nie tak… że coś idzie nie tak... Rozległ się potężny wybuch mocy, a uderzenie odrzuciło ją na dwa metry do tyłu. Czarne oczy Jellego zwróciły się ku niebu i popłynął z nich przeraźliwy strumień energii. Przecinał powietrze niczym laser stworzony z pustki, najczystszej i najstraszniejszej antymaterii.
- Alice! - usłyszała głos opadającej w jej stronę Jennifer. Śpiewaczka nie wiedziała, jak to udało się Konsumentce, ale ta pokierowała spadochronem idealnie do celu. Znajdowała się kilkanaście metrów ponad nimi… kiedy wiatr nagle zmienił kierunek jej lotu i zaczęła podążać prosto w stronę czarnego strumienia energii…
Alice podniosła się ponownie na kolana i widząc co się działo, ruszyła do Jellego. Chciała odwrócić mu głowę, żeby uratować Jenny. Już nie liczyło się, czy zdoła go skonsumować, czy promień zrobi jej krzywdę, jak wcześniej ogień Surmy… Jeśli byłoby trzeba, zamierzała przepchnąć chłopaka, by tylko pomóc blondynce. Wiedziała, że jej serce wydaje ostatnie bicia, a jednak starała się… I udało jej się nieco przekierować strumień energii… nieznacznie tylko przesunęła głowę Duńczyka. Siła lasera skutecznie przygważdżała ją do podłoża niczym kowadło. A jednak wysiłki Alice wystarczyły i Jenny została uratowana. Wylądowała boleśnie za śpiewaczką. Nie zdołała wytłumić rozpędu i uderzyła w skałę całą sobą.
- Boże… - cicho jęknęła, masując głowę. Leżała prawie bez życia w zagłębieniu skalnym, choć rozpaczliwie próbowała podnieść się jak najszybciej.
Śpiewaczka powoli spojrzała w jej stronę
- Jenny… Proszę… Ja… Ja umieram… Korona… Trzeba ją skonsumować, sama nie dam rady - wysapała przybliżając się do niej na czworka wraz z artefaktem.
Blondynka poruszyła się, próbując dojść do siebie.
- Ale… - jęknęła. - Same nie damy sobie z nią rady - jęknęła, kręcąc głową.
Alice obejrzała się za siebie motorówki przybliżały się. Były już praktycznie na miejscu. Czy to właśnie w tym momencie wszystko przepadło?
Harper przytuliła do siebie artefakt i popatrzyła uważnie na Jenny
- Masz jakiś plan? Jak się stąd wydostać? Jak mogłabyś się stąd wynieść? Ja jestem już niemal po tamtej stronie Jenny… Skoczyłam ze szczytu. Nie mam sił Jenny… Nie dam już chyba rady uciekać - powiedziała łamiącym się głosem.
Blondynka wyglądała tak, jak gdyby sama potrzebowała pomocy, jednak zdołała podnieść zdrową rękę i pogłaskać nią po głowie śpiewaczkę. Uśmiechnęła się lekko, co dziwnie kontrastowało z hukiem wybuchów ponad nimi.
- Same nie damy sobie rady, jak mówiłam… - rzekła. - Ale nie jesteśmy same. Spójrz.
Obróciła wzrok w stronę motorówek. Śpiewaczka również spojrzała w tamtym kierunku. Z zasłoniętego przyciemnianymi szybami wnętrza najbliższej sztuki wyjrzała na nich twarz Mary. Kobieta wstała, pokazując się do pasa. Miała na sobie inne ubrania, a przynajmniej koszulkę. Zdobiło ją logo IBPI. Colberg skrzywiła się, patrząc na Jellego i strumień antymaterii, który nie przestawał rozdzierać nieba. Następnie obróciła się i zaczęła wydawać jakieś polecenia. Wnet jeden z mężczyzn - również należący do sił IBPI - wyrzucił w stronę Alice i Jenny sznury.
- Pomóż mi je o coś zawiązać - rzekła. - To drabinka. Bez niej nie opuścimy tego miejsca… ani nikt nie przyjdzie do nas.
Śpiewaczka chwyciła sznur lewą ręką. Przytrzymywała Koronę prawą i rozejrzała się za czymś do czego mogła go przywiązać. Cieszyła się. Wszystko tak bardzo ją bolało, a ona się cieszyła, teraz płakała nie z bólu i porażki, a dlatego że istniała jakaś nadzieja. Zmusiła się by spróbować podnieść na nogi, czy w ogóle mogła po takim upadku? Z trudem… ale dała radę. Tyle że miała przed sobą już dosłownie minuty życia. Każdy krok, jaki robiła, mógł być jej ostatnim.
- Tutaj, do tego wyszczerbienia - Jenny wskazała palcem. Wnet drabinka była już zawiązana. - Dasz radę przejść do motorówki? - zapytała.
Harper doszła powolutku do punktu wskazanego przez Jenny i zawiązała sznur drabinki. Następnie znów wzięła koronę w obie dłonie i spojrzała na nią
- Nie wiem Jennifer. Słyszę w głowie głosy z Tuoneli. Nie wiem ile mam jeszcze kroków nim… Nim… - głos jej się załamał, ale ruszyła do motorówki.
- Po prostu podaj mi to - wskazała na koronę. - Będzie bezpieczniej, jak spróbujesz przejść bez niej. To tylko kilka metrów, dasz radę.
Alice była w takim stanie, że nie łudziła się, iż utrzyma się na dwóch nogach, dlatego postanowiła spróbować przebyć ten dystans na czworakach. Zachwiała się w połowie drogi, jej prawa ręka omsknęła się pomiędzy dwie deski… Była w tak okrutnym stanie… Gdyby tylko chór choć na chwilę przestawał… wdzierać… się do…
- Nie! - pisnęła z bólu. Głośno oddychała, próbując odzyskać kontrolę… jednak jej ręka właśnie poruszyła się wbrew jej woli… była tego pewna.
- Alice! - krzyknęła Jennifer.
Pół minuty później Harper doszła do siebie… jednak tylko po części. Wiedziała, że kolejny atak będzie znacznie gorszy… i być może ostatni.
Alice Harper powoli obróciła się w stronę Jennifer i podała jej szybko koronę póki mogła
- Ja tracę kontrolę. Tracę… - wysapała do niej rozedrganym głosem.
- Przebywanie przy mnie nie jest już bezpieczne, nie dam rady wejść sama… - powiedziała i odsunęła się trochę, by zejść w dół, dając miejsce blondynce.
- Weź koronę z dala ode mnie - poprosiła jeszcze. Bała się śmierci, wiedząc co czeka ją zaraz po niej.
- Spróbuj - rzekła Jenny. - Jeszcze raz. Nie zrezygnuję z ciebie. Nie zostawię cię tutaj - warknęła, trzymają w dłoni koronę niebios. - Wracaj na tę drabinkę… inaczej sama zniszczę to przeklęte badziewie - mocniej chwyciła przedmiot, jak gdyby chcąc go zaraz wybuchnąć.
Harper wzięła głębszy wdech, po czym spojrzała znów na drabinkę. To tylko kilka metrów… Może jednak da radę? Spróbowała jeszcze raz wejść na motorówkę. Powoli, uważnie. Koncentrowała się na każdym kroczku i ruchu. Tylko troszkę… Oddychała spokojnie, starając się uspokoić. Było jej tak zimno i wszystko bolało.
- Dalej! - usłyszała zachęcający krzyk, choć trochę nieśmiały.
- Dasz radę! - zabrzmiał następny głos, nieco bardziej znajomy.
- Krok po kroczku! - wrzasnął ktoś inny!
Kiedy Alice wreszcie przeszła po drabince na drugą stronę, niczym inwalidka, ujrzała, że pobliskie motorówki były wypełnione Konsumentami, choć za sterami siedzieli członkowie IBPI. Następnie Jennifer przeskoczyła na drugą stronę, znacznie szybciej od śpiewaczki.

I wtedy rozległ się ogromny huk, a strumień antymaterii rozbłysnął z całych sił. Jego czerń zgęstniała, skondensowała się, po czym wybuchła. Przeszła falą po wszystkim i wszystkich… choć, jak zdawało się, na razie nie miało to żadnych konsekwencji.
- Uwaga! - ktoś krzyknął, kiedy jeden ze śmigłowców - Alice nie wiedziała, czy należał do IBPI, czy Valkoinen - uderzył w taflę Aluę jedynie kilkanaście metrów dalej. Stworzył tym samym falę, która nieco przesunęła motorówki, jednak nie miało to żadnych konsekwencji.
Harper złapała się mocniej brzegu motorówki, by nie stracić równowagi na pokładzie. Nie chciała upaść, choć to byłoby najprostsze. Ostrożnie spróbowała usiąść, wyczerpała siły na to całe chodzenie. Starała się zachować koncentrację i nie zatracić w głosach w głowie.
- Mało czasu… - powiedziała sama do siebie, albo może do kogokolwiek, kto teraz ją słuchał. Udało jej się zobaczyć niesamowity, na swój sposób wspaniały widok. IBPI i Konsumenci razem. Jeśli nie wytrzyma, będzie mogła opowiedzieć to Joakimowi…
- Udało się!
- Tak jak mówiłam!
- Ha, nasza Dubhe!
Jennifer obejrzała się za siebie, po czym znowu spojrzała na Alice i odgarnęła blond włosy za ucho. Wcisnęła w dłoń śpiewaczki kawałek metalu.
- Ja nie dam rady, ty też nie. We dwie jesteśmy za słabe. Ale z nimi - obróciła się i wskazała zastęp Konsumentów - damy radę - uśmiechnęła się z powrotem do śpiewaczki.
Harper spojrzała na nią i uśmiechnęła się blado
- Dobrze… To dobrze… Musimy to zrobić. Dla Aliotha i wszystkich, którzy stracili życie przez Valkoinen - odezwała się, po czym rozejrzała. Po tej motorówce, po pozostałych motorówkach. Tak… Tyle osób mogło dać radę. Harper zamknęła na chwilę oczy. Jej serce jeszcze biło. Otworzyła je i zerknęła na Jennifer
- Szybko - poprosiła.

- Na pokład! - blondynka obróciła się, spoglądając na Konsumentów, którzy znajdowali się na pozostałych łodziach. - Tylko szybko, skurwysyny! - wrzasnęła niczym rasowa kapitan statku pirackiego. Motorówki znajdowały się na tyle blisko, że członkowie sekty mogli bez przeszkód zacząć na nie wskakiwać. I tak też zaczęli robić. Wnet wokół śpiewaczki zaczęły kłębić się zastępy ludzi. Przybywało ich z każdą sekundą.
Mary tymczasem przykucnęła przy Harper.
- Dasz radę? - zapytała. Szybko jednak zadała kolejne pytanie, jak gdyby to następne interesowało ją znacznie bardziej. - Co to było? - ruchem głowy wskazała przestrzeń obok, gdzie znajdowały się skały oraz znajdujące się w nich zagłębienie. Wraz ze spoczywającym w nich Jellem. Bez wątpienia miała na myśli czarny laser, który przeszył niebo i rozproszył się po całym, jak się zdawało, świecie. - Co on zrobił?
Harper zerknęła na Colberg, przez chwilę obserwowała zbierających się konsumentów, a potem na nią
- Nie wiem… Zdaje mi się, że zmieniał się w Surmę, a ja próbowałam go skonsumować. Nie mam pojęcia co się stało, czy to moja wina, czy to coś innego - wyjaśniła i zerknęła w stronę gdzie był Jelle.
Mężczyzna znajdował się w tym samym miejscu, co przedtem. Brak jakiejkolwiek zmiany był już ważną informacją samą w sobie. To znaczyło, że Alice zdołała w jakiś sposób zatrzymać transformację w Surmę. Choć nie potrafiła jej pochłonąć… to najwyraźniej przekierowała ją w niebo, gdzie rozproszyła się… bez żadnych konsekwencji, prawda? Alice miała taką nadzieję i wszystko na to wskazywało…

Do czasu, kiedy niebo zmieniło kolor.
Wcześniej atramentowe i usiane setką złotych gwiazd. Teraz konstelacje zmieniły zabarwienie na jasną, przenikliwą czerwień. Otaczało je fioletowe tło. Tak bardzo zbliżone do obecnej barwy tęczówek śpiewaczki… Następnie rozległ się dziwny, przenikliwy odgłos i wzsystkie latające i pływające duchy zabarwiły się szkarłatem. Doznały przemiany… która nie mogła oznaczać nic dobrego.
Alice widząc to, spróbowała się podnieść na nogi. Przyciskała do siebie koronę, rozglądając się uważnie po otoczeniu
- To jeszcze nie koniec. Nie zamierzają dać za wygraną… - powiedziała i zerknęła na Mary
- Morska woda… Mamy? - zapytała poważnym tonem. Jeśli coś miało powstrzymać Surmę, to właśnie to.
- Tak, w śmigłowcach. To pewnie śmieszne… Ale pierwszy raz w historii jakichkolwiek sił zbrojnych… atakujący mieli na wyposażeniu balony z wodą - Mary prychnęła, spoglądając na bitwę w przestworzach. Teraz pod fioletowym firmamentem. - Choć z drugiej strony to nie jest prawdziwa armia, więc arsenał również może być wyjątkowy.
Ludzie chyba już skończyli przeskakiwać, gdyż nagle wokół nich zrobiło się dużo ciszej. Alice spogladała zmęczonym wzrokiem na wirujące kłęby fal, które wciąż unosiły się po niedawnym upadku helikoptera. Znacznie mniejsze… jednak ciężar maszyny był taki wielki, że Alue wciąż jeszcze o nim nie zapomniało.
- Pytanie brzmi… skoro nie ma Surmy, to po co nam morska woda? - westchnęła Colberg.
Alice zmarszczyła brwi
- To nie widzisz tego co dzieje się nad naszymi głowami? Nie wiem czy to Tuonela, czy ta bestia nie przyjmuje innej formy - zasugerowała. Popatrzyła po Konsumentach
- Skończmy z Koroną, nim będzie za późno! - zasugerowała głośno, rozejrzała się za Jennifer i podeszła krok do niej.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline