Omamy? Halucynacje? Złudzenia?
Jak zwał, tak zwał... I tak się okazało, że nie było żadnego obozowiska,o ogniska, żadnego jedzenia.
Innymi słowy - zawód na całej linii.
Przynajmniej David czuł się zawiedziony i był przekonany, że Sigrun również nie była szczęśliwa.
Rozczarowanie nie przyczyniło się ani do poprawy zdrowia, ani nie napełniło pustych żołądków. Wprost przeciwnie. Na dodatek wszechobecne zimno i wilgoć zdawały się wysysać siły z Davida. I, zapewne, z towarzyszącej mu dziewczyny. Musieli się na chwilę zatrzymać, zjeść coś, może do końca opatrzyć rany. I nawet jeśli Sigrun miała ochotę zgrywać twardzielkę, to David nie miał zamiaru dopuścić do tego, by dziewczyna padła z wyczerpania.
- Stój, musimy porozmawiać - powiedział. - Strefa zrobiła nas w konia z tym obozowiskiem, musimy o siebie zadbać sami, zanim nas zabije. Zapalę latarkę i poszukamy jakiegoś schronienia. Stakerzy mogą sobie opowiadać o niebezpieczeństwach, ale bez światła nie damy sobie rady. Znajdziemy jakiś suchy zakątek, coś zjemy. Obejrzymy nasze rany i skaleczenie i idziemy spać. Jedna peleryna jako materac, drugą się przykryjemy.
- Najwyżej coś nas zeżre podczas snu - dodał z ponurym uśmiechem. |