Elvira wreszcie dotarła do bezpiecznego miejsca. Tu władcy z ziem Imperium nie mogli jej dosięgnąć. Wkroczyła pewnym krokiem do sali jadalnej i zaczęła się rozglądać. Widziała miejscowych patrzących obojętnie w jej kierunki i przy stoliku przy kominku.
Przy kominku na ławie siedziała rudowłosa dziewczyna, widać było, że bywalcy trzymają się od niej z daleka. Ta spokojnie żuła kawałek mięsa a w ręce trzymała ulotkę najwidoczniej próbując rozszyfrować co jest na niej napisane.
Wesinge zdjęła hełm i na jej ramiona posypały się czarne, długie włosy. W świetle ognia tańczącego w kominku było widać, że wśród prostych i falujących włosów widać gdzieniegdzie pasemka szarych włosów. Kobieta podeszła przy dźwiękach trzeszczącej z cicha skórzanej kurtki do siedzącej rudowłosej.
- Można się dosiąść?- Zapytała miłym, ciepłym głosem.
Ruda odwróciła głowę szybko niczym spłoszony ptak w lesie, w pierwszej chwili żołnierka mogła zobaczyć błysk lęku ale kiedy dziewczyna opatrzyła druga kobiete znikł.
- Zapraszam. - odpowiedziała grzecznie i przesunęła miskę z jej mięsiwem na druga stronę robiąc więcej miejsca na ławie.
- Dziękuję.- Odpowiedziała czarnowłosa wciąż patrząc na rudowłosą.
- Co tak kłopocze Ciebie? Widzę żeś z tą kartką masz problem.- Zagaiła stawiając plecak na krześle obok i samej siadając na wprost dziewczyny z burzą loków.
- Krążą plotki o pracy w klasztorze La Maisontaal, podobno dobrze płacą i jest to praca w terenie przy tworzeniu map okolicy albo pilnowaniu tych co będą je robić…- odpowiedziała kobiecie, po czym zmarszczyła nosek i dodała z lekką irytacją w głosie - … ale to tylko plotki a ja nie umiem czytać więc nawet nie wiem czy to samo jest napisane na ulotce czy ci co mi o tym powiedzieli coś pokręcili. Umiesz czytać?
Kobieta o czarnych włosach podniosła głowę i zaczęła przyglądać się kartce trzymanej w dłoniach przez rudowłosą.
- Czytać nie potrafię, ale mapy kreślić potrafię.- Kiwnęła głową po czym rozejrzała się po sali.
- Pokaż.- Wyciągnęła dłoń i gdy gdy otrzymała ogłoszenie wstała i podeszła do gospodarza.
- Co tu jest napisane gospodarzu?- Zapytała i szybko dodała. - Dwa złociste poproszę.
Gdy gospodarz potwierdził słowa rudowłosej ta wróciła do stolika stawiając piwa na stole. Jedno przed lokowaną a jedno przed sobą.
- Elvira jestem
- Rowan. - odpowiedziała, biorąc postawione przed nią piwo i unosząc w cichym toaście ku Elvirze i upijając łyk. - Powiedziałaś, że umiesz kreślić mapy. Będziesz ruszać La Maisontaal?
- Tak. W górach spędziłam większość życia i wymagania z ogłoszenia są dla mnie jak spełnieniem życzenia.- Uśmiechnęła się zadowolona i gdy odstawiła kufel po upiciu kilku łyków spojrzała na Rowan.
- A ty też zamierzasz dla mnichów pracować? Może połączymy siły?- Zapytała czarnowłosa.
- Owszem zamierzam, choć nie umiem rysować map to świetnie radzę sobie w lesie. - Rowan rzadko nawiązywała kontakty z miejscowymi. Jakimś cudem kontakt z Elwirą był dla niej na tyle przyjemnym doświadczeniem, że wizja wspólnej pracy i podróży dawała łowczyni poczucie ciepła. Było to bardzo miłe uczucie.
- Myślę, że byśmy się mogły uzupełnić. Poza tym droga do klasztoru może być dość niebezpieczna. Ciekawe czy spotkamy innych chętnych na złoto mnichów.- Zastanowiła się i poprosiła coś do jedzenia. Pogoda nie rozpieszczała a siły trzeba było uzupełnić.
- To mówisz, że w lesie czujesz się jak w domu?- Zagaiła Elvira chcąc dowiedzieć się czegoś więcej o nowej towarzyszce. Jakoś Weisinger dobrze się rozmawiało z Rowan. Może dlatego, że obydwie w podobnym świecie żyły.
- Tak, właściwie wychowałam się w nim. Mój ojciec był leśnikiem, zamiast w wiosce mieszkaliśmy w pobliskim lesie. - Dziewczyna zaczęła opowiadać o sobie wypytując o podobne rzeczy Elwirę. - Pochodzisz z imperium?
- Tak. Halheim. Wiesz gdzie to?- Odpowiedziała wojskowa i zaczęła wąchać przyniesione jadło przez jedną ze służek.
- Ojciec był sierżantem i osiadł we wsi gdy poznał moją matkę, która pracowała dla wojska jako kartograf. Tak to zdobyłam podstawy wojskowości i kartografii. Gdy zginęli rodzice musiałam zaopiekować się rodzeństwem i robiłam to co umiałam. Niestety przyszedł czas by wyruszyć w świat i oto jestem tu.- Opowiedziała pokrótce i zatopiła zęby w mięsiwie.
- A ty jak tu trafiłaś?- Zapytała po przełknięciu pierwszego kęsa.
- Kiedyś wioskę koło której mieszkaliśmy napadli bandyci, … - dziewczyna zatrzymała się w swojej wypowiedzi na dłuższą chwilę bo wymagało od niej powrotu do dawnych złych wspomnień, potrząsnęła głową - … po tym nie miałam gdzie iść, nie chciałam iść do kolejnych wiosek bo bałam się co tam zastanę więc poszłam głębiej w las. Raczej nie jestem materiałem na mieszczucha wolę otoczenie drzew. Do wiosek zachodzę kiedy czegoś potrzebuje i muszę na to zarobić.
- Rozumiem. Jak coś to ja będę gadać a Ty w dziczy będziesz prowadzić.- Uśmiechnęła się serdecznie i ciepło do Rowan.
- Wiesz czy ktoś się tą pracą już interesował? Ktoś się i kiedy wybiera? Lepiej ruszyć z nimi lub przed by nas robota nie minęła. - Dodała popijając piwem.
- Mhm mówili, że jakiś mnich będzie czekał na śmiałków o brzasku przy wyjeździe z Grunére. Wystarczy, że nie zaśpimy. - Powiedziała pewnie rudowłosa, uśmiechając się do nowej towarzyszki i popijając piwo.
- Nie wiem jak Ty, ale w moich stronach ranne wstawanie było normalnością.- Odwzajemniła uśmiech.
- Masz tu gdzieś miejsce na nocleg? Może we dwie w pokoju by jedna drugą dopilnowała?- Zapytała i wytarła usta o rękaw i rozejrzała się za gospodarzem.
Rowan zakłopotała się trochę, stan jej sakiewki nie pozwalał na takie wymyślne wygody gdyby tak było już dawno kupiłaby sobie nowy garnuszek w miejsce przeciekającego i nie musiała jechać do La Maisontaal.
- Niestety stan mojej sakiewki nie pozwoli mi na takie wygody nawet gdybyśmy się złożyły razem. - powiedziała trochę speszona dziewczyna - miała zamiar spać w stajni, albo we wspólnej sali, ale mogę rano przyjść i upewnić się że nie zaśpisz.
Elvira popatrzyła zdziwiona na dziewczynę po czym zrobiło się jej głupio i skrzywiła się nieznacznie.
- W sumie to nawet dobry pomysł na przykład do stajni na nocleg się udać. Mi wygody nie są potrzebne a w stajni pobudka raczej murowana na czas.- Dodała zerkając na gospodarza.
Na chwilę zapadła niezręczna cisza, jak to często się zdarza przy poznawaniu nowych osób z innymi doświadczeniami i nawykami życiowymi. W końcu Rowan postanowiła zmienić temat na mając nadzieje niezbyt wścibski.
- Twoje rodzeństwo...jako to jest?...
Czekając na zapadnięcie zmroku obie ‘awanturniczki’, rozmawiały. Jakże różne okazały się ich żywota, jedna jedynaczka druga z trójką rodzeństwa. Jedna wychowana w lesie druga w wsi w otoczeniu ludzi. Rowan od trzech lat mieszka głównie w lesie wśród głuszy przyrody i dzikich zwierząt a Elvira w otoczeniu ludzi mieszkających wraz z nią we wsi i domowymi zwierzętami. Rowan była cichą i niepewną osobą w towarzystwie ludzi a Elvira była w tej kwestii całkowicie inna. Postronny obserwator mógłby stwierdzić, że dziewczyny mogłyby się razem skutecznie uzupełniać na szlaku.
Kiedy wyszły do stajni Elwira pierwszy raz mogła zobaczyć dwie rzeczy rzucające się w oczy w ekwipunku Rowan. Jedna to długi łuk, choć to akurat zdarzało jej się widywać nawet u kobiet w miastach i wsiach. Drugi to obusieczny topór oburęczny, który bardziej pasował będąc dzierżony przez wojowników z północy niż młodą rudowłosą kobietę w znoszonych ubraniach podróżnych. Ktoś mógłby pomyśleć że dziewczyna nosi ten oręż dla ozdoby albo z sentymentu ale nie by go tak naprawdę używać. Natomiast Elwira w tylko trochę się w stroju różniła. Także miała podróżne ubranie pamiętające swoją świetność sprzed kilku lat. W ręce trzymała zwykłą wersję łuku a na plecach tarczę osłaniającą kołczan ze strzałami. U pasa wisiał miecz nie wyróżniający się żadnymi zdobieniami. Kurta skórzana oraz hełm trzymany w drugiej ręce były jedynymi zbrojami czarnowłosej.
Gdy jednak rozkładały się w stajni z plecaka Elvira wyjęła błyszczącą zbroję kolczą i zawiesiwszy na jednym z haków przyjrzała się jej szukając śladów uszkodzeń czy rdzy, które od razu wycierała i zabezpieczała.