Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-10-2018, 19:54   #46
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Alicja Blackwood przeglądając prasę zwracała uwagę przede wszystkim na artykuły o swoim ojcu i rodzinie Blackwoodów. Dowiedziała się z nich kilku informacji, przeczytała też rewelacje i plotki dotyczące swojej siostry Milli, o jej ciotce alkoholiczce oraz sprawach którymi żyła opinia publiczna Nowego Orleanu.

Uwagę Alicji przykuł jeden z dziennikarzy Picayune’a. Postanowiła się spotkać z panem Lovellem na obiedzie. Zadzwoniła do redakcji.
- Sebastienne, ktoś do ciebie - krzyknął Howard, samozwańczy szef działu sportowego, który przypadkiem odebrał telefon i machał teraz słuchawką by zwrócić uwagę Szwajcara, który w końcu zerknął w kierunku dziennikarza.
- Scheisse… - jęknął prawie że żałośnie.

Po powrocie z krótkiego spotkania z detektywem O’Connorem stanął do wyścigu z czasem, aby zdążyć napisać artykuł o Blackwoodzie jeszcze na dzisiejszą popołudniówkę. Peter już właściwie złożył tekst i wręcz stał nad dziennikarzem niczym kat nad duszą marudząc, że zaraz idzie z tym do drukarni i dłużej nie czeka.
Sebastienne właśnie kończył, gdy Howard zaczął się drzeć i machać telefonem.
- Słucham, o co chodzi? - Szwajcar rzucił szybko i trochę szorstko, do słuchawki.
- Och… czyżbym przeszkadzała. - Alicja pozwoliła sobie na słodki ton słysząc niechętny głos w słuchawce. - Nazywam się Alicja Blackwood i chciałabym rozmawiać z panem Sebastianem Lovellem w sprawie artykułu, który napisał o moim ojcu.
- Alicja Blackwood? - Może jeszcze przed chwilą myśli Szwajcara wciąż były przy maszynie do pisania, ale momentalnie oprzytomniał. - Ojcu? Ale… Tak, tu Sebastienne Lovell - mówił bardzo chaotycznie.
- Cieszę się. - Alicja uśmiechnęła się do słuchawki. Nie lubiła rozmawiać przez telefon były to te niekomfortowe momenty gdy nie mogła wesprzeć swojej jedwabistej barwy głosu odpowiednią oprawą wizualną i potwornie ją to irytowało. - Tak. Chciałam porozmawiać o moim ojcu. Howardzie Blackwood. Czy miałby Pan chwilę?
- Natürlich! Właśnie kończę pewien materiał. Góra kwadrans i będę w pełni do Pani dyspozycji. Gdzie i o której chce się Pani spotkać?
- Przyznaję, że od niedawna jestem w Nowym Orleanie i nie znam zbyt wielu lokali. Jeśli może Pan zaproponować jakieś miejsce do którego dotrę w kwadrans z dzielnicy Kreolskiej to z przyjemnością się pojawię.
- Zaproponuję tedy Tortorich’s, za pół godziny. Zapraszam na lekki obiad. Jeżeli nie posmakują pani serwowane tam ostrygi przyjmę każdą karę - zażartował wciąż nieco roztargniony.
- Trzymam Pana za słowo. - Alicja aż uśmiechnęła się do słuchawki. - Widzimy się wobec tego za pół godziny.
Sebastienne gapił się przez krótką chwilę w słuchawkę po zakończeniu połączenia. Powiedzieć, że był zdezorientowany, to jak rzec, że Juliusz Cezar był lekko zdziwiony, gdy pierwsze ciosy sztyletów zaczęły dziurawić jego ciało. Lovell nie rozumiał co się dzieje. Druga córka? Alicja? O co tu do cholery chodziło?!
Po tej krótkiej chwili zawiechy rzucił się desperacko do swojego biurka i maszyny do pisania. Czas gonił.



Tortorich’s, wczesne popołudnie[/right]
Alicja była Tortorich’s nieco wcześniej. Na tyle na ile pozwoliło jej na to zgarnięcie sprzętu i wpadnięcie do hotelu w celu przebrania się w strój bardziej odpowiedni na wizytę w kabarecie. Wybrała stolik, z którego dobrze widziała wnętrze ale i sama była dobrze widoczna. Jak zwykle nie obawiała się, że może zostać przeoczona.

[MEDIA]https://i.pinimg.com/564x/a2/4c/5a/a24c5aef69c6d1acb39e9f10c78cd39f.jpg[/MEDIA]


Wpadając do restauracji Szwajcar wyszarpał swój kieszonkowy zegarek by sprawdzić czy nie jest spóźniony i zaaferowany tym zapomniał o ostrożności związanej z tą czynnością. Identyczne z obu stron pokrywy wymuszały robienie tego z ostrożnym skupieniem i nadawały temu znamiona pewnego rytuału wróżby. Klapka odskoczyła i tabaka wysypała się z pojemnika na podłogę.
Pudło.
Lovell prawie że wściekły odwrócił zegarek otwierając drugą pokrywę i na cyferblacie wskazówki przekazały mu prosty komunikat: od rozmowy z Alicją Blackwood minęły 32 minuty.
Potoczył wzrokiem po sali szukając na niej samotnie siedzących kobiet. Nie miał wszak pojęcia jak wygląda córka zmarłego milionera.
Widząc wchodzącego mężczyznę Alicja uśmiechnęła się. Tak samo jak do kilku poprzednich. Do tej pory nie trafiła, ale dzięki tym delikatnym uśmiechom dorobiła się już kawy, deseru lodowego, papierosa, a nawet poznała sąsiada, który bardzo chciał jej go odpalić. Była bardzo ciekawa czy nowy gość lokalu okaże się być tym, na kogo czekała.

Sebastienne nie miał większego wyboru. Siedząca przy stoliku, piękna kobieta była jedyną siedzącą samotnie. Nie ryzykował niczym gdyby okazała się kimś innym.
- Guten Tag - powiedział podchodząc do stolika kłaniając się lekko. - Sebastienne Lovell z The Picayune, czy mam przyjemność z panną Alicją Blackwood?
- Cieszę się, że Pan dotarł już się obawiałam, że Pan o mnie zapomniał. - Alicja wygasiła papieros w popielnicy i z uśmiechem zaczekała aż mężczyzna się do niej dosiądzie. - Przez telefon brzmiał Pan jakbym go wyrwała z jakiegoś istotnego spotkania.

Nim usiadł Szwajcar ujął rękę kobiety i pochylając się ucałował wierzch dłoni.
- Będę szczery jak na spowiedzi - rzekł siadając na krześle naprzeciw Alicji. - Przepraszam za lekkie spóźnienie, musiałem skończyć artykuł o śmierci pani… ojca… Proszę wybaczyć, ale naprawdę jest Panna córką Howarda? To wręcz szokująca informacja.
- Dla mnie bardzo szokującą informacją jest fakt, że mój ojciec nie żyje. - Alicja czuła się niekomfortowo mówiąc o starym Blackwoodzie w ten sposób, ale ukryła to pod typowym dla siebie delikatnym uśmiechem. - Muszę też przyznać, że dowiedziałam się o tym z pańskiego artykułu.
- To była również dla mnie, osobiście, bardzo smutna informacja - Szwajcar rzekł szczerze i miękko. - Smutna i wstrząsająca - powtórzył z lekkim zamyśleniem. - Informacja o drugiej córce, o której nikt nigdy nie słyszał... była dla mnie sensacją. - Lovell patrzył na Alicję z ciekawością. Jego mowa ciała wskazywała, że wciąż nie do końca wierzy w rewelacje na temat ojcostwa Backwooda względem Alicji.
- Cóż nie spodziewałam się by mój ojciec chciał to rozgłaszać. - Alicja opuściła wzrok i zaczęła przesuwać palcem po pustym kubku, starając się zająć czymś dłonie. - Jest to też powód, dla którego w pierwszej kolejności widzę się z Panem, a nie z rodziną o której dopiero co się dowiedziałam.
- Rozumiem… - Dziennikarz skłamał gładko. - I bardzo mi to schlebia. - Gestem przywołał kelnera. - Musi panna jednak zdawać sobie sprawę, że z pewnością znajdą się osoby poddającę w wątpliwość panny tożsamość. - Dyplomatycznie starał się wątpliwości, które go toczyły, zrzucić na niesprecyzowalnych “ich”. - Ostrygi? - dodał pytająco gdy kelner podszedł do ich stolika. - Czegoś się panna napije?
- Skoro tak Pan zachwalał tutejsze ostrygi nie miałabym nie spróbować. Jeszcze jedna kawa byłaby cudowna. - Alicja uśmiechnęła się do kelnera po czym przeniosła wzrok z powrotem na Sebastiana. - Czy ma Pan na myśli jakieś konkretne osoby?

Sebastienne kiwnął głową kelnerowi pieczętując zamówienie. Spojrzał na Alicję wpatrując się w jej oczy.
- Konkretne? Mam na myśli wszystkich, nie wyłączając siebie. Być może jest panna córką Howarda i krzywdzące są podejrzenia, iż tak nie jest. Z drugiej strony… zmarł milioner i nagle wypływa na wierzch nieznana nikomu wcześniej jego córka. Dziedziczka fortuny.
Alicja zrobiła szczerze zaskoczoną minę, nie spodziewała się tego po staruszku. Cóż… była niemal pewna, że miał w tym swój jakiś ukryty cel.
- Nie spodziewałam, że ojciec będzie chciał mi cokolwiek zapisać. - Ponownie przybrała uśmiechniętą maskę i oparła podbródek na dłoni wpatrując się w Lovella. - Moją tożsamość może potwierdzić mój akt narodzin, a którym świętej pamięci Howard Blackwood potwierdził swoje ojcostwo, ale przyznaję że nie pomyślałam by zabrać go z Kuby.
- To błąd, ale skoro wypływając stamtąd nie wiedziała panna o śmierci Howarda, nie jest to dziwnym. Jeżeli jest panna córką Howarda Blackwooda, to nie ważne co zapisał. Czy prawnie czy czysto moralnie coś się pannie należy i w sprawy spadkowe może to wprowadzić spore zamieszanie. - Szwajcar nie spuszczał wzroku wytrzymując spojrzenie Alicji. W jego oczach coś błysnęło. - Howard nie żyje, a panna tu jest. Wynikają naturalne pytania. Nie wiem czemu panny przybycie i ujawnienie się splotło się z jego śmiercią. Co dalej? Walka o spadek? Chęć dowiedzenia się czemu zginął? Zwykła wycieczka i powrót na Kubę?

Alicja zaśmiała się cicho. Jak mogła wytłumaczyć temu człowiekowi, że gardziła pieniędzmi Howarda oraz po co?
- Ma Pan w zanadrzu bardzo dużo pytań. Może na nie odpowiem, ale sama także potrzebuję nieco informacji.
- Zjawia się piękna kobieta, znikąd… Przedstawia się jako córka zmarłego milionera i wskazuje, że potrzebuje w sobie znanych celach pewnych informacji - Lovell uśmiechnął się lekko. - Byłbym kretynem, gdybym w to wchodził. Ale matka zawsze powtarzała, że ze mnie głuptas. Jakie to informacje, na których pannie zależy?
Alicja przesunęła wzrokiem po ciele mężczyzny dając sobie chwilę do namysłu.
- Obawiam się, że będzie Pan nieco rozczarowany. Bo są to pewnie informacje, które zna każdy przebywający w Orleanie. - Podniosła wzrok ponownie zawieszając go na oczach dziennikarza. - Miał Pan okazję spotkać się z Milli i Deanną Blackwood podczas swego dochodzenia? Jestem bardzo ciekawa jakimi są osobami.
- Z panną Milli nie zdążyłem jeszcze się spotkać. Wiem o niej tyle co i inni. To osoba… hm… postępowa. - Lovell odrzekł ostrożnie. - Z wdową rozmawiałem, ale boję się, że moja opinia o niej nabyta po krótkiej rozmowie, mogłaby być niesłusznie krzywdząca. Cóż, w końcu straciła męża. Taki cios może rzutować na zachowanie.
- Postępowa? - Alicja wydała się szczerze zainteresowana tym faktem. - A jak tam sprawy spadkowe? Przyznaję iż byłam pewna że się zakończyły.
- Jeszcze nie, zamierzałem spotkać się między innymi w tej sprawie z panną Milli dzisiaj.
- Gdyby mógł Pan przy tej okazji nie wspominać o tym, że jestem w Nowym Orleanie, byłabym wdzięczna. Myślę, że spotkam się z rodziną, ale… to jeszcze odrobinę za wcześnie.

Alicja uśmiechnęła się do kelnera, który postawił przed nią ostrygi i pomału zabrała się za jedzenie.
- Odpowiadając na pańskie pytanie. Przyjechałam tu by wyjaśnić okoliczności śmierci mego ojca, głównie na prośbę mojej matki. - Uśmiechnęła się ciepło do Lovella. - Więc jeśli byłby Pan w stanie zdradzić na ten temat nieco informacji byłabym bardziej niż wdzięczna.
Lovell udał skoncentrowanie na swojej porcji.
- Panno Alicjio, tu muszę odmówić. Te informacje są ważne, a o pannie wiem, że jest panna córką Howarda… bo jedynie tak panna powiedziała. Gdybym miał szczegóły śledztwa i dzielił się nimi w takiej sytuacji, to byłbym po prostu idiotą. Matka mówiła jedynie “głuptas”, a ja szanuję jej zdanie. - Spojrzał przepraszająco na kobietę i zastanowił się lekko. - Pewien pomysł jednak mam… - Przekrzywił lekko głowę. - Wyłączność na artykuł, wywiad z Panią o ojcu. Dla zabezpieczenia naszej gazety poświadczony aktem urodzenia. Zmrużył lekko oczy na chwilę porzucając powierzchowność lekko roztargnionego dziennikarza. - Wtedy powiem co wiem i jeżeli chce panna rzeczywiście rozwikłać tę zagadkę… oferuję swoją pomoc. w dalszym śledztwie.

Alicja w ogóle nie była zrażona jego odmową. Gdyby ot tak się zgodził raczej świadczyłoby to o tym, że z tym człowiekiem nie warto współpracować. Co prawda nie spodziewała się by kogokolwiek mogła interesować jakaś przypadkowa córka Howarda, ale to Lovell wyceniał swoje usługi.
- Myślę, że to uczciwy układ. - Odłożyła sztućce kończąc posiłek i uśmiechnęła się do mężczyzny. - Wobec tego postaram się by jak najszybciej przesłano mi ten akt urodzenia by nie czuł pan, że wychodzi na głupka.
- Wunderbar. - Sebastienne otarł usta serwetką, coś błysnęło mu w oczach, a kąciki ust powędrowały lekko do góry. - Kiedy mogę liczyć na przyjemność rozmowy z panną o ojcu?
- Jeśli zależy Panu bym pojawiła się z aktem urodzenia… za pewne za kilka dni. - Alicja zrobiła minę jakby szczerze jej było przykro z tego powodu. - Skontaktuję się z matką i możemy się umówić na telefon by ustalić dokładną datę.
- Ten akt jest potrzebny właściwie jako zabezpieczenie dla publikacji. Zresztą mój redaktor naczelny wcześniej może potwierdzić istnienie takiego dokumentu telefonicznie w kubańskim urzędzie, co zresztą tenże urząd może poświadczyć za pomocą telegramu. Aczkolwiek sam dokument sie przyda. Również pani, gdyby oficjalnie poruszana była sprawa spadkowa. - Szwajcar zmrużył lekko oczy przyglądając się urodziwej rozmówczyni. - Tę rozmowę o ojcu mogę przeprowadzić wcześniej. Dziś, jutro? Kiedy panna zechce.
- Dziś muszę jeszcze popracować. - Alicja uśmiechnęła się i mrugnęła do Lovella. - Polecam się jeśli szuka Pan początkującego fotografa. - Poklepała się po torbie z aparatem, przypominając sobie, że nie wzięła własnego sprzętu z hotelu. Będzie jednak musiała się tam pojawić przez udaniem się do kabaretu. Zaśmiała się cicho osłaniając usta. - Nie. proszę się tym nie przejmować. Wywiadu mogę udzielić nawet jutro jeśli ma Pan czas, ale wolałabym to potwierdzić gdyż sporo zależy od mojej rozmowy dzisiaj wieczorem. Czy taki układ Panu odpowiada?
- Oczywiście. - Dziennikarz wyjął notes z kieszeni marynarki i coś szybko w nim napisał. - Jeżeli nie będzie mnie w redakcji… to mój domowy numer. - Równo i starannie oderwał kartkę i podał ją Alicji. Aż uśmiechnął się do siebie na tę formę ‘wizytówki’. - Mam co prawda sporo pracy, ale nic czego nie mógłbym przełożyć dostosowując się do jakiejkolwiek godziny.
Alicja przez chwilę przyglądała się z uśmiechem karteczce z numerem. Przesunęła palcami po cyfrach i podniosła wzrok na reportera.
- Ja zatrzymałam się na razie w hotelu Grunveld. Gdyby chciał się Pan ze mną skontaktować, zapewne najszybciej będzie przez recepcję. - Ostrożnie złożyła karteczkę i wsunęła ją do kieszonki w etui na aparat.
- Nie omieszkam. - Szwajcar spojrzał Alice w oczy. - Jeżeli mogę… gdzie się panna urodziła? Dam tę informację naczelnemu by mógł zacząć weryfikować panny tożsamość. Im wcześniej, tym lepiej.

Blackwood spokojnie wpatrywała się mężczyźnie w oczy. Och kusiło ją by mu nie mówić. Toż jeśli potrzyma go w niepewności, Lovell będzie stawał na rzęsach by się czegoś dowiedzieć. A ona lubiła być w centrum uwagi. Tyle że…. Zamiast w centrum uwagi tego jednego mężczyzny, mogła zwrócić na siebie oczy całego Nowego Orleanu.
- W Hawanie na Kubie. - Uśmiechnęła się ciepło. - Mam nadzieję, że szybko uda się rozwiać pańskie wątpliwości.
- To jest nas dwoje. Jestem przekonany, że to nie zajmie długo. - Szwajcar otarł usta serwetką. - Polecam nie tylko tutejsze obiady - zmienił temat na mniej zobowiązujący. - Wieczorami serwują tu inna ucztę. Dla uszu. Grają tu naprawdę świetny jazz.
- Wobec tego będę musiała tu zajrzeć także wieczorem. - Blackwood sięgnęła po kawę i upiła nieco. - Czy można tu Pana spotkać podczas takich wydarzeń?
- Staram się przychodzić tu jak najczęściej, ale różnie z tym bywa. - Jeden kącik ust Szwajcara powędrował niewiele do góry. Pochylił się lekko jakby miał zamiar zdradzić jakiś sekret.. - Miałem zamiar spędzić tu wolny wieczór i noc we wtorek. W efekcie nie dane mi było i od wtorku latam po mieście jak kot z podpalonym ogonem. - Mrugnął lekko. - Uroki wolnego zawodu nie sprzyjają duchowym ucztom.
- To nie dobrze. W życiu ważne jest to by znajdywać czas na te niewielkie przyjemności. - ALicja także nieco nachyliła się nad stołem i odezwała się konspiracyjnie. - Chyba, że dla Pana praca jest przyjemnością.
- Jest - odpowiedział nie speszony. - A jakąż pracę wybrałaby Alicja Blackwood gdyby miała łączyć ją z przyjemnością?
Blackwood zaśmiała się.
- Proszę mi mówić po prostu Alicja. - Odchyliła się do tyłu i powróciła do picia kawy. - Obawiam się jestem zbyt zmienną osobą by wytrwać zbyt długo w jednym miejscu lub zawodzie.
- Z miejsca w miejsce, zmienna jak żywioł, poruszając sobą wszystkich wokół i nie pozwalając oderwać od siebie wzroku. Samą swoją obecnością pobudzająca niepewność jak wiele zmian jej przybycie poczyni w mieście. - Lovell uniósł lekko brwi i przekrzywił głowę. - Meine Damen und Herren, oto Nowy Orlean nawiedził kolejny huragan… - Twarz niby to wyrażała zatroskanie, choć wesołość błyszcząca w oczach zadawała kłam pozie troski o miasto.

Alicja osłoniła usta gdy znów chciał się z nich wyrwać śmiech. Widać było, że Lovell miał dryg do tego co robił.
- Myślę, że nieco przecenia Pan moje możliwości. Wierzę, że to miasto nawet nie zauważy mojej obecności.
- Zauważy Alicjo - Sebastienne płynnie przeszedł na propozycję mówienia jej po imieniu. - O to proszę być spokojna - dodał dwuznacznie, nie wiadomo czy ufając w jej naturalne umiejętności skupiania na sobie uwagi, czy w siłę prasy i swój przewidywany w to swój wkład. - Proszę mi mówić po prostu Sebastienne.
- Pozostaje mi wobec tego wierzyć, że znasz się na opinii publicznej tak dobrze jak na jedzeniu. - Blackwood odstawiła pustą filiżankę po kawie. - Wszystko było przepyszne.
- Kamień z serca. - Dziennikarz udał głęboki oddech pomieszany z westchnieniem ulgi. - Choć mam nadzieję Cię jeszcze pod tym względem zaskoczyć.
- Też mam taką nadzieję. - Alicja zerknęła na wiszący w pobliżu drzwi zegar i jej mina stała się nieco poważniejsza. - Obawiam się jednak, że będę musiała uciekać do swoich obowiązków. Postaram się dać znać, kiedy będziemy się mogli spotkać, tak szybko jak tylko uda mi się coś ustalić.

Szwajcar kiwnął powoli głową i wstał od stolika.
- Czekam zatem. - Wyciągnął dłoń jak do pochwycenia dłoni Alicji i ucałowania jej na pożegnanie.
Blackwood odpowiedziała uśmiechem. Gdy mężczyzna wyprostował się przysunęła się nieco tak by Lovell mógł na nią spojrzeć z góry.
- Do zobaczenia niebawem. - Mrugnęła do reportera i wyminęła go by ruszyć z powrotem do hotelu. Miała niewiele czasu do umówionego spotkania.
- Do zobaczenia… - odrzekł dziennikarz nie wiadomo czy do Alicji czy do samego siebie. Do końca starał się ukryć jak wielkie uczyniła na nim wrażenie.

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline