Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-10-2018, 00:52   #26
Amduat
 
Amduat's Avatar
 
Reputacja: 1 Amduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=QCfCo7Hdui0[/MEDIA]
Nie tylko pierś Foxa napuchła z dumy po potyczce gladiatorów. Przez całe zawody Vesna dopingowała go gorąco z trybun, zdzierając gardło jakby brała udział w detroickim otwarciu sezonu Wyścigów. Krzyczała, gwizdała, piszczała i buczała zależnie od sytuacji, a potem zaciskała pięści obserwując sam ciężki finał… sam finał. Coś kojarzyła zamiłowania Alexa do mordobić, ale i tak… robiło wrażenie. Widziała ten jego butny wzrok którym mierzył przeciwników i zawadiacki uśmiech przyczepiony do wargi. Widziała też jak dał się pochłonąć zawodom, gdy górę wzięło jego wrodzone zamiłowanie do rywalizacji. Szło mu świetnie, z Akiro na sam koniec dali świetny popis i kiedy sędzia zakończył walkę, technik już biegła do swojego mężczyzny, roztrząsając po drodze tłum łokciami i kolanami.
Schodząc po niego na arenę puchła z dumy, pod radosną maską wariując z niepokoju. Uspokoiła się dopiero kiedy jej Runner zaległ w wielkim łożu, umyty i opatrzony, a dotarł tam dzięki uprzejmości Kristi i jej ekipy.

Panna Holden mogła zająć się interesami, jak na kobietę biznesu przystało. Z aparatem i notesem w kieszeni czuła się… dziwnie. Brakowało jej Alexa za plecami. Część jej głowy została przy nim w pokoju, chociaż wiedziała że ma najlepszą możliwą opiekę. Może właśnie przez to zamyślenie Patrick znowu ją podszedł. Znowu podskoczyła i zaraz udała że wcale nie i w ogóle jej nie wystraszył.

- Dobry wieczór. Nie czekam na nikogo skoro już jesteś - przywitała go, uśmiechając się ciepło i dygnęła na powitanie, słuchając jego gratulacji zarówno dla gangera jak i dla niej. Przy tych drugich zmarszczyła czoło… racja. Chyba też powinna być… dumna z siebie i zadowolona, ale widziała jedynie rzeczy do poprawy na drugi raz. No może oprócz konkursu jedzenia.

- Dziękuję, chciałam pokazać że ładna nie znaczy głupia - ujęła podane ramię bardziej niż chętnie, znowu czując bijące od kowboja i bardzo przyjemne ciepło - Alex świetnie się spisał… prawda. Co jak co, ale walczy jak lew. Kiedyś śmiał się, że gdy się urodził trzymał już kosę w łapie - parsknęła trochę rozczulona, ale dość szybko przypomniała sobie z kim teraz przebywa - Kristi to moja kumpela, jeszcze z Det - wyjaśniła z niewinną minką, patrząc do góry aby zobaczyć twarz pod kapeluszem - Nawet tak prosta miejska dziewucha jak ja ma czasem tyle farta aby otrzeć się o prawdziwą, wielka gwiazdę - powiedziała poważnie i dodała z figlarnym uśmiechem - Czy to w wannie, czy w kamperze… a jak tobie minął dzień? Nie wyglądasz na zmęczonego. Trochę się obawiałam, że za bardzo… przeciągnęliśmy przejażdżkę. Było tak miło… czas jakoś przestał się liczyć - ścisnęła mocniej ujmowane ramię i dorzuciła szeptem - Dziś już nie jestem tak roztrzepana z garderobą.

- Doprawdy? -
brwi kowboja uniosły się do góry gdy słuchał co mówiła z żywym zainteresowaniem. - I z tą garderobą to mam sprawdzić dzisiejszej nocy? - zapytał przesuwając wzrokiem po jej sylwetce i sądząc po spojrzeniu chętny był na takie czy inne sprawdzanie idącej obok kobiety. Czy to tej jej sylwetki czy garderoby. A w międzyczasie Vesna wyczuwała, że znajomości czy nawet poufałości jaką ją obdarzała sławna blondwłosa gwiazda chyba jej może trochę zazdrościł i robiło to na nim jakieś wrażenie. W końcu nie każdy mógł się wozić po mieście z Kristin Black w zestawie. A tu jeszcze mówiła o jakiś wannach i kamperach w tym zestawie.

- Czy sprawdzać… nie ukrywam, że byłoby to niezmiernie miłe, gdybyś zgodził się poświęcić czas oraz odrobinę uwagi podrzędnemu mechanikowi z jakiejś tam zapyziałej dziury na północy. - westchnęła ciężko, a nawet bardzo, robiąc do tego zamyśloną minę - Oczywiście jeżeli czujesz się na siłach, nie potrzebujesz odespać zeszło nocnego szkolenia. Zrozumiem, w końcu jesteśmy tylko ludźmi, a w przeciwieństwie do mnie zapewne przez większość dnia ciężko pracowałeś, zamiast obijać się po domach publicznych… - wydęła usta i zamrugała szybko - I innych przybytkach nie do końca renomowanych, chociaż na pewno rozpoznawalnych w tym pięknym mieście. Poza tym nie odpowiedziałeś na moje pytanie - przypomniała.

- Mój dzień? Festyniarsko. - odparł z lekkim uśmiechem rozbawienia. Szli spokojnie ulicą, wciąż jeszcze zamkniętą dla ruchu pojazdów a co chwila ktoś ich mijał albo wyprzedzał. Wyglądali pewnie na kolejną parę jaka gdzieś zmierza tego wieczoru.

- A mój czas. - zaczął kolejny, chyba znacznie dla niego przyjemniejszy wątek. - Planowałem po aukcji zostać w klubie na koncercie. Chyba, że szef coś nam wymyśli. Jak nie no to zostanę. Więc może pomożemy sobie nawzajem? Nie mam partnerki na ten koncert. Może jakby taka pani mechanik znalazła czas tego wieczoru aby pójść na koncert z takim jednym kowbojem to potem on by mógł jej pomóc w kwestiach tej garderoby. Co ty na to? - zaproponował jej swobodnym tonem uśmiechając się ciepło choć oszczędnie.

- Festyniarsko… czyli byłeś na festynie, nie tylko na walkach. Wiesz o rozmowie z Miller. - popatrzyła na niego uważnie, mrużąc oczy - Czy przez przypadek oczywiście mnie nie śledziłeś? Mam zacząć się czuć osaczona? Jak w zaciskającej się pętli lassa - koniec powiedziała niskim, chrypliwym głosem. Miała znowu okazję patrzeć w te jego hipnotyzujące oczy które ją rozpraszały. Potrząsnęła głową i mówiła dalej - Myślę, że pewna mechanik może wspomóc takiego jednego kowboja w kwestii towarzystwa na koncercie… a potem spaceru pod księżycem. O ile rzeczony kowboj odwiezie ją potem pod “Fleurs du Mar” w jednym kawałku - wyłożyła swoje warunki… i przeszła do interesów -Powiedz, co wiesz o ludziach z CSA? Kto nimi dowodzi? Zapisałeś się już do tej ekipy na czołg? Jeśli jeszcze nie… chyba mam dla ciebie propozycję.

- Tak? Ty dla mnie? A to ciekawe.
- Teksańczyk był wyraźnie zaintrygowany gdy chodziło o propozycję związaną z owym wojennym czymś gdzieś daleko stąd na co wszyscy chyba mieli ochotę dostać w swoje ręce.

- Myślę, że w kwestii koncertu i po jesteśmy ugadani a detale ustalimy po drodze i na miejscu. - powiedział rozglądając się po ulicy i nagle łagodnie przekierował ją jak w tańcu wokół swojej osi tak, że oparła się plecami o wnękę w jakichś drzwiach a on stanął przed nią.

- A z tym śledzeniem no nie żartuj. My, zwykłe chłopaki z Teksasu jak już to śledzimy kogoś kto nam zwędził bydło albo coś innego. A jak mamy do kogoś sprawę to idziemy do niego albo do niej z tą sprawą. - wyjaśnił trochę rozbawiony pomysłem Vesny. Teraz gdy stali naprzeciw siebie znów mogli się na spokojnie podziwiać wzrokiem. Kowboj oparł się ramieniem o framugę trochę przy głowie detroickiej mechanik.

- A wiem co się działo rano bo spotkałem Sharon i mi opowiedziała jak było z tą Millard i w ogóle. Bo ja wtedy jeszcze spałem w najlepsze. - przyznał się z prostotą i szczerością z jaką w jej rodzimym mieście został uznany albo za frajera albo za bardzo pewnego siebie cwaniaka.

- No a co masz za propozycję? Z tym czołgiem. Zgłosiłem się bo okazja zarobić coś większego a z tych co się tu kręcą no chyba najbardziej mi po drodze. Gadałem z szefową, nie będzie robić mi problemów za taki wypad za miasto. A czemu pytasz? - zapytał gdy wolną ręką zaczął bez pośpiechu przesuwać palcami po jej opadających, ciemnych włosach. I trochę obniżył głowę skracając odległość między swoją a jej twarzą.

- Mężczyźni… zawsze tak się spieszycie - westchnęła zablokowana między nim, a ścianą za plecami. Zrobiło się gorąco, wredna pamięć podesłała jej flashback z nocnych zmagań i serce zabiło szybciej. Zdradziecki kawałek mięsa…

- Chciałam przypomnieć, że zjadłam ci prawie wszystkie kanapki. I kurczaka. No i jabłka - zrobiła poważną minę do niepoważnych słów - Zamach na twoje dobra, a że kanapka z wołowiną to chyba możemy to podciągnąć pod kradzież bydła - powiedziała z namysłem i wsadziła mu dłonie pod kurtkę na wysokości żeber - Niech będzie, wierzę że nie jesteś stalkerem. Jeżeli zaś chodzi o propozycję… chciałam żebyś zaprowadził mnie do tego który dowodzi CSA. Miałam zamiar zgłosić swoją ekipę. Siebie, Alexa… i ciebie - popatrzyła do góry mówiąc prawie z ustami na jego ustach - Przez weekend po to się pokazywaliśmy, między innymi. Najlepsi w wyścigach, strzelaniu, mechanice, pamięci… i jako paramedycy, albo finaliści walk gladiatorów. Bo ciebie znają, wiedzą co umiesz. Wygrać rodeo między innymi - uśmiechnęła się szeroko - Uzupełniamy się. Alex umie obsługiwać każdy rodzaj broni od pięści po snajperki, prowadzić furę z zamkniętymi oczami. W puli są też materiały wybuchowe, kierowanie maszynami… rodzaju czołgów, albo kutrów. Ciężkim sprzętem - wzruszyła ramionami - Ty za to znasz się na przetrzymaniu w terenie. Kowboje to umieją, często nocują pod chmurką gnając stada… i pamiętam co mówiłeś - zrobiła się poważna - Że chcesz odłożyć coś ekstra i nie wracać do domu z pustymi rękami. Dlatego pomyślałam czy może chciałbyś do nas dołączyć i zgłosić w trójkącie. Po to chcę pogadać z tym kto zarządza Teksańczykami… i na wstęp mam prezent. - nabrała powietrza i zdecydowała na szczerość - Aukcja droga zabawa. Ktoś sporo zaoszczędzi dostając mapę razem z wytycznymi od samego Duranda… przed aukcją. A tak się składa że i mapę i notatki mam już teraz.

Skoro ona użyła na nim swoich dłoni on użył swoich na niej. Położył je na jej biodrach a potem przesunął ku tyłowi co przez cienką sukienkę czuła bardzo dobrze. Następnie właściwie objął ją przyciskając do siebie. Teraz już w ogóle wyglądali pewnie jak jakaś para co ma się bardzo ku sobie ale jeszcze bez otwartości. A on skrócił dystans do jej twarzy jeszcze bardziej, żeby ją pocałować.

- Ciekawa propozycja. - powiedział gdy tylko trochę oddalił swoją twarz na tyle aby mogli na siebie patrzeć i swobodnie rozmawiać. Ale dalej ją trzymał tuż przed sobą zupełnie jakby byli zgraną parą. - Ale w takim trójkącie jak mówisz co z Alexem? Wydaje się… - Teksańczyk szukał przez chwilę odpowiedniego określenia nieco bujając przy tym głową w kapeluszu. - Dość impulsywny i bardzo żywiołowy. Przynajmniej takie odniosłem wrażenie gdy był w pobliżu. - Teksańczyk chyba obawiał się potencjalnego konfliktu w takim trio i widocznie spodziewał się, że inicjatorem może być ten drugi facet.

- A całej grupie przewodzi Mechler. Robert Mechler. Bywał już w Nice City ale dotąd znałem go tylko z widzenia. Wiem, że mówią o nas rednecki ale wiesz mi nie znamy każdego typa z sąsiedniego hrabstwa nie mówiąc o całym dawnym stanie. - uśmiechnął się łagodnie gdy pewnie też znał te plotki o zaściankowości i zacofaniu krainy z jakiej pochodził.

- Mogę cię przedstawić. Nawet teraz. Zawiozę cię. Ale jeśli mamy robić ze sobą umowy to chciałbym zobaczyć tą mapę. No i mogę cię zawieźć, przedstawić, poręczyć no ale to Mechler jest szefem. Ale miło by było być z tobą w jednym zespole. - trochę spoważniał chociaż na koniec gdy mówił o tej współpracy z nią znów się uśmiechnął. I puścił ją cofając się o pół kroku aby mogła pokazać mu tą mapę którą miała mieć przy sobie.

- Powiedz… a nie próbujesz mnie właśnie wyfrajerzyć? - odezwała się z wrodzoną, detroicką podejrzliwością, ale wyjęła telefon i zaczęła go włączać - Takiej naiwnej, głupiej i napalonej gówniary, którą zbajerowałeś dla profitu? Bo co ci szkodzi zabrać takiej coś siłą?

- Zabrać coś siłą? O tak?
- kowboj roześmiał się ironicznie i bez większego trudu zabrał z dłoni Vesny telefon jaki sprezentowała jej Kristin. Kowboj pomachał zdobyczą nieco nad głową Holden ale dalej chyba traktował to jak jakiś żart. - I wyfrajerzyć napaloną gówniarę? - zapytał i wrócił o krok obniżając głowę. Wydawało się, że znów chce ją pocałować ale on sięgnął dłonią niżej, szarpnął i pchnął drzwi które wydawały się ciemne i mroczne. Jakiś pustostan albo ciemna klatka schodowa trochę trudno było się zorientować w panujących tutaj ciemnościach. Wepchnął tam dziewczynę i sam wszedł do środka zaraz potem przymykając za sobą drzwi. Poza bladym światłem odpalonego ekraniku telefonu było całkiem ciemno. Ale w tym bladym świetle wystarczająco było widać kontury ciał i najważniejsze elementy sylwetek. Vesna wyczuwała jego nagle przyśpieszony oddech i poczuła jego dłonie na swoim ciele. Chciwie przesuwające się po jej sylwetce. Do tego zaraz dołączyły się jego usta szukające jej ust. - No to sprawdźmy jak bardzo napalonej. - wymruczał mężczyzna zanim zaczął ją całować w tych warunkach.

Mieli iść do Mechlera, załatwić biznes do końca. Mieli zająć się ważnymi sprawami, dobrać… dograć szczegóły zanim zacznie sie aukcja. Vesna miała… chyba miała zrobić coś ważnego, tak… ale co to było? Nie szło przywrócić pamięci z Patrickiem w natarciu. Nie wiadomo jak i kiedy niewinna rozmowa zmieniła się w rozmowę za którą Kaya pewnie i jej kazałaby chodzić na czworaka ze smyczą w zębach. Za to karygodne zachowanie.
Usta znalazły się szybko, prawie tak szybko ja ręce technik szarpnęły koszulę kowboja, rozpinają ja siłą bez myślenia o guzikach.

- Nie mamy za dużo czasu! Aukcja niedługo się zacznie. - kowboj też chyba pomyślał o czymś podobnie jak kobieta jaką całował i jaka całowała jego. Dłonie po omacku prawie zaczęły wyzwalać kobietę z krępującej jej ciało sukienki i gdy ta zjechała z góry zatrzymując się na pasku aby odsłonić nagrodzone wczoraj tytułem miss wdzięki to jego dłonie natychmiast zaczęły badanie tych rejonów. Musiały jeszcze tylko pozbyć się stanika. Z drugiej strony, facet też niecierpliwił się i próbował wsadzić dłoń pod sukienkę. Trafiła na gładkie uda Vesny i od razu przesunęły się wyżej natrafiając na dolną bieliznę.

- No rzeczywiście masz co trzeba i gdzie trzeba. - Patrick wysapał z trochę żartobliwym tonem i znów przyszpilił ją między siebie a ścianą. Całował ją mocno i zdecydowanie a dłonie równie chciwie penetrowały zakamarki jej ciała.

- Mam, ale musisz się postarać żeby to dostać - syknęła ponaglająco, szarpiąc za pasek od jego spodni. Rozpięła go nerwowymi ruchami, guzik i suwak też. Spieszyła się, wiedziała jak mało mieli czasu… a jeśli ktoś wejdzie i ich nakryje? Niepewność i kroki na ulicy, zaraz obok za cienką drewnianą ścianką jeszcze bardziej podgrzewały atmosferę.
- Wariat - parsknęła mu w twarz kiedy przerwali na chwilę całowanie. Brzmiało podejrzanie pochwalnie.

- Bardziej? A miała być młoda i napalona a tu z jakimiś wymaganiami nagle wyskakuje. - Teksańczyk zrewanżował jej się podobnym utyskiwaniem o dość ironicznej wymowie. Ustami i dłońmi zaczął zjeżdżać w dół. Do rozedrganych, medalowych piersi dziewczyny, do spazmatycznie oddychającego brzucha aż w końcu poczuła jak podwija przód jej sukienki i zaczyna śmiało sobie poczynać. Na jej udach i między nimi. Tylko ten tym razem ubrany element bielizny trochę blokował pole manewru ale sprytne kowbojskie palce poradziły sobie i z tą przeszkodą. A potem zaczęły zsuwać ją w dół jej nóg odsłaniając to najciekawsze miejsce do swobodnego dostępu.

Technik poczekała aż zdejmie swoje obiecane trofeum i była nawet tak miła że podniosła najpierw jedna, a potem drugą nogę żeby mógł je podnieść, ale gdy wyprostował plecy to głowę miał akurat i przypadkowo w bardzo odpowiednim położeniu.
- Nie marudź - sapnęła, podnosząc nogę tak że przełożyła ją na plecy klęczącego. Dłonią pstryknęła go w kapelusz, zrzucając go na ziemię - Trzeba mieć standardy - mruknęła przez urywany oddech łapiąc go za włosy i wymownie przyciągając jego głowę do swoich bioder.

Dał się zaskoczyć temu nagłemu ruchowi po ciemku ale przyjął te wyzwanie od nocnej kochanki. Klęknął ponownie przed nią i zabrał się do czynienia przyjemności im obojgu. Zamarł na chwilę gdy z zewnątrz doszły ich zbliżające się kroki i głosy. Ktoś szedł i głośno rozmawiał chyba dwóch facetów. Kowboj zamarł pewnie nasłuchując chociaż pod sukienką kobieta czuła jak mimo to nadal powoli ale jego palce kontynuują na tym jej wrażliwym miejscu swoje manewry. On chyba koncentrował się aby nie oddychać zbyt szybko i głośno i ona też musiała zacisnąć szczęki aby sobie pomóc w tym samym.

Faceci przeszli dalej nie zwracając uwagi na ledwo przymknięte nocą drzwi. Gdy ich ucichły Patrick wyprostował się i znów wracając szlakiem swoich ust po uwolnionym z ubrania ciele partnerki aż do jej ust. Nachylił się jeszcze trochę, trochę po manewrował i zaraz potem ona ledwo czuła jak plecami rytmicznie szoruje o przyjemnie płaską, chłodną ścianę a od przodu ma jego żywe, gorące ciało.

Ruchy mężczyzny wymuszały rytmiczny ruch obu ciał i wciąż musieli się kontrolować aby nie zdradzić swojej obecności przypadkowym przechodniom. Kobieta odkryła, że w pobliżu coś było, może stopień, może porzucona belka czy cokolwiek podobnego. Grunt, że dało się na tym postawić stopę by ułatwić im obojgu współpracę. I wreszcie doszli do finałowego momentu tej wieczornej rozmowy w ciemnościach. On wciąż stojąc odetchnął wreszcie z ulgą i opadł na nią składając swoje czoło go jej czoła i całując ją w usta obejmując przy tym dłońmi jej głowę. Już po. Krótko, szaleńczo, bez wahania i zastanowienia. Skończyło się zanim się obejrzeli a i tak czuli się jakby dzielili jakąś tajemnicę. Nagle zaśmiał się cicho.

- Cholera. Rzuciłem gdzieś ten telefon. Mam zapalniczkę, zaraz poszukam. Zaraz, za chwilę… - mówił jeszcze trochę półprzytomnie i z trudem gdy chyba sobie uzmysłowił, że od nie wiadomo kiedy ma obie ręce wolne. No a ten telefon pewnie gdzieś był to obok nich ale ekran dawno zgasł więc trzeba było go poszukać.

Holden też nie wiedziała od kiedy zaczął używać na niej obu rąk, ale brak małego urządzenia szybko ją otrzeźwił. Tylko ciało nie chciało współpracować, ciągle przechodząc ostatnie fazy ich szybkiego numeru i jego następstwa.
- Chłopu… coś dać - parsknęła ciągle jeszcze oddychając ciężko. Próbowała poprawić sukienkę, ale dała sobie z tym spokój i też zaczęła się rozglądać po ziemi - Na pewno nie jesteś z Det?

- No tak coś mi świta. A ty nie jesteś jakąś zagubioną, pełnokrwistą klaczą z Teksasu?
- zapytał zostając w pionie ale dzięki temu po chwili pstryknął zapalniczką. Płomyk chociaż wątły dał na tyle światła aby rozproszyć mrok w promieniu kilku kroków. Okazało się, że to początek jakiegoś korytarza i to mocno zawalony jakimiś śmieciami, paletami, gruzem a to na czym Vesna trzymała nogę okazało się kanciastym, plastikowym kubłem na śmieci. No i telefon też się znalazł. Leżał ledwo ze dwa kroki od nich. - Chciałbym mieć jakieś twoje zdjęcie. - powiedział nieoczekiwanie gdy przyglądał się jej trzymając zapalniczkę jak sięga w tej mocno w tej chwili rozchełstanej sukience po ten skarb złapany na telefonie. Sam schylił się i podniósł jej biustonosz podając jej go również.

- Zdjęcia są niebezpieczne - przyjęła zgubiony fragment garderoby i srebrny telefon. Stanik i smartfon… ciekawy duet. - Co chciałbyś żeby na takim zdjęciu było? Portret? Sylwetka? - zrobiła parę kroków do przodu żeby stanąć tuż przed nim i tam doprowadzać się do porządku - W ubraniu czy bez? I wiesz że to działa w dwie strony? Ty coś dostajesz, ja coś dostaję… zdjęcie. Po aukcji, na spacerze. Wtedy pomyślimy co, jak i w jakiej pozycji sfotografować - uśmiechnęła się, całując go krótko w usta.

- Bez ubrania? Dałabyś mi jakąś swoją fotę bez ubrania? - zgasił zapalniczkę więc obraz zniknął. Ale i tak bez trudu dostrzegła zafascynowanie i niedowierzanie tym pomysłem. Sądząc po odgłosach też poprawiał swoje ubranie no ale miał znacznie mniej do poprawiania. - Chcesz to mi zrób. Ale ja nie mam czym. Poszukam czegoś na mieście. - powiedział otwierając drzwi i wychodząc znowu na ulicę. Teraz po tym mrocznym przystanku w czeluściach domu, półmrok wieczora wydawał się całkiem jasny i znośny. Zostało jeszcze trochę poprawić ubiór, twarz czy włosy i można było znowu wyglądać jak dość przeciętnie wyglądająca para przypadkowych przechodniów.

- Chodźmy, podjedziemy do “Siodła”. - powiedział wskazując brodą gdzieś przed siebie.

Przeszli za róg i mijali kolejną parę gdy ci zamiast ich minąć zatrzymali ich.
- O! Zobacz Marty! To jest ta kumpela Kristin Black z Detroit! - zawołała roześmiana dziewczyna machając do nich ręką.

- A cholera rzeczywiście! - facet teraz gdy zwróciła mu uwagę też ją widocznie rozpoznał. - A to nie ty wygrałeś te rodeo w piątek? Tak to ty! No stary ale dałeś czadu na tym byku! - Marty z kolei skojarzył Teksańczyka i też poklepał go przyjaźnie po ramieniu składając mu gratulacje.

Technik uśmiechała się wesoło, myśląc tylko o tym czy wygląd jej albo Patricka sugeruje niedawną schadzkę. Jeszcze tego brakowało żeby po mieście zaczęły krążyć plotki że mają się ku sobie. Akurat kiedy Alex leży niedysponowany. Pozapinali wszystkie guziki, sprzączki i paski? Nie zostawili na sobie widocznych oznak niedawnego szybkiego numerku? Oby nie…
- Oj tak, jest świetny w ujeżdżaniu. Pokazał klasę - powiedziała lekkim tonem, starając się nie wyglądać jak ktoś kto bardzo się spieszy - Ale teraz niestety muszę go porwać. Patrick… będziesz tak miły i pomożesz mi z dotarciem do celu? Nie jestem tutejsza i kiepsko u mnie z nocną orientacją w terenie, a nie chcę się zgubić i spóźnić na koncert. Kristin byłoby smutno - skrzywiła się.

- O, też idziecie na koncert? No to może się tam spotkamy! Dacie sobie postawić drinka? - zapytał facet chyba jeszcze bardziej ucieszony, że mają te same hobby.

- O tak, byłoby nam bardzo przyjemnie! I jak was nie spotkamy to i tak wypijemy wasze zdrowie. I za Kristin! Ona jest cudowna! - zawołała równie wesoło dziewczyna machając niefrasobliwie ręką i też wydawała się już trochę wstawiona tak samo jak jej towarzysz chociaż nadal wydawali się kontaktować całkiem nieźle a oczy mogły im błyszczeć z emocji, wcześniejszych konkursów albo czegokolwiek innego.

- No to może się tam spotkamy. - zgodził się Patrick pokazowo podając ramię partnerce aby mogła je złapać i ruszyć dalej razem. Panowie uchylili sobie kapelusza na pożegnanie i obie strony rozeszły się.

Po paru krokach doszedł ich nieco pretensjonalny i podszyty irytacją głos Marty’ego.
- Nie gapiłem się jej na cycki! Zresztą o co ci chodzi, Kristin też mówiła, że się na nie gapi! - dorzucił jakby się tłumaczył. Patrick spojrzał z ukosa na rzeczony element skryty za sukienką i biustonoszem i roześmiał się cicho na taki spóźniony komentarz. Doszli do kolejnego rogu i tam kowboj poszedł do swojego konia, chyba tego samego co miał go wczoraj. Odwiązał go, wsiadł sprawnie na siodło i znowu schylił się oraz wyciągnął rękę aby pasażerka mogła na niego wsiąść.

Technik nie wyglądała na specjalnie zadowoloną z konieczności jazdy na chabecie. Westchnęła boleśnie, przyjmując pomoc i tak jak zeszłej nocy, dała się usadzić przed kowbojem.
- Znowu ta niewygodna fura. Nie możesz skombinować czegoś z wygodniejszymi fotelami, alufelgami, bagażnikiem… i ckmem na dachu? - powiedziała tonem skargi na zły los i niewygody.

- Pewnie bym mógł. - zgodził się grzecznie jeździec w kapeluszu ruszając spokojnie ulicą. - Ale nie chcę. I ta fura mi się podoba. Może pomyślisz o własnej? Czysta frajda. Podszkolę cię w jeździe, nawet w galopie jeśli trzeba. - rzekł zadowolony z siebie kowboj czerpiąc przyjemność i z jazdy i z kobiecego ciała przed sobą. Znowu ujął lejce jedną ręką a drugą trzymał kibić kobiety. I w tym stylu dojechali w pobliże stajni, tam gdzie w piątek toczyła się większość konnych konkursów.

“Płonące Siodło” Vesna widziała właśnie w piątek ale tylko od zewnątrz. Wydawała się być centrum kowbojskiego życia a i same stajnie były po drugiej stronie ulicy. Knajpa zdawała się tętnić życiem jak pewnie każdy popularniejszy lokal w tym mieście o tej porze.

Patrick uwiązał konia do palika i razem z brunetką w jasnej sukience wszedł do środka. Tam na chwilę stanął rozglądając się po lokalu a w końcu złowił wzrokiem kogo trzeba. Dał znać by kobieta ruszyła za nim i podszedł do jakiegoś stolika zajętego przez różnych mężczyzn ubranych po kowbojsku.
- Cześć Patrick! Przyprowadziłeś nam mokrą kumpelę Kristin? - zawołał przyjaźnie jeden z nich skłaniając się jej lekko podobnie jak i inni. Wszyscy roześmieli się chwilę i żartowali ciekawi co ona tu robi i czemu ich kolega ją przyprowadził. On zaś poprosił jednego z nich, już z pokolenie starszego od niej i od większości przy stoliku na rozmowę. Wstępnie wyjaśnił, że chodzi o czołg i, że Vesna ma pewną propozycję. A on sam uważa, że wartą wysłuchania. Zaintrygowany szef ekipy Teksańczyków zgodził się i poszli na górę do wynajmowanego pokoju.

- Dobra, to co to za tajemnicza sprawa z tym czołgiem? - zapytał kładąc ręce na biodrach i patrząc na swoich gości a głównie na kobietę która wedle słów Patricka miała być główną oferentką w tej sprawie.

Kobieta za to popatrzyła na Patricka, a potem już skupiła się na tym ważniejszym.
- Dziękuję że zechciał pan poświęcić parę minut, mimo później pory. Aukcja niedługo się zaczyna, nie zajmę panu długo - uśmiechnęła się jakoś z psotnym odcieniem i zmieniła minę na uprzejmie poważną - Czołg jest daleko, w bardzo trudnym terenie. Dotarcie do niego, wydostanie z błota, uruchomienie i jeszcze doprowadzenie do miasta, a potem do Teksasu będzie bardzo kosztownym manewrem. Potrzebuje pan też ludzi, specjalistów, a tak się składa że razem z Alexem i Patrickiem aktualnie poszukujemy zajęcia. Co prawda cenimy się, jeśli chodzi o nasze umiejętności, ale uważam że jesteśmy warci tej ceny. Może pan słyszał, jesteśmy w mieście od paru dni. Alex, mój chłopak, walczył dziś na arenie i zajął drugie miejsce. Przedtem zgarnął pierwsze miejsce w strzelaniu, w mud race… i paru innych konkurencjach. Ja oprócz mokrego podkoszulka wygrałam testy pamięciowe, techniczne, pierwszej pomocy… i też jeszcze coś - machnęła ręką jakby reszta nie była aż tak istotna - Oczywiście przyjacielskie zmagania na dożynkach można traktować z przymrużeniem oka, ale z drugiej strony nikt lepszy się nie trafił… a to tylko początek. Czołg trzeba przyprowadzić, wcześniej zobaczyć w jakim jest stanie no i naprawić. Żaden problem - uciekła spojrzeniem do młodszego kowboja na chwilę - Patrickowi udało się… nas przekonać, że teksańska sprawa jest nam po drodze. Tak więc jesteśmy - rozłożyła trochę ramiona żeby mężczyzna mógł ją zobaczyć lepiej.

- A w ramach… gestu dobrej woli - uśmiechnęła się czarująco, wyjmując telefon i notes. Położyła jedno na drugim - Federaci, NYA, Vegas… każdy chce mapę monsieur Duranda. Osiągnie niebotycznie wysoką cenę. Jej kupno nadszarpnie budżet grupy która wygra, ale za to da jej porządną dawkę informacji… a jak mówiłam całe przedsięwzięcie i tak jest drogie - uśmiech nabrał cieplejszych barw - Dlaczego więc nie zaoszczędzić na aukcji, w zamian podnosząc stawkę swoim ludziom? Dobrze opłacany człowiek lepiej przykłada się do pracy… albo chętniej ją podejmuje - popatrzyła na komplet trzymany w dłoni - To możliwe jeśli przed aukcją ma się już wiedzę na temat lokalizacji czołgu. Mapę Duranda i jego wskazówki jak dojechać do celu. Tak się przypadkiem złożyło, że po południu razem z moja kumpelą Kristin wpadłyśmy do niego na herbatę - skończyła z wymownym uśmiechem.

Kowboje odwzajemnili uśmiech ale im starszy tym bardziej oszczędny. Patrick pokiwał głową z raz czy dwa gdy potwierdziła słowa albo intencje brunetki ale szef ekipy CSA był ostrożny i sceptyczny. Pokiwał głową gdy Vesna przypominała o udziale swoim i Alexa w konkursach więc wydawało się, że chociaż o części z nich jeśli nie widział to chociaż słyszał i kojarzy.

Wziął podany notes i telefon jakby miały go zaatakować. Najpierw uruchomił telefon i z uwagą obejrzał zdjęcia mapy zrobionej kilka godzin temu w domu starego podróżnika. Potem czytał notatki w notesie i znów porównywał je z mapą na telefonie. Badał tak oba źródła dobrą chwilę jaką można było wypalić w zdenerwowaniu z pół papierosa albo i całego. W końcu zaczął stukać notesem o telefon przygryzając wargi w zastanowieniu.

- Wszystko brzmi pięknie i sensownie. O ile to by była prawda. - powiedział w końcu obserwując sylwetkę i twarz brunetki.

- Daj spokój, przecież ona… - Patrick wtrącił się wreszcie ale szef nie dał mu dokończyć.

- Jak długo ją znasz Patrick? Jak dobrze? Zastanów się. - zwrócił się do młodszego kowboja z wyraźną wątpliwością w głosie. - Być może jest dokładnie tak jak ona mówi. Ale zastanów się. Jeśli to podpucha? I ona pracuje do kogoś innego? No to sami się wysiudamy z siodła nie idąc na akcję. - powiedział z zastanowieniem facet który odpowiadał za całą, teksańską wyprawę i przyprowadzenie utopionego w bagnie złomu na drugi koniec Teksasu.

- Ja tam jej wierzę. - Patrick spojrzał na Vesnę wzruszając do tego ramionami.

- Bo ty możesz sobie pozwolić na wiarę. Najwyżej wrócisz z kasą jak za każdą inną eskortę. Ale to mnie w domu powieszą za jaja jak się dam wyrolować jakiejś dziewczynie. - Mechler zripostował szybko słowa młodszego kowboja i wyraźnie intensywnie myślał co z tymi rewelacjami zrobić. - Dobrze, Vesno, powiedz mi, no sama widzisz, że no to aż zbyt piękne aby sobie lekko przyjąć. Czy masz coś jeszcze na potwierdzenie? Bo wiesz, tak naprawdę to jest papier który przyjmie każde litery a tutaj jest zdjęcie jakiejś mapy z zaznaczonym krzyżykiem. Tylko to wcale nie musi być krzyżyk z tym całym czołgiem. A co pechowo się składa dopiero mając tą aukcyjną mapę będzie można te dwie mapy porównać. No a żeby mieć aukcyjną mapę trzeba wygrać aukcję czyli zapłacić za nią sporo. Więc jak widzisz trochę takie błędne koło. Dlatego pytam czy masz coś jeszcze co by jakoś mogło potwierdzić wersję, że to nie ściema. - facet był poważny i rozmawiał poważnie o poważnych sprawach. Powiedział swoje i teraz czekał jak na to zareaguje właścicielka owych rewelacyjnych dowodów jakie trzymał właśnie w ręku.

Technik kiwała głową wciąż z tym uprzejmym uśmiechem, powstrzymując komentarz odnośnie znajomości z Patrickiem, jej długości, głębokości…
- Monsieur Durand ma dwie mapy. Ta jest jego prywatna - pokazała brodą na telefon - Na aukcji pójdzie kopia. Niefortunnie mówił że pewnie oryginał zachowa sobie - rozłożyła bezradnie ramiona które szybko do niej wróciły, chociaż miny nie zmieniła - On też musi zarobić na emeryturę, szczególnie teraz kiedy został kaleką. Dlatego nie chodzi o to aby pan nie szedł na aukcję, ale poszedł na nią i udawał że zażarcie walczy. - zaczęła wyjaśniać - Nie przekonam na słowo, że to oryginał. Za dużo ma pan do stracenia, rozumiem sceptyczność. Aukcja odbywa się w Blue Star, tam gdzie później koncert Kristi. W moje słowa można wątpić bo jestem z zewnątrz. Chce pan potwierdzenia? Proszę spytać Kristin Black co to jest - wskazała na telefon i notes - Nie trzeba wspominać od kogo to pan ma. Ona nie jest żadną ze stron, nie interesuje jej ten czołg. Jest już w klubie, pojechała się przygotować, a ja pojechałam tutaj. Okaże się, że to ściema, - wzruszyła ramionami - Aukcja panu nie ucieknie. Ale pytanie co jeśli jednak mówię prawdę i to jest to, czym mówię że jest? - zapytała unosząc brew.

- Kristin Black? Dobrze, zapytajmy Kristin Black. - Mechler nagle zgodził się i ten pomysł widać mu przypadł do gustu. Schował telefon i notes do kieszeni spodni i dał znać, że czas opuścić lokal. Dalej poszło już dość szybko. Zejście po schodach i powrót do głównej sali, danie hasła do wymarszu, zgarnięcie pozostałych ludzi z grupy i znów szus na koński grzbiet. Tym razem raźnym tempem przejeżdżali całą grupą przez rozbawione miasto i dało się poczuć jakąś więź wspólnoty jak w jakiejś bandzie czy gangu. Co prawda Teksańczycy nie byli tak bardzo jednolicie ubrani jak jakaś banda w skórzanych kurtkach ale styl mieli dość podobny. I równie dobrze jeździli konno.

Przed klub “Blue Star” zajechali sprawnie. Dwóch ludzi zostało popilnować koni. Pozostali weszli do wnętrza klubu które Vesna świetnie znała z wczorajszych występów na scenie i w brodziku. Dziś na scenie szykowano już instrumenty i całą resztę wyposażenia potrzebnego blondwłosej gwieździe do występu. W przelocie zauważyły się z Sharon i kelnerka pomachała jej ręką i posłała wesoły uśmiech no ale w taki wieczór musiała zwijać się jak w ukropie.

W bocznej części lokalu widać już było ochroniarzy którzy rewidowali gości jacy mieli zamiar wziąć udział w aukcji. Już się zbierali ale jeszcze było trochę czasu do momentu gdy miała się zacząć. Mechler wziął ze sobą Patricka, jeszcze jakiegoś typa, Vesnę i ruszył do sceny. Pogadał z ochroną ale jakoś nie było tak prosto poprosić o spotkanie gwiazdę tuż przed występem. Mechler wyraźnie się niecierpliwił i irytował tymi trudnościami tuż przed możliwością zweryfikowania słów swojego źródła informacji.

Nie mogło być za łatwo, życie przecież nie było proste… ani z górki. Teksańczyk za plecami się denerwował, aukcja miała zacząć się lada moment, a Vesna westchnęła jakoś tak wyjątkowo melancholijnie.
- Kristin jest zajęta, rozumiemy. - popatrzyła na ochroniarza, ale nie rozpoznawała go. Szkoda że nie miała przed sobą Steve’a - Jestem Vesna, Vesna Holden. - powiedziała marszcząc trochę czoło i sapnęła - Steve… nie, jest wieczór to skończył zmianę. Spytaj Sylvio czy mogę do niej wejść. Miałam ją odwiedzić przed występem. Pan Mechler jest moim gościem, Sylvio potwierdzi.

Szef Teksańczyków dał rozmawiać brunetce i czekał na wynik tej rozmowy. Trudno było zgadnąć co się stanie bo ochroniarz z “Kristin Black Security” skinął głową i odszedł gdzieś na zaplecze ale kolejni, pospołu z klubowymi ochroniarzami, dalej trzymali straż przed sceną i dostępem na zaplecze. Właściwie to teraz do Vesny dotarło, że właśnie gdzieś tam jest ten korytarz co w końcu prowadzi do tych pryszniców które wczoraj z Alexem i dziewczynami tak dobrze zwiedzili.

- Tak, Kristin was przyjmie i zaprasza. - powiedział powracający ochroniarz i dał znać aby iść za nim. Poprowadził ich właśnie tym samym korytarzem tylko nie skręcili w końcu ku prysznicom tylko gdzieś indziej. Że są na miejscu to zorientowała się widząc Sylvio przed zamkniętymi drzwiami z zamontowaną elegancką, złotą gwiazdą. Sylvio widząc ich procesję otworzył drzwi ale tak samo jak dziś rano Steve w burdelowym pokoju on też ich nie wpuścił dopóki gwiazda nie potwierdziła, że chce się z nimi spotkać. Ale widocznie chciała bo odsunął się aby mogli wejść do środka.

- Ves! Przyszłaś! A ja się dopiero pindrzę… - zawołała na powitanie radosna blondynka wstając od toaletki i podbiegając do brunetki. Wtedy uściskała ją gorąco i po przyjacielsku potwierdzając tą zażyłość. Z bliska rzeczywiści Ves widziała, że kobieta która została przy toaletce zdążyła nałożyć gdzieś z połowę mocnego makijażu na twarz blondynki więc ta wyglądała trochę niesymetrycznie.
- Cześć chłopaki. - pomachała wesoło do trójki mężczyzn w kowbojskich ubraniach puszczając Vesnę na tyle by mogły stanąć obok siebie chociaż nadal blondyna przytrzymywała ramieniem bark brunetki przyciągając ją do siebie. Odpowiedziały jej równie przyjazne spojrzenia i potwierdzenia bo całkiem niespodziewanie znaleźli się w prywatnej garderobie najsławniejszej w okolicy gwiazdy.
 
__________________
Coca-Cola, sometimes WAR
Amduat jest offline