Kobieca twarz o egzotycznej urodzie rozejrzała się po już dość gwarnym i tłocznym pomieszczeniu. Sala z boczną sceną ściągnęła na ten niedzielny wieczór mnóstwo graczy i widzów do wzięcia udziału w tej aukcji. Po chwili kobieta wróciła do zdawałoby się znudzonego obserwowania pustej jeszcze sceny.
- A gdzie są nasi “przyjaciele z Federacji”? - zapytała stojącego obok niej mężczyznę w eleganckim garniturze i koszuli z żabotem.
- Obawiam się, że jeszcze nie przyszli milady. - odparł szybko mężczyzna w lot wyczuwając szyderczy ton szefowej gdy użyła tych “przyjaciół z Federacji”. Też zdążył się już zorientować, że ich nie widać.
- Oj, nie tak, żeśmy się umawiali. - szlachcianka cmoknęła z niezadowoleniem ustami wciąż z pozoru że znudzeniem obserwując pustą jeszcze scenę. Mężczyzna nie skomentował. Czekał na komentarz lub polecenie. Szefowa przełożyła jedną zgrabną nogę na drugą i zanim położyła dłoń na kolanie strzepnęła z niego jakiś symboliczny pyłek.
- John, sprawdź dziurę z jakiej przypełzli. Przypomnij im do czego się zobowiązali. A gdyby, o jakże zaskakujące, dziwnym zbiegiem okoliczności już ich tam nie było to też wróć i mi zamelduj. - szefowa wydała polecenie i jeden z mężczyzn skinął głową i odszedł znikając gdzieś w tłumie.
- Myślisz, że dali dyla? - zapytał z zaciekawieniem jeden z siedzących przy stole dżentelmenów.
- Nie zdziwię się. Ta indiańska myszka strasznie chciała pokazać jaka jest cwana i pomysłowa. I równa mnie. Tym myszkom to zawsze się wydaje, że jak kot z nimi dyskutuje to od razu są kotami. Biedne, głupiutkie myszki. - lady Amari znów strzepnęła jakiś pyłek i jak na dumna damę przystało grzecznie czekała na rozwój wypadków. Dżentelmen przy stoliku w milczeniu pokiwał głową.
- A jeśli jednak dali dyla? - z fascynacja dążył temat chcąc to wszystko zobaczyć i usłyszeć osobiście.
- Jakby to były myszki z prawidłowo rozwiniętym instynktem przetrwania to by grzecznie zostawiły pożyczony im serek. Mogłabym wtedy uznać, że rezygnują z tej roboty. - szlachcianka odpowiedziała z namysłem ale bez wahania. Jej partnerzy, podwładni i służba pod wierzchnim spokojem wyczuwali jednak rodząca się złość.
- A jeśli nie mają tego instynktu? - zapytał siedzący obok niej szlachcic.
- No cóż. Wtedy kot musiałby ich przywołać do porządku. - odpowiedziała z oziębłym spokojem błękitnokrwista zerkając na jednego ze stojących za nią mężczyzn. Ten w odpowiedzi delikatnie skłonił głową w oczekiwaniu na polecenie. Ale na razie go nie usłyszał chociaż wyglądało na to, że niedługo to się zmieni.