Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-11-2018, 09:39   #100
Avitto
Dział Fantasy
 
Reputacja: 1 Avitto ma wyłączoną reputację
Gęstwina pełna żywych trupów

- Jak to kolejna dziś ściema to młody pucuje wszystkim buty - zarechotał wysoki strażnik.
- Ej!
- Sza, idziemy -
mruknął sierżant.

Strażnicy usłuchali Albrechta, dzięki czemu Eryastyr i Benedykta mogli na własne nozdrza poczuć smród wielu gnijących ciał z bardzo bliska. Podkradli się na niecałe dziesięć kroków. Truposze jedynie stały między gęstymi świerkowymi gałęziami nie wydając z siebie dźwięków.
Ślady na leśnym poszyciu były jednoznaczne i prowadziły dokładnie w miejsce postoju nieumarłych. Mimo wszystko Benedykcie coś nie pasowało, podobnie jak podczas porannej wizyty na cmentarzu. Nieumarli z nastaniem świtu powinni byli rozsypać się na proch. Czy zombie z cmentarza i ci z lasu to te same potwory? W jaki sposób przemieściły się z cmentarza nie zostawiwszy śladów? Podstawą do ustalenia odpowiedzi na te pytania mogło się okazać ocenienie czasu zgonu węglarza. Niestety jedyna – znana dziewczynie - mogąca być pomocną osoba stała akurat przed zupełnie innym wyzwaniem.
Eryastyr natomiast zastanawiał się, co takiego zatrzymało wzywanego curylika. Czyżby oberżysta nie posłał po niego lub coś zatrzymało pachołka z wiadomością?


Klasztor Boga Snów

- Faktycznie, wiem już dosyć - uciął dalszy dialog przeor i przestąpił otwierającą się do wewnątrz bramę zamku. Dalej poprowadził gości klasztoru w prawo, gdzie wzdłuż niskiej, kamiennej kolumnady znajdowały się wiejące chłodem cele.
- Tu będziecie mogli odpocząć. Jest wśród nas szafarz, którego będziecie mogli gnębić o koce i sienniki, czy co tam potrzebne. Teraz jednak udacie się ze mną - zakomunikował i skierował się do budynku z najwyższą wieżą. Tam w hallu, skręcili w prawo i schodami biegnącymi wzdłuż zewnętrznych ścian wspięli się kilka metrów w górę. Wnętrze budowli było czarne jak jego elewacja i prosto, użytecznie wykończone Ponad głowami przybyłych znajdowały się kolejne pomieszczenia, oparte na ogromnych, drewnianych belkach. Ze stropu dobiegały liczne głosy.

Gdy przeor dotarł na szczyt schodów dopadło go dwóch mężczyzn w skórzanych pancerzach.
- Mamy nowe ślady, źródło jednak dalej nam umyka.
- Przyprowadziłem osoby do pomocy. Może teraz się uda.
- Oddalił się, bracie. Lub oddalili. Ślady się nawarstwiają.
- Musimy dalej szukać. Wasi ludzie już odpoczęli?
- Mieli całe dwadzieścia minut, gotowi.


- Mamy tutaj izbę modlitw. Wszelkimi sposobami poszukujemy aktywności czarnoksiężnika, a którym wspomnieliście i eliminujemy zagrożenia na bieżąco. Gdyby nie to Siegfriedhof niedługo znalazłby się w potrzasku a my pod oblężeniem. Dołączcie do kapłanów i razem z nimi wzmacniajcie zmysły opata.
Na katafalku pod ścianą leżał siwy mężczyzna a jego wysokie czoło obficie zrosił pot. Przed nim, klęcząc na podłodze, znajdowało się sześciu innych mruczących w jednostajnym tempie modlitwę. Każdy z nich miał na podorędziu sztylet z ostrym czubkiem i szmatkę. Dookoła walało się mnóstwo piór. Zarówno Elsie jak i elfowi wszelkie zaobserwowane szczegóły nie przypominały żadnego znajomego rytuału.
- Robimy to w ten sposób: musicie zestroić się z pozostałymi i wydłużyć swoją mocą ich zasięg widzenia. Na sygnał opata wzywamy naszego pana, by obdarzył nas wizją. Przekładając to na język kolegialny – musisz spleść wiatry magii by zapewnić opatowi maksymalną ilość mocy do spojrzenia na obszar, nie punkt - wyjaśnił przeor krótkim spojrzeniem dając do zrozumienia, że sprawa jest poważna. Wskazał swym rozmówcom miejsca tuż obok katafalku, w dłonie wepchnął zielono-czarne, śliskie grzyby i skierował się z wyciągniętym ramieniem do Haralda.
- Pozwól, rycerzu. Przedstawię ci nowych towarzyszy.
Odeszli za niewysoką ścianę, kontuar niemalże, w ciemniejszą część pomieszczenia. Łatwy do złapania rytm szybko pochłonął Faeranduila i pannę Mars. Nawet z otwartymi oczyma widzieli teraz pod sobą jedynie długie pasmo górskie, zupełnie jakby wcielili się w wędrowne ptactwo. Wznosili się wysoko i otaczały ich kruki – dokładnie tyle, ilu było pozostałych uczestników poszukiwań.

Za kontuarem oczekiwało w napięciu siedmiu wojowników. W niczym nie przypominali ciężkozbrojnej piechoty, niektórzy mieli na sobie wyłącznie tuniki i przypasane miecze.
- To jest brat Olgierd.
- Olo.
- Dowodzi. Bądź czujny -
dodał przeor na pożegnanie i oddalił się by porozmawiać z leżącym pod ścianą staruszkiem.
- Rozgość się. Czekamy na sygnał kapłanów i ruszamy. Ściągaj z siebie te płyty, brat Leon ci pomoże - Polecił Olo Haraldowi skinąwszy na młodego mężczyznę, na którym szata wisiała niby na kołku.
Brat Olgierd wyglądał na trzydzieści lat choć zarost wyraźnie go postarzał. Na pierwszy rzut oka nie sposób było odróżnić go od pozostałych członków zakonu. Jego miecz przyciągał jednak uwagę jelcem stylizowanym na krucze skrzydła i pozłacaną taszką. Harald zwrócił uwagę na coś jeszcze. Spośród wojowników dwóch było kobietami.
 
Avitto jest offline