Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-11-2018, 18:52   #29
Amduat
 
Amduat's Avatar
 
Reputacja: 1 Amduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputacjęAmduat ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=-9okF0_m1EQ[/MEDIA]

Bycie popychadłem od brudnej roboty, a bycie kimś równym zleceniodawcom różniło się od siebie jak jazda sportową furą różniła się od próby jechania rozmokłym kartonem. Vesnę ciekawiło ile w zapewnieniu Mechlera było prawdy, ale to szło odkryć dopiero podczas współpracy. Na razie zapowiadało się nieźle, zwitek talonów schowany w staniku grzał przyjemnie, w niedalekiej przyszłości mógł się też powiększyć o jeszcze parę papierów. Wszystko zależało za ile pójdzie mapa.
- Będziesz mi musiał pomóc wybrać kapelusz - wzięła kufel i trąciła ten stojący obok, trzymany za ucho przez Patricka. Po negocjacjach odeszli od sceny do baru, zamawiając coś na przepłukanie gardła, bo jak stwierdziła panna Holden, od tego ciągłego gadania zaschło jej w ustach. Kowboj z Teksasu, jak na dżentelmena przystało, zaproponował jej towarzystwo, skoro i tak do aukcji zostało parę minut.

- Myślę, że chyba coś się dla ciebie znajdzie. - odpowiedział łagodnie stukając się z nią swoim piwem. - Akurat ten festyn to świetna okazja aby kupić coś w tym stylu. Pochodzimy trochę, poszukamy to pewnie i coś znajdziemy. - to akurat chyba nie wydawało mu się zbyt trudne do zrealizowania.
- Może jutro w dzień? Wyrwiesz się jakoś? - zapytał zerkając na siedzącą obok ciemnowłosą dziewczynę.

- A przy okazji znajdziemy coś do zrobienia zdjęć i wywołania? - Vesna przepiła piwo, patrząc rozbawiona na towarzysza. Taki pomocny, skory do współpracy, niesienia wsparcia. Mógł się poświęcić i iść z kobietą na zakupy. Ubraniowe. Z własnej woli.
Przełknęła piwo żeby nie wyrwało się jej przypadkiem głośne “wow”.
- Linda wie gdzie tu się da zrobić odbitki. Mówiła wczoraj, kiedy po zapasach w kiślu brałyśmy wspólny prysznic - powiedziała jakby mówiła że zacerowała rozprutą nogawkę od spodni - Powinnam dać radę się wyrwać, przecież trzeba się wywiedzieć jak stoimy z zaopatrzeniem, obgadać plan działania na wyprawę… znajdę Alexowi zajęcie - mruknęła znad krawędzi szklanki, uważnie obserwując bruneta obok - Nie boisz się?

Brunet z położonym obok siebie kapeluszem uniósł brwi w geście “aaa” gdy chyba przypomniała mu temat zdjęć. I chyba całkiem przyjemnie mu się kojarzył sądząc po spojrzeniu i uśmiechu. Temat wspólnego prysznicu chyba go zaintrygował ale reszta wypowiedzi bardziej przykuła jego uwagę.
- Czego czy się nie boję? - zapytał uprzejmie i z zaciekawieniem.

- Że ludzie zobaczą nas razem i zaczną gadać - technik odstawiła piwo i bez pytania podniosła kapelusz. Nałożyła go na głowę, był jednak trochę za duży i musiała trzymać rondo aby nie opadał na oczy, ale nie wydawało się jej to przeszkadzać.
- Jeszcze… powiedzmy że Alex zgodził się na współpracę… w zakresie zawodowym. Zlecenia. Zadania. Bez penetracji - uśmiechnęła się krzywo - A ludzie lubią gadać. Bagna są szerokie i głębokie. Wyprawa trochę potrwa… co zrobisz jeżeli ktoś nas nakryje gdzieś w krzakach albo innych mchach?

- Nakryje na czym? Na przygotowaniach do wyprawy po ten czołg? Bo coś nie wydaje mi się abyśmy coś innego robili po jakichś mchach i krzakach.
- Teksańczyk nie wydawał się być przejęty. Upił piwa i z zaciekawieniem obserwował manewry dziewczyny z Detroit i swoim kapeluszem.
- Chociaż rzeczywiście ludziom mogą strzelić różne durnoty do głowy. Ale co dalej no to nie ja mam zazdrosnego faceta za plecami. Bardziej martwiłbym się o ciebie. Masz ciemne włosy to bardziej by ci pasował jakiś jaśniejszy. Ciemny będzie się zlewał z włosami. - powiedział spokojnie oceniając efekt końcowy przymierzania kapelusza przez kobietę.

- Jaśniejszy? Czyli nie mieszany z meksem, albo indianinem? - spytała niby niewinnie, pijąc do wygladu Foxa, który na czystego białego człowieka nie wyglądał. W przeciwieństwie do Patricka.

- Myślę, że można to ująć i w ten sposób. - roześmiał się wesoło kowboj chociaż dziewczyna nie była pewna czy właściwie załapał podtekst czy rozbawiło go samo porównanie nakryć głowy.
- A koń? Jak zamierzacie z nami podróżować? My wszyscy jesteśmy konno. Jeszcze się zastanawiamy czy brać jakiś wóz czy nie. Jak nie no to nawet na wóz nie będziecie mogli klapnąć. A jakoś podróżować z nami musicie. A na tak długą i trudną trasę dwie osoby na jednym koniu to odpada. - mężczyzna siedzący przy barze podjął kolejny temat na razie dając się nacieszyć kobiecie siedzącej obok swoim kapeluszem.

Mina panny Holden nie należała do wesołych. Faktycznie, nie mieli co liczyć na przejście trasy na piechotę. Poza tym… na piechotę, ludzie z Detroit? Niemożliwe.
- Nie umiem jeździć konno, nie ma mowy żebym sama poradziła sobie z… mało pojemną furą bez bagażnika, felg i ckmu na dachu - skrzywiła się, puszczając brzeg kapelusza przez co opadł jej na oczy - Trochę wstyd, ale jeździć furą też nie umiem. Od tego… miałam szoferów. Samej nie wolno mi było wychodzić gdzieś dalej, zresztą w Det bardzo rzadko opuszczałam Downtown - uniosła nieco czapkę żeby chociaż jednym okiem widzieć kowboja - Dzielnicę Teda Schultza. Poza Det… też mam kierowcę. Jedyne co umiem prowadzić to ciężki sprzęt - skrzywiła się, opuszczając ręce i na oślep szukając kufla - Wygraliśmy w mud race crosa. Wykopie Alexa na kurs żeby się go nauczył prowadzić, to już jakaś alternatywa. Albo wóz. Czymś trzeba przewozić sprzęt… i moje ubrania. Chyba nie myślisz, że pojadę z tylko jedną zapasową kiecką.

- Nawet nie ośmieliłbym się tak pomyśleć.
- odpowiedział kowboj unosząc nieco swoją szklankę w toaście dla jej uczuć i zapasowych kiecek.
- No ale jak nie macie środka transportu to też trzeba będzie coś poszukać. Ja akurat nie znam się na samochodach ale wiem, że jest tutaj car dealer. Może tam się rozejrzyjcie. Bo będzie kłopot jak będziecie mieli tylko własne buty. Szef i reszta pewnie o to nie pytał bo uznał, że coś macie czyli konie. No w każdym razie nie na piechotę. - Patrick wyjaśnił swoje pomysły i domysły i wyglądało na to, że to dość istotna kwestia do załatwienia na dniach. A Vesna, a zwłaszcza Alex znali się dla odmiany na samochodach ale byli zbyt obcy i nowi w tym mieście by oszacować na ile papierkowe usztywniacze stanika by wystarczyły w tym mieście na fury po lokalnym kursie. Też wypadało się za tym rozejrzeć.
- Ciekawi mnie kiedy wyruszymy. Dziś nawet jak ktoś wygra aukcję to na noc pewnie nie będzie jechał na wariata. Najprędzej jutro rano. Ale może będzie chciał coś kombinować albo się przygotować. - zastanowiła go kolejna rzecz. Upił łyk ze szklanki patrząc gdzieś przed siebie. Na zewnątrz już było prawie ciemno a aukcja jeszcze się nie zaczęła. Więc jasne było, że zanim ktoś wygra aukcję to będzie pełnoprawna czerń nocy.
- I konno taki kawał to z kilka dni. Z pięć, może sześć. Jakby ładna droga była. I bez żadnych sensacji. I nie wiadomo jak będzie się jechało przez te bagna. No i sam czołg. A potem trzeba będzie jeszcze wrócić. Czyli szykuje się coś jak ze dwa tygodnie to lekką ręką. - kowboj zwierzył się Vesnie ze swoich szacunków co do czasów wyprawy.

Dwa tygodnie w głuszy, bez możliwości wzięcia normalnej kąpieli ani wypicia zimnego piwa, o świeżych ciuchach zapominając. A także o wygodnym łóżku, braku moskitów… i obecności meszek. Wszędzie.
- Długo - skwitowała, dopijając piwo. Kapelusz przekręciła tak, zęby nie spadał na oczy - Muszę dokupić parę drobiazgów, ale dobrze się składa. Dostałam dziś w prezencie idealny strój do przedzierania przez bagna i dżunglę. Od Kay, dziewczyny z Fleurs de Mal. Pasuje do skórzanych kozaków do połowy uda - powiedziała śmiertelnie poważnie i odstawiła kufel - Postawię na nogi rano Alexa i wam go podeślę. Ma doświadczenie w planowaniu tras, może rzuci okiem. Skoro to bagna nie możemy wziąć łodzi? Byłoby szybciej. Maja tu łodzie płaskodenne?

- Kozaczki do połowy uda? Od dziewczyny z “Fleurs de Mal”? Zgaduję, że nie takie zwykłe wodery.
- popatrzył znowu z zaintrygowaniem gdy wspomniała ten pikantny szczegół. - Chociaż nie powiem abym cię chętnie w czymś takim nie zobaczył. No ale na taką trasę to już prędzej wodery by były przydatne. - naświetlił jak to znowu między tym co rozsądne a tym co fajne, znów jest nie po drodze. - A łódź niezły pomysł. Ale nie wiadomo jak dosłownie mokro jest tam na miejscu. Przez większość trasy chyba powinno być raczej sucho i przejezdnie to targanie takiej łodzi to tylko balast. Tak mi się wydaje chociaż nie byłem w tamtych okolicach. A nie wiadomo czy by się przydała taka łódka. Właściwie to w ogóle nic nie wiadomo jak tam będzie. - dodał poważniej gdy zastanawiał się nad czekającą ich wyprawą. - Właściwie to pewnie jutro nam zejdzie właśnie na obgadywaniu różnych szczegółów. Szczerze mówiąc spodziewaliśmy się, że to będzie gdzieś bliżej. Ta miejscówa trochę nas zaskoczyła. - przyznał po chwili znowu upijając łyka.

- Wodery. - Technik zrobiła kwaśną minę, odwieszając kapelusz kowbojowi na głowę - I jeszcze bez obcasów, bo o szpilce już nie mówię. I niby mam w czymś takim chodzić? Toż to szczyt bezguścia - spojrzała na niego pilnie sprawdzając czy nie żartuje, bo ona żartowała. Albo starała się robić dobrą minę do złej gry. Prychnęła zirytowana, biorąc się pod boki - Patrick! Chcesz mnie ubrać w coś takiego?! Jak śmiesz!

- W wodery?
- on dla odmiany zareagował spokojniej. Upił łyk i przesunął spojrzeniem po jej siedzącej sylwetce. Od ciemnych włosów przykrytych jego kapeluszem przez sukienkę aż do butów na obcasie i z powrotem. Wcale się z tym nie śpiesząc ani nie kryjąc.
- Właściwie to wolałbym cię ubrać w coś innego. A potem z tego rozebrać. - odpowiedział wręcz flegmatycznie patrząc na swoje odbicie kilka kroków przed sobą na lustrzanej szybie jak upija kolejny łyk piwa.
- Ale szczerze mówiąc to się szykuje ciężka przeprawa przez teren. Z początku zwykła droga no ale potem te bagna i w ogóle. Lepiej byś miała ze sobą coś bardziej terenowego do ubrania. A od siebie polecam hamak i moskitierę. Na pewno się przydadzą na tych bagnach. - rzekł poważniejszym tonem.

- Taaak? A w czym mnie widzisz, żeby potem rozebrać? - zaśmiała się woląc zgrywać lekkoducha niż poważnego ramola. Też się martwiła o podróż, bagna były niebezpieczne. Groźne zwierzęta, groźne i trujące rośliny, moskity przenoszące gorączkę. Zakażenia nie chcące się goić…
- Będziemy potrzebować dużo antybiotyków - westchnęła i humor jej się popsuł - Bandaży, środków odkażających i przeciwgorączkowych. Warto popytać miejscowych o żyjące tam zwierzęta. Kto wie czy tutejszy doktor nie ma przygotowanych paru dawek surowicy na najczęstsze ukąszenia. Spytam Lindy - westchnęła jeszcze raz - Miał być miły, niezobowiązujący wieczór z przystojnym współpracownikiem z tej samej firmy. Starszym stażem i doświadczeniem, który wprowadziłby nowego młokosa w meandry korporacyjne - zamknęła oczy i przetarła powieki czubkiem kciuka - Jutro od samego świtu będzie sie czym martwić. Dziś chciałam jeszcze odpocząć. I tak widzieliście mapę pierwsi, a Mechler nie wygląda na leszcza. Pewnie już kombinuje co i jak, jak na grubą rybę przystało. Płotki mogą jeszcze się popluskać w płytkiej wodzie.

- No. On bywa dość nerwowy. Jak akurat nie jest taki spokojny i sympatyczny jak teraz.
- kowboj odwrócił głowę gdzieś na salę szukając wzrokiem reszty swojej ekipy. Złowił ich w końcu wzrokiem i ci jeszcze byli i nie chcieli chyba za szybko schodzić do tej bocznej sali klubu gdzie miała odbyć się aukcja.
- No. Szykuje się nie taki tam wyskok na piknik. - zgodził się z oceną sytuacji lekarki i technika w jednym.

- No ale… - machnął ręką odstawiając pustą szklankę i wzywając barmana. - To będzie jutro. I niedługo ta aukcja. Ale nie teraz. - powiedział wesoło wracając do lżejszych tematów.
- To o czym rozmawialiśmy? Aaa! No tak. O twoim stroju gdy nie paradujesz w miss mokrego podkoszulka. - wrócił w całkiem udany sposób do przyjemniejszych tematów. Poczekał aż barman wysłucha zamówienia, pozwolił też zamówić coś dziewczynie siedzącej obok i poczekał aż pracownik lokalu odejdzie by zrealizować zamówienie.

- W czym bym cię chciał zobaczyć? - zastanowił się na głos i zamyślił się. Bawił się pustą już szklanką obserwując poważnie i uważnie ściekającą leniwie pianę. Ale ruchy dłoni miał dość machinalne a spojrzenie zamyślone więc na poważnie się chyba zastanawiał.
- Wiesz co? - uśmiechnął się gdy spojrzenie mu wróciło do normy a i barman wrócił z dwoma, pełnymi szklankami zabierając te puste.
- A chętnie bym cię zobaczył w domowych pieleszach. Jak tam chodziłaś w tym Detroit po tej swojej dzielnicy. Jestem ciekaw jak to wyglądało. - zaśmiał się cicho upijając łyk z nowego piwa.

- Nie chciał byś, nie ma o czym gadać -
odpowiedziała dość sztywno, przysuwając do siebie kufel i gapiąc się na niego. Unikała patrzenia na Teksańczyka, zamiast tego obracała kufel w dłoniach aż do momentu gdy zrobił pełen obrót. Wtedy go podniosła i przechyliła do ust, pijąc łapczywie.

Nie skomentował tego co powiedziała. Przynajmniej nie od razu. Obserwował jak zachłannie topi milczenie w szklance i sam upił swój łyk.
- Owszem chciałbym. - powiedział mimo wszystko odstawiając szklankę na blat.
- Ale jak ciebie to widzę nie bawi no to właściwie mnie też nie. - wzruszył ramionami znów spoglądając na ich odbicia w lustrze naprzeciwko. Były poprzecinane szklankami i butelkami oraz półkami no ale nadal najważniejsze detale sylwetek były widoczne całkiem wyraźnie.
- No to twoja tura. W czym chciałabyś mi się pokazać? - zapytał zerkając znowu w bok bezpośrednio na nią.

Technik udała że się zastanawia, ale ledwo padł pytanie ona już podjęła decyzję. Nic tak się nie przydawało jak porządna dawka odwracania uwagi kiedy temat robić się niewygodny i niewdzięczny.
- Poręczyłeś za mnie przy Mechlerze - zmieniła całkowicie ton i minę, stawiając na powagę.
- Powiedziałeś że... ufasz mi - dodała ostrożnie, jakby ciągle w to nie wierzyła. Szybko dokończyła piwo, pusty kufel stawiając na blat, a sama odepchnęła się od niego, stając o własnych siłach.
- Pan powoli ze mną, wolę demonstrować niż mówić. - wyciągnęła rękę zapraszająco, uśmiechając się do kowboja ciepło. O tej porze sprawdzane wczoraj prysznice powinny być nie dość że niedostępne dla postronnych, pilnowane przez ochroniarzy Kristi, to jeszcze ciche i puste. Idealne warunki do spotkania w cztery oczy, gdy inni będą zajęci akcjami, mapami i całą pieprzoną aferą z bagnem pośrodku.

Kowboj wydawał się być równie zaintrygowany co zaciekawiony propozycją jaką może mieć dla niego pijąca z nim piwo kobieta. Ale nie dał się za długo prosić. Właściwie wcale. Wyciągnął rękę i dał się złapać i poprowadzić pannie Holden. Przeszli już w znanym obojgu kierunku i chociaż znowu natrafili na kordon ochrony to dzięki przepustce słownej udzielonej im czy raczej jej, przez gwiazdę estrady tym razem nie mieli trudności z jego przekroczeniem. Nawet początkowo szli jak do garderoby panny Black ale na krzyżówkach zamiast skręcić poszli prosto gdzie Vesna bez trudu odnalazła tak dobrze wczoraj zwiedzone prysznice.
- O, zaczyna się robić ciekawie. I co dalej? - powiedział i zapytał Teksańczyk gdy zorientował się gdzie wylądowali. Tym razem prysznice były puste i ciemne. Ale, że w lokalu działała elektryka no to wystarczyło pstryknąć aby ciemność przeszła w światłość.

- Możemy porozmawiać o pogodzie, albo ilości zanieczyszczeń pozostawionych przez masową detonację ładunków nuklearnych, zrzuconych na świat w Dniu Zagłady. W razie czego jakże interesującym tematem będzie również ciąg liczb naturalnych określony rekurencyjnie w sposób następujący: pierwszy wyraz jest równy 0, drugi jest równy 1, każdy następny jest sumą dwóch poprzednich. - Vesna przeszła wolnym krokiem pod krzesło zeszłego dnia tak intensywnie zajmowane przez Foxa, uśmiechając się pod nosem, gdy wreszcie spojrzała na towarzyszącego jej teraz kowboja - Ciąg Fibonacciego - dodała spokojnie, siadając na meblu i zakładając nogę na nogę. Ręką wskazała na drzwi - Zamknij je na klucz. Albo zasuwkę. Nie chcemy aby ktokolwiek przeszkadzał.

Teksańczyk słuchał i słuchał co mówi kobieta. Przybrał pozę i minę wyczekiwania. Wydawało się, że czeka na to co ma właściwie nastąpić. W końcu gdy wspomniała o zamykaniu drzwi spojrzał na te drzwi. Odwrócił się ku niej jeszcze i a potem przeszedł te kilka kroków w stronę drzwi zamykając je. Więc zostali sami w tych prysznicach a Patrick spoglądał i oglądał na sylwetkę siedzącej na krześle kobiety.

- Rozbieraj się - rzuciła zakładając ręce na piersiach, a stopą zaczęłą poruszać wyczekująco. - Do zera - uściśliła w poważnym tonie, mrużąc trochę oczy. Gdzieś spod kiecki wyjęła papierosa. Odpaliła go i zaciągnęła parę razy, robiąc oczekującą minę.
- Wyciągnąłeś mnie z ciuchów trzy razy. Ja ciebie bez ubrania nie widziałam w ogóle. - wyjaśniła - Nie uważasz że to karygodne zaniedbanie należy naprawić?

Kowboj nie odpowiedział od razu. Wydawało się, ze jest trochę zdziwiony, trochę zaintrygowany a trochę się zastanawia nad tym co właśnie powiedziała i zaproponowała.
- Nie widziałaś mnie bez ubrania? No dotąd jakoś to ci nie przeszkadzało. - uśmiechnął się w końcu i bez pośpiechu podszedł do krzesła jakie zajmowała. Obrzucił ją z bliska jeszcze raz spojrzeniem od ciemnych włosów po bujającą się nogę a potem z powrotem. - I mam się rozbierać? Sam? Samemu to mi się nie chce. - zaśmiał się cicho patrząc na nią nieco ironicznie.

Technik przewróciła oczami i westchnęła wymownie, krzywiąc do kompletu usta.
- Mężczyźni… wszystko musimy robić za was? - spytała, przekrzywiając głowę i unosząc jedną brew - Wstydzisz się czegoś? Nadmierne owłosienie? Dziwne przebarwienia? Dodatkowe łuski oprócz tych na pośladkach? Parę nowych mutacji o których jeszcze nie wiem? - oblizała usta, wydmuchując w jego stronę dym. Zmieniła trochę pozycję żeby założyć nogi odwrotnie, a ręką trzymającą fajka sięgnęła gdzie ramiączko sukienki. Wsadziła pod nie kciuk i udała że się zastanawia - Mówiłeś że mi ufasz… - westchnęła, a kawałek materiału z ramienia zjechał wzdłuż kończyny aż do zgięcia łokcia, odsłaniając wypchaną talonami bieliznę.

- Samemu to mi się nie chce. Paradować na golasa. - uśmiechnął się Teksańczyk i sięgnął do guzików koszuli które zaczął rozpinać. Pod spodem zaczął ukazywać się podkoszulek mężczyzny, - A jak już się rozbierzemy to co dalej? - zapytał ściągając z siebie koszulę i zabierając się za podkoszulek. Ściągnął go i ukazał się jego tors. Wydawał się być podobnie jak Alex, całkiem solidnie zbudowany i do cherlaków nie należał. Widać te wszystkie lata w siodle uczyniły go całkiem krzepkim. Obserwował ciekawie Vesnę ale wysypujące się ze stanika bony interesowały go zauważalnie mniej niż to co zwykle wypełniało jej stanik.

- Na pewno nie chcesz posłuchać o Ciągu Fibonacciego? - spytała na wszelki wypadek, udając że wcale dobrze się nie bawi. Bielizna razem z talonami wylądowała karnie obok nóg krzesła, panna Holden wstała, wypakowując się ekspresowo z pozostałej garderoby. Zanim to zrobiła bardzo uważnie przypatrywała się małemu show. Udawała oczywiście że rozbierający się tuż obok facet nie robi na niej najmniejszego wrażenia, ale oczy coś często uciekały jej do kolejnych odsłoniętych rejonów jego ciała.
- Zapewniam, że temat ciekawy - pokiwała głową, zwijając ubranie i razem z bielizną przeniosła je na stolik przy szafce. Przypadkiem musiała minąć kowboja. Coś dużo tych przypadków.
- Nieźle… naprawdę nieźle - mruknęła z wyraźną aprobatą kiedy obcięła go od zadniej strony. - A może ty masz jakieś propozycje, co? - wróciła, mijając go z drugiej strony i tak jakoś przechodząc obok polizała go po ramieniu z niewinną miną - Żebyś potem nie mówił, że ci życie układam - parsknęła idąc prosto pod prysznic.

- Propozycję? - mężczyzna potworzył jakby się zastanawiał nad propozycjami Vesny. Obciął ją tak samo jak ona jego. A potem zaczął rozpinać własne spodnie. - No cóż… - powiedział siadając na skraju wanny i schylając się aby ściągnąć buty. - Jesteśmy w łazience… - zaczął wymieniać kolejne elementy układanki i ściągnął pierwszy but. - Sami… - dorzucił ściągając kolejny. - Nadzy… - zerknął na pozostającą w samych majtkach kobietę. Sam właśnie ściągnął sobie spodnie więc też pozostał tylko w podobnym kostiumie. - No prawie. - przyznał z uśmiechem i powstał podchodząc do niej. - To może skorzystamy z tego prysznica skoro już tu jesteśmy? - zaproponował stając przed nią i wskazując kciukiem na zamontowane przy jednej ze ścian prysznice.

- Dlaczego powiedziałeś Mechlerowi że mi ufasz? - odwróciła się szybkim ruchem, patrząc czujnie na jego twarz i powtórzyła z napięciem - Dlaczego Patrick?

- Bo to prawda. Może jestem naiwniakiem a ty spryciulą z Detroit. Ale wydaje mi się, że mnie nie rolujesz i nie masz zamiaru. Dlatego tak powiedziałem.
- kowboj wzruszył ramionami gdy to mówił. Otaksował ją wzrokiem i sięgnął po jej rękę prowadząc ją w kierunku prysznicowej ściany.

- Na pewno jesteś… rozbrajający - powiedziała po dłuższej chwili, kiedy dała się prowadzić jak po sznurku. Prawie goły cielak idący na powrozie, uśmiechnęła się pod nosem do tego skojarzenia. - Rzucasz komplementami, czarujesz… a potem co? - prychnęła, samej przystawiając się plecami do zimnych płytek w kabinie. Na oślep odkręciła wodę, sycząc gdy najpierw popłynęła lodowata, a po chwili dopiero normalna - Wykorzystujesz niecnie, niczego niespodziewające się niewiasty - pokiwała smutno głową, łapiąc za materiał jego bielizny i szarpnięciem posyłając ją na dół. W dół też spojrzała - A potem chodzi taka brudna po mieście, załatwia interesy… i ciągle myśli czy przypadkiem nie śmierdzi już sklepem rybnym, albo czy nie przecieka - parsknęła, przymykając oczy. - Za ten karygodny przejaw beztroski będziesz musiał doprowadzić mnie do porządku.

- Wykorzystuję niecnie niczego nie spodziewające się niewiasty.
- zgodził się grzecznie Teksańczyk wsadzając rękę między materiał majtek Vesny a samą Vesnę. - Ale tylko te które mają na to ochotę. - dodał śmiejąc się cicho i ściągając jej majtki wzdłuż jej nóg. Gdy tylko się wyprostował odnalazł ustami jej usta przyciągając ją do siebie. - A z tym doprowadzaniem do porządku no trudno. Chyba będę musiał jakoś ci w tym pomóc. - zgodził się łaskawie przyglądając się jej już mokrej od wody twarzy.

Technik pocałowała go krótko, żeby zaraz kucnąć z twarzą akurat na wysokości jego bioder. Żeby spojrzeć do góry musiała zmrużyć oczy przez lejącą się spod sufitu wodę. Pracowała pilnie przez parę minut, a łazienkę wypełniło dyszenie i mokre, sugestywne odgłosy.
- Usiądź - w końcu łapała go za rękę i pociągnęła do dołu, żeby usadowić się na nim odwrotnie niż zeszłej nocy i podjąć zabawę. Mieli na to czas, skoro i tak byli za biednymi płotkami aby brać udział w aukcji.
 
__________________
Coca-Cola, sometimes WAR

Ostatnio edytowane przez Amduat : 02-11-2018 o 19:33.
Amduat jest offline