Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-11-2018, 22:07   #32
Lord Cluttermonkey
 
Lord Cluttermonkey's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputacjęLord Cluttermonkey ma wspaniałą reputację
Na rogu ulicy Zastrowa i Filetowej zauważyliście osobliwy sklep, wyróżniający się na tle innych za sprawą ciemnopurpurowej fasady, która wyraźnie przypadła do gustu ciekawskiemu Figlowi. Kiedy pseudosmok usiadł na ścianie, jego łuski szybko zlały się z jej nietypowym dla szaroburej okolicy kolorem. Zza szklanej witryny spoglądał na niego miniaturowy, wypchany... beholder?! Wiecznie niezadowolony kuzyn smoków stoczył spojrzenie po kolei z każdym okiem stwora, po czym wrócił na ramię Leshany. “U Starego Xobloba”, mówił wyszukanie pisany szyld. Wieczorem interes był już zamknięty.
Zatrzymaliście się przed gospodą. Zmęczony niesieniem Jandara Hassan złapał oddech. Postaliście chwilę, posłuchaliście gwaru głosów. Karczma “Smok z rożna” wyglądała tak, jakby to jakiś smok wziął ją na rożen, a i tak była pełna ludzi. Frontowe okiennice były zniszczone, a w dachu tkwiła kotwica, która nie wiadomo jak tam się znalazła. Anur zdążył się już tego dzisiaj dowiedzieć.
Przez okna dostrzegliście tuzin młodych bywalców. Musieli przyjść razem. Wszyscy ubrani byli w burgundowo-pomarańczowe stroje oraz zielone szaliki, pili z wielkich kufli i śmieli się z niewybrednych dowcipów ubranego na niebiesko gnoma siedzącego na niewielkiej scenie, przy wielkim bębnie. “Saer, tak, ty tam przy barze”, mówił nosowym, prowokującym głosem. “Chodzisz tak by wyglądać na twardziela czy jakiś goblin ugryzł cię w dupę?”
Kiedy weszliście do środka, karczmarz uniósł głowę znad beczki kiszonych ogórków i, jak i kilku klientów, zmierzył was bacznym wzrokiem.


Leshana z niezadowoloną miną rozejrzała się po lokalu i wypatrzyła jakieś wolne miejsce.
- Ułóżmy go tam, co? - Wskazała Hassanowi ławę, na której byli w stanie zmieścić większość Jandara. - Może Anur się wykaże i wypyta o naszą zgubę?
Ten sapnął już z wysiłku i klapnął Jandara na wskazaną ławę, dysząc głośno - Napiłbym się - otarł szerokim przedramieniem pot z czoła i zerknąwszy na ponurą klientelę, poszedł do karczmarza zamówić kilka piw i przy okazji wypytać po cichu o pięknisia, dając znak gnomowi, aby mu towarzyszył i wsparł go swoją elokwencją.
- Nie chcemy odsapnąć, zanim zaczniemy go szukać? - zapytał nieco ciszej gnom. - Nie mamy dzisiaj szczęścia do spokojnych rozwiązań. - wyjaśnił, podchodząc do baru z Hassanem. Gnom wdrapał się na stołek, po czym stanął na nim, aby barman go widział. - Panie. - zaadresował. - Tuzin wielkich szczurów zarżnęliśmy zaraz tu obok pana przybytku. Kolegę prawie zagryzły. Mógłby pan nam nalać dzisiaj po promocji.

- Zniżki tylko dla naszych - burknął. Przez “naszych” miał chyba na myśli tuzin ubranych podobnie młodych bywalców. Karczmarz wytarł ręce o płócienny fartuch i zaczął napełniać gliniane kufle. Były wyszczerbione. - Czego chcecie? - Gapił się na waszą broń. Pod pozorem surowości był zdenerwowany. Jego twarz była czerwona, a na górnej wardze widać było cienki wąs potu.

- Piwa. Pokojów do odpoczynku. Może jakiejś większej balii z ciepłą wodą, by się nieco ogarnąć po podróży - powiedział spokojnie wojownik patrząc na barmana, starając się dociec przyczyny jego zdenerwowania.

- Pytałem, czego chcecie? - W jego głosie wyczuwało się słabiutkie drżenie. - Nie chcemy tu takich. Przychodzą i przeszkadzają naszym stałym gościom.

- Piwa. Pokojów do odpoczynku. Może jakiejś większej balii z ciepłą wodą, by się nieco ogarnąć po podróży - powtórzył spokojnie i powoli wojownik, nie odmawiając sobie westchnięcia. - Proszę - dodał. Uważał, że rozmawianie to kwestia zrozumienia i komunikacji. Czasem uważał, że mówił za szybko i pewnie dlatego nie został zrozumiany. Uzbroił się więc w cierpliwość i zamierzał użyć każdego ze znanych języków. W ostateczności zaś siarczyście skląć i poturbować barmana, jeśli nie zrozumiałby wszystkich form komunikacji znanych wojownikowi.

Karczmarz odpuścił. - Mam izbę na poddaszu. Tą z kotwicą. Powinniście się pomieścić.

- Jak przewiewna, to pewnie chociaż nie droga. - Nie poddawał się Anur, podnosząc brew.

- U nas zawsze jest niedrogo. Srebrnik od każdego za izbę i miedziaka za kufel piwa.

- No to szykuj dużą balię z ciepłą wodą i tą izbę na poddaszu. - Pokiwał głową wojownik - musimy się odświeżyć po walce z tymi szczurami.

- Się robi - Burknął, zgarniając wasze miedziaki i srebrniki. - Młody, słyszałeś? Zaprowadź ich na poddasze. - Wyrostek przestał polerować kufle i wziął od wyglądającego na łajdaka karczmarza klucze. Poczekał aż się zbierzecie. Zaprowadził was po skrzypiących schodach i dzwoniąc pękiem kluczy otworzył drzwi do izby z zaledwie trzema podwójnymi łóżkami, ale wystarczająco przestronnej, choć zdążyliście się już przyzwyczaić do lepszych standardów... Ułożyliście Jandara. Przez dziurę w dachu wiało od morza, ale pocieszaliście się tym, że nie zapowiadało się na bardzo chłodną noc. Ani na to, że kotwica nagle się osunie i zabije któregoś z was we śnie.
Z wspólnej sali zaczęły dochodzić przytłumione, powtarzalne przyśpiewki młodych bywalców. - Był dzisiaj mecz, nasi wygrali! - Zagadnął. - Ojciec się was przestraszył, bo w dokach kręci się ostatnio dużo podejrzanych typów; cudzoziemców, wiecie... podobno z Czarnej Sieci! - Szepnął trwożliwie jakby wymawiał imię boga albo źródło wszelkiego zła. W głowie Leshany ukazał się nagle jeden z symboli Zhentarimów - skrzydlaty wąż. Figiel chyba miał już z nimi do czynienia.

Leshana rozejrzała się po poddaszu i w końcu wybrała miejsce, w którym ułożyła swój plecak.
- Gdzie znajdziemy balię do kąpieli? - Spytała, zerkając na młodego chłopaka.

- Na parterze mamy taki pokoik, zaraz coś się zorganizuje.

- Czarna Sieć… Ciekawe. Wiesz co ich tu sprowadza? A może znasz Floona Blagmaara? - Zapytał Rad’ghanuz widząc, że młodzieniec jest dużo bardziej skory do rozmów niż jego ojciec. - Dobrze ubrany rudzielec około trzydziestki. Podobno tu bywa. Chyba wpadł w kłopoty, a nas proszono, aby go z nich wyciągnąć.

- Popytajcie na dole, ja nosa w nie swoje sprawy nie wtykam, bo ojciec byłby tylko zły i tyle z tego pożytku by było...

- Ojciec o niczym się nie dowie. Masz moje słowo - odparł gith. - Możesz pomóc uratować skórę Floonowi.

- Tego koleżki co prawda nie widziałem, bo cały czas w garach jestem, ale czasami przychodzi tu kilku takich, no pięciu, cudzoziemców. Podobno na Świecowej mają melinę, ale gdzie dokładnie, to musielibyście się spytać starego Olsila albo jego kumpli.

- A który to Olsil? Jest teraz na dole?

- Teraz go nie ma, ale na pewno będzie. Kiedy jest w Waterdeep, jest tutaj dzień w dzień. Pokażę wam.

W odpowiedzi githyanki skinął głową w stronę młodzieńca.
- Będziemy czekać.
Alia wybierała się wraz z Lasharą do kąpieli. Zapowiedziała też, że jeśli ktoś chce spać koło niej na łóżku (bo opcja, że Alia na takowym nie śpi w ogóle nie wchodziła w grę) musi sam się wpierw umyć i to pod inspekcją samej wiedźmy.
Słysząc rozmowę gita z chłopakiem, kobieta wtrąciła:
- Wyglądasz na bystrego, widziałeś tu kiedyś łysego elfa? A może słyszałeś o Skargracie?

- To elfy mogą być łyse? Znaczy się... wyłysieć? - Zapytał głupkowato. - Tego imienia nie znam, jeśli to w ogóle imię? Muszę wracać na dół. Jakbyście czegoś potrzebowali, wiecie, gdzie mnie szukać.

Jandar budził się powoli do świadomości. Gdy otworzył oczy, pierwszym widokiem jaki mu się ukazał była kotwica! Szybko się wyprostował i wstrzymał oddech. Odruchowo spojrzał w górę by spojrzeć jak głęboko jest pod powierzchnią wody. Zdążył nawet machnąć ręką jakby chciał zacząć wypływać ku powierzchni. Zobaczył tam jednak sufit. Wypuścił powietrze i rozejrzał się gdzie jest. Był w jakiś pokoju a jego towarzysze krzątali się w swoich sprawach. Momentalnie zrobiło mu się duszno i ciepło. Skok adrenaliny miał swoje efekty. Odpiął czarny płaszcz z kapturem. Ten szczelnie go zakrywał podczas wędrówek po Waterdeep. Nie lubił się rzucać w oczy gdy nie musiał. Zdjęty płaszcz położył obok siebie. Zebranym ukazał się jego codzienny strój.
Był awanturnikiem i tak też się ubierał. Był przystojny i lubił przykuwać wzrok. Strój pomagał to podkreślić i był funkcjonalny. Gdy musiał ukryć swoją tożsamość wykorzystywał czerwoną chustę którą maskował się aż do linii oczu. Teraz te same oczy dostrzegły małego smoka! Udało się go zatem uratować. A nawet sądząc po tym jak blisko trzymał się Leshany nawiązać pierwszą relację.
- Gdzie jesteśmy? - powiedział w końcu na głos. Jednocześnie odruchowo sprawdzał stan swojego ekwipunku. Czy nic nie zginęło w ferworze walki. - Cieszę widząc cię całego mały. - wydawało się, że smok wyszedł ze starcia z mniejszym szwankiem niż sam Jandar. - Mówisz? Jak masz na imię? Ja jestem Jandar. - wskazał palcem na siebie. Choć nie był pewien czy doczeka się odpowiedzi.

Pseudosmok, tak jak przedtem, przedstawił się w serii telepatycznych obrazów jako: “Figlarny odkrywca, którego nos utknął kiedyś w ulu i który próbował osaczyć skunksa w jaskini”. Chyba nie potrafił tego skrócić.
Było coraz bliżej do północy. Usłyszeliście, że w karczmie robi się naprawdę głośno i to nie tylko z powodu muzyki. Kto wracał z kąpieli mógł zauważyć, że pojawił się kolejny dobry tuzin młodych zapaleńców piłki koziej, jednak ci byli ubrani w czerwono-białe barwy Dzielnicy Południowej. Mieli ze sobą identyczny kolorami płócienny transparent z wyhaftowanym mułem oraz skórzaną piłkę. Chyba szukali guza po przegranym meczu. Jedni z drugimi wymieniali się wulgarnymi epitetami i groźnymi spojrzeniami.

- Odkrywca i awanturnik patrząc po zadymie ze szczurami. Zupełnie jak my. Warto zatem było pójść ci na ratunek. Będziesz tu pasował, chcesz zostać z nami? Przy okazji gdzie jesteśmy i na czym stoimy? - zapytał pozostałych.

Figiel nie powiedział ani tak, ani nie. W myślach przekazał jedynie obraz... jabłka. Po takim ciężkim dniu musiał być naprawdę głodny. Ułożył się na parapecie i, zmęczony i poraniony, próbował zasnąć.

Jandar rozejrzał się za poduszką, kocem lub czymkolwiek co można było podłożyć smokowi i było miękkie. Po tylu wrażeniach zasługiwał na trochę wygody. Położył mu też jabłko ze swoich racji i podrapał lekko za uszami.
- Yo! - Anur podszedł do już przytomnego Jandara. Gnom miał nietypowe podejście do niego. Jandar należał do jednego z dwóch typów osób, którym gnom nie ufał. Im ktoś był bardziej charyzmatyczny, tym groźniejszy się wydawał Anurowi. Dlatego chłopak chętniej ufał bratnim, krzywomordym zbirom z gildii czy nawet "wampirowi" Rad'ghanuzowi, niż przystojnemu Jandarowi. Zarazem biorąc pod uwagę pogoń za statusem i bogactwem Anura, Jandar, który pełnił w drużynie zbliżoną rolę, choć może wykonywał ją nawet lepiej, był dla niego czymś pokroju rywala. - Jeśli jeszcze się nie zorientowałeś, to “Smok z rożna”. Był najbliżej tego zaułka, gdzie was szczury pogryzły. Jak będziesz czuł się na siłach, to możemy spróbować przepytać tutejszych - zaproponował.
- Rozmawialiśmy z kimś w ogóle Anurze? - powiedział Jandar kończąc drapać smoka. Był dla niego na swój sposób fascynujący. Nigdy nie zetknął się z taką istotą. Bądź co bądź owianą wieloma legendami!
- Zaczepialiśmy syna karczmarza, ale nic nie wiedział i nie chciał się mieszać w kłopoty. Karczmarz w sumie też z bojaźliwych. Jak nas najpierw zobaczył, to myślał, że jesteśmy bandytami. - Anur uprzedził Jandara.
Jandar schodząc teraz na dół spodziewał się kłopotów. Zobaczył dwie grupy wrogich sobie kibiców. Podpitych i już na etapie zaczepek słownych. Mogli wziąć na cel gnoma i pół-elfa. Miał jednak nadzieję, że ich awanturniczy wygląd i uzbrojenie zniechęcą szukających guza. Gdzie jak gdzie ale w Waterdeep każdy słyszał o takich grupach jak ich. Wiedział też, że takim lepiej zachodzić z drogi.

Czerwona chusta podziałała na “dokerów” jak płachta na byka. Zanim Jandar doszedł do szynkwasu, zdążył wyłapać kilka bolesnych kuksańców, wyzwisk i dobre pół kufla piwa wylane na plecy. Co za wieczór...

Jandar podszedł do karczmarza. Wyciągnął dwie złote monety. Położył je na blacie i obie przytrzymał ręką.
- Dziękujemy za gościnę. - powiedział gdy przy szynku karczmarz poświęcił mu chwilę.
- Szukamy Floona Blaagmara i Renaera syna szlacheckiego. Zgubili się, no i gdzieś tu się zgubili. Wiesz jak jest znasz miejscowych. Przysłali nas żeby cicho sprawę załatwić. Zanim zaczną oficjalnie rumor robić - w ostatnich słowach skrzywił się. Dając do zrozumienia co myśli o stróżach porządku. Odsłonił jednocześnie na chwilę smoki, nim ponownie przysłonił je ręką.
- Docenię pomoc - przed karczmarzem rysowała się szybka i prosta perspektywa zysku lub niepotrzebne kłopoty w postaci obecności straży miejskiej. W takich miejscach jak to straż gwarantowała nie tylko problemy. Odstraszała również klientów. W przypadku zaginięć szlachetnie urodzonych nie odpuszczała sprawy i była maksymalnie upierdliwa. W myśl zasady, że skoro rodzina zaginionego cisnęła ich. Oni muszą dać temu gdzieś upust. No i dla lepszego efektu swojej pracy.

Zanim karczmarz zdążył zmarszczyć czoło i się zastanowić, Jandar poczuł klepnięcie w udo. - Przepraszam! - Zabrzmiał nosowy głos. - W pana sakiewce jest pająk. Widziałem jak tam wchodzi. Może pomóc go wyjąć? - Zaoferował swe usługi gnomi grajek i komediant, który przestał już zabawiać publiczność tego wieczoru.

Jandar spojrzał na karczmarza i odszedł na chwilę z gnomem na bok.
- Jestem w pracy. Masz informacje w sprawie która mnie interesuje? - zapytał bezpośrednio.

- Jeśli stan twojej sakiewki cię interesuje... - spojrzał gnom - to tak. Ten pająk może być naprawdę groźny! Ja-do-wi-ty! - Syknął.

Jandar upewnił się, że sakiewka jest na miejscu pod ubraniem. Na dodatkowym rzemyku dla bezpieczeństwa. Odsłonił dwie złote monety które miał w ręku.
- Interesuje. Mów dalej, choć jeśli liczysz na... Nie lubię gierek. Gdzie moje monety?

- Nie ukąsił cię?! - Zdziwił się, kiedy Jandar wyciągnął dłoń z sakiewki. - Nie ma go tam? To gdzie czmychnął? Może jeszcze wyrządzić komuś krzywdę! - Powiedział rozglądając się po podłodze, krzesłach, stołach. Przejęty powagą sytuacji, poszedł go dalej szukać.

Jandar zastąpił gnomowi drogę. Nie pozwalając mu się oddalić. Wyciągnął jednocześnie kolejne trzy złote monety i upuścił przed jego twarzą.
-Pamiętaj, że pająk może ugryźć i ciebie. - powiedział Jandar a rapier zaszurał ostrzem po podłodze podkreślając słowa tuż obok głowy gnoma. - Ciekawa sztuczka z monetami. - zaśmiał się doceniając sposób negocjacji siwego gnoma i rozluźniając nieco atmosfere. - Teraz spraw, żebym w ich miejsce odnalazł tych których szukam. - zakończył.
Rad'ghanuz zauważył, że łotrzyk odzyskał przytomność. Postanowił więc zejść za nim na dół licząc, że wspólnie uzyskają znacznie więcej informacji. Miał też nadzieję, że Olsil pojawił się już w karczmie. Schodząc zdążył jedynie zobaczyć, że półdrow rozmawia z siwym gnomem. Ponieważ wymiana zdań przybrała dość żywiołowy obrót, postanowił przyglądać się jedynie z daleka.

Gnom przygarnął chciwie monety i szepnął:
- Ten wasz koleżka pożegnał się z Volo i siedział tu jeszcze jakiś czas, aż nie zjawił się drugi taki piękniś. Grali do późna w Stawkę Trzech Smoków. Wyszli koło północy, a za nimi pięciu takich ze Świecowej. - Nabrał w płuca powietrza i zademonstrował komicznie muskularną posturę domniemanych porywaczy. - A teraz dobranoc!
Jandar poczuł się obserwowany przez pakującego instrument mandoliniarza, który występował wspólnie z gnomem kiedy ten nie opowiadał żartów... i ciekawe, kogo jeszcze. Nie mógł sobie pozwolić na żaden podejrzany ruch.

- Gówniane sztuczki! - wrzasnął Jandar na użytek osób które ich obserwowały. Spróbował podnieść gnoma na równe nog. Gdyby się to udało zamierzał udawać, że wyrywa mu coś z ręki. Na koniec zaś zasadził również gnomowi kopa w tyłek. Szczerego kopa by nikt nie miał wątpliwości co do intencji drowa.

Intencje Jandara wyglądały tak szczerze, że nie zwątpił w nie nawet łysy dryblas w zielonym szaliku... niestety. Wlepił swoje ślepia w szyję półdrowa. Ten przełknął ślinę, przypominając sobie o swojej czerwonej chuście. W tamtej chwili jej materiał aż wydawał się boleśnie drapać jego skórę. Wiedział, co się stało. Wymierzony gnomowi kopniak podziałał na młodych fanatyków piłki koziej jak otwierający mecz gwizdek sędziego.
- Czerwone szmaty wypierdalać do chaty! - Wydarł się górujący wzrostem łysol. Odpowiedział mu dziki, pijacki zew. Olbrzym wziął drowa za jego gustowny frak, przeciągnął przez salę przez rozstępujący się tłum i wyrzucił przez urwaną frontową okiennicę jak szmacianą lalkę. Jandar uderzył głową o bruk i stracił przytomność. Znowu tego dnia.
Przy barze siedział Anur, który zszedł za Jandarem już na samym początku i oglądał jego całkiem zabawną utarczkę z gnomem. Nie spodziewał się jednak takiego bolesnego finału. Ani tego, że pod jego nogami wyląduje piłka należąca do Czerwonych. Co by tu z nią zrobić...

 
Lord Cluttermonkey jest offline