Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-11-2018, 14:24   #51
Zell
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację


Mervi usiadła ciężko na swoim fotelu komputerowym, zsuwając w bok biurka niepotrzebne w tym momencie kartki z zapisanymi nazwiskami... których oczywiście nie byłaby w stanie do nikogo przypisać. Pod papierami leżała grafitowa komórka, zawierająca między innymi bardzo skromną listę kontaktów... Kogo w sumie miałaby mieć w nich? Prócz czlonków tej nienazwanej jeszcze (niech Jonathan się postara) Fundacji, z innymi osobami kontaktowała się inaczej. Z drugiej strony te "inne osoby" także ciężko było nazwać znajomymi... Raczej osobami, z którymi da się zawiązać współpracę albo dało...
Powinna listę przeczyścić.

Po zastanowieniu wybrała numer osoby, jaka ostatnio chciała ich zabić w wypadku samochodowym. Upewniła się tylko, że numer będzie ukazywał się jako losowy samej Hannah. Jeżeli ten dzieciak nie raczy odebrać..
Mervi aktualnie nie odczuwała potrzeby wykonania próby kontaktu z żadnym podrywaczem...
...nawet jeżeli podrywał ją matmą.

Hannah nie odbierała długo, jednak jak już Mervi zaczęła tracić nadzieję, że hermetyczka w ogóle zdecyduje się przyjąć połączenie... zostało ono nawiązane. Technomantka spodziewała się, iż dziewczyna pierwsza się odezwie, ale najwyraźniej ją nauczono, żeby nie odzywać się pierwszą do nieznajomych. Uczą się...
- Chcesz pójść do baru sałatkowego? - to były pierwsze słowa, jakie Adeptka wypowiedziała do telefonu.
- Nie jadam na mieście.
- Może są jakieś z dostawą. - Mervi uśmiechnęła się pod nosem - Przecież nie chcę cię wyciągnąć do jakiegoś Maka czy coś, ale chyba nie jesteśmy w tych relacjach, abym sugerowała restaurację.
- To u ciebie?
- Zabrzmiało dziwnie. - spojrzała na nieporządek w pokoju - Dobrze. Tylko bez morderczych zamiarów, proszę.
- W moim Domu tradycja gościnności jest bardzo ważna. Może liźniesz trochę kultury - Hannah lekko zażartowała.
- Cieszę się. Za ile będziesz?
- Daj mi półtorej godziny.
- Świetnie. Zamówię sałatkę.
- Cześć.



Hannah miała dobre wyczucie czasu, jako że praktycznie minęła się w drzwiach z dostawcą zamówionych sałatek. Mervi jeszcze nie zdążyła nawet zamknąć drzwi, gdy zauważyła podchodzącą hermetyczkę.
- Akurat w porę. Jonathan daje ci korki? - wpuściła Hannah do domu, a gdy technomantka zamknęła już drzwi jej gość mógł wyraźnie usłyszeć jak zapadki w dodatkowym zamku nachodzą na swoje miejsce, co w połączeniu z widokiem kamer mogło dawać dziwne wrażenie kompleksu więziennego...
- Uhm... - Mervi zastanowiła się chwilę - W sumie chodźmy na górę. Jako że salonu tu nie mam, ulokujemy się w sypialni. - na te słowa uśmiechnęła się dwuznacznie - Robiłaś to już? Znaczy... - uniosła plastikowe mistki z sałatkami - Delektowałaś się sałatką w cudzej sypialni?
Hannah faktycznie prezentowała się jak osoba wyszykowana na randkę. Oczywiście jeśli mówić o tym tylko w kategoriach jej własnej osoby, czyli dodając jednak niepiękne oblicze oraz zadyszkę jakiej dostała idąc po schodach. Jednak pachniała nowymi perfumami, a włosy były świeżo umyte.
- Bez podtekstów życie byłoby nudne?
Hermetyczka zauważalnie podniosła brew w jakimś ukrytym geście zniesmaczenia lub… rozbawienia? Trudno było stwierdzić.
- Nie wiem. Zapytaj Patricka. - usiadła na łóżku, Hannah zostawiając głęboki fotel - On podtekst znajdzie w każdej sytuacji.
Hermetyczka usiadła na fotelu bez słowa. Miała coś nieprzyjemnego w oczach.

- Wybacz za bałagan, ale cóż... Było zbyt wiele do zrobienia, czasu nie starczyło. - choć ogólnie w domu wiele rzeczy swojego miejsca po prostu nie miało, akurat w sypialni wydawało się, że Mervi zaczęła wszystko układać. W pierwszym momencie zdawało się, iż przykleiła do ścian plakaty, jednak były to wydrukowane lub narysowane odręcznie projekty architektoniczne. Hannah kiwnęła głową przyjmując do wiadomości jej słowa.
- Zechciałam pogadać, bo... cóż. Chyba powinnyśmy między sobą przegadać sprawy... które zaszły... - obserwowała uważnie reakcję Hannah - To Fundacji na zdrowie wyjdzie, jak sądzę... - "i nie tylko Fundacji" pomyślała.
- Nie jestem przekonana czy mamy jakieś osobiste sprawy - hermetyczka powiedziała w sposób zadziwiająco szczery. - Możesz być pewna, iż nie mam jakiejkolwiek prywaty w twą stronę - zadeklarowała spokojnie.
- A w stronÄ™ Patricka?
- Również nic osobistego.
- Bo widzisz... Pamiętam naszą sielską wycieczkę samochodem i ostatnią rozmowę... Oczywiście, to było wciąż świeże, ale... Lepiej czasem po prostu powiedzieć co ciąży. - włożyła do ust widelec z nabitą na niego sałatką.
- Byłam zdenerwowana po wydarzeniach w Wieży, jak każdy kto ma odrobinę uczuć i ma mniej zaprawy w boju niż wspomniany adept - wyjaśniła z dozą sztucznej uprzejmości.
- Niż nasz irlandzki macho? - odparła przełknąwszy kęs - Z tego co zauważyłam to ten bojownik po prostu nie lubi okazywać żadnych delikatnych uczuć... a przynajmniej próbuje.
- I to się ceni - odparła gładko. Chyba się nad czymś zastanawiała.
- Owszem... bo nie wyobrażam sobie płaczącego po kątach Patricka zapożyczającego się na husteczki. - to powiedziawszy pochłonęła pomidorek koktajlowy.
- Słuchaj - hermetyczka zaczęła luźno - miło się rozmawia, ta sałata i wszystko… - przerwała na moment - ...ale jeśli nie mamy na celu jakieś formalnych rozmów i planów, to pozwól, że wrócę do siebie.

- A to mnie mówią bym zluzowała. - delikatnie przechyliła głowę - Skoro chcesz tak od razu do rzeczy... - wzięła w palce mały listek sałaty, który przekręciła w nich - Dałaś mi ten elektroprzekaźnik... a raczej jego cewkę. Zaskoczył mnie ten gest ze strony Porządku. Zaczęliście nagle lubić moją Tradycję? - zapytała bez najmniejszego przekonania co do prawdziwości - Czy sprzątaliście na półkach?
- Pewien stary mag wietrzył akurat magazyny - odpowiedziała szczerze - tak powiedziano mi. Chociaż zapewne nie jest to całkowita prawda. Co mam powiedzieć - westchnęła - nie wiem wszystkiego.
- Z tego co wiem Turing raczej nie skorzystał z maszyny w żadnym hermetyckim Domu... Więc jeżeli moi lub Technokracja nie wyrzucili tego na śmietnik, skąd jakiś hermetyk zabrał części... nie widzę powodu, z którego miałaby się ta cewka znaleźć w hermetyckim magazynie. Zgodzisz się czy mylę się w którymś momencie?
- Starożytny Porządek Hermesa jest najpotężniejszą znaną tradycją, posiada w swych szeregach jednych z najpotężniejszych magów na świecie, z jego szeregów wywodzi się najwięcej wyroczni. To są fakty, fakty stanowiące o każdej możliwości. Jeśli któraś fundacja, dom czy pojedynczy mistrz czy wyższy adept zechciał zdobyć dany artefakt, nawet z rąk Unii, istnieje spora szansa, iż tego dokonał - uśmiechnęła się. - O ile wiem sporo wirtualnych adeptów zyskało schronienie za pośrednictwem Porządku.

- Lubię to wyjaśnienie. Porządek Hermesa - i wszystko jasne. - westchnęła - Jednak to zakładanie na subiektywny dowód. Rozumiem, że w waszej piramidce zależności nie będziesz wtajemniczona w każdą rzecz, ale... Nie mów mi, że nie próbowałaś choć trochę się dowiedzieć. Z czystej chęci posiąścia wiedzy i zrozumienia.
- Zatem nic nie powiem - uśmiechnęła się traktując to chyba jako sympatyczny żart.
- Miałam nadzieję, że choć trochę uda nam się nawiązać porozumienie. - zmęłła w palcach listek sałaty - Pamiętam, że powiedziałaś, iż mistrz kazał ci to dać, ale chyba nie wystarczyło ci zakończenie sprawy na zostaniu kurierem? A może... wystarczyło? - uśmiechnęła się do Hannah.
- Nie uznałam tego za szczególnie ważne. Miałam w związku z powstawaniem tej fundacji dużo obowiązków. W zasadzie dalej mam.
- W tym to nie jesteś osamotniona. - spojrzała zaciekawiona na hermetyczkę - Powiedz mi... Tytalus wykopali cię na to zadupie z powodu astmy czy nadwagi?
Hannah spojrzała na nią badawczo. Nie widać było na jej twarzy jakiś większych emocji. Może tylko delikatne zdziwienie.
- CoÅ› jeszcze?
Mervi patrzyła na Hannah z pewnym zainteresowaniem. Zupełnie jakby w tym momencie to ona stanowiła centrum jej ciekawości.
- Czemu z nami jesteś, Hannah? - zapytała wprost.
- Wyższe tajemnice Porządku - odpowiedziała bardzo zwięźle.
- Podejrzewałam. - odstawiła pusty pojemniczek po sałatce - Mogę zobaczyć twoją komórkę?
- Nie.
- Utrudniasz mi tak moje obowiązki wobec Fundacji. - odparła z poważnym wyrazem.
Hermetyczka wstała z fotela. Spojrzała na wirtualną adeptkę badawczo, przez ułamek sekundy, lecz na tyle znacząco, iż nie umknęło to Mervi. Skłoniła lekko brodą.
- Miłego dnia życzę. Do zobaczenia przy bardziej sprzyjających okolicznościach.
Nie czekając na jakąkolwiek reakcje, zeszła na dół kierując się ku drzwiom.
Mervi westchnęła ciężko, uznając jedną rzecz - było ćpać dalej.
Po wyjściu Hannah jedynie wysłała SMSa do niej, nie zawierając nawet numeru nadawcy,

" To nie było nic osobistego. Nie morduj. "

Miała tylko nadzieję, że Glitch nie zglitchował radośnie wiadomości... jak i ona sama miała zamiar w pierwszym momencie.



Ledwo powstrzymywała ochotę na śmiech; bardzo bezsensowną ochotę kierowaną nieodpowiednią do sytuacji radością. Nie próbowała nawet w tym momencie dociekać czym dokładnie naraziła się Hannah, co było aż takim kolcem wbitym w dupę, że dziewczyna z Tytalus poczuła się urażona do żywego. Nie było teraz też ważne dla Mervi czy, a raczej kiedy, hermetyczka okaże swoje lodowate uczucia względem wirtualnej... jak i można było się po Tytalus spodziewać.
Ale przecież... Skoro i tak się tego nie cofnie...

Nie ma co przejmować się detalami!

W pierwszym odruchu żywo ruszyła na dół domu zeskakując co drugi schodek. Gdy dopadła do kuchni, ze smutkiem spojrzała na zawartość lodówki, z której jedynie wyjęła butelkę wody niegazowanej ochładzającej się w środku. Nie było przecież prócz niej nic innego...
Westchnęła ciężko i tym razem już wolniej powróciła na górę, praktycznie nieświadomie skierowawszy się do pokoju, w którym znajdowała się stacjonarka oraz...
...morfina. A przynajmniej połowa dawki, która jej została.

Usiadła ciężko w fotelu komputerowym przy długim biurku, które w głównej mierze zajmowały monitory stacjonarki. Puste miejsce po jednym z nich było dowodem zbrodni Avatara na elektronice. Mervi zabiła swoją mikrofalowkę łomem, ale to Glitch zabił monitor... glitchem? Z radości, jak podejrzewała.
Z radości dziecka z ADHD...

Od niechcenia odtworzyła obraz zapisany na dysku, który przechowywał nagrania z kamer. Oglądała całość z niewielkim zainteresowaniem, jednak gdy po dokonaniu ataku ponownie ułożyła się obok Patricka usypiając prawie natychmiastowo (czy ona w ogóle była przebudzona podczas tego czynu?) poruszenie zbolałego eteryty przykuło jej uwagę. Podszedł on kulejąc wprost do walizki, w której schowany został łom i...
- O ty cholero...

Wybiegła z pokoju prawie zabijając się o balustradę (zapominając, że wszak jest na piętrze) i zaraz dopadła do sypialni. Bez chwili wahania zaczęła sprawdzać zawartość walizki, która na pierwszy rzut oka wyglądała zwyczajnie...
Na pierwszy rzut oka...
Dziewczyna zaklęła pod nosem, gdy zrozumiała jak ciężko została wrobiona. Co on sobie wyobrażał? Sama mówiła, iż kamery nagrały wydarzenie, to nie powinien przed nią niczego zatajać! Kretyn...
Dobrze, że karma już go dopadła... o czym biedny jeszcze nie wie.



DOWNLOADING IN PROGRESS





Oczekiwała z niecierpliwością aż jej komputer zakończy pierwszy proces. Z jednej strony rozumiała, że to wcale nie takie łatwe dla niego, zważając, iż nie tylko miał pobrać i wyświetlić przeszły obraz, ale także odnaleźć ten obraz w przestrzeni, tylko...

CZEMU to tak długo trwało?

0%
...30%...
...60%...

!INCOMPLETE DATA!


Mervi z rosnącym niepokojem obserwowała jak trinarka zaczyna swoje obliczenia, nie mogąc sobie poradzić z uzyskaniem pliku obrazu...

Coś było nie tak, a zwiększone zużycie zasobów powodowało nieoczekiwany wzrost temperatury części składowych...
...ale to krzykliwy sygnał błędu zwiastował katastrofę, której nawet nie miała czasu zapobiec

!PROCESS ERROR!
INSUFFICIENT AVAILABLE MEMORY
FILE CORRUPTED

!ERROR ERROR ERROR!

ERROR ERROR ERROR ERROR ERROR
STOP IT NOW!





CRITICAL FAILURE
SYSTEM COLLAPSING



E�RG3NCy SHu T D OW...

Komputer wydał z siebie żałosne wycie zarezerwowane dla najpoważniejszych błędów systemu nim zasilanie zostało odcięte. Na ledwo chwilę światło zamigotało, po czym ponowny sygnał poinformował o ponownym starcie systemu z ograniczonym zasilaniem po przywróceniu stabilności.
Mervi spojrzała z niepokojem na leżący niedaleko elektroprzekaźnik, ale nie wydawało się jakby nieudana implementacja kodu wyrządziła mu krzywdy, wpływając na pobliską rzecz. Trinarka również zdawała się powracać do stanu sprzed próby ściągnięcia obrazu z przeszłej bytności łomu znajdującego się obok na podłodze. Technomantka przeklęła pod nosem, gdy obraz na ekranie zafalował zmieniając się w feerię kolorów, jednak było to jednorazowe wydarzenie.
Zastanawiała się tylko czy to sprawka Glitcha, czy może ostatni dech nieudanej próby odtworzenia przeszłości...

--PARTITION INTEGRITY RESTORED--

Komórka rzucona na kanapę zawibrowała w akompaniamencie przedłużającego się dźwięku triangela. Adeptka przesunęła się wraz z krzesłem obrotowym w stronę urządzenia, ale jeden rzut oka wystarczył, aby wiedziała kto napisał...

Miała ważniejsze rzeczy do roboty niż SMSowa rozmowa z Patrickiem.


Miała ochotę kląć na czym świat stoi. Nie tylko nie dowiedziała się niczego, ale też wolała teraz dać elektronice trochę odpoczynku. Jedynie mogła pracować na laptopie, gdy stacjonarka ładowała wszystkie pliki i sprawdzała je na możliwość błędów.
Po prostu skopała...

Wyliczenia dla Jonathana były prawie gotowe, jednak sama technomantka nie musiała dziś się z nimi śpieszyć. Jutro hermetyk dostanie teczkę z nimi, powinien być zadowolony z tony papieru. Kicia z pikseli nie odezwała się jeszcze w związku ze zgranymi wspomnieniami, ale na razie nie niepokoiło to Mervi. Miała wystarczająco do roboty...

Zajęła się wreszcie porządkowaniem swojego domu, a raczej pokoju z trinarką stacjonarną. Układała w odpowiednim porządku każdy dokument zależnie od ustalonego kryterium, określała gdzie znajdą się różne części. Spojrzała na ściany już mierząc je w myślach, oceniając które z projektów najlepiej tam umieścić.
Tablica, musiała kupić tablicę magnetyczną.

Inkwizytor się nie odezwał. Pewnie wciąż kombinuje z tą serwerownią. Do Tomasa później zadzwoni, w kwestii Sabatu. Musiała przecież iść z kimś, kto da jej czas na zebranie interesujących ją informacji.
Czy czegoś jej to nie przypominało?

No i Fireson... Tak, Fireson. Ten cholerny staruch, ten pieprzony żartowniś!

Czy on już przywiózł tutaj swój zad? Czy może pije teraz z Jonathanem? Też możliwe... ale trzeba się z nim skontaktować. Chociażby aby ochrzanić...

Mervi spojrzała na swoją komórkę, na której wyświetlał się SMS o lunchu. Skaranie z tym eterytą...
Miała oczywiście oficjalny numer do Firesona, ale cholera wie czy w ogóle zareagowałby na telefon. Pamiętała, że ten "elitarny" adept raz się z nią kontaktował, co musiał dopakować magyą... Postanowiła sprawdzić czy aby nie pozostał jakiś ślad tego połączenia na komórce, którym to śladem mogłaby dotrzeć jak po nitce...
...oczywiście wpierw musiała dowiedzieć się co to za podany numer kontaktowy. Niech się Fireson pobawi z wyszukaniem, która wieża telekomunikacyjna i jej operator będzie służył jako nadawca danych...



 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.
Zell jest offline