Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-11-2018, 19:06   #23
Driada
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
Masaż na dwie pary dłoni i dwie masażystki okazał się bardzo przyjemny dla wszystkich stron. Madi bez trudu weszła w rolę starszej koleżanki wprowadzającą nową koleżanki w arkana masażu kobiecego ciała kobiecym ciałem. Całym kobiecym ciałem. W końcu różnica między tym kto kogo i czym masuje zacierały się coraz bardziej aż ostatecznie skończyło się na tym, że wszystkie skończyły wtulone w siebie nawzajem z poczuciem satysfakcji i współdzielonej przyjemności i radości. Mogły za to wspólnie stuknąć się także i szkłem pełnym jabłecznika.

- Musimy się ustawić na dziaranie - Lamia powiedziała uspokajając oddech na tyle, aby nie sapać jak po ciężkim biegu. Leżała na plecach, gapiąc się w sufit z uczuciem błogości kiedy żadne kłopoty nie mają dostępu do myśli, a za progiem nie czai się wróg. Ten ostatni może i się czaił, jednak ona znalazła się w sanktuarium do jakiego Pustkowia czy Front nie miały dostępu. Tak samo jak wizje naćpanych widm o ciemnoszarych oczach i rozbieganym spojrzeniu.
- Dziaranie boli - rzuciła mimochodem, zjeżdżając wzrokiem na Betty - Chyba będę potrzebowała aby ktoś potrzymał mnie przy tym za rękę. Tak dla wsparcia oczywiście - zabijała rzęsami, gryząc wnętrze policzka aby nie roześmiać się na głos.

- Naprawdę? - Betty tak samo udawała mało domyślną odgarniając mokre od potu włosy z czoła kochanki i całując ją czule w policzek a potem jeszcze raz w usta. - Ależ Księżniczko ja nie przeskoczę swojego grafiku. W dzień mnie nie ma bo jestem w szpitalu. - westchnęła starsza kobieta jakby musiała uzmysłowić dziecku, że nie wszystko w życiu i na świecie jest ułożone po czyjejś myśli. - Ale pewnie Amy dasz radę namówić. No chyba, że wieczorami. Wieczorami jak widzisz mam wolne. - gospodyni odwróciła głowę w drugą stronę aby spojrzeć na masażystkę.

- No ja bardzo chętnie. Ale dzień też mi chodzi w salonie. Przyjdziesz w dzień to obsłużę cię jak zechcesz. No ale nie dłużej niż godzinę, więcej no nie dam rady. - terapeutka też bezradnie wzruszyła ramionami. W końcu nagimi bo w trakcie łóżkowych zabaw jakoś straciła swoją koszulę nawet nie wiadomo gdzie i kiedy.
- No a wieczorami zdarzają mi się roboty ekstra, takie jak dla Claudio. Czasem dopiero przed północą wracam do domu. - ciemnowłosa kobieta wyjawiła tą mniej przyjemną część swojej profesji. - Ale było wspaniale, naprawdę byłabym szczęśliwa jakbyśmy mogły to powtórzyć. Tu, albo tam. - uśmiechnęła się dziewczyna wskazując wzrokiem na drzwi do prywatnego loszku które mimo najszczerszych chęci nie zdążyły ani nawet nie miały już siły zwiedzić i skorzystać.

- Czyli zostaje wieczór… data do dogadania. Doktor Brenn i tak chce mnie tu uziemić jeszcze trzy miesiące - Mazzi wzruszyła ramionami, nie gubiąc pogody ducha. Jasne, zawsze były problemy różnej maści przy dograniu terminu dla paru zajętych osób, ale to kwestia chęci dogadania, albo pomysłowości. - Też bym chętnie powtórzyła - podniosła głowę spoglądając na króla kolekcji Betty, stojącego cicho w łazience. Samo to sprawiło że wyszczerzyła się jak dziecko w oczekiwaniu na gwiazdkę - Zawsze możemy cię zamówić. Na masaż oczywiście. - opadła na materac, gapiąc się na Madison wymownie, a potem wzdrygnęła się - Słuchajcie. Znacie tu pub z żarciem zaadaptowany ze starego marketu? Niska, jednopiętrowa konstrukcja, oszklony front. Za barem siedzi stary, łysawy gościu o imieniu Garry.

- Zamówić? Mnie? Na cały wieczór? A stać cię?
- zapytała masażystka z wyraźną ciekawością w oczach jakby spojrzała na Lamię z całkiem innej niż dotąd perspektywy.

- Oj, tam stać nie stać, takie damy jak my chyba nie muszą rozmawiać o pieniądzach prawda? - Betty wtrąciła się w rozmowę spoglądając to na jedną, to na drugą nagą kobietę po swoim boku. - Ja zwykle jestem wieczorami w domu. Na pewno bym się bardzo ucieszyła jakbyś miała ochotę odwiedzić nas ponownie. Nawet wracając z pracy o dowolnej porze. Będziesz zmęczona to najwyżej się wyśpisz w spokoju. A jak nie będziesz zmęczona no to myślę, znajdziemy sobie jakieś zajęcie. - okularnica które w akurat w tej chwili była bez okularów z gracją zaprosiła masażystkę na przyjacielską wizytę tak udanie, że ta roześmiała się wesoło i pocałowała ją w policzek i w usta.

- Dobrze, to wpadnę jak tylko będę mogła. Dziś już nie mam siły obrobić tej pannicy na stojaka a nadal mam na to dziką ochotę. - terapeutka zaśmiała się opierając głowę na łokciu i patrząc ponad piersiami gospodyni na twarz leżącej po jej drugiej stronie kobiety. - A ten bar myślę, że wiem który. “41”. A przynajmniej w “41” barmanem jest taki starszy typ o imieniu Garry. I często tam tego punk’a, Rude Boy’a można spotkać. Albo kogoś z jego bandy i podobnych klimatów. - niejako przy okazji wykolczykowana masażystka wysypała się informacją o adresie klubu o jaki pytała starsza sierżant.

Gdyby to było technicznie możliwe, Mazzi zastrzygłaby uszami. Obróciła się na bok, przybierając identyczną pozę co masażystka.
- Gdzie to dokładnie? Jak tam dojść? I kto to do cholery jest Rude Boy? Oprócz tego że palant - zmarszczyła czoło, zadając te ważniejsze pytania. Nie przeszkodziło to jej dłoni wędrować po brzuchu i górnym froncie pielęgniarki - I to nad palanty.

- No na końcu 41-ej ulicy. Tuż przed rzeką, patrząc z tej strony. Dostaniesz się na 41-szą, zapytasz o bar “41” to każdy ci pokaże.
- Madi mówiła jakby wcale nie uważała za zbyt trudne odnalezienie lokalu o jakim mówiła. Betty pokiwała głową potwierdzając te informacje i ciekawie zerkała na wędrujące po sobie palce ciemnowłosej saper.

- A Rude Boy to taki punk. Ma swój zespół szarpidrutów i dają koncerty, rozbijają się po barach, denerwują ważniaków tą swoją anarchistyczną gadką i w ogóle podejrzany i niebezpieczny element. Porządne dziewczyny powinny się trzymać od nich z daleka. W sobotę dają koncert w starym kinie. Oczywiście, że idę. - Madi powiedziała zadowolonym głosem zerkając co chwilę na rozmówczynię zainteresowaną Rude Boy’em ale i obserwując poczynania jej palców na ciele gospodyni. Sama też dołączyła do zabawy i wolną ręką zaczęła leniwie kreślić jakieś wzorki na brzuchu, biodrach i plecach okularnicy. Ta zrewanżowała się podobnie i przynajmniej starsza sierżant czuła jak jej dłoń zaczyna pieścić skórę na jej karku i kręgosłupie.

- 41-sza, bar o tej samej nazwie - powtórzyła aby zapamiętać, wodząc leniwie palcami po torsie Betty i mrucząc gdy i ona zaczęła swoje zabiegi - Więc widzimy się w sobotę - uśmiechnęła się do Maddi wesoło, mrużąc przy tym oczy z czystej, nieskrępowanej radochy - Słyszałam, że całkiem nieźle rzępolą. Jak na palantów - parsknęła, opierając brodę na piersi gospodyni i westchnęła, patrząc na nią z dziwną nostalgią.
- Wiem, że obiecałam nie wyskakiwać oknem… - zaczęła dość neutralnie, nie przerywając pracy paluchami - Poczekam aż uśniecie i się… przejdę. Nic mi nie będzie - dodała zawczasu zanim pojawił się argument “bo jeszcze ci coś zrobią” - Pożyczę ten gaz o którym mówiłaś, dla świętego spokoju, ale to Sioux Fall, nie Front. - mina jej wróciła do lekko nieobecnej - Nie będzie tu nic gorszego od… tego co tam, a z tym co będzie sobie poradzę - skrzywiła usta w krótkim uśmiechu który nie sięgał oczu - To był naprawdę dobry dzień… dziękuję wam. Amy też podziękuje jak jutro wstanie, a ja odbiorę żołd. Po prostu - zawiesiła się, mieląc coś niemo pod nosem i przewróciła się na plecy, gapiąc się martwo w sufit.
- Nie chcę spać. - przyznała wreszcie, zgrzytając zębami ze złości - Bo wiem co będzie gdy zamknę oczy. Nie chcę tam wracać. Tu mi się bardziej podoba. Zaufasz mi na tyle żeby wypuścić z kluczami od chałupy? Naprawdę nie chce się wybijać oknem.

- I tak muszę wam zostawić klucze jak będę szła do pracy byście mogły wyjść i wrócić do mieszkania. - westchnęła naga pielęgniarka leżąc między dwiema innymi nagimi kobietami. Madi na razie przysłuchiwała się rozmowie ale chyba ucieszyła się, że Lamia też w sobotę idzie na ten sam koncert co ona.
- To może się spotkamy? Masz jakiś samochód? Mogę podjechać pod ciebie jeśli chcesz. - zaproponowała od razu uśmiechając się zapraszająco.

- Ale spróbuj może jednak zasnąć Księżniczko. Jak chcesz mogę dać ci tabletkę ale najlepiej spróbuj zasnąć. Będę tuż przy tobie. Jak chcesz, możesz spać w środku. - zapytała zerkając na terapeutkę a ta chętnie pokiwała głową na znak, że nie widzi problemu a nawet jest za takim pomysłem.

- I może spróbujesz pojechać tam jutro w dzień? Jak to ten bar co w nim byłaś to pewnie dowiesz się tego co chcesz albo zostawisz jakąś wiadomość. Bo stąd do tego baru, na piechotę, po nocy, to jest ładny kawałek. A w dzień wsiądziesz w autobus i podjedziesz prawie pod same drzwi. - Betty głaskała pacjentkę, kochankę, przyjaciółkę i służącą po głowie troskliwymi ruchami dłoni. Bardziej matczynymi niż kochanki.

- Masz jakieś trudności ze snem? - zapytała w końcu masażystka gdy pielęgniarka skończyła łagodnie tłumaczyć Lamii co i jak.

- Stres pourazowy. Koszmary i amnezja. - westchnęła gospodyni całując pocieszająco Lamię w czoło. - Nie masz jakiegoś masażu na to? - zapytała raczej dla zasady i podbudowania żartem tej atmosfery. Teraz masażystka westchnęła i zasępiła się nad tym wszystkim.

Długą chwilę Mazzi nie mówiła nic, wgapiona w sufit jakby znalazła tam nagle coś bardzo ciekawego. Wreszcie przymknęła oczy i odetchnęła powoli.
- Dobrze… spróbuję z tą tabletką - uchyliła jedno oko, wieszając je na pielęgniarce - I nie będę się nigdzie włóczyć do rana, słowo skauta. Tylko… dasz mi zapalić na balkonie przed snem? Wezmę prochy, wyjaram fajka… i akurat mnie zetnie. Przepraszam - westchnęła krzywiąc się gorzko. Podniosła dłoń i przetarła nią twarz - Byłoby chujowo gdybym obudziła was krzykami, albo zrobiła przez sen krzywdę. Nie kontroluję tego - prychnęła zła, podnosząc się do siadu jednym szarpnięciem, drugim postawiła się na nogi już na podłodze - Tego co pojawi się kiedy zamknę oczy. Ani tego jak na to zareaguje. - wzruszyła nerwowo ramionami, podchodząc do zrzuconych ubrań i grzebiąc w nich intensywnie w poszukiwaniu wysępionego od chłopaków spod “trójki” fajka. Nagle parsknęła - Ale od świtu do zmierzchu zwykle jestem normalna i nikogo nie biję, ani nie gryzę… o ile nie wyrazi na to zgody.

- Na gryzaki pomagają zwykle kneble. Są całkiem skuteczne i chyba też bym jakiś znalazła jakby trzeba było.
- Betty w udany sposób powtórzyła żartobliwy ton Lamii i bez ubierania się wstała z łóżka. Na jej nagiej sylwetce ta wytatuowana czarna wdowa wydawała się jeszcze większa i czarniejsza. Razem wyszły z sypialni i po chwili ruszyła za nimi i masażystka. Rozdzieliły się w salonie. Gospodyni ruszyła do kuchni, Lamia na balkon a Madi do leżącej na macie blondynki przykrytej kocem.

- Zostawimy ją tutaj na noc? - zapytała klękając przy śpiącej Amelii.

- Nie, weź ją do nas. Chyba już będziemy grzeczne. Jak już i tak śpimy ze sobą to niech nie czuje się gorsza. - odpowiedziała gospodyni nieco unosząc głos i po chwili wróciła do salonu akurat gdy terapeutka budziła zaspaną blondynkę.

- Oj, zasnęłam. Ale było tak fajnie… - rozmarzyła się zaspana blondynka i popatrzyła na resztę kobiet. - Jesteś goła… i ty też… - zauważyła trzeźwiej gdy zorientowała się, że i Betty wracająca z kuchni i budząca ją Madi są nagusieńkie. Jedynie przez drzwi na balkon widać było najbardziej ubraną starszą sierżant.

- Masz tutaj tabletkę i wodę Księżniczko. - powiedziała gospodyni stając w drzwiach balonu i wyciągając dłonie ku swojej faworycie. Zza jej pleców do Lamii doszły głosy zbierających się z podłogi dziewczyn. Właściwie to blondyna też była prawie naga bo została w samych majtkach.

- Zjebałam, co? - przyjęła komplet medyczny, biorąc go w jedna rękę. Drugą popalała mechanicznie papierosa, gapiąc się w nocne niebo. Chyba było chłodno, czuła jak robi się jej gęsia skórka, lecz prawdziwego zimna nie czuła. Pokręciła głową, ukrywając twarz za zasłoną włosów.
- Dziękuję, zaraz wezmę. Tylko dopalę… i przyjdę do was. Schowaj się, jesień mamy. Zimnica… ej Betty, pożyczysz mi jutro sukienkę i jakieś buty? Zanim sobie czegoś nie kupię. - próbowała się uśmiechnąć i nawet wyszło. Do chwili aż podjęła dalszy wątek. - Jeśli to nie problem rano prosiłabym o podwózkę. Do szpitala. Obiecałam Danielowi że do niego wpadnę. Poczekam aż otworzą urząd, zgarnę co moje, wyrobić nowe dokumenty. Teraz nawet tym autobusem bez ID nie przejadę. Ale do załatwienia…. i fakt - nabrała nikotynowego powietrza i wypuściła powoli nosem - Nie ma co łazić po nocy i szukać atrakcji… właśnie atrakcje. Pomyślałam czy… - zacięła się, podejmując temat trzy buchy później - Daniel żartował o playmate. Co mi szkodzi wskoczyć w gorset… jeśli masz gdzieś królicze uszy i ogonek - wreszcie uśmiechnęła się żywiej, patrząc bystro na pielęgniarkę - Taki wiesz. Montowany na wtyk, bez taśmy - parsknęła już bardzo wesoło.

Starsza sierżant widziała doskonale nagą sylwetkę stojącą w drzwiach bo od wewnątrz oświetlały ją świece i lampy. Trochę mniej wyraźnie widziała front i twarz drugiej kobiety bo te choć zwrócone do niej i ledwo o dwa kroki tonęły już w nocnej ciemności. Za to dobrze słyszała jej głos oraz widziała ruchy jej sylwetki. Przez moment milczała i popatrzyła gdzieś w bok, na śpiące, zaciemnione miasto prawie bez jasnych punktów. Westchnęła i wyszła na balkon. Wyjęła z dłoni Mazzi papierosa i sama się zaciągnęła opierając się przy okazji ramionami o balkon. Widziała jak zaciąga się papierosem, jak wydmuchuje dym. Jak znów zaciąga się papierosem i znów wydmuchuje dym. - Oh, Księżniczko. - pokręciła głową z jakimś ciężarem i żalem w głosie. Znów się zaciągnęła i popatrzyła wreszcie w bok na tą ubraną kobietę. W międzyczasie Madi zdążyła już pozbierać Amelię z podłogi i znikły i ucichły więc poszły pewnie już do sypialni.

- Kto chce ciągnąć za dużo sroczek za ogon ten zostaje z paroma piórkami w ręku i masą nieznoszących go sroczek. - powiedziała patrząc na Mazzi i obserwowała chwilę jej ubraną w sukienkę sylwetkę.

- I chcesz jechać do Daniela rano tak? A kto zostanie z Amelią? Mówiłam ci przecież, że tak na wariata wszystko załatwiane, że nie zdążyłam nikogo znaleźć. A nie mogę zostawić samej żadnej z was. Zwłaszcza jej. - westchnęła kręcąc głową i popatrzyła na uśpione miasto. Znowu zaciągnęła się papierosem i przetrzymała dym oddając Lamii fajka którego wypaliły prawie na pół.

- Mogę was zabrać. Ale nie możesz jej zostawić samej. Myślałam, że pojedziecie na miasto. To dobry pomysł. Dla was obydwu. Oj czeka cię Księżniczko wiele smutku, zgryzot i cierpienia. Które sama na własne życzenie sobie zgotujesz. - westchnęła z żalem Betty prostując się i opierając się teraz dłońmi i poręcz balkonu wcale się nie przejmując, że gdzieś, tam, w ciemnościach ktoś mógłby ją teraz zobaczyć.

- Przemyśl to jeszcze Księżniczko. Ja jadę rano do szpitala, mogę was zabrać a możecie zabrać się gdzieś same. - westchnęła i odwróciła się by wrócić z powrotem do cieplejszego wnętrza. - A kostium playmate. Zostawię ci jutro przed wyjściem jak zdążę. - spojrzała jeszcze na trzymane przez sierżant szklankę i tabletkę. - Ale proszę cię Księżniczko nie okłamuj mnie. Bo to mi złamie serce do reszty. - dorzuciła jeszcze i wróciła z powrotem do mieszkania.

Przemyśl, pomyśl, zastanów się… cokolwiek miało związek z kapralem Rangersów u Betty wywoływało intensyfikację wzdychania, ciężkich spojrzeń i zmartwionych min. No tak… przecież zadawanie się z lekomanami nie należało do prostych.
- Dobrze… - westchnęła równie ciężko co pielęgniarka, wsadzając pigułkę między zęby i zaraz popiła ją wodą - Zostanę rano tutaj, a jak Amy wstanie zrobimy sobie wycieczkę po mieście. Ogarniemy urząd, a potem… wrócisz to przyniosę ci zęby w kapciach - wróciła do weselszych tematów, machając zbywająco ręką i przy okazji wyrzucając dopalonego papierosa - Z tym królikiem się wstrzymamy. Ale wpaść do niego na chwilę muszę, bo dałam słowo. Zobacze jak sie trzyma, a potem… wezmę autobus i przejadę się do “41”. Teraz lepiej? - spytała bez złośliwości i przepiła gorycz wodą - Nie martw się, nie o mnie… dam sobie radę. Już mi pomogłaś… ciągle pomagasz. Dzięki. Nie okłamię cię. Nigdy - zrobiła parę kroków i złapała drugą kobietę od tyłu, przyciskając do siebie i opierając czoło o jej ramię. - Nigdy tego nie zrobię. Obiecuję.

Gospodyni zatrzymała się i odwróciła. W oczach, nie przykrytych okularami, Lamia dostrzegła coś błyszczącego, chyba ze wzruszenia. Objęła i przylgnęła do niej mocno.
- No. Tak już lepiej Księżniczko. Naprawdę tak bardzo chciałabym aby ci się udało. Ale z tym Danielem nie wróżę ci szczęścia, że ci się uda. I nie chciałabym żebyś oszukiwała samą siebie, że możesz to zmienić. Może jestem pesymistką jak stare baby mają ale chciałabym oszczędzić ci cierpień i rozczarowań. A jednak wiem, że tak naprawdę powstrzymać to możesz tylko ty sama. - wyszeptała jej do ucha czule głaszcząc ją po głowie. Chwilę tak milczała stojąc i trzymając lamię w objęciach.

- A ten króliczek playmate czemu nie? Myślę, że świetnie byś w tym wyglądała. - powiedziała weselej odsuwając się trochę aby spojrzeć na jej twarz i front sylwetkę. - I jeszcze przyniesiesz mi kapcie w zębach? Oj to chyba bym ci aż pozwoliła zdjąć mi buty i założyć te kapcie. Podobało mi się jak dzisiaj to zrobiłaś. - wyznała już bardziej kosmato i pocałowała ją w usta tym razem jak na kochankę przystało. - A teraz chodź do łóżka, czekają na nas dwie gorące i chętne dziewczyny. - pociągnęła ją za rękę prowadząc przez salon ku swojej sypialni.

Powitało ich senne spojrzenie blondynki i nieco rozbawione brunetki, gdy we dwie pakowały się do łóżka. Lamia zajęła miejsce pośrodku, kładąc się przy Betty, z głową na jej ramieniu. Słyszała że pozostałe kobiety o czymś rozmawiają, łóżko lekko trzeszczało gdy któraś się poruszyła... potem przyszła ciemność, ale dobra. Czarna, gęsta.
Bez żadnych snów.
Bez koszmarów.
Bezpieczna.
 
Driada jest offline