Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-11-2018, 19:34   #24
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 7 - Work Day

2054.09.08 - wtorek ranek; słonecznie; Sioux Falls, mieszkanie Betty




Poranek okazał się bardzo słoneczny ale dość pośpieszny i nerwowy. Chociaż pobudka dla Lamii okazała się całkiem przyjemna. Jej nagie ciało przeplatalo się z innymi nagimi ciałami z którymi miała jakże miłe wspomnienia z wczorajszego wieczoru i nocy. Do tego łączyła ich atmosfera intymnej bliskości i przyjemność że spania w we wspólnym łóżku z czystą, przyjemną pościelą. Czysto, przyjemnie i bezpiecznie. I nic jej się nie śniło! Żaden koszmar ani wspomnienia. Czy był to efekt zażycia tabletki jaką dała jej w nocy gospodyni, czy była zbyt zmęczona aby śnić, czy chodziło o coś jeszcze innego to nie sposób było odgadnąć no ale przespała w spokoju cały sen i obudziła się rano.

A właściwie to ruch i głosy innych dziewczyn ją obudził. Było dość nerwowo bo siostra przełożona była spóźniona. “Zaspałam! “ powtarzała regularnie chociaż chyba nie tak dosłownie bo do objęcia dyżuru miała jeszcze trochę czasu. Niemniej chyba wstała później niż planowała stąd dało się dostrzec wyraźny pośpiech w jej ruchach.

Drugą nerwuską była Madi. Co prawda zaczynała dzień pracy później niż szpitalna pielęgniarka ale chciała przed pracą wrócić do domu, przygotować się do tej pracy no i pojechać aby zacząć tą pracę w “Dragon Lady”. Chociaż dało się dostrzec jej uśmiech i słyszeć śmiechy gdy wręcz pokazowo włożyła podarowana w nocy zabaweczkę do swojej torby. Swoje 5 minut miała też blondynka z połową ocalałej twarzy która jako jedyna z nich wszystkich przespała większość nocy i wstała rano wypoczęta. Lamia nie była nawet pewna czy to właśnie nie Amy pobudziła obie panie pracujące a pośrednio i ją. Pewna natomiast była, że ona zrobiła kawę, podała do niej końcówkę ciasta z wieczora i usmazyla jajecznice. Ale ani Betty, ani Madi za bardzo nie zdążyły skorzystać z tych dobroci ale i tak były zachwycone. Więc gdy już wyszły to większość tej kawy, ciasta i jajecznicy zostało dla obu pacjentek. Niemniej mimo ogólnie przyjemnej i ciepłej atmosfery trafiły się i zgrzyty.


---



Pierwszy spowodowała dość niechcący cicha blondynka. Betty bowiem, mimo, że się speszyla nie zapomniała o swoich obowiązkach i chciała zmienić Amelii jej opatrunek. Wcześniej jednak uprzedziła o tym Lamię. - Pomożesz mi Księżniczko? Skoro zostajecie same to na wszelki wypadek lepiej byś wiedziała co i jak. Tylko nic nie mów. I postaraj się udawać, że nie wygląda tak źle. - okularnica dała znak by Mazzi poszła za nią do łazienki gdzie na taborecie siedziała już Amelia.

Kasztanka zaczęła delikatnie a jednak szybko i sprawnie zdejmować stary opatrunek i gdy go zdjela ukazał on makabryczna prawdę. Drobna i dotąd pewnie ładna blondynka wyglądała prawie jak komiksowy złoczyńca z połową zwykłej i połową spalonej twarzy.

Co prawda starsza sierżant widziała na Froncie gorsze obrażenia. Ale tam było to stałym elementem codziennego życia, tam z czymś takim trzeba było się liczyć. No i kobiety były w zdecydowanej mniejszości więc i stanowiły mniejszość takich makabrycznych przypadków.

A tutaj, na Front i ta cała wojna była tak odległa, że pojawiała się tylko jako artykuł w radio czy gazecie albo opowieściach weteranów i ozdrowieńców. Nie było robotów, mutantów, ostrzału artyleryjskiego czy min które to czynniki kojarzyły się z reguły z takimi okropnościami.

Amelia nawet nie była żołnierzem. Wydawała się pocieszna, radosną, trochę cichą dziewczyna pośrodku cywilizowanego miasta. A miała “to” na twarzy.

“To” było świeżym, krwistym, opuchniętym ochłapem jaki dotąd zakrywał opatrunek. Głębokie, wypalone chyba do samej kości wyżłobienia szpeciły jej twarz. Cała połowa twarzy była napuchnięta przez co wydawała się nieforemnie większa. Opuchlizna zachodziła aż na cudem chyba ocalałe oko więc te wydawało się wiecznie zmrużone albo podbite. Opuchlizna w końcu pewnie zejdzie ale te wypalone na twarzy pręgi pewnie zostaną dziewczynie do końca życia.

Na twarzy masakrycznego wyglądu dopełniały szwy jakimi pewnie próbowano ratować co się da aby chociaż zminimalizować straty. Swojego kolorytu dodawała też krwista wydzielina sącząca się z wciąż świeżej rany przemieszcza z limfa i maścią jaką posmarowano twarz. Kontrast między tym krwistym, nabrzmiałym befsztykiem a jasną, czystą i suchą połowa twarzy młodej i ładnej kobiety był porażający. Zwłaszcza gdy miało się świadomość, że jest w kwiecie wieku a takie poważne blizny i to na twarzy, będą ją szpecić do końca życia.

- Długo tam będziecie siedzieć? Siku mi się chce. Oh… - Madi zastukała w drzwi łazienki z proszacym ponagleniem w głosie ale, że drzwi okazały się przymknięte a nie zamknięte to gdy tylko stanęła przy drzwiach to mogła od razu puścić żurawia do środka. No a wtedy też dojrzała to co dotąd ukrywał opatrunek cichej blondynki i w pierwszej chwili ją zamurowało.

- Wejdź i rozgość się. Masz może coś na to? - okularnica zaprosiła terapeutke do środka skoro sprawa się rypla. No i skoro się rypła to poprosiła o radę i pomoc. Czarnulka z krótkimi włosami weszła do środka i klęknęła przed siedząca na taborecie dziewczyną aby lepiej przyjrzeć się ranie.

- Głębokie. Zbyt świeże na masaż. I zbyt głębokie. Ale mogę wam zostawić maść na oparzenia. Bardzo dobra, przychodzą do nas weterani poparzeni na wojnie albo ofiary pożarów to jej używamy. -
Madi starała się pomóc chociaż symbolicznie pewnie też boleśnie świadoma, że już niewiele można blondynie pomoc na tak straszne rany.

- A nie przyszłaś na siku? - zapytała ją niespodziewanie poszkodowana siedząca na taborecie. Wydawało się, że Amelia jest trochę speszona tym, że niespodziewanie znalazła się w centrum uwagi. I zabrzmiało trochę jakby chciała grzecznie spławić nadmiar towarzystwa.

- Ach rzeczywiście! - Madi podjęła aluzje w lot i artystycznie pacnęła się w czoło. Wstała i podeszła do sedesu a potem chwyciła swoją wciąż przymocowana zabaweczkę jakby naprawdę chciała sikac jak facet. Amelia połknęła przynętę jak mała dziewczynka bo obserwowała masażystkę co też dalej z tego będzie. - A! Już wiem czemu nie leci! No nie ta końcowa! - czarnowłosa znów klepnęła się w czoło jakby zapomniała o czymś oczywistym i dopiero wtedy zajęła pozycje do załatwiania się jak na kobietę przystało.

Krótki i improwizowany żarcik szczerze rozbawił blondynkę i roześmiała się szczerze i radośnie co jakoś znów rozładowalo i rizluznilo atmosferę. Betty też dodała swoje bo mówiła do Amy ciepłym, troskliwym głosem żartując, że ją umaluje i nakłada jej makijaż chociaż wszystkie wiedziały że pędzelkiem nakłada maść a nie kosmetyk. W sumie więc wyszły jakoś na prostą. Samo nakładanie opatrunki, z medycznego, beznamiętnego punktu widzenia nie różniło się specjalnie od każdego innego opatrunku głowy w tym miejscu więc gdy już przezwyciężyło się pierwszy szok od widoku rany młodej kobiety to było dość proste. Przynajmniej dla siostry przełożonej i starszej saper.


---



Z czarnowłosą rehabilitantka starsza saper zaliczyła też pożegnalny epizod w sypialni Betty. Akurat zdołała już wygrzebać się z pościeli a Madi dopiero kompletowała swoje ubranie. I wciąż paradowała z przyczepionym prezentem od gospodyni. Gdy ujrzała, że Lamia jest już w pionie a nie w poziomie przypomniała jej o sobie.

- Cholera nie zdążyłam cię wczoraj puknąć tak jak chciałam. - westchnęła zapinając guziki koszuli i patrząc tęsknym wzrokiem na nagusieńkie ciało drugiej kobiety.

- O tak… - niespodziewanie złapała ją za nadgarstek i poprowadziła do ściany tak, że Lamia poczuła jak jej łopatki trafiają na ścianę. Nie bolało ale też zbyt łagodne nie było. Madi zresztą zaraz przyparła ją do ściany łapiąc jej oba nadgarstki i rozkrzyżować je po ścianie przy pomocy swoich. A dzięki temu dosłownie znalazły się twarzą w twarz.

- Albo tak… - terapeutka zaraz obróciła Lamię tak, że teraz jej front przywierał do chłodnej, płaskiej ściany a za plecami miała rozochocona rehabilitantkę która gdyby nie presja czasu pewnie zrealizowalaby od ręki ten projekt odłożony w nocy na później.

- No ale Księżniczko, to może następnym razem jak przyjdziesz do salonu albo spotkamy się gdzie indziej. - wyszeptała jej obiecująco do ucha zanim ją puściła i wróciła do prób ubrania się.


---


Kolejne spięcie zaliczyły przy wspólnym, pospiesznym śniadaniu. I najbardziej zaangażowane w nie były te dwie co się najbardziej spieszyły.

- Myślałam o tych twoich kłopotach z pamięcią Księżniczko. - rozmowę zagaiła terapeutka szybko młócąc jajecznice i popijając kawą. - No ja ci raczej na to nie pomogę niestety ale jest na mieście taki typ, Skaner… - właścicielka kolczyków pod obojczykami zaczęła przedstawiać swój pomysł ale Betty zareagowała zaskakująco żywo.

- O nie! Słyszałam o nim. To zwykły kanciarz, sekciarz i hochsztapler! - okularnica zaprotestowała zdecydowanie podkreślając swoje słowa ruchami widelca.

- Ja chyba o nim też słyszałam. Podobno wkręcił jakiejś lasce, że się puszcza na tym swoim seansie. Potem ona to łyknęła, jej facet też, rozstali się, wszyscy zaczęli ją brać za puszczalska dziwkę i w końcu się utopiła, powiesiła czy otruła. Albo jakoś tak, dawno to słyszałam i wtedy nie zwracałam na to uwagi. - blondynka dołożyła swoje trzy grosze mówiąc że skupionym wyrazem twarzy gdy walczyła z własną pamięcią.

- O właśnie! Właśnie o tym mówiłam! Nie chcę by coś takiego przytrafiło się Księżniczce. Przecież na takim seansie to on może wmówić człowiekowi cokolwiek! Kto wie, może nawet jest jakimś mutkiem czy co. - gospodyni szybko poparła blondynkę i pokiwała głową wracając do szybkiego zjadania jajecznicy. Amy wzruszyła przepraszająco ramionami a Madi upiła łyk kawy patrząc na pozostałe trzy twarze, zwłaszcza tą w okularach.

- Tak? - zapytała przeciągle jakby sprawdzała czy dobrze usłyszała i zrozumiała. - Też słyszałam o tej lasce ale tylko plotki. A z plotkami to wiecie jak bywa. - teraz ona wzruszyła ramionami i wróciła do jedzenia jajecznicy. - Ale hochsztapler czy kanciarz to powinien czerpać jakieś korzyści za swoje machlojki. A słyszałyście aby kiedyś ktoś mówił, że on bierze za to coś od kogoś? - czarnulka że średnio krótkimi włosami uniosła głowę znad talerza aby popatrzeć na obydwie rozmówczynie. Blondynka po chwili zastanowienia zaprzeczyła ruchem głowy ale przypomniała że dotąd się tym nie interesowała i nie zwracała uwagi a w ogóle to to dawno było. Kasztanka w okularach mruknęła, coś o psycholach co to mają swoją własną hierarchię i priorytety niezrozumiałe dla reszty społeczeństwa dlatego są psycholami.

- A ja go spotkałam. I rozmawiałam z nim. Kilka razy. I wydał mi się całkiem w porządku. Żartowaliśmy nawet, że ja zajmuję się rehabilitacją ciała a on umysłu. Ale to tak wam mówię zróbcie z tym co chcecie. - czarnowłosa tatuażystka wzruszyła ramionami wracając do szybkiego wycinania śniadania. Chyba była trochę urażona, zwłaszcza na Betty, za tak ostrą krytykę swojego pomysłu.


---


Na pożegnaniu zauważył jednak głównie ostatni wieczór, babski wieczór, i wspólna damsko - damska noc, co chyba całej czwórce kojarzył się z pierwszorzednym szampanskim wieczorem i upojna nocą więc znów zakrólowały uśmiechy i przyjaźnie. Wychodzące kobiety pożegnały się z tymi pozostającymi w domu a potem ze sobą przy samochodach co te w domu widziały z balkonu. - Oh, musimy to powtórzyć, świetnie się bawiłam! - powiedziała wesoło profesjonalna rehabilitantka ściskając i całując na pożegnanie każdą z pozostałej trójki dziewczyn. - O zdecydowanie to świetny pomysł jest. Przyjeżdżaj Madi, kiedy tylko zechcesz, zawsze będziesz gorąco witana. Szeroko rozwartymi ramionami czy udami, zawsze to mi się myli. - okularnica podchwyciła pomysł robiąc na chwilę minkę niezbyt rozgarniętej dziewczynki na co i blondyna i czarnulka roześmiały się serdecznie. Pomysł powtórzenia ostatniego wieczoru chyba był im wszystkim na rękę. Pożegnały się obietnicą, że Madi wpadnie gdy tylko będzie mogła.

- No to… chyba zostałyśmy same… - powiedziała blondynka opierająca się o poręcz balkonu gdy oba samochody zniknęły z pola widzenia. Było całkiem ciepło i pogodnie, zupełnie jakby lato zapomniało, że już letnie miesiące się skończyły. Bez problemu można było wyjść na krótki rękaw i cieszyć się pogodnym dniem.



2054.09.08 - wtorek przedpołudnie; słonecznie; Sioux Falls, ratusz



Okazało się, że Betty nie zostawiła swoich gołąbeczek z pustymi rękami. Na stole poza kluczami do mieszkania zostawiła też trochę bonów. Były zielone, które wedle słów lokalnej blondynki, wymieniało się na żywność i czerwone które właściwie były biletami na komunikację miejską. Przy okazji Amelia wyjaśniła, że jeszcze są niebieskie na paliwo i złote czyli w gruncie rzeczy żółte które są na różne “ekstra rzeczy”. Na przykład bary, alkohol, kino czy burdele. No i czarne. Na broń, amunicję i tego typu sprawy. Na stole jednak siostra przełożona zostawiła swoim podopiecznym głównie czerwońce i zieleńce czyli na transport i jedzenie. Chociaż na upartego można było płacić zielonymi za przejazd w autobusie czy na odwrót no ale zwykle na własną niekorzyść więc lepiej było mieć odpowiednie kolorki w odpowiednim miejscu. I w opinii Amelii, Betty zostawiła im tyle, że spokojnie mogłyby za to jeździć i zwiedzać cały dzień aż do jej powrotu. Ale nie tylko o tym pamiętała śpiesząca się do pracy siostra przełożona.

- Zostawiłam ci coś w pokoju puzzli na łóżku. - szepnęła Lamii na ucho gdy się żegnały już w drzwiach. No i zostawiła rzeczywiście. Króliczy kostium playmate o jakim rozmawiały w nocy. Nawet miał taki ogonek jaki sobie wymarzyła Lamia. Tylko już Betty nie zdążyła nacieszyć oka jak w nim wygląda jej faworyta bo musiała wyjść i jej postać zmieniła się w odgłos szybko stukających po schodach butów.

A na miejscu późnym rankiem lub wczesnym przedpołudniem, gdy dotarły do ratusza wyszły kolejne detale solidności szpitalnej firmy i jej personelu. A przy okazji okazało się, że Amelia w roli przewodniczki sprawdza się świetnie i chyba nawet odnalazła się w roli gdy to ona może coś komuś pomóc bo znacznie poweselał zupełnie jakby połowy twarzy nie przysłaniał jej gruby opatrunek. Opuchlizna zeszła jej na tyle, że teraz odsłaniała i dotąd zakryte oko chociaż nadal było dość mocno opuchnięte.

Lamia zaś miała okazję przypomnieć albo poznać dzienne i codzienne oblicze miasta. Po pierwsze nadal było widoczne ślady po wczorajszych pochodach i paradach. Mnóstwo konfetti, zagubionych balonów, papierowych kubków i innych takich śmieci które dopiero sprzątano. Po drugie system komunikacji miejskiej. Amelia poruszała się w nim jak ryba w wodzie tłumacząc ciemnowłosej kumpeli co i jak. Generalnie działało bardzo podobnie jak dawniej autobusy miejskie. Nawet korzystały zwykle z dawnych przystanków, czasem zaś ze zwykłych ławek ale były przyzwoicie oznaczone a na przystankach zwykle był rozkład jazdy. Ale na oko, w środku dnia komunalne pojazdy jeździły zwykle co kilkanaście minut. A w razie potrzeby zwykle zatrzymywały się na machanie ręką no chyba, że był pełny albo woźnica miał jakieś obiekcje.

Gdy podjechał pierwszy autobus Lamia zrozumiała dlaczego woźnica a nie kierowca. Podjechała bowiem dość spora furgonetka z miejscami dla kilkunastu siedzących no ale z przodu miała doczepiony dyszel i ciągnęło ją kilka koni. Jak tłumaczyła Amelia, w ten sposób oszczędzano paliwo dla armii i frontowców. I była dość silna presja społeczna by oszczędzać rozbijanie się prywatnymi autami po próżnicy.

- O, a to jest 41-sza ulica. Betty mówiła, że cię interesuje. I tam dalej się jedzie do rzeki i tuż przed mostem jest ten bar, “41”. Z pięć albo sześć przystanków. - niespodziewanie odezwała się blondynka gdy wskazała na jedną niczym specjalnie się wyróżniających ulic. Okazało się,że miejska komunikacja służy tubylcom do odmierzania odległości. Ten czy inny adres był odległy o ileś przystanków. No i zdaniem Amelii Betty mieszkała w bardzo dobrej ulicy, w takie w jakiej zwykle mieszkają oficerowie, wojskowi, policjanci, biznesmeni no i inni tacy. Budżetówka i ludzie z wypchanymi kieszeniami generalnie.

A w samym ratuszu blondwłosa przewodniczka śmiało poruszałą się w labiryncie schodów, biur, recepcji i okienek przeprowadzając swoją towarzyszkę z wprawą i werwą. Wydawała się czuć jak ryba w wodzie do czasu aż nie doszła do faceta w mundurze po drugiej stronie okienka. Wojskowy biurokrata, jeden z trybików maszyny wojennej i oliwiącej ją biurokracji. No ale dzięki temu to wszystko jakoś działało.

- Ordynator, major w stanie spoczynku doktor Brenn. - odpowiedni podpis, pieczątka, tytuł, stopień i nazwisko zrobiły na biurokracie odpowiednie wrażenie. Nawet jeśli ubrana po cywilnemu kobieta w towarzystwie drugiej, też cywilnej, w ogóle nie zrobiła widocznego wrażenia. Ale jak starsza sierżant wiedziała z doświadczenia ludzie w mundurach często uważali tych bez munduru za jakiś gorszy podgatunek ludzki.

Papiery ze szpitala jakie zostawiła na stole Betty też musiały być odpowiednie. Bo sierżant po drugiej stronie okienka czytał je z uwagą dobrą chwilę. Czasem zerkał na sierżant po drugiej stronie okienka ale mimo cywilnego ubrania teraz po tym papierze widział już ją widocznie jako sierżant a nie kogoś z cywilbandy.

- Tutaj jest skierowanie również na wyrobienie nowej książeczki wojskowej. Będziesz musiała przejść do gabinetu foto, tam zrobią ci zdjęcia. I wypisz formularz z danymi. Jak skończysz i zrobisz to zdjęcie to gdzieś za 2 tygodnie będzie gotowa ta książeczka. Na razie wystawię ci tymczasową ale musisz ją przedłużać co tydzień. - wyjaśnił jej facet o połowę pewnie starszy, z połowę grubszy a jednak w tym samym stopniu. Nabrał do niej na tyle szacunku, że zwracał się jak do kogoś równego sobie mimo, że nie miała na sobie munduru.

Procedura zrobienia fotografii była dość prosta i nawet ekscytująca. W końcu kto mógł sobie pozwolić zrobić zdjęcie i to do prawdziwego dokumentu? Fotograf był i cywilem i zawodowcem, usadził Lamię na taboreciku, cyknął kilka fotek i już. Wywołanie zdjęć musiało trochę potrwać i po części dlatego też uzależnione to było ile potrwa wyrobienie dokumentu. Gdy wróciły do wojskowej administracji tam zdecydowanie panował koszarowy klimat. Plakaty propagandowe zachęcające do zaciągnięcia się lub wsparcia a jakiejś akcji wysiłku wojennego. Na przykład plakat zachęcający do zbiórki ołowiu ze starych akumulatorów i baterii aby wojsko mogło je przetopić i mieć czym strzelać. Potem z takich akcji czasem na Front trafiał jakiś ckm albo paczka naboi z życzeniami od pracowników jakichś zakładów czy miasta jacy złożyli się na dany ekwipunek.

Na ścianie była tablica na jakiej urządzono ścienną gazetkę z różnymi wycinkami z gazet, artykułami, obwieszczeniami, nawet było kilka listów gończych za dezerterami, bandytami i tego typu kanaliami. Były też oferty pracy dla sektora wojskowego, działał Korpus Demobilizacyjny, który pomagał weteranom przejść do cywila, był namiar na Dom Weterana oraz ogłoszenie o zapisach na paradę z okazji Dnia Weterana jaki był hucznie obchodzony bo w końcu był listopadowym odpowiednikiem 4 Lipca tylko bardziej poważnym. Generalnie wyglądało na to, że ta wojskowa administracja na tym dalekim zapleczu frontowym działa silnie i prężnie.

W międzyczasie zaś sierżant przepisał dane z formularza wcześniej wypełnionego przez starszą sierżant Mazzi do tymczasowej książeczki wojskowej. Wyglądała dość licho i marnie no i była bez fotografii. Ale znała już takie i z frontu gdzie czasem ta “tymczasowa” książeczka służyła dłużej niż żywot właściciela. I wedle daty wydania ważna była do następnego poniedziałku czyli do 14.IX. Więc lepiej by w poniedziałek czy wtorek rano wróciła aby ją przedłużyć. Lepiej w poniedziałek bo w poniedziałek wydawano tygodniówki to by mogła załatwić od razu dwie rzeczy w jeden dzień.

I z tą tymczasową książeczką mogły pójść do kasy. A tam gdy naliczono starszej sierżant zaległe wypłaty za ostatnie trzy miesiące okazało się, że w bonach wydano jej całkiem sporą górę gambli. - Woow! Ale teraz jesteś bogata! - Amelia była pod wrażeniem gdy zobaczyła ile bonów odebrała jej kumpela. I chyba nawet się trochę zdenerwowała gdy dotarło do niej, że będą wracać przez miasto z “taaakąąą” kasą. Coś bredziła, że chyba by można za to kupić jakiś sensowny samochód czy coś takiego.

Frontowiec i to z licznymi dziurami w pamięci też miała trudności z ogarnięciem “taaakieeej” kasy jak to nazywała Amelia. Na Froncie żołd i gotówka były dość abstrakcyjnym, wręcz futurystycznym pojęciem. Na posterunku czy w okopie te kolorowe papierki same w sobie nie były zbyt wiele warte. Zaczynały nabierać wartości dopiero jak ktoś wyjeżdżał na przepustkę. Zwłaszcza na taką dłuższą aby pojechać choćby do takiego city jak Sioux Falls aby można je było z sensem wydać. I z reguły wydawano bez oporu bo na co było je trzymać jeśli po powrocie można było zginąć następnego dnia? A teraz wyglądało na to, że starsza sierżant znalazła się w miejscu gdzie za te bony naprawdę można było coś kupić. I to nie tylko aby się zabawić na wieczór czy dwa.

Ale system dbał o swoje dzieci jeśli pożyły wystarczająco długo aby móc do odczuć. I starsza sierżant widziała kwity. Dostała za stopień, za wysługę lat, za specjalność sapera która też była nieźle płatna. I pewnie dostałaby za różne odznaczenia i kursy które mogłaby udowodnić, że ukończyła no ale tego nie dało się zrobić z tak dziurawymi papierami jakie pokazał jej porucznik Rodney.

Sporo szło na socjal. Na fundusz zdrowotny czy takie instytucje jak Dom Weterana. Ale i miała spore ulgi na mieście i jako weteran z mocnym uszczerbkiem na zdrowiu i jako mundurowy. Nawet jeśli bez munduru. Jako mundurowej należał się jej choćby darmowy przejazd komunikacją miejską po mieście a za ten uszczerbek na zdrowiu łącznie z osobą towarzyszącą jako opiekunem. Ze szpitala miała skierowanie do Domu Weterana który i tak opłacała ze swoich wojskowych składek więc wikt i opierunek miała w razie potrzeby zapewniony przez “firmę”. Miała też sporo zniżek do tych instytucji i towarów gdzie budżetówka mogła wcisnąć swoje macki. Jak choćby w publicznych stołówkach czy lokalach które honorwały te ustalenia. Czasem symboliczne 5% taniej a czasem nawet i 50% mniej. Generalnie znów więc wychodziło, że żywot mundurowego i weterana w tym Sioux Falls może być całkiem znośny a nawet wygodny. W sporej części dowiedziała się tego właśnie dzięki podekscytowanej paplaninie Amelii która wciąż była pod wrażeniem “taaakieeej kasy!” jakie wyniosła ze sobą starsza sierżant.



2054.09.08 - wtorek południe; słonecznie; Sioux Falls, mieszkanie Betty


Wracały już do domu. Zakupy udały się aż nadto dobrze. Wracały obładowane torbami z zakupami. Amelia zaprowadziła swoją jak się o dziwo okazało, nadspodziewanie bogatą kumpelę, do sklepów i mogły tam przebierać i wybierać w ciuchach do woli. Blondynka okazała się trzeźwo myślącą osobą i potrafiła wskazać miejsca warte odwiedzenia więc przekrój przez asortyment ubraniowy był ogromny. Od zimowych kurtek po bieliznę, od pasów taktycznych po buty. Z ubraniami Amelia wskazała więc istne zagłębie, można było przebierać w stosach ubrań i to całkiem tanich. Właściwie to blondynka przypomniała sobie, że zna namiar na zakład krawiecki co szyją ubrania na zamówienie. Najczęściej mundury galowe dla miejscowej kadry no ale nie tylko. W każdym razie marka “Suit Craft” była w mieście oznaką dobrego stylu i jakości.

A potem jeszcze zabrała Lamię na pchli targ. Ten sobie starsza sierżant przypomniała tylko go zobaczyła. Była tutaj! To pamiętała. Wyrwany urywek błąkał jej się w pamięci jak sunie między ludźmi i straganami rozglądając się i szukając… no nie pamiętała czego wtedy szukała. Ale pamiętała, że była. Tym razem jednak okruch wspomnienia nie wywołał żadnej lawiny reperkusji więc mogła pochodzić, pooglądać, pozwiedzać, popytać a nawet kupić coś.





A wydawało się to jak jedno, wielkie gratowisko gdzie można było kupić chyba wszystko. Dawne widokówki ze Sioux Falls albo z innych miast. Książki, gazety, rozkładówki. plakaty z dawnych gier czy z gwiazdami filmowymi, postaciami z komiksów. Płody rolne, owoce z ogródków i sadów, żywe i już ubite zwierzęta domowe, skórki tych zwierząt, konie, rowery, paliwo, stare i nowe lekarstwa, narzędzia, noże, planszówki, ubrania, przetwory w słoikach, kosmetyki, figurki, biżuteria, raczej z tych tanich. Można było też coś zjeść na ciepło w licznych budkach z szybkim jedzeniem, popić w pobliskim lokalu, zabawić się na godzinę, dwie czy pół z którąś z kolorowo ubranych pań, wynająć przewodnika czy pracownika, zwykle do typowo fizycznych zadań jak rozładowanie czy załadowanie czegoś. Natomiast rzucał się w oczy brak broni i amunicji. A ile jeszcze jakaś broń biała jako noże bojowe czy nawet szable bywała tam czy tu to czegoś do strzelania nie było widać. Wedle Amelii na sprzedawanie broni trzeba było mieć specjalną licencję bo te dość zmilitaryzowane miasto dość krzywo patrzyło na cywilów bez żadnej kontroli machających bronią. Więc jak ktoś chciał się dozbroić no zwykle wędrował do tych specjalnych sklepów z bronią.

Wróciły do domu szczęśliwe, rozradowane i obładowane. No a Lamia o wiele bogatsza w liczne bony gotowe do wydania na różne sposoby. Zdążyły rzuć wszystko w domu i porozkładać po kuchniach i pokojach. Nawet odsapnąć, zrelaksować się i wziąć się za zrobienie obiadu co na dwie pary rąk było i łatwe i przyjemne. I wtedy usłyszały pukanie do drzwi wejściowych. Mocne i zdecydowane chociaż pukanie a nie walenie. Z godzinę czy dwie za wcześnie niż Betty kończyła zmianę. Zresztą miała swoje klucze więc nie pukałaby do swojego mieszkania tylko je otworzyła i weszła. Amelia popatrzyła zdziwiona na Lamię niepewna co robić.

Lamia przeszła przez living room a za nią podreptała blondynka. Podeszła i otworzyła drzwi a za nimi stał gliniarz. I chyba chociaż trochę się zdziwił widząc młodą odstawioną i wymalowaną kobietę z nałożynym kuchennym fartuszkiem na biodrach.





Gliniarz nie był już pierwszej młodości i pewnie był starszy i od Lamii, i Amelii, i Betty. Ale spojrzenie miał dość ponure i poważne rozsiewając wokół siebie aurę jasno dającą znać, że nie zna się na żartach i lepiej z nim nie żartować.

- Dzień dobry. Jestem detektyw Ramsey. - powiedział zerkając ponad ramieniem Lamii w głąb mieszkania i pewnie dostrzegł blondynkę. A ona jego. Wydała z siebie cichutkie i niezbyt radosne “och” chyba niezbyt się ciesząc z wizyty policji. - Ty pewnie jesteś Lamia Mazzi. - powiedział taksując wzrokiem stojącą w progu kobietę. - Dzień dobry Amelio. Mam nadzieję, że mnie pamiętasz. - rzucił nieco głośniej w głąb korytarza a blondynka cicho i niechętnie potwierdziła. - Mam tu coś dla was. - powiedział gliniarz wyjmując jakąś złożoną kartkę z kieszeni na piersi. Gdy Lamia ją rozłożyła dostrzegła krótką notkę na chyba wyrwanej z jakiegoś notesu kartki.


Cytat:
Gołąbeczki! Był u mnie detektyw Ramsey i chciał rozmawiać z Amy ale nie wiedział, że jesteście u mnie na przepustce (mówiłam, że na wariata wszystko). Więc pojechał do mnie czyli do was. Mówił mi, że chce porozmawiać z Amy o tym co jej się przytrafiło. Ja nie mam nic przeciwko o ile Wy nie macie nic przeciwko. Pamiętajcie, że nie musicie rozmawiać z policją albo możecie umówić się na kiedy indziej np. jak ja będę.

Z ucałowaniem Betty

PS. Zaniosłam Danielowi ciasto z wieczora i nie wiem czy się bardziej zdziwił czy ucieszył tak samo jak te jego gamonie z sali.



- No to jak? Macie ochotę porozmawiać z policją czy umówimy się na jutro? - zapytał Ramsey gdy Lamia przeczytała kartkę. Kartka była tylko złożona, bez żadnej koperty czy innej ochrony danych więc jeśli chciał to mógł ją przeczytać. Podobnie jeśli Betty dała mu znać w szpitalu co tam napisała. Amelia skrzywiła się i stała niezdecydowana czy rozmawiać teraz czy kiedy indziej. Facet wydawał się być uparty i zdeterminowany porozmawiać z nią w ten czy inny sposób i blondynka też zdawała się do wyczuwać a jednak rozmowa o tym co się jej przytrafiło jakoś nie napawała ją radością. Popatrzyła w końcu na ciemnowłosą kumpelę jakby niemo szukała u niej porady.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline