Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-11-2018, 20:58   #47
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację

Narzekania i wyrzuty… Caine zbył je milczeniem. Uśmiechnął się cierpko słysząc słowa McGee. Czyżby adwokat chciał wywołać u niego wyrzuty sumienia? Naiwne podejście. Caine nie był prostaczkiem z ławy przysięgłych. Retoryczne chwyty na niego nie działały.
- To wszystko?- zapytał wprost.- To wszystko co potrafiłeś ustalić? Jeśli potrzebujesz czasu, by dowiedzieć się więcej to nie ma z tym problemu. Jeśli jednak to wszystko, to…- przerwał wypowiedź dramatycznie. Tak by McGee poczuł się jak uczniak zdający egzamin przed surowym profesorem.

- Tak to wszystko. - powiedział beztrosko Erik, ale słychać było w tym zdaniu nutę irytacji. - Oczywiście, że to wszystko. Nic więcej nie da się ustalić.

McGee nie zraził się tonem Jamesa. Granie uczniaka cholernie go nudziło. Przez chwilę korciło go by powiedzieć. “Nie wszystko to dopiero początek. Zapłać pięć tysięcy zielonych, a powiem ci wszystko.” Ale skoro Caine nie chciał współpracować, należało odpuścić.

- Niestety to wszystko… - połączenie telefoniczne zostało przerwane.

Caine przez chwilę rozmyślał, czy mógłby to rozegrać dyplomatycznie. I pewnie mógł, ale prawda była taka, że coś w McGee i jego podejściu drażniło doświadczonego adwokata. W Eriku było zbyt dużo z oślizgłej pijawki, wczepionej w nogę. Może to nie było praktyczne z jego strony, że tak “zignorował” ambicje Erika, ale… cóż poradzić, ten facet nie potrafił zrobić na nim dobrego wrażenia.
A skoro White’owie byli zajęci aż do następnego tygodnia, mógł osobiście udać się do kostnicy i odkurzywszy stare znajomości dopytać się o sekcję zwłok Morozowa. Ot, tak dla zabicia czasu. Po drodze wypadałoby kupić jakieś cygara, bo znany mu tam patolog był nałogowym palaczem.

Adwokat postanowił odwiedzić znajomego patologa Rashforda, ale niestety nie zastał go w kostnicy. Rashford jako uznany lekarz miał liczne obowiązki i prywatną praktykę, które przynosiła mu znaczne dochody. Nie mógł wyrzec się tych dolarów, które same szukały drogi do jego portfela. W biurze James Caine’a zastał asystenta, robiącego porządki w dokumentach.

Archiwista Roy Krog siedziedział zagrzebany w papierach. Pieczątki, podpisy, karty niezliczony szpitali. Przeklęty stos papierów. Roy nienawidził tej urzędniczej roboty. Kilka niefortunnych błędów sprawiło, że jego nieźle rokująca kariera została strącona w papierowe piekło segregatorów i szufladek.


Krog porządkował dokumentację medyczną. Na długim stole leżały rozłożone dokumenty, opisane rysunki i karty pacjentów, którzy już nie potrzebowali pomocy lekarzy.
- Hej Roy. Zajęty jesteś czymś ważnym?- zapytał przyjaźnie James przysiadając się na krawędzi biurka.
- Jak widzisz. - mruknął Roy. - Dawno cię u nas nie było. Co cię do nas sprowadza, bo domyślam się że nie pogaduszki?
- Skąd taki pomysł, że nie pogaduszki, właśnie? Niezobowiązujące ploteczki… nieformalne.- James wyjął kubańskie cygara i spytał.- Zapalisz?
- Chętnie - Roy poczęstował się. - nie było cię z trzy, może cztery miesiące. To pewnie coś konkretnego chcesz. Nie owijaj w bawełnę. No to o jaką sprawę chodzi?
- Kostnica to nie jest… miejsce do którego chce się wracać za życia.- zażartował James i podał cygaro Royowi, sam zapalił swoje i następnie pożyczył zapalniczkę archiwiście. - Interesuje mnie wasz ostatni denat. Morozow… telefonował do mnie przed śmiercią, ale nie miałem czasu odebrać. Jak pewnie rozumiesz… jego zgon jest dla mnie niepokojący.
- Morozow. Nowa sprawa. Przedawkował morfinę. Ale nie był uzależniony. Ktoś kto przyjmuje ją regularnie ma większą tolerancję na morfinę. Samobójstwo, ale słyszałem coś jeszcze. podejrzewają że ktoś go nastraszył czy nawet wymusił na nim śmierć.
- Na pewno to było samobójstwo, czy może zostało siłą wymuszone? - zastanowił się James ćmiąc cygaro.- Sekcja przyniosła jakieś ciekawostki?
- Ciekawostki - Roy skrzywił się. - Miał brzydką ranę na kutusie. Ktoś go paskudnie obrzezał. Nic dziwnego, że sobie strzelił morfinę na uśmierzenie bólu. Nie wiem. Jerry mówi, że też wolałby złoty strzał z morfiny niż tortury. Ale to tylko nasze spekulacje.
- Ile minęło czasu od obrzezania do śmierci?- zapytał ostrożnie Caine, szukając w głowie informacji na temat detektywa Warrena. Czy i kiedy słyszał to nazwisko.
- Nie pamiętam, ile czasu. Ale ta rana, by go nie zabiła. Ale musiała być bolesna.
- Wiesz.. nie pytam o konkretną godzinę. Bardziej ogólnie...dzień wcześniej, parę godzin?- zapytał James ćmiąc spokojnie cygaro.
- Pewnie parę godzin, o ile dobrze pamiętam. Nie była zagojona. - odparł Roy. - A kto to ten Morozow?
- Lekarz… pracujący bodajże w psychiatryku. Ostatnio namnożyło się takich… dziwnych zgonów.- westchnął Caine i wzruszając ramionami.- Blackwood to chyba zapoczątkował.
- Aha. No o Blackwoodzie słyszałem. Ale jego nie mamy. Zawieźli go do konkurencji. Baker i spółka go badali i cieli. - Roy położył rękę na portfelu i powiedział: - Na nic bogactwo. Nawet tacy sławni ludzie jak Blackwood idą do piachu.
- Współczuję facetowi, który zajmuje się śledztwem na temat jego zgonu. Sprawa pokręcona, prasa się mu pewnie kręci pod nogami a szefostwo oczekuje wyników.- odparł James zaciągając się dymem i nieco kłamiąc. Nie polubił O’ Connora na tyle, by mu współczuć.
- Nawet nie chce mi się o tym myśleć. - Roy Krog nie lubił detektywów, zbyt wiele razy traktowali go protekcjonalnie.

Archiwista zgasił papierosa. Czas na przerwę dobiegł końca.

- Ktoś zajmuje się sprawą Morozowa czy ją odfajkowano to jako samobójstwo i zamknięto ją?- zapytał niby mimochodem Caine.
- Na pewno nie zamknęli jeszcze tej sprawy. Papiery są u detektywa Warrena. Jego pytaj jak chcesz czegoś pewniejszego niż nasze domysły.
- Niestety teraz mam w planach spotkanie na którym… nie bardzo mogę palić. Chcesz? - zaproponował Caine podając Krogowi resztę cygar w pudełku.
- Pewnie. Dzięki. Rashford uważa, że intensywny zapach cygara najlepiej zabija smród trupów. - Krog spojrzał na stertę papierów. - Byle dotrwać do urlopu. - rzucił od niechcenia jedną z fiszek na blat.
- Powodzenia w tym. - rzekł na pożegnanie Caine i z uśmiechem opuścił kostnicę.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline