Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-11-2018, 11:40   #50
Amon
 
Amon's Avatar
 
Reputacja: 1 Amon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputację

319
Korweta Pszczelarz 3 nie była jakąś specjalnie małą jednostką, jednak w każdym pomieszczeniu, czy nawet korytarzu, Olga musiała przeciskać się między stłocznymi, często wystraszonymi ludźmi. Polki nic już nie bolało, a obraz z pękniętego oka korygował specjalny awaryjny skrypt.

Przez pewien czas cybnetką nikt się specjalnie nie interesował. Jednak wreszcie zabiegana logistka, Mia 56980, skupiła swoją uwagę na Oldze.
- Przepraszam, 319? - dziewczyna zastukała dłonią o ramię wyższej od siebie Polki - kapitan chciałby żebyś spotkała się z nim na mostku.
Wciąż nieco oszołomiona i pełna wyrzutów sumienia Olga spojrzała na kobietę ponuro, po czym skinęła głową.
- Gdzie to jest? - zapytała mechanicznie.
- Proszę za mną. - powiedziała logistyka i ruszyła przedsię.

Mia poprowadziła Olgę pod śluzę za którą znajdował się mostek. Uwadze Polki nie uszło, że jak do tej pory była jedyną białą na pokładzie Pszczelarza. Mia, podobnie jak wszyscy inni ludzie była azjatką.
- To tu - dziewczyna skłoniła lekko głowę iw momencie w którym śluza zaczęła się otwierać sama obróciła się na pięcie.

Na mostku znajdowały się trzy osoby, jedna kobieta w średnim wieku o orientalnych rysach oraz dwóch mężczyzn. Pierwszy z nich był młodym azjatą, drugi przypominał niskiego, południowo amerykańskiego indianina, koło trzydziestki. Tego ostatniego Olga rozpoznała po głosie, to z nim rozmawiała z pokładu Cienia Umy.
- Specjalistka Olga - powiedział indianin głosem sygnalizującym spore przemęczenie - Opiekun Set’An przekazuje swoje pozdrowienia, dostaliśmy rozkaz przetransportowania cię na jego osobistą barkę.
- Rozumiem - powiedziała kobieta, rozumiejąc tylko tyle, że znów jakiś wysoko postawiony “ktoś” wyciągał ku niej swoje macki. Nie dbała o to jednak teraz, czując, że nie bardzo ma na to wpływ. A i coś innego zaprzątało jej głowę.
- Co z ekipą z Cienia Umy? Kiedy ktoś im przybędzie na ratunek? I co właściwie stało się z tą stacją? - Mężczyzna, nad którym wisiało “Kwele Hakubi137, Kapitan zaopatrzenia” potarł skronie.
- Musiała nastąpić jakaś awaria, usterka albo może… nie wiem, kolizja? Na razie wiadomo tylko, że Stacja zderzyła się z planetą powodując tam ogromne zniszczenia, to może skończyć się nawet atomową zimą. Jeśli będzie wiadomo coś więcej, to pewnie i tak nikt nam nie powie… - zakończył z słabo ukrywaną złością, po czym odwrócił się od Olgi i spojrzał na jeden z monitorów. Polka zauważyła, że sprawdza tam status ocalałych, prawdopodobnie w poszukiwaniu kogos znajomego.
- Trudno powiedzieć - odezwał się wreszcie - to nie jest teraz najważniejsze.
- Dla mnie jest. Złożyłam im obietnicę - powiedziała, patrząc mu w oczy - Jeśli chcecie żebym współpracowała, proszę... tak, wciąż proszę, abyście wezwali dla nich pomoc. Oni cierpią.
Mężczyzna wypuścił z siebie powietrze.
- Sios… - ugryzł się w język i spróbował jeszcze raz, spokojniej. - Nie mówię, że dla ciebie nie jest. Każdy kogoś stracił, każdy tu cierpi, wszyscy, których tu dziś widzisz, stracili cały swój świat, większość z nich cały świat jaki kiedykolwiek widziała gołym okiem. Ktoś kiedyś zajmie się Transporterem i jego pilotami, ale nie my tutaj, ani nikt z kim ja mogę się skontaktować. No chyba, że ty masz możliwość załatwić to z samym Set’Anem kiedy już do niego trafisz. Jeśli masz taką możliwość, proszę spytaj go o moduł 35, czy ktoś stamtąd przeżył? Tam pracowała moja partnerka.
Olga z lat 90-tych miała ochotę zaśmiać się w twarz mężczyzny. Ta druga jednak potrafiła wczuć się w jego tragedię. Sama straciła na wojnie ukochanego.
- Zapytam, ale chcę, byś zrobił też coś dla mnie - powiedziała z uporem - Przekaż informację o Cieniu Umy jakiemuś wampirowi. Komuś z ich gatunku, kto jest w stanie pojąć, co oni tam teraz przeżywają. Tylko o to cię proszę. Przekaż informację w razie, gdybym ja nic nie ugrała.
Kwele już miał zupełnie mechanicznie przytaknąć gdy zawahał się.
- W zasadzie to nie wiem czy to byłoby przekazane transporterom przez Niematerię w skrypcie manifestu. Zgłoszę twoją prośbę najbliższej stacji, może coś z tym zrobią. - Mówił kapitan, a na ekranach za nim widać już było informacje o zbliżającym się okręcie Set’Ana. Kolisty pojazd przypominał właściwie małą stację.
Olga skinęła głową. Nie była zadowolona, ale czuła, że tylko tyle jest w stanie tu uzyskać.

***

Barka Babilon, nie była może tak obszerna jak Stacja, jednak wciąż pozwalała na cieszenie się dużą przestrzenią. Na Babilonie działały wizualizacje więc Olga mogła mieć scenerię jakiej tylko zapragnęła. Domyślną były zaś ociekające ozdobami ze złota i kamieni szlachetnych wnętrza przywodzące na myśl prawdziwy Babilon. Polkę przywitała biała kobieta, którą agentka gwiazd rozpoznała natychmiast: Monica Bellucci! wypisz wymaluj.
Włoska aktorka w skąpej bieliźnie stała przed Olgą.
- Bądź pozdrowiona siostro - powiedziała Bellucci - proszę, podążaj za mną.
- Nie jestem twoją siostrą - warknęła już bardziej odruchowo Olga, po czym udała się za kobietą.
- Jesteś tą aktorką? - zapytała w końcu, nie mogąc okiełznać ciekawości.
Monica obdarzyła Olgę niemal zalotnym uśmiechem lalki ale nic nie odpowiedziała. W korytarzu Polka minęła kilka innych kobiet. Znanych kobiet…
Partyzantka rozpoznała między innymi Helenę Grossównę i Gretę Garbo, Agentka Catherine Deneuve i kilka innych. Wszystkie kobiety wydawały się w tym samym wieku, coś między dwadzieścia, trzydzieści lat.
Monica doprowadziła Olgę do pomieszczenia w którym na kanapach siedziało jeszcze więcej białych “celebrytów” tym razem także mężczyzn, choć w równie skąpych co Monica strojach.
[MEDIA]http://patriotsjerseysale.us/wp-content/uploads/2018/05/luxury-classic-interior-design-image-result-for-moroccan-majlis-interior-interiors-luxury-500-x-375-pixels.jpg[/MEDIA]
- Jak leci mała? - zagaił ją męski głos w tym samym momencie gdy do nozdrzy doleciał znajomy zapach papierosowego dymu. Lemmy Kilmister siedział na sofie w samych, złotych bokserkach z założonymi nogami. Oczywiście kopcił.
To był świat, który Olga - agentka gwiazd znała, jednak który nijak nie pasował do realiów, w których obecnie się znalazła. Czyżby traciła rozum? Dopiero co oglądała upiorną scenerię na pokładzie Cienia Umy i patrzyła w twarz wampira, który walczył z głodem, a teraz to... Naprawdę nie była na to gotowa. Nie teraz.
- Załoga z Cienia Umy pilnie potrzebuje pomocy. - zameldowala, stając sztywno, jakby wciąż była w organizacji wojskowej. Ani słowa o swoim zdziwieniu otoczeniem, czy o tym, że rozpoznawała twarz rozmówcy i... nijak nie potrafiła uwierzyć, że rozmawia z tym prawdziwym Lemmym.
- Skoro tak mówisz. - Lemmy wypuścił dym i strzepnął popiół z peta na podłogę.
- Co za wymiary… - zza pleców doszedł Polkę nowy męski głos.
[MEDIA]http://www.tracking-board.com/wp-content/uploads/2015/10/Eddie_Murphy.jpg[/MEDIA]
Set’An klasnął w dłonie wyraźnie zadowolony z tego co widział (a patrzył prosto na Olgę). Czarnoskóry ubrany w białą, przypominającą sutannę tunkę świecił uśmiechem śnieżnych zębów.
Wszystko w Oldze skręcało się teraz ze złości na takie traktowanie i dopominało ciętej riposty. Jaki jednak to miało cel? Skoro ten pajac miał możliwości, by zrealizowała dane Tzimowi przyrzeczenie, postanowiła powściągnąć temperament.
- Jeśli chcecie, bym z wami współpracowała, to im pomóżcie - powiedziała neutralnym tonem, pozwalając się oglądać jak... jak jakaś klacz na giełdzie.
Set’An przekręcił głowę, teatralnie obejrzał się za siebie po czym znów uśmiechnął się radośnie.
- Podoba mi się ta trzecia osoba… Specjalistko 319, z tego co co wiem… wiemy, pracujecie dla Kai’Re. Jeśli chcecie jednak pracować dla nas, hmm… możemy zapewne dojść do jakiegoś konsensusu, jesteśmy pewni, że mamy jakieś wolne etaty… - mężczyzna mrugnął do Polki.
To nie był odpowiedź, której się spodziewała, jednak Olga starała się nie pokazać tego po sobie.
- Jeśli czegoś ode mnie chcecie, wykażcie się dobrą wolą i zróbcie to, o co proszę. Ci ludzi... - zawahała się, po czym jednak spojrzała na Set’Ana i Lemmy’ego z uporem - Ci ludzie skazali się na cierpienia, a może i śmierć, pozwalając mi tu przybyć. A ja nie zamierzam tego zostawiać. Dość masz waszego gadania. Jeśli chcecie mieć moją uwagę, zróbcie coś do kurwy nędzy. - wysyczała, pozwalając sobie na uwolnienie odrobiny temperamentu.
Lemmy nie wydawał się niczym przejęty, dopiero kiedy jakaś kobieta, której niestety ani agentka gwiazd, ani partyzantka, nie kojarzyła jako gwiazdy filmowej (choć oczywiście mogła taką być) wprosiła się na jego kolana, mężczyzna uśmiechnął się. Set’An na moment odpłynął wzrokiem co było dla Olgi sygnałem, że przegląda jakieś informacje.
- Aaa… o to ci chodzi, trzeba było tak od razu - czarnoskóry machnął ręką. - właśnie zamawiam nawigatora, przecież bez pilotów nie dostanę naszego transportu. - Set’An podszedł bliżej Polki - Pięknie, pięknie… - po czym spojrzał na jej oko - o jaka szkoda, Gdyby nie ta tragedia ze stacją, mógłbym zaoferować serwis, oczywiście... gratis, ale tak, moje ręce są trochę związane… - mężczyzna rozłożył ręce stojąc pośrodku wytwornej sali w towarzystwie zastępów “celebryckich” hostess.
- Nie rozumiem o czym mówisz... z tym serwisem. - odparła wciąż spięta Olga.
- Serwis naprawczy - doprecyzował Set’An z wciąż poszerzającym się uśmiechem - moja złotowłosa cybnetko.
- Wszystko u mnie działa - odparła chłodno. Nie miała ochoty, by znów ktoś w niej “grzebał”. To było zbyt... intymne.
- Nie wątpię… - Oczy Set’Ana aż się zaświeciły. - skoro tak palącą cię kwestię pilotów, mamy już za sobą, moja droga, może przejdziemy do meritum twojej obecności w tym dobrze przeze mnie zarządzanym sektorze.
- Słucham.
- Wybornie, proszę, przejdźmy się. - zaproponował czarnoskóry.

***

330
Polka nie musiała polegać na swoim nowym nieumarłym znajomym w kwestii odnalezienia kantyny, schematy dawnych okrętów jakie posiadała w głowie doskonale się sprawdzały. Mimo wszystko Mal jej towarzyszył. Miejsce wyglądało jak okrętowa kantyna, jednak przynajmniej połowa oświetlenia była wyłączona… lub nie działała. Oczywiście nie było tam żywej duszy. Mal wskoczył na jeden ze stolików i usiadł na nim skrzyżnie tak, że jego głowa znów zrównała się z poziomem Elżbiety.
- Będziesz dziś tańczyć?
Ela rozejrzała się po kantynie szukając czegoś do jedzenia.
Za barem zgodnie z wyliczeniami CCI było wystarczająco alkoholu dla kilkudziesięciu dorosłych ludzi na ponad sto dni codziennej konsumpcji. W odróżnieniu od kantyny we Wrotach Domeny, bar nieumarłych był wyposażony w naczynia wykonane z prawdziwego szkła. Poza procentami płynami były też koktajle proteinowe. Prawdziwy ciekły szwedzki stół.
- Nie wiem. - Zerknęła na siedzącego na sole Mal. - A jest to konieczne?
- No jakby było to bym się przecież nie pytał - uśmiechnął się wampir. - Ja będę, świetnie tańczę! - pochwalił się.
- Ja raczej nie tańczę najlepiej. - Profesorowa znów podniosła bunt w głowie Elżbiety, podczas gdy agentka skupiła się na nalewaniu sobie wina. - Ale chciałabym poznać załogę skoro mamy lecieć razem.
- No właśnie - Mal pokiwał głową - dlatego właśnie powinnaś zatańczyć, a najlepiej ze mną… - w czasie gdy wampir mówił z zacienionych kątów pomieszczenia zaczęły wyłaniać się postacie. Kobiety, mężczyźni oraz… osoby które trudno było sklasyfikować i Elżbiecie i CCI, anatomia była ułudna a z racji iż wszyscy byli technicznie martwi, to określenie ich płci za życia nie było wcale takie proste. Jedno Polka wiedziała na pewno: Wampirów będzie na “prywatce” znacznie więcej niż żywych, kobieta naliczyła trzydzieści pięć osób. Nieumarli wydawali się zajęci sobą, kilku zajęło miejsca przy stolikach inni oparli się o filary. Niektórzy nieumarli wyglądali względnie jak ludzie, lub martwi ludzie, ale kilku miało bardziej wyszukany wygląd: trzech było całkowicie czarnych, jak smoła, inny biały jak śnieg. Cztery kobiety posiadały rogi i ogony. Każdy wampir ubierał się w swoim własnym, niepowtarzalnym stylu, od antycznych szat, poprzez orientalne kroje po barokowe suknie, jednak zdecydowanie przeważała ciemna kolorystyka. Wśród nieumarłych, Elżbieta wypatrzyła troje mających postać garbatych starych “wiedźm”, na domiar złego, to właśnie ta trójka miała najbardziej roznegliżowane stroje i robiła najbardziej wulgarne pozy. “baby” podeszły do baru i zajęły się rozlewaniem trunków do kieliszków, szklanek, kufli…
Polka uśmiechnęła się do Mala upijając łyk wina.
- To dosyć nietypowe podejście. - Rozejrzała się po zbierających się indywiduach odrobinę przytłoczona ich różnorodnością. - Zazwyczaj gdy się chce poznać dużą grupę, należy starać się by porozmawiać z jak największą ilością osób. Gdy zajmę się tańcem z tobą może być to nieco utrudnione prawda?
- Rozmawiać, rozmawiać… - Mal chwycił od “baby” szklankę z czerwonym płynem. - no dobra, rozmawiajmy więc… - upił łyk i od razu się “ożywił” - O czym byś chciała pogadać z takim przystojnym chłopakiem jak ja?
Ela zaśmiała się.
- Na przykład chętnie bym się dowiedziała jak trafiłeś na ten statek, jak… jak stałeś się. - Zawahała się uznając, że pytanie może być nieodpowiednie. - Dlaczego tak bardzo chcesz ze mną zatańczyć?
Mal wyciągnął ręce przed siebie
- Hola, nie tak szybko - uśmiechnął się - najpierw odpowiem na twoje pierwsze pytanie, a ty sama będziesz mogła zdecydować czy mówię poważnie. - mężczyzna upił kolejny łyk po czym odstawił na bok szklankę.
- Mama mówi, że byłem kiedyś bardzo niegrzecznym chłopcem. Jednak ja sam tak nie uważałem. Wysłano mnie w daleką podróż tym właśnie statkiem. Tam spotkała mnie mama, powiedziała, że będzie prywatka i że bardzo by chciała, żebym na nią przyszedł, że bardzo chciałaby ze mną zatańczyć… - Mal przejechał palcem po brzegu szklanki wytwarzając tym samym wibrujące dźwięki.
- Teraz… czy to prawda?
- Ta mama była wampirem? - Ela przyjrzała się mężczyźnie przez chwilę analizując jego słowa. Czemu nagle poczuła się, czemu ta cała sytuacja zrobiła się teraz niepokojąca? - Czemu odnoszę wrażenie, że ten taniec nie oznacza tego co pamiętam?- Spytała odrobinę siebie, a odrobinę stojącego przed nią Mala.
- Była i jest - odpowiedział Mal. - Mama mówi, że każdy kiedyś był kimś innym, jednak po pewnym czasie to zapomniał. Teraz jestem po prostu Mal i choć kiedyś byłem człowiekiem, już tego nie pamiętam.
Elżbieta najpierw poczuła zapach potu, a dopiero potem odgłosy ludzkiej załogi, która właśnie wchodziła do kantyny, dopiero wtedy zdała sobie sprawę jak bezszelestnie poruszają się nieumarli i jak są bezwonni.
- A taniec? Czy to po tańcu stałeś się wampirem? - Ela tylko zerknęła ponad ramieniem na wchodzących ludzi zastanawiając się jak ona pachnie. Co czują wampiry? Czy są w stanie wyczuć to jak bardzo została… wypełniona technologią?
- No chyba! - wampir roześmiał się - przecież inaczej musiałbym to pamiętać. - mężczyzna zbliżył się do Polki - dlatego teraz chciałbym właśnie zatańczyć - Mal rzucił przelotnym spojrzeniem na dopiero co przybyłych i lekko wystraszonych śmiertelników. Wargi wampira rozszerzyły się jakby miał je za chwilę oblizać… nie zrobił tego jednak.
- Zresztą, kiedy ludzie zobaczą, że ty tańczysz ze mną, to się przestaną bać każdego cienia. Przecież nie w każdym ktoś jest… - Wampir rozejrzał się po kątach i wskazał palcem jeden z nich - np tam nie ma nikogo.
- Dlatego chciałbyś zatańczyć? Chciałbyś bym stała się jednym z was? - Ela nie cofnęła się ale jej mięśnie dziwnie się napięły. Nie chciała być niemiła wobec gospodarzy, ale nie zamierzała też stawać się nikim innym niż tym kim była… kimkolwiek była. - Zatańczę z tobą jeśli to będzie jedynie taniec.
Mal stanął z Polką twarzą w twarz po czym jego dłonie zacisnęły się na pośladkach kobiety i przycisneły je do chłodnego ciała mężczyzny.
- W porządku, tylko taniec przytulaniec, chyba, że poprosisz mnie o więcej - obiecał wampir i w tym samym momencie w eterze zabrzmiała melodia rodem z orientalnego festynu zaklinania węży.
Ela powstrzymała się by nie uderzyć wampira. Nie chciała robić kłopotów na statku, jednak… to zachowanie lekko ją irytowało i niepokoiło. Niepewnie ułożyła mu dłonie na ramionach.
- U mnie przy przytulańcach nie kładzie się dłoni na pośladkach partnerki… nie wiem czy będę potrafiła do tego zatańczyć. - Spróbowała się uśmiechnąć ale czuła, że średnio jej to wyszło.
- Przepraszam - Powiedział Mal przesuwając dłonie na talię kobiety, jego ton był albo szczery, albo po prostu symulował sposób mówienia skruszonego dzieciaka - masz takie fajne i ciepłe ciałko że nie mogłem się powstrzymać. - W międzyczasie śmiertelnicy dobrali się już do alkoholu a jedna z bardziej rozgarniętych techniczek musiała nawet wyszukać w swoim KO jakieś info na temat tańca. Elżbieta zdała sobie sprawę, że też tak może. Z lekkim wahaniem ludzie dołączyli “na parkiecie” do gospodarzy. Jedna kobieta wlała w siebie dwie szklanki wina, zanim zaakceptowała swojego tanecznego partnera, mężczyznę nieco szczuplejszego od Mala, z całkowicie czarnymi gałkami ocznymi. Jeden ze śmiertelnych techników z kolei można powiedzieć, że aż za bardzo ośmielał się w towarzystwie wampirzej tancerki, która była fizyczną i dosłowną reprezentacją sformułowania “kobieta wamp”.
- Nie przejmuj się, nauczę cię - powiedział Mal i chwilę po tym jego noga znalazła się między udami Polki w preludium do obrotu partnerką.
Elżbieta powstrzymała swoje ciało przed typową reakcją zakręcając odpowiedni kurek z hormonami. Nie była pewna czy powinna się poddawać wampirowi, nie wiedziała nawet do czego może to wszystko doprowadzić. Jednak na razie przypominało to nieco jeden z tych bardzo… intymnych latynowskich tańców więc chyba było w porządku. Pozwoliła KO przenieść dane o tańcu do ciała, tak jak zrobiło to ze sterowaniem tamtym statkiem kosmicznym i poddała się prowadzącemu ją mężczyźnie.
- Dobrze. - Ułożyła dłonie zgodnie ze wskazaniem. Taniec w istocie należał do tych wyjątkowo intymnych, jednak Mal i Elżbieta nie byli jedyną parą na parkiecie, Polka zobaczyła jak wcześniej widziana wampirzyca, namiętnie całuje technika z którym tańczy. Ugryzła go w wargę i zlizała kroplę krwi. Mężczyzna jednak nie wyglądał na spłoszonego, w jakiś sposób wystraszonego, przeciwnie, sam chwycił mocniej kobietę i przycisnął ją do siebie. Ta jednak wyrwała się szybko z jego uścisku nawet nie przy użyciu siły co raczej niesamowitej zwinności, z gracją, zachęcała mężczyznę by za nią podążał, śmiejąc się do niego. Para bawiła się bardzo dobrze. Mocno wstawiona techniczka, zaczęła zaś stawiać bardziej odważne kroki w tańcu ze swoim czarnookim towarzyszem. Tylko Mal pozostawał całkowicie “grzeczny” i nie ważył się choćby kąsać Elżbiety.
Przynajmniej narazie.
CCI przypomniał Elżbiecie, że utwór skończy się za pół minuty.
Obserwowane zachowania budziły w Polce niepokojąco interesujące
- Jak to działa? Niedawno się jeszcze was bali? - Spojrzała na Mala nie do końca pewna czy kolejne pytanie powinno opuścić jej usta. - Też chciałbyś się ze mnie napić?
Mal przybliżył usta do jej ucha.
- To jest dla ludzi bardzo przyjemne… a co…? chciałabyś? - powiedział bardzo cicho jakby bał się, że ktoś go usłyszy.
Profesorowa zaczęła mocno protestować, używając w myślach słów, których agentka by się po niej nie spodziewała. Co w Malu jej nie odpowiadało? Był niemiły? Profesorowa skuliła się i coś tam napomknęła o umarlakach. To chyba była jakaś forma rasizmu, prawda? Gatunkizmu?
- Tak. Jestem ciekawa. - Agentka odpowiedziała nim profesorowa znów obrzuciła ją falą protestów.
Mal wydawał się bardzo pobudzony, w pewien sposób wręcz wystraszony.
- W takim razie lepiej stąd idźmy - powiedział niezwykle cicho do ucha kobiety - nie powinni nas oglądać.
- Czemu? - Ela odpowiedziała szeptem. - Innym chyba nie przeszkadza, że są widziani, prawda?
- To są ludzie… - wyjaśnił ściszonym głosem Mal - kąsanie cybnetów to przestępstwo.
To lekko zbiło Polkę z tropu. Szybko poprosiła KO o informację na temat tego jakie są kary za takie zachowanie. Profesorowa nagle bardzo zainteresowała się sytuacją. Były cybnetem? Czym się różniły od ludzi? Toż nadal miała krew, prawda?
Zgodnie z “wiedzą Elżbiety” około tysiąc lat temu Hetman Pierwszej Floty Ekspedycyjnej zobligowała stworzone przez siebie wampiry do nie pożywiania się z Homo Cyberneticus. Obrońcy ludzkości mieli na zawsze pozostać nieskalani wpływem Niematerii. Domeną wampirów miały pozostać okręty które pilotują. To Ludzka administracja miała decydować kto i czy w ogóle zostanie przekazany pilotom. Rada Domeny zatwierdziła w późniejszym czasie ustęp do tego rozporządzenia pozwalając wybranym przez siebie wampirom na tworzenie diaspor na niektórych planetach. W takim przypadku wampir założyciel wraz ze swoimi “potomkami” miał na zawsze pozostawać na konkretnej planecie.
- Możemy wyjść.. Ale jeśli to byłoby dla ciebie niebezpiecznego to nie przejmuj się moją ciekawością.
- Nie no jasne, że idziemy. - Mal był cały nabuzowany entuzjazmem.
- Dobrze… gdzie chcemy iść? - Ela dopytała KO o formę kary za złamanie tego zakazu, podczas gdy profesorowa stawiała coraz śmielszy opór delikatnie napinając ich ciało.
- Może do ciebie? - uśmiechnął się Mal. CCI miało jedynie zdawkową informację na temat kar pośród wampirów: “Grzechy ojca przechodzą na dziecko, dziecka na ojca, wszystko zostanie w rodzinie, rodzina wszystkim się zajmie.”
- Dobrze. - Ela ujęła wampira pod ramię i poprowadziła w stronę swojej kajuty. - Mogę cię jeszcze dopytać o kilka rzeczy?
- O kilka. - odpowiedział Mal pośpiesznie prowadząc Elżbietę korytarzami wprost ku jej kajucie.
- Twoja matka, jest na statku? - Spytała dostosowując się do kroku wampira.
- Oczywiście, nikt nie opuszcza tego miejsca po śmierci.
- Była… na przyjęciu?
- Tego nie można nigdy wykluczyć, choć rodzice przeważnie są zajęci pilotarzem.
 
__________________
Our obstacles are severe, but they are known to us.
Amon jest offline